W 1924 r., gdy w Polsce ekscytowano się rzekomymi orgiami lesbijskimi, które organizować miała warszawska lekarka Zofia Sadowska, w Niemczech, a konkretnie na Dolnym Śląsku, wybuchł skandal związany z orgiami gejowskimi, w których uczestniczył sam graf rezydujący w słynnym zamku Książ. Tekst: Raimund Wolfert. Tłumaczenie: Andrzej Sosnowski. Konsultacja: Joanna Ostrowska
Od redakcji: Tekst Raimunda Wolferta rozpoczyna w „Replice” cykl jego sześciu artykułów historycznych – biografii osób LGBT+ pochodzących przede wszystkim z Górnego i Dolnego Śląska, Pomorza i Wielkopolski.
Kiedy miałem 3 lata, zmarł mój dziadek Fritz. Nie pamiętam go, ale mam wrażenie, że go kochałem. Wciąż jeszcze czuję z nim głęboką więź. W moim berlińskim mieszkaniu na ścianie wisi jego portret. Niegdyś, prawdopodobnie jeszcze przed pierwszą wojną światową, dziadek również mieszkał w Berlinie. Dziś pewnie nie rozpoznałby tego miasta. Przeniósł się tu ze Śląska. Ja przyjechałem do podzielonego Berlina ponad 70 lat później z zachodniej części RFN. Oczywiście nie mam pojęcia, jakie moje doświadczenia życiowe moglibyśmy współdzielić. Fritz był kupcem. Czy lubił literaturę? Jakie miałby zdanie na temat mojego zawodu i mojej pasji do historii? Co właściwie myślał o homoseksualności, o ludziach LGBT+? Nie wiem. Mogę jedynie zakładać, że miał na ten temat opinię, że nie było mu to obce. Mam ku temu powody. Pod koniec 1924 r. w dolnośląskim Waldenburgu (Wałbrzychu) doszło do „skandalu obyczajowego z motywami seksualnymi” zakończonego procesem. Mój dziadek miał wówczas 36 lat. Bardzo późno poczuł „powołanie” do małżeństwa. Ożenił się zaledwie kilka lat wcześniej. Bardzo możliwe więc, że osobiście znał któregoś z oskarżonych. Głównym podejrzanym w tym procesie był czeladnik rzeźnicki, Fritz Langner (1896-1924), który pochodził z Polsnitz (Pełcznicy) – z tej samej gminy co mój dziadek.
Oskarżeni
Dwudziestego listopada 1924 r. obok Fritza Langnera na ławie oskarżonych zasiadało jeszcze pięciu mężczyzn: zecer Rudolf Nimptsch, pomocnik biurowy Fritz Wähner, krawiec Ernst Dünnebier oraz grafowie Alexander von Hochberg i Werner von der Schulenburg. Co prawda sam proces nie był publiczny, jednakże prasa ujawniła wiele szczegółów dotyczących rozprawy. Lokalne i krajowe gazety donosiły o skandalicznych „homoseksualnych orgiach” oraz o przypadkach „nierządu przeciw naturze”. Największą uwagę przyciągało to, że wraz z Alexandrem von Hochbergiem oskarżono jednego z wysoko postawionych arystokratów. Dziś najwięcej wiadomo o samym von Hochbergu. Dzięki swoim wpływom i pozycji udało mu się wyjść z tej afery bez szwanku. Najpoważniejsze konsekwencje poniósł czeladnik Langner, który odegrał w tej historii rolę pionka.
Alexander von Hochberg urodził się w Londynie 1 lutego 1905 r. jako drugi syn grafa Hansa Heinricha XV, księcia von Pless, grafa von Hochberga oraz jego pierwszej żony Daisy, z domu Mary Theresy Olivii Cornwallis-West. Po pierwszej wojnie światowej otrzymał polskie obywatelstwo i później wstąpił do polskiej armii. W czasie drugiej wojny światowej został odznaczony Krzyżem Monte Cassino oraz Brązowym Krzyżem Zasługi. Narodowi socjaliści zaś uznali go za „wroga państwa”. Przed wybuchem wojny Hochbergowie byli wielkimi właścicielami ziemskimi – jedną z najbogatszych rodzin w Niemczech. Należał do nich m.in. imponujący zamek Fürstenstein (Książ) położony na jednym ze wzgórz wysoko nad Pełcznicą, strumieniem przepływającym przez miejscowość o takiej samej nazwie, z której pochodził mój dziadek Fritz.
Dziś powszechnie wiadomo, że Alexander von Hochberg był osobą homoseksualną. Ten wątek pojawił się m.in. w filmie „Magnat” w reżyserii Filipa Bajona z połowy lat 80., w którym przedstawiono upadek śląskiej arystokracji von Pless w pierwszej połowie XX w. W Tajnym Archiwum Państwowym Fundacji Pruskiego Dziedzictwa Kulturowego w Berlinie zachowała się nawet pełna teczka dokumentów zatytułowana „Nierząd grafa Alexandra von Hochberga herbu Fürstenstein”.
Jesień życia Alexander von Hochberg spędził w mieście Pollença na Majorce, gdzie przez pewien czas żył z młodszym kochankiem, którego adoptował w połowie lat 60. Na początku lat 50. zaprzyjaźnił się z amerykańskim homoseksualnym autorem literatury brukowej Gordonem Merrickem (1916-1988). W 1954 r. pisarz opisał von Hochberga w swojej powieści „The Demon of Noon”, ukrywając go pod postacią środkowoeuropejskiego księcia o imieniu Alex. Według biografa von Hochberga, Laurence’a Jamesa Ludoviciego (1910-1996), pewien mechanik samochodowy z południowej Francji miał kiedyś powiedzieć o nim: „Ce Monsieur la, c’est le roi de la pedale” („Ten dżentelmen jest królem pedałów”). Alexander von Hochberg – domniemany „król pedałów” – zmarł 22 lutego 1984 r. na Majorce. Miałem wtedy trochę ponad 20 lat i byłem w trakcie coming outu.
Materiały dotyczące pozostałych oskarżonych w wałbrzyskim procesie z 1924 r. są raczej skąpe. Werner von der Schulenburg, syn królewskiego rotmistrza pruskiego Wernera Karla Hermanna von der Schulenburga i jego żony Friedy urodził się 5 listopada 1903 r. w Wolfsburgu, oddalonym o niespełna 100 km na wschód od Hanoweru. Studiował m.in. prawo w Berlinie, które ukończył w 1934 r. Rok wcześniej poślubił rdzenną berliniankę Agnes Dubois (1892-1976). Bardzo możliwe, że to małżeństwo miało być przykrywką w momencie, kiedy naziści przejęli władzę w Niemczech. W czasie drugiej wojny światowej Schulenburg został powołany do wojska i na pewien czas trafił do radzieckiej niewoli. Z czasem został uwolniony. W czerwcu 1945 r. ponownie go aresztowano i wywieziono w głąb ZSRR. Po licznych pobytach w różnych obozach jenieckich w marcu 1946 r. trafił do szpitala polowego w Brześciu Litewskim z objawami paraliżu. Tam zmarł 24 kwietnia 1946 r.
Trzej pozostali oskarżeni – Fritz Wähner, Rudolph Nimptsch i Ernst Dünnebier – urodzili się między rokiem 1896 a 1902. Z powodu zamieszania wywołanego śledztwem policji Nimptsch oraz Dünnebier szybko opuścili Dolny Śląsk. W czasie postępowania sądowego Nimptsch mieszkał w Berlinie, Dünnebier zaś – w Wiedniu, gdzie tymczasowo uczęszczał do szkoły krawieckiej. Dziś już nic więcej o nich nie wiadomo.
Ostatni z sądzonych mężczyzn, Fritz Langner urodził się 15 lipca 1896 r. w Polsnitz. Jego ojciec Ernst Langner był rzeźnikiem. Matka Henriette, z domu Babucke – gospodynią domową. Jeszcze w 1932 ojciec Fritza mieszkał w Polsnitz. Młody Langner dorastał w domu pod numerem 175. Być może traktował to jako zły omen? Nie wiadomo, kiedy zdał sobie sprawę, jakim zagrożeniem jest dla niego paragraf 175 niemieckiego kodeksu karnego penalizujący relacje seksualne między mężczyznami. Możliwe, że wiedział o tym jeszcze przed 1918 r. W trakcie zeznań wspominał, że „podczas wojny” miał kontakt z homoseksualną literaturą. Wymienił tytuł powieści „Anders als die Andern” Hermanna Breuera (1878-?), którą autor opublikował w 1904 r. pod pseudonimem „Bill Forster”. Czytając tę książkę, Langner nie miał skończonych 20 lat.
Ogólnie rzecz biorąc, Langner musiał być bardzo świadomym młodym człowiekiem, który nawet przed sądem bez ogródek mówił o swojej homoseksualności. Już samo to odróżniało go od pozostałych oskarżonych. Z drugiej strony Langner nie kreował się na „niewinną ofiarę”. Sąd uznał go za „osobę psychopatyczno-histeryczną”. Dziś jednak trudno traktować zachowane dokumenty sądowe i teksty prasowe jako wiarygodne źródła informacji. Wszystkie te materiały są pełne homofobicznych uprzedzeń. Sam Langner miał ograniczone możliwości obrony i, jak się później okazało, jego walka z klasowymi strukturami społecznymi w II Rzeszy była skazana na porażkę.
„Dziki seks” w uroczej herbaciarni
Kamień, który poruszył lawinę w sprawie Fritza Langnera, został rzucony w 1923 r. Latem do naczelnika gminy Polsnitz zwróciła się żona piekarza Emilie Knorreck, która twierdziła, że Fritz upił się i napadł na jej syna. Niedługo potem naczelnik rozmawiał z niejaką Hildegard Paasch, córką jednego z lokalnych gospodarzy opowiadającą niebywałą historię. Otóż wokół Langnera miał powstać „Lila Klub”, w którym dochodziło do najbardziej „nagannych” czynów. Skąd ta młoda kobieta wiedziała o takich rzeczach? Sama ponoć nigdy nie była ich świadkinią, w trakcie procesu zaś zaprzeczono, że taki klub kiedykolwiek istniał.
Langner przyznał przed sądem, że około 1923 r. doszło między nim a Alexandrem von Hochbergiem do licznych kontaktów seksualnych, m.in. w nocy z 21 na 22 listopada w herbaciarni Daisy von Pless. Herbaciarnia księżnej składała się z dwóch murowanych domków krytych strzechą i połączonych przedsionkiem, które były położone w lesie nad Czarnym Potokiem nieopodal zamku Fürstenstein. Budynki powstały z inicjatywy Daisy von Pless i miały służyć jako „odmiana” od nudnej dworskiej etykiety. Nazywano je „Moja fantazja”. Dziś po tych zabudowaniach pozostały jedynie fundamenty.
Zgodnie z zapiskami w dokumentacji sądowej w listopadzie 1923 r. Alexander von Hochberg i Werner von der Schulenburg mieli przyjechać samochodem pod dom Fritza Langnera. Chcieli go stamtąd odebrać w drodze do herbaciarni. Nie było go jednak w domu. Panowie spotkali się pod mleczarnią. Następnie kupili sporo butelek wina oraz papierosy i pojechali do położonego niedaleko Altwasser (Starego Zdroju), aby odebrać Ernsta Dünnebiera. Później wszyscy razem udali się do herbaciarni, gdzie doszło do „niemoralnych zachowań” między młodymi mężczyznami.
Alexander von Hochberg podważył zeznania Langnera, twierdząc, że był „w związku z kobietą” i z pewnością „nie ma homoseksualnych skłonności”. Nie wypadł jednak zbyt wiarygodnie, gdyż nie mógł sobie przypomnieć wielu szczegółów dotyczących tej pamiętnej nocy. Reprezentował go radca prawny Ernst Mamroth (1858-1938) z Breslau (Wrocławia), który w tamtym czasie był osobą znaną i wpływową. W 1897 r. – jako jeden z pierwszych – podpisał petycję Komitetu Naukowo-Humanitarnego Magnusa Hirschfelda przeciwko paragrafowi 175. W obronie swojego klienta mówił o „błędach wieku młodzieńczego” oraz powoływał się na „ruch” zniesienia paragrafu 175 niemieckiego kodeksu karnego. Jego słowa zabrzmiały proroczo: „Z pewnością cel ten [zniesienie paragrafu] zostanie kiedyś osiągnięty. Z tego powodu nie może być tak, że jeśli do tego czasu ktoś zostanie skazany za te czyny, miesza się go z błotem”.
Ogólnie rzecz biorąc obrońca Wernera von der Schulenburga przyłączył się do argumentacji Mamrotha i wniósł o uniewinnienie swojego klienta. Adwokat Langnera wnioskował o złagodzenie kary, gdyż zgodnie z jego argumentacją homoseksualiści to „nieszczęśliwi ludzie […], których nie można pociągnąć do odpowiedzialności za ich skłonności”. Jego wniosek został uwzględniony tylko częściowo. Po godzinnej naradzie dyrektor sądu krajowego Ernst Peltner (1885- -1945) wydał następujące wyroki: wszyscy oskarżeni z wyjątkiem Langnera zostali skierowani na trzyletni okres próbny pod warunkiem, że w ciągu 4 tygodni od wyroku zapłacą grzywnę w wysokości od 60 do 100 marek. Werner von der Schulenburg został skazany na 2 tygodnie więzienia, Ernst Dünnebier – na 3, a Rudolph Nimptsch – na 6. Alexandra von Hochberga oraz Fritza Wähnera ukarano 2 miesiącami więzienia. Fritza Langnera skazano na rok więzienia oraz 2 lata pozbawienia praw publicznych, a więc otrzymał najsurowszą karę.
Dramat Fritza
Dwudziestego drugiego listopada 1924 r. wałbrzyska gazeta „Schlesische Bergwacht”, dumnie określająca się w podtytule mianem „organu Socjaldemokratycznej Partii Niemiec”, szczegółowo opisała proces oraz jego kulisy. Krótko potem inne gazety, takie jak „Berliner Morgenpost”, „Berliner Tageblatt”, a nawet „Prager Tagblatt”, opublikowały dość krzykliwe artykuły o podejrzanym „Lila Klub” na zamku Fürstenstein oraz o procesie, w który uwikłani byli „graf Alexander von Hochberg oraz jego intymny przyjaciel graf Werner von der Schulenburg”. Donoszono, że akta będące podstawą oskarżenia opisywały „dzikie orgie”. W „Lila Klubie” miano „hołdować skłonnościom homoseksualnym”.
Mimo wyroku skazującego Fritz Langner pozostał na wolności. Doniesienia prasowe zniszczyły go: 25 listopada 1924 r. powiesił się w stodole domu rodzinnego w Polsnitz. Znaleziono go martwego rankiem, chwilę po godzinie 7. Rodzina widziała go żywego ledwo kwadrans wcześniej. W chwili śmierci miał 28 lat. Fritz Langner został pochowany na cmentarzu w Polsnitz 28 listopada 1924 r. Na pogrzeb przyszło ponad sześćset osób, co w tak małej miejscowości było – jak donosił berliński miesięcznik o tematyce homoseksualnej „Blätter für Menschenrecht” – czymś niebywałym. Obecni byli członkowie lokalnego związku kombatantów, obu miejscowych kół śpiewaczych, bractwa rzeźników fryburskich, klubu panien i kawalerów Polsnitz oraz liczni przyjaciele i znajomi „wielce poważanej” rodziny Langnerów. Najwidoczniej nikt nie czuł się zgorszony „występkiem” młodego Langnera. Duchowny, pastor Baumgart, miał zakończyć swoją mowę pogrzebową słowami: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem”.
Jeszcze parę lat później proces przeciwko Fritzowi Langnerowi i innym oskarżonym pojawił się na łamach „Blätter für Menschenrecht”. Grafowie Alexander von Hochberg i Werner von der Schulenburg odwołali się bowiem od tego, i tak łagodnego, wyroku. W postępowaniu apelacyjnym zostali uniewinnieni z powodu niewystarczających dowodów. Tym, co szczególnie oburzało autorów artykułów w „Blätter für Menschenrecht”, były nie tylko szkody wynikające z działania paragrafu 175, lecz także to, że wyrok był niesprawiedliwy w sensie społecznym i klasowym. Dwaj zamożni arystokraci Alexander von Hochberg i Werner von der Schulenburg mogli odgrywać przed sądem „uwiedzionych”, mimo że to oni mieli samochód, którym odbierali swojego rzekomego „uwodziciela”.
Trudno powiedzieć, w jaki sposób ta sprawa wpłynęła na dalsze losy arystokratów. Jedynie w przypadku Alexandra von Hochberga wiemy o pewnych następstwach. W 1930 r. zerwano zaręczyny von Hochberga z Ileaną (1909-1991), najmłodszą córką zmarłego króla Ferdynanda I Rumuńskiego, po tym jak pewien – niewskazany z nazwiska – „dżentelmen z Berlina” powiadomił rumuńską prasę o „aferze Hochberg–Schulenburg–Langner”. Rumuński premier miał wówczas poinformować jej królewską mość królową Marię, że bukaresztański rząd nie może wyrazić zgody na ślub Alexandra z księżniczką Ileaną.
Niestety nigdy nie dowiem się, czy mój dziadek był jednym z żałobników obecnych na pogrzebie Fritza Langnera na cmentarzu w Polsnitz. Bardzo bym chciał, żeby tak było. Oczywiście nie tylko ze względu na mój spokój ducha i poczucie sprawiedliwości. Nie chciałbym nigdy stracić tego mglistego poczucia, że – kiedy byłem małym chłopcem – dziadek wiele dla mnie znaczył i bardzo go kochałem.
***
Raimund Wolfert (ur. 1963 r.) studiował skandynawistykę, językoznawstwo i bibliotekoznawstwo w Bonn, Oslo i Berlinie. Mieszka w Berlinie, pracuje w Towarzystwie Magnusa Hirschfelda i jest redaktorem czasopisma „Mitteilungen der Magnus Hirschfeld-Gesellschaft”. Autor książek: „Nirgendwo daheim: das bewegte Leben des Bruno Vogel” (2012), „Homosexuellenpolitik in der jungen Bundesrepublik: Kurt Hiller, Hans Giese und das Frankfurter Wissenschaftlich-humanitäre Komitee” (2015), „Botho Laserstein: Anwalt und Publizist für ein neues Sexualstrafrecht” (2020) oraz „Charlotte Charlaque: Transfrau, Laienschauspielerin, »Königin der Brooklyn Heights Promenade«” (2021).
Tekst z nr 102/3-4 2023.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.