Lew Galaksy – dyrygent świętującego 10-lecie chóru LGBTQ+ Krakofonia

Z LWEM GALAKSYM, dyrygentem świętującego 10-lecie krakowskiego chóru LGBTQIA+ Krakofonia, transpłciowym mężczyzną, rozmawia Jakub Wojtaszczyk

Chór LGBTQ+ Krakofonia, którego jesteś dyrygentem, właśnie świętuje 10 lat! Gratulacje! Pamiętasz początki?

Mam wrażenie, że w Krakowie nie działało wtedy aż tyle organizacji LGBT albo ja o nich nie słyszałem. Sytuacja polityczna również była zupełnie inna, osoby nieheteronormatywne nie były w centrum zainteresowania rządzących. Chór powstał trochę z chęci działania na rzecz naszej społeczności, a trochę na zasadzie YOLO, bez żadnego planu i konkretów. To nie ja byłem pomysłodawcą Krakofonii. Na pomysł wpadli moja siostra Marta i jej kolega. Obejrzeli występ LGBT-owego chóru na YouTubie i postanowili stworzyć coś podobnego u nas. Łączyły ich miłość do muzyki i śpiewanie w innym chórze. Natomiast żadne z nich nie ukończyło szkoły muzycznej, nie miało też doświadczenia dyrygenckiego. Początkowo zaproponowali prowadzenie Krakofonii komuś innemu, ale ta osoba fi nalnie nie była zainteresowana. Tak oferta trafi ła do mnie. 10 lat temu moja wiedza na temat prowadzenia zespołu również nie była zbyt duża, dotychczas byłem tylko chórzystą, ale zgodziłem się. Powiedziałem sobie: „Będzie, co będzie”. Zabawne, bo mniej więcej w tym samym czasie na podobny pomysł wpadł Misza Czerniak, tworząc warszawski Voces Gaudii, o czym nie mieliśmy pojęcia (wywiad z Miszą Czerniakiem z okazji 10-lecia jego chóru ukazał się w poprzednim numerze „Repliki” – przyp. red.).

Dziś postąpiłbyś inaczej?

Wtedy motywowała mnie ciekawość. Dziś jednak dwa razy zastanowiłbym się, czy na pewno jestem odpowiednią osobą do podjęcia się zadania dyrygowania, czy na pewno poprowadzę chór odpowiednio. Przecież mógłbym wyrządzić komuś krzywdę, nieprawidłowo sterując jego głosem. Tymczasem nie marnowałem czasu na rozkminianie, tylko poszedłem na żywioł.

Chwytasz batutę, idziesz na próbę i co? Spotykam kilkanaście osób, które dowiedziały się o chórze z Facebooka albo pocztą pantoflową. Wcześniej wybrałem kilka utworów, m.in. „Can’t Buy Me Love” Beatlesów, ale w nieoczywistej, bo renesansowej aranżacji, romską pieśń „Rumelaj”, był też barokowy utwór po starowłosku…

Wysoko zawieszona poprzeczka.

(śmiech) Akurat te utwory wykonywaliśmy w chórze V Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie, w którym wtedy śpiewałem, więc poszedłem za ciosem. Pewnie najpierw powinienem porozmawiać z grupą o repertuarze, ale na szczęście nikt utworów się nie wystraszył. Przez kolejne 2 lata, małymi krokami nasz skład się krystalizował. Początkowo występowaliśmy w kilkanaście osób. Dziś chór bardzo się rozrósł, bo jest nas 60, dlatego mamy limity w poszczególnych głosach (w sopranie, alcie, tenorze i basie – przyp. red.), a rekrutacja otwierana jest raz, dwa razy do roku.

Gdy zaczynamy śpiewać, bardzo często słyszymy: Nie umiesz!, Nie rób tego!, co może nas skutecznie odstraszyć. Czy ten negatywny przekaz nie jest podobny do tego kierowanego w stronę społeczności LGBTQ+, np. Nie wychylaj się!?

Tak, jak najbardziej. Krakofonia ma dwa motta. Pierwszy: „Śpiewamy z dumą”. Natomiast drugie to „Każdx ma głos”. Odnosi się to zarówno do śpiewania, jak i do mówienia i prezentowania się. To są elementy połączone. Zauważyłem, że gdy występujesz, zmniejsza się strach przed byciem sobą. Nawet jeżeli spojrzymy poza tożsamość i orientację, śpiewanie nas otwiera, daje pole do poznania siebie i wzrostu poczucia własnej wartości.

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.