Lepiej ze mną nie zadzierać

NATASZA PARZYMIES jest studentką Warszawskiej Szkoły Filmowej, a także reżyserką oraz scenarzystką pierwszego polskiego miniserialu lesbijskiego. Kolejne odcinki mają na YouTube miliony wyświetleń. „Kontrola” to historia dwóch dziewczyn, które przypadkowo spotykają się na lotnisku – właśnie wtedy wychodzi na jaw, że łącząca je kiedyś namiętność wcale nie zniknęła. Z Nataszą rozmawia Monika Balińska

 

Foto: Emilia Oksentowicz/.kolektyw

 

Na początku chcę ci przede wszystkim pogratulować – ledwo zaczęłaś studiować, a już świętujesz pierwsze sukcesy i robisz rzeczy, których nie zrobił nikt wcześniej w polskiej branży filmowej. Twój profil na YouTube ma 144 tysiące subskrypcji, a pierwszy odcinek „Kontroli” ponad 11 milionów wyświetleń. Spodziewałaś się takiego sukcesu?

Dziękuję ci bardzo! Absolutnie nikt nie spodziewał się takiego sukcesu. „Kontrolę” numer 1 zrobiliśmy jako moje zaliczenie na pierwszym roku studiów w Warszawskiej Szkole Filmowej. Była to dwuminutówka na egzamin o tematyce erotycznej, którą potem wrzuciłam na YouTube z myślą o znajomych. Po kilku dniach zaczęło przybywać wyświetleń, ludzie oszaleli. Po ponad roku wyszedł kolejny odcinek i nikt z nas nie wiedział, jak zostanie odebrany. Ostatecznie widzowie pokochali Majkę i Natalię, ale stres był naprawdę ogromny.

Jak to się dzieje, że „Kontrola” w ogóle powstaje? Z jaką ekipą robisz serial?

Po ogromnym sukcesie naszej krótkometrażówki w internecie, widzowie zaczęli wysyłać wiadomości i komentarze z prośbą o kontynuację, dwie minuty im nie wystarczały! Razem z moim wspaniałym operatorem Filipem Pasternakiem, kierowniczkami produkcji Magdą Knapczyńską i Olą Rudzką oraz aktorkami Adą Chlebicką (Natalia) i Eweliną Pankowską (Majka) stwierdziliśmy, że czas zrobić miniserię – kontynuację pierwszej „Kontroli”, którą na początku traktowaliśmy jak zamkniętą całość. Myślałam o tym długo, aż w końcu jakaś historia zaczęła mi się układać w głowie, wtedy zaczęliśmy szukać pieniędzy na realizację projektu. Filmu nie da się zrobić w pojedynkę. „Kontrola” nie powstałaby bez naszej ekipy, która pracuje pro bono. W większości to moje koleżanki i koledzy ze szkoły filmowej oraz nasi rówieśnicy, którzy po prostu zdecydowali się pomóc. Przy jednym odcinku „Kontroli” pracuje 20-30 osób. Są naprawdę najlepsi na świecie, aż trudno opisać, ile zaangażowania i serca wkładają w ten projekt. Dużą częścią budżetu „Kontroli” jest wsparcie finansowe Parady Równości oraz naszych fanów, którzy wzięli udział w zrzutkach internetowych. Bez nich byśmy nie ruszyli. Potem dołączyło się m.in. Panavision Polska, od których mamy profesjonalny sprzęt filmowy.

Dostajesz dużo wiadomości od fanów?

Z każdym odcinkiem coraz więcej, to jest naprawdę niesamowite. Ludzie są tak zaangażowani w tę historię… Mamy prawdziwy fanbase, co jest szczególnie dla mnie mega fajne – zawsze byłam fanką serii, filmów i postaci, a teraz jestem po drugiej stronie. Jestem odpowiedzialna za losy Majki i Natalii, przez moje decyzje scenariuszowe ludzie albo będą się śmiać, albo płakać. To jest tak dziwne uczucie, z odcinka na odcinek coraz większa odpowiedzialność. Dostaję też czasami długie e-maile i wiadomości od widzów. Piszą, że „Kontrola” pomaga im w akceptacji siebie i daje nadzieję. Od polskich widzów dostaję przede wszystkim podziękowania, że coś takiego powstało nareszcie w Polsce. Nie muszą już sięgać do zagranicznych seriali, tylko widzą siebie i swoje historie dziejące się w Polsce i po polsku. Ponadto dostępne za darmo i dla wszystkich na YouTube. Nigdy nie zapomnę wiadomości od jednej z polskich fanek, która napisała, że boi trzymać się swoją dziewczynę za rękę w miejscach publicznych, ale po obejrzeniu „Kontroli” zaczęła próbować od czasu do czasu, bo nasz miniserial dał jej odwagę!

Z jakich części świata pochodzą widzowie „Kontroli”?

Fani „Kontroli” są rozsiani po całym świecie. Najwięcej mamy ich w Brazylii i USA. W Polsce oczywiście też, ale jesteśmy po prostu mniejszym krajem, co widać w naszych statystykach. Większość filmu rozgrywamy w ciszy i spojrzeniach. Jest mało dialogów, co moim zdaniem dobrze wpływa na międzynarodową popularność. To też pokazuje, jak uniwersalne są perypetie naszych głównych bohaterek.

Gdzie znalazłaś pomysł na taką historię? Inspirujesz się swoimi doświadczeniami z dziewczynami?

Pierwszą „Kontrolę” zrobiłam po długim i bolesnym rozstaniu. Chciałam zrobić krótką historię o złamanym sercu i o tym, że życie lubi miłości przeszkadzać. Cała „Kontrola” jest totalnie oparta na historiach z mojego życia. Nazywam się Natasza, a jedna z głównych bohaterek Natalia, to mówi samo za siebie. Zawsze się śmieję, że „Kontrola” to wielki „plan zemsty” na moich byłych, niektóre historie i teksty są przeniesione jeden do jednego. Podmienianie piw na pijackim karaoke, ostentacyjne oddawanie stanika przy ludziach, całe zamieszanie sylwestrowe w ostatnim odcinku – lepiej ze mną nie zadzierać! „Kontrola” jest dla mnie szalenie personalną sprawą, razem z nią zmieniałam się i ja.

Masz poczucie, że „Kontrola” jest skierowana przede wszystkim do społeczności LGBTQ+?

Oczywiście znaczna część naszych widzów jest homo, ale zawsze chcieliśmy, żeby była to historia, z którą każdy może się zidentyfikować. Miłość to chyba najbardziej uniwersalna rzecz na świecie. Złamane serce boli tak samo w każdej sytuacji – niezależnie od pochodzenia, płci czy wieku. Każdy z nas kochał, każdy z nas rozpaczał. Konflikt w „Kontroli” nie opiera się na braku akceptacji orientacji seksualnej bohaterek, ale na tym, że podjęły trudne decyzje, nadal czując do siebie wiele i teraz muszą się zmierzyć z konsekwencjami. To sprawia, że „Kontrola” podoba się każdemu bez względu na upodobania seksualne. Chociaż oczywiście, kiedy byłam singielką, wystarczyło powiedzieć w Glamie (warszawski klub LGBTI – przyp. „Replika”), że zrobiłam „ten film o laskach na lotnisku” i noc od razu stawała się ciekawsza.

Jaki wpływ ma na ciebie rozogniona debata o LGBTQ+ w Polsce?

Mam to szczęście, że obracam się w środowisku artystycznym, gdzie ludzie są otwarci na świat – problem nietolerancji nie dotyczy mnie osobiście aż tak bardzo jak zapewne wielu innych. Czasami ktoś się dziwnie spojrzy albo powie coś chamskiego, kiedy idę z moją dziewczyną za rękę, ale dajemy radę. Musimy być sprytniejsi, bo inaczej nic się nie zmieni. My wiemy, jak to wygląda naprawdę, ale większość Polaków buduje sobie wizerunek gejów i lesbijek na podstawie telewizji, w której pokazywane są kontrowersyjne wycinki wyrwane z kontekstu. W „Kontroli” próbujemy pokazać, że osoby LGBTQ+ nie różnią się niczym od reszty społeczeństwa – wrzucamy nasze bohaterki w codzienne sytuacje, a kwestia ich orientacji nie jest fabularnie poruszona i raczej nigdy nie będzie. Jak się okazuje, to właśnie działa. W pamięci utkwił mi jeden komentarz polskiego widza, który brzmiał mniej więcej tak: „Nie podoba mi się to całe LGBT w Polsce, ale podoba mi się jak wy to robicie. Czekam na więcej!”. No i właśnie o to chodzi, że to nie my to w taki sposób robimy, tylko tak wygląda rzeczywistość, tak po prostu jest.

Chciałabyś w przyszłości zajmować się kinem zaangażowanym społecznie?

Chcę robić filmy, które poruszą widza i uwrażliwią go na świat, chociażby w małym stopniu.

Twoja rodzina jest dumna, że robisz „Kontrolę”?

Mój tata to chyba największy fan „Kontroli” na całym świecie, zawsze czyta scenariusze kolejnych odcinków z wielkim przejęciem, daje cenne rady i wsparcie. Z kolei mama statystuje od samego początku jako stewardessa na lotnisku i zawsze wypatruje siebie w kolejnych odcinkach. Mój brat cytuje teksty Majki i Natalii na porządku dziennym i wsparł produkcję finansowo w trudnym momencie. Więc tak, chyba są dumni.

Jesteś bardzo młoda, więc to nic dziwnego, że na planie musisz reżyserować aktorów, którzy są starsi i mają większe doświadczenie niż ty. Czujesz tremę przed zdjęciami?

Oj tak, trema jest zawsze. Mam dopiero 20 lat, a robiąc pierwszy odcinek serialu, to w ogóle 18, więc boję się, że niektórzy mogą mnie brać za małolatę. W przypadku „Kontroli” aktorsko głównie pracuję z Adą Chlebicką i Eweliną Pankowską, obie mają już ogromne doświadczenie, więc szalenie dużo się od nich uczę. Zawsze siadamy razem przed planem i dyskutujemy na temat scen, dialogów i ich postaci. Za każdym razem mają trafne spostrzeżenia i cenne rady, to jest bardzo rozwijające. Na innych planach też daję radę! Ostatnio pracowałam przy moim nowym filmie m.in. z Natalią Sikorą i Tamarą Arciuch. Stres był ogromny, ale jak już rozpoczęliśmy zdjęcia, wszystko poszło bardzo sprawnie. Były niesamowicie profesjonalne, chociaż to projekt studencki.

Jak wybrałaś aktorki do pierwszej „Kontroli”?

To jest całkiem śmieszna historia. Adę znałam ze szkoły, zrobiłyśmy wcześniej kilka zaliczeń razem, poznawszy się dość przypadkowo na planie jednej z etiud operatorskich. Pisząc scenariusz, od razu pomyślałam o niej. Kontakt do Eweliny podsunął mi nasz operator Filip, który pracował z nią na innym planie. Mega się podekscytowałam, bo jeszcze w liceum widziałam ją, jak debiutowała w spektaklu „Ewelina płacze” Anny Karasińskiej w TR Warszawa. Byłam trochę zestresowana, kiedy do niej dzwoniłam, ale na szczęście od razu się zgodziła. Na plan przyjechała wtedy aż z Wrocławia!

„Kontrola” to nie jedyny twój film, w którym opowiadasz kobiece historie. Kobiety są dla ciebie ciekawsze niż mężczyźni?

W każdym filmie, który robię jest po prostu cząstka mnie, a sama jestem kobietą. Tak się złożyło, że po „Kontroli” zrobiłam film o chórze w kobiecym więzieniu, więc chyba na obecną chwilę rzeczywiście kobiece bohaterki są dla mnie ciekawsze i łatwiej mi je napisać.

Reżyseria wymaga przede wszystkim talentu czy pracy?

Pracy i szczęścia. Według mnie talent to kwestia drugorzędna. Reżyseria to bardzo techniczny i konkretny zawód.

Planujesz już kolejne wyzwania po „Kontroli”?

Jestem w trakcie pisania mojego filmu dyplomowego, bo fajnie byłoby jeszcze skończyć studia. Pracuję też nad kilkoma innymi projektami, ale niestety nie mogę jeszcze o nich mówić. Na pewno będzie mega fajnie, dzięki „Kontroli” cały świat stoi teraz przede mną otworem. Mam ogromne szczęście.

Masz jakieś autorytety w świecie filmu?

Dużo, z najnowszych to Noah Baumbach – jego „Historia małżeńska” wgniotła mnie w fotel. Filmem, do którego zawsze wracam po inspiracje jest „Carol” Todda Haynesa no i „Moulin Rouge” Baza Luhrmanna. Jestem dość monotematyczna – miłość, miłość, miłość. Jeśli chodzi o seriale, to „Orange is The New Black”, może pomijając sezon 5 i 6. Jenji Kohan i jej team stworzyli serial o zróżnicowanych autentycznych bohaterkach, za którymi podążasz bez względu na światopogląd. Wzbudzanie takich emocji i zaangażowania widzów to moje największe marzenie jako reżyserki.

Na jakie premiery czekasz najbardziej w tym roku?

Skończyły się Star Warsy to już nie ma na co czekać… A serio, to nowe „West Side Story” Spielberga, „Matthias i Maxime” Dolana, no i oczywiście „Wonder Woman 1984” Patty Jankins!

Tekst z nr 83 / 1-2 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.