Lesbijska burza

MICHALINA CHUDZIŃSKA, ANNA MARIA ŁOZIŃSKA i MAŁGORZATA TARNOWSKA, trzy redaktorki „Repliki” i koordynatorki naszego „lesbijskiego” kalendarza „Dumne” na 2023 r., przedstawiającego portrety polskich kobiecych ikon LBTQ+, piszą o jego gwałtownej recepcji w sieci

 

Foto: Anna Nekrashevich/ Freepik. Mockup: Natalia Zaremba

 

Anna Maria: Pamiętam, gdy prawie 4 lata temu mój przyjaciel powiesił w salonie wynajmowanego przez nas wspólnie mieszkania kalendarz „Repliki”. Nadzy, uśmiechnięci chłopcy, eksponowali swoje ciała. Zdjęcia były mocne, dumne, barwne, aż nieprzyzwoicie radosne. Zastanawiałam się, kiedy pojawią się takie produkty dla lesbijek. Jak będą wyglądać? Czy będą odbiciem gejowskiej wersji? A może będą szukać własnej estetyki? Czy dziewczyny będą chciały się rozbierać? Jaka będzie recepcja? Kilka lat później tamto uczucie zaciekawienia ustąpiło pewnemu niedowierzaniu. Zacznijmy jednak od początku. Swoją przygodę z „Repliką” zaczęłam w czerwcu zeszłego roku i już na pierwszym spotkaniu redakcyjnym postanowiłam zaangażować się do prac nad tegoroczną edycją lesbijskiego kalendarza.

Michalina: Do ekipy „Repliki” dołączyłam prawie 1,5 roku temu. Od samego początku chodziły mi po głowie myśli związane z kobiecym kalendarzem na 2023 r. Słuchałam różnych opinii, czytałam komentarze i reakcje związane z poprzednimi nagimi kalendarzami. Pierwszy nagi kalendarz z mężczyznami „Replika” zrobiła w 2018 r., pierwszy nagi z kobietami – w 2020 r. Widziałam oba kobiece kalendarze i chciałam, by następny był trochę inny, wychodzący poza poprzednie koncepcje i, przede wszystkim, by nie był „damską kopią” męskiego kalendarza. Razem z Małgorzatą i Anną Marią przeprowadziłyśmy wiele rozmów, robiłyśmy wielokrotnie burzę mózgów, by końcowy pomysł był jak najbardziej nowatorski i lesbijski. Myślałyśmy nad kolejnym nagim kalendarzem, jednak pokazanie seksualności lesbijek jest niezwykle trudne – jak ją przedstawić, by końcowy efekt nie przypominał sztampowych kalendarzy „Playboya” albo ujęć z filmów pornograficznych dla hetero mężczyzn (w których podmiotowość kobiet nie istnieje)? Postanowiłyśmy zrobić coś innego. Trzy nieheteronormatywne kobiety z trzech różnych miast i regionów Polski (Małgorzata mieszka w Poznaniu, Anna Maria we Wrocławiu, a ja w Warszawie) zajmujące się na co dzień rożnymi rzeczami (Małgorzata jest badaczką literatury, Anna Maria jest analityczką rynku sztuki, a ja właśnie skończyłam historię sztuki, zajmuję się też historią kobiet) postanowiły stworzyć kalendarz z grafikami przedstawiającymi historyczne i współczesne kobiece postacie, które w mniejszym bądź większym stopniu przyczyniły się do kształtowania się polskiej społeczności LBTQ+. Do współpracy zaprosiłyśmy cztery queerowe artystki: Martę Frej, Adelę Madej, Sarę Małecką i Beatę Sosnowską. Wszystkie zgodziły się z ochotą na udział w projekcie i wykonały 13 cudownych grafik.

Małgorzata: Współpracuję z „Repliką” od czerwca 2021 r. Minione 1,5 roku to z jednej strony wystarczająco krótko, żeby ominąć kulisy powstawania dwóch pierwszych kalendarzy „kobiecych” „Repliki” („Dumne” to pierwszy i jedyny kalendarz „Repliki”, przy którym pracowałam). Z drugiej strony 1,5 roku to wystarczająco długo, żeby znać krążącą w redakcji „Repliki” mroczną legendę „kobiecego” kalendarza i móc wyciągnąć pewne wnioski z uwag kierowanych pod jego adresem ze strony naszej (lesbijsko-queerowej) społeczności. Mówiąc w uproszczeniu: legenda „kobiecego” kalendarza w dużej mierze wynika z niewspółmiernego odbioru w porównaniu z kalendarzem „gejowskim”. Kalendarz przedstawiający queerowe kobiety* (gwiazdka oznacza osoby identyfikujące się z doświadczeniem kobiecości bez względu na płeć przypisaną przy urodzeniu) rokrocznie budzi kontrowersje i skrajne odczucia wśród odbiorczyń i osób odbiorczych. Nie jest tajemnicą, że kalendarz „gejowski” (cudzysłów podkreśla obiegową nazwę kalendarza, który w rzeczywistości zawiera osoby o różnych nienormatywnych tożsamościach psychoseksualnych, które często sprowadzane są do „gejów”, co również jest interesujące) po prostu znajduje znacznie więcej oddanych odbiorców niż „kobiecy” i co tu dużo mówić, sprzedaje się świetnie – i tak jest rokrocznie.

Michalina: Wydawałoby się, że najlepszym momentem całego przedsięwzięcia jest ten, kiedy produkt, któremu poświęca się tyle (wolnego) czasu i (wolontaryjnej) pracy, wychodzi na światło dzienne i można się spotkać z jego odbiorem. Na samym początku promocji kalendarza spotkałam się z wieloma pozytywnymi opiniami, głównie od moich najbliższych znajomych i przyjaciół. Przyjaciółka określiła go jako radosny i promienny, nie mogła się doczekać, aż egzemplarz do niej trafi . Kolejne dni i kolejne posty reklamujące nasz kalendarz przynosiły jednak coraz więcej niewybrednych, krytycznych komentarzy. Ku naszemu zdziwieniu, kalendarz spotkał się z ogromnym hejtem – i to na początku promocji, gdy fizycznie jeszcze do żadnych nabywczyń_ców nie mógł dotrzeć.

Małgorzata: Formuły kalendarza się zmieniają, ale nie zmienia się główna linia zarzutów: kalendarz „lesbijski” nie jest taki jak „gejowski”. Nasza idea – stworzenia na własnych zasadach autonomicznego produktu dla queerowych kobiet* zamiast powielania wzorca kalendarza „gejowskiego” – obróciła się przeciwko nam. To tym bardziej przejmujące, że jest w tych porównaniach do kalendarza „gejowskiego” jakaś okrutna logika. Widząc obok siebie kalendarz „gejowski” i „lesbijski” – a „Dumne” promowaliśmy równolegle z kalendarzem „Piękni i odważni” – siłą rzeczy poszukujemy wspólnej płaszczyzny odniesienia. Symptomatyczne jednak, że w oczach krytyki kalendarza „Dumne” właściwie jedynym punktem odniesienia stał się kalendarz „Piękni i odważni”.

Anna Maria: Na polskim rynku nie ma produktów skierowanych do lesbijek. Nie chodzi tu już nawet o szeroki wybór różnych kalendarzy lesbijskich czy queerowych, w ogóle nie ma produktów dla lesbijek (pomijając artykuły erotyczne, które zaczynają się pojawiać, ale nie wszystkie nadają się do ustrojenia mieszkania, ostatecznie warto mieć je po prostu pod ręką). Jestem więc w stanie zrozumieć ten głód, tę chęć, by ten jeden produkt, który się pojawia, pasował do wnętrza, był w takiej koncepcji, jakiej akurat dana osoba poszukuje. Oczywiście jest to niemożliwe. Moje przypuszczenia potwierdza również rozmowa ze znajomą – Francuzką, queerową aktywistką. Opowiadała mi o oburzeniu, jakie wiele lat temu u nich wywołały sprzedawane przed lesbijskim Marszem Równości różowe koszulki dla lesbijek. Dziś wybór koszulek dla lesbijek jest tak różnorodny, że nikt nie musi uzewnętrzniać swojej frustracji, jest miejsce i dla tych queerowych dziewczyn*, które mają ochotę na róż, i dla tych, które nigdy by go nie założyły. Tylko że mówimy o kraju, w którym lesbijki mają swój Marsz Równości. Chociaż z trudnością przychodzi mi pisanie o rynku i produkcie w kontekście queerowej rewolucji – życzyłabym nam przecież życia w antykapitalistycznym świecie – to wiem, jak ważne jest wydawanie treści dla i o grupach mniejszościowych. Środki ze sprzedaży kalendarzy pozwalają na wydawanie „Repliki” przez kolejne miesiące i jej rozwój.

Michalina: Nie ukrywam, cała ta krytyka mnie zabolała. Zwłaszcza że osobami hejtującymi były osoby żeńskie LBTQ+. Jednak nie dałam się poddać negatywnym myślom i emocjom, które mnie wtedy dopadły. Razem z dziewczynami wdałam się w dyskusje z hejterkami, dyskusje pojawiły się też wewnątrz „Repliki”. Zadawaliśmy sobie wiele pytań: dlaczego kolejny kalendarz kobiecy uważany jest za „dno”? Rozumiem w pełni, że nie wszystkim musi się wszystko podobać. Jednak to nasza praca, praca niehetero kobiet i mimo wszystko powinnyśmy się nawzajem wspierać, bo społeczność lesbijska w Polsce niestety pod względem emancypacji jest strasznie niespójna.

Anna Maria: Jedna z osób czytających napisała przy okazji burzy w komentarzach, że w tym roku dotarło do niej, że coroczne krytykowanie lesbijskiego kalendarza wynikało z wtórnego seksizmu: „Mając dwa kalendarze obok siebie, zawsze przypieprzę się do kobiecego, bo zawsze będzie not good enough i będzie słaby w porównaniu z tym drugim, no jaki by nie był. Z seksualnością był za seksualny i male gaze, bez seksualności, ale z intymnością, był zbyt dziwny, z pomnikowymi postaciami jest za nudny. Podziękujcie sobie za te poszukiwania, których się podjęłyście. To jest bardzo trudne, doceniam”. Wtórny seksizm to niewątpliwie jeden z powodów, dla których produkty robione przez kobiety* dla kobiet* są poddawane mocnej krytyce. Wczytując się w kolejne komentarze, miałam jednak również wrażenie, że oczekiwania wobec tego jednego produktu, jakim jest lesbijski kalendarz, są niezwykle wysokie: jakby ten przedmiot miał przywrócić całą widoczność nieheteronormatywnych kobiet, zaspokoić wszystkie gusta, załatwić queerową rewolucję seksualną i jeszcze być w barwach, które wpasują się w wystrój mieszkań wszystkich lesbijek w Polsce.

Michalina: Poprzednie kalendarze były albo za mało nagie, albo pozbawione seksualności (odseksualizowanie lesbijek), a teraz mamy „gówniane” grafiki. Oczywiście, estetyka nie każdemu może się podobać, jednak zarzuty co do samej koncepcji kalendarzy, gdy nawet nie przeczytało się, kto ten kalendarz stworzył i w jakim celu, są po prostu słabe.

Małgorzata: Kultura lesbijska, kultura trans czy kultura queerowa i inne „mniejszościowe” tożsamości nieheteronormatywne historycznie rozwijały się inaczej niż kultura cis gejowska. Ta ostatnia często paktowała z patriarchatem i korzystała z przywilejów wynikających z hegemonicznej pozycji mężczyzn w społeczeństwie. Nic dziwnego, że reprezentacja cis homoseksualnych mężczyzn w naszej – i nie tylko naszej – kulturze przyćmiewa zarówno pod względem trwałości, skali, jak i różnorodności reprezentację innych osób queerowych. Nie zapominajmy, że silnie seksualny stereotyp kultury gejowskiej ma też swoje negatywne konsekwencje dla samych queerowych mężczyzn* – fetyszyzację i uprzedmiotowienie męskiego ciała i przysłonięcie realnych problemów gejowskiej społeczności pod estetycznym płaszczykiem.

Michalina: Trzeba przyznać, że ciekawe było obserwowanie, jak zmienia się percepcja osób krytykujących, które uświadomiłyśmy, skąd wzięły się założenia koncepcyjne oraz że za projektem stoją trzy nieheteronormatywne koordynatorki i cztery nieheteronormatywne rysowniczki. Mam wrażenie, że niemal każda próba stworzenia przez nas czegoś dla nas (społeczności niehetero kobiet w Polsce) jest niezwykle trudna, bo jest poddawana ciągłej krytyce (przez nas same).

Małgorzata: Jeśli rodzimy się w homofobicznym społeczeństwie i naszym domyślnym systemem operacyjnym jest zinternalizowana homofobia, to naszym pierwszym językiem w kulturze queerowej często jest język cis męskiej homoseksualności. Nic więc dziwnego, że w naszej kulturowej elgiebetowej prawie-próżni, zdominowanej przez męski punkt widzenia, „kobiece” kalendarze „Repliki” rokrocznie stwarzają pole do wyrażania – nieraz w sposób skrajnie emocjonalny – radości, nadziei, lęków i frustracji. Wokół kalendarza krystalizują się nasze wyobrażenia o tym, czym jest tożsamość osób LBTQ+ w Polsce – i w tych dyskusjach wokół „Dumnych” staram się upatrywać głęboki sens naszej działalności. Jest to jednak gorzki wniosek. Mierząc kalendarz „Piękni i odważni” i „Dumne” jedną miarą, przeoczamy cały złożony kontekst emancypacji osób LBTQ+ w Polsce – również wśród całej społeczności LGBTQ+. Ten kontekst wydaje mi się ważny, bo żeby zbudować kolektywną, ponadindywidualną tożsamość mniejszościową, jakkolwiek płynną czy amorficzną, trzeba znaleźć dla niej formę – i to właśnie zrobiły graficzki kalendarza „Dumne”, tworząc portrety queerowych kobiet odgrywających ważną rolę polskiej kulturze LBTQ+.

Michalina: Nie kopmy pod sobą dołków. Wspierajmy się. W „Replice” staramy się pokazać, że lesbijki w Polsce też istnieją, mają swoją przestrzeń, potrzeby, problemy, seksualność, herstorię. Nie porównujmy się do gejów, kobiet hetero, produktów tworzonych przez hetero mężczyzn. Bądźmy sobą. Wspierajmy naszą działalność, produkty robione przez kobiety dla kobiet (nawet jeśli estetycznie nam się coś nie podoba). Nie chodzi tu tylko o wyjście z szafy, do czego – i słusznie – nawoływała niegdyś Anna Laszuk, jedna z bohaterek „Dumnych”. Dziewczyny, połączmy siły, zsolidaryzujmy się! Zjednoczmy naszą lesbijską społeczność!

Anna Maria: Jesteśmy tu, w „Replice”, żeby robić dla nas przestrzeń, żeby nas uwidaczniać, pisać o ważnych dla nas sprawach, grzebać w problemach, przywoływać kontinuum, rozmawiać z tymi, które działają w naszym imieniu, słuchać, zastanawiać się, mówić o naszych życiach, seksie, potrzebach, tożsamości. Chociaż jestem bardzo zadowolona z naszej pracy polegającej na uwidocznieniu ważnych lesbijskich postaci, to mam świadomość, że ten jeden produkt nie załatwi nam lesbijskiej rewolucji. Będziemy drążyć dalej, dumne.

Małgorzata: Oczywiście nie uznaję zakupu kalendarza „Dumne” za jedyną słuszną formę wspierania upodmiotowienia osób LBTQ+ w Polsce. Kalendarz jest produktem komercyjnym (i służy wsparciu finansowemu „Repliki”) i ze względu na cenę nie dla każdej osoby dostępnym. Zapewne pod różnymi względami nie jest produktem/dziełem idealnym. Stoi za nim jednak rzetelna, kolektywna i merytoryczna praca wykonana, co jest rzadkością na polskim rynku, w gronie queerowych kobiet*. Zachęcam w tym i kolejnym roku do zakupu kalendarzy lesbijsko-queerowych „Repliki” – nie tylko osoby LBTQ+, ale też każdego i każdą, komu leży na sercu walka o upodmiotowienie i reprezentację wszystkich mniejszości, także w sferze symbolicznej (do zakupu „gejowskiego” kalendarza zachęcać nie muszę). My, osoby LBTQ+, podlegające krzyżowym wykluczeniom w ramach patriarchalnej hetero- i homonormy, bardzo tę widoczność potrzebujemy zbudować. I taka jest idea kalendarza „Dumne”, o czym zresztą wprost w nim piszemy.

Mariusz Kurc, redaktor naczelny „Repliki”: Dodam od siebie jedną refleksję, która wydaje mi się ciekawa. Przeczytałem prawdopodobnie wszystkie komentarze dotyczące obu naszych kalendarzy na 2023 r. i w krytyce „Dumnych” zaskoczył mnie jeden brak. Michalina, Anna Maria i Małgorzata poświęciły dużo czasu i energii na wyłonienie listy tych kobiecych ikon LBTQ+, które portretujemy w kalendarzu. Miały wręcz cały wewnętrzny system głosowania. Postawiły na różnorodność, na przemieszanie postaci nieżyjących i współczesnych. Ostatecznie w kalendarzu widzimy następujące postacie: Maria Konopnicka i Maria Dulębianka, Marcjanna Lelek, Greta Burzyńska i Helena Urbańska, Zofia Sadowska, Anna Grodzka, Maria Dąbrowska i Anna Kowalska, Alena i Klaudia Szyszki, Katarzyna Zillmann, Sylwia Chutnik, Maja Heban, Marta Lempart, Anna Laszuk, Maria Janion, Natasza Parzymies. I co? Myślałem, że będzie dyskusja na temat takiego, a nie innego wyboru. Że osoby komentujące będą krytykowały nas za brak jakiejś postaci lub przeciwnie, za obecność jakiejś innej w tym swoistym poczcie ikon. Tymczasem cisza. Ani jeden komentarz nie odnosił się do tego, kogo na kartach kalendarza widzimy.

 

Tekst z nr 101/1-2 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.