„Rodzice nie są przygotowani na dziecko LGBT+? To niech się, kurczę, przygotują! Są rodzicami, ich obowiązkiem jest zrozumieć swoje dziecko i kochać je, niezależnie od tego, kim jest!” – napomina MAJKA JEŻOWSKA. Rozmowa Mateusza Witczaka

Andrzej Piaseczny długo nie potrafił o swojej miłości mówić, a co dopiero śpiewać. Wasza współpraca przy singlu „Miłość” go ośmieliła?
Andrzej obchodził jubileusz – 50. urodziny, chwila, w której podsumowujemy życie, ale i patrzymy w przyszłość. On już nie musi udawać kogoś, kim nie jest. Owszem, długo dojrzewał do coming outu, ale każdy ma swoje tempo, a to był dobry moment.
W środowisku podniosły się głosy, że spóźniony.
Nikomu nic do tego! Sama wiele lat słyszałam pytania: „Kiedy coś nagrasz dla dorosłych?”, „Czy nie jest ci ciężko śpiewać tylko dla dzieci?”. A ja, żeby iść w nową stronę, potrzebowałam dużej zmiany w życiu.
Kiedy Andrzej napisał tekst do tej piosenki, wysłał mi wiadomość: „Majka, będziesz ze mnie dumna, jedna zwrotka jest gejowska, a druga lesbijska”… Ale sama piosenka nie jest kontrowersyjna. Andrzej śpiewa w niej po prostu o miłości, o prawie do niej, o możliwości wyboru, kogo kochamy. Miłość dla każdego człowieka jest jak powietrze, nie powinno się jej bać i kryć przed światem.
Mimo to wiele stacji zdecydowało się nie grać waszego singla.
[restrict]Byłam trochę rozczarowana, że „Miłość” nie stała się radiowym hitem. Ma przecież niebanalną melodię, która wpada w ucho, dobry tekst, jest zgrabnie zaśpiewana; wielu fanów Andrzeja twierdzi, że to jeden z jego najlepszych utworów w ostatnich latach… Ale co zrobić, takie życie. Moich piosenek też nie słychać w głównych radiostacjach, a przecież istnieję, tworzę i gram mnóstwo koncertów. Na szczęście dzisiaj to nie radio decyduje o tym, czy piosenka staje się przebojem. Słuchacze Andrzeja pokochali .ten utwór, wyjątkowy teledysk do „Miłości” również zdobył uznanie.
Czy jednak Piaseczny – jak wcześniej Maria Peszek i Natalia Przybysz – nie zamknął sobie drogi na festiwale TVP?
A kto tam w ogóle jeszcze chce występować oprócz wykonawców nurtu disco polo?
Maryla Rodowicz.
Wolny człowiek nie tęskni za takimi imprezami, bo nie chce mieć zakneblowanych ust. Artysta spokojnie da sobie zresztą radę bez nich, jest wiele innych scen, festiwali „bez spinki”, np. Kazimiernikejszyn. Poza tym Andrzej po premierze płyty „50/50” zaliczył fantastyczny sezon koncertowo-medialny i nie może narzekać.
Mimo to w szafach wciąż siedzi sporo artystów z muzycznego świecznika, również tych otwarcie flirtujących z queerową estetyką.
Ich muzyka, ubiór i sposób bycia mogą być pewnego rodzaju deklaracją… Ale z Andrzejem było inaczej. To klasycznie przystojny facet w garniturze, w którym kocha się pół Polski. I ta miłość nie znikła, fanom i fankom zupełnie jego orientacja nie przeszkadza; widzą w nim przede wszystkim artystę.
Dziś Majka Jeżowska otwarcie zabiera głos na temat mniejszości… Ale twój aktywizm zaczął się chyba na Pol’and’Rocku, na którym wystąpiłaś w tęczowej spódnicy i wsparłaś ze sceny osoby LGBT+?
Nie, ja się nijak nie zmieniłam, po prostu nikt mnie o moje poglądy wcześniej nie pytał. Śpiewałam głównie dla dzieci, więc niektórzy nie traktowali moich poglądów z powagą, nie widzieli we mnie kompetentnej artystki i kobiety. Tymczasem w moich piosenkach zawsze promowałam tolerancję.
W latach 90. mieszkałam w Stanach, dokąd wyjechałam jako dwudziestoparoletnia dziewczyna. Chłonęłam tamten świat, a wraz ze mną chłonął go mój syn, który chodził do szkoły z kolorowymi kolegami. Wpadłam więc na pomysł, żeby napisać o tym piosenkę. Zamówiłam tekst „Kolorowych dzieci” u Jurka Bielunasa. Gdy przyjeżdżałam do Polski na trasę koncertową (w tamtych latach grałam około dwustu koncertów rocznie!), kupowałam w sklepie, obok mojego domu w Chicago, kolorowe farbki do twarzy, których u nas wtedy nie było. Wybierałam z publiczności parę dzieciaków, którym na zapleczu malowano twarze na czerwono, żółto i brązowo, a potem tłumaczyłam ze sceny, że różnorodność jest piękna, że wszyscy mieszkamy na tej samej planecie i powinniśmy się nawzajem szanować.
Do dziś pamiętam występ w domu kultury w Rawie Mazowieckiej, gdzie wśród białej publiczności siedział jeden czarnoskóry chłopiec. Po występie przyszedł do mojej garderoby z bukietem kwiatów i karteczką: „Dziękuję ci za »Kolorowe dzieci«, dzięki nim nie cierpię z powodu mojego koloru skóry”. Poczułam wielkie wzruszenie… i dostałam potwierdzenie, jak ważne jest, żeby nawet – a może zwłaszcza – w piosenkach dla dzieci uczyć akceptacji.
Osoby LGBT też wspieram nie od wczoraj. Mam w waszym środowisku masę przyjaciół, jakiś czas temu zostałam ambasadorką Tęczowego Piątku.
Trochę ci się dostało. Pokorny wobec władzy serwis wPolityce.pl grzmiał: „Koniec świata: Majka Jeżowska ambasadorem ≫tęczowych piątków≪ w szkołach!”.
A do mojego menadżera zaczęły dzwonić siostry z katolickich szkół i przedszkoli, odwołując bilety na koncerty, bo podobno jestem zwichrowana i „promuję LGBT”… Natomiast jadąc do Kostrzyna nad Odrą, wiedziałam, że Jurek Owsiak zbudował tam piękną krainę – wyspę dla wszystkich odmieńców, miasteczko pełne miłości i tolerancji, w którym możemy się wszyscy zjednoczyć.
Zjednoczyliśmy się” pod Małą Sceną. Mimo deszczu i grającego nieopodal Decapitated na twój występ przyszło sto, a może nawet 150 tysięcy ludzi!
Sporo z nich ostatni raz było na moim koncercie w przedszkolu… Przyszli z ciekawości, z sentymentu albo dla beki… I nagle usłyszeli piosenki swojego dzieciństwa, które odczytali na nowo, już w dojrzały sposób. Koncert był wielkim muzycznym zaskoczeniem, wręcz szokiem, media zaczęły o nim pisać, cytowały, co mówiłam ze sceny… A ja zawsze taka byłam. Przez całą karierę starałam się pisać nie tyle piosenki dla dzieci, ile międzypokoleniowe instrukcje, jak fajnie żyć. Zawsze też byłam otwarta na potrzeby słabszych i nigdy nie było we mnie zgody na krzywdę. Jeśli w Polsce umierają dziewczyny w ciąży, z martwym płodem i w imię „zasad” i „przepisów” osierocają inne dzieci, to wychodzę na ulicę z parasolką i błyskawicą na czole. Ale to nie „aktywizm” czy żadne „bohaterstwo”, a naturalna reakcja na niesprawiedliwość.
W Kostrzynie stwierdziłaś, że twoje piosenki już w przedszkolu uczą tolerancji. Ale czy dzieciaki rodzą się nietolerancyjne?
Właśnie nie! Przeciwnie: nie ma w nich zgody na nietolerancję! Co zrobiła młodzież ze szkół na Podkarpaciu czy w Małopolsce, gdzie dyrekcja zakazała Tęczowego Piątku? Sama go sobie urządziła!
Dzieciaki są dzisiaj znacznie bardziej tolerancyjne, niż my byliśmy w czasach młodości. Duża w tym zasługa Internetu oraz twórców filmów fabularnych i seriali, którzy pokazują, że osoby LGBT+ istnieją i są ważną częścią naszego społeczeństwa czy naszych rodzin. Ukrywanie ich pod dywanem jest chore. Zwłaszcza przez rodziców, bo to oni powinni okazywać dzieciakom największe wsparcie. Przecież młody człowiek często nie wie, kim jest, dopiero rodzi się u niego świadomość siebie, szuka odpowiedzi. Potrzebuje wsparcia, zwłaszcza od najbliższych. Jeśli go nie znajdzie, jeśli czuje się nieszczęśliwy w domu, miejscu najbliższym jego sercu, ucieknie lub targnie się na własne życie.
Ale jeśli rodzice nie mają przygotowania…
To niech się, kurczę, przygotują! Są rodzicami, ich obowiązkiem jest zrozumieć swoje dziecko i kochać je, niezależnie od tego, kim jest! Mam wielu znajomych z mojego pokolenia, którzy nie rozmawiają o swojej orientacji z rodziną, po prostu omijają temat… Ale nie tak to powinno wyglądać. Bo po co w ogóle decydujemy się na dzieci? Żeby się nimi chwalić? Żeby spełniały nasze oczekiwania? Nie! Po to, by je kochać! Nie rozumiem, jak można odtrącić własnego syna, bo planowaliśmy dla niego ślub z kobietą.
Może w takich sytuacjach powinno wkroczyć państwo? Na niedawnym Campusie Polska postulowałaś, by jeździć po przedszkolach czy żłobkach i uczyć tam o inności.
Już na tym etapie powinno się oswajać z różnorodnością. I uczyć, by się jej nie bać, bo jak czegoś nie rozumiemy, zawsze najpierw pojawia się strach. W szkołach dramatycznie brakuje edukacji społecznej, podczas której nauczyciele uczyliby, jak być dobrym obywatelem i dobrym człowiekiem.
Nie wystarczy religia?
Ostatnio przypięto mi łatkę przeciwniczki tradycji, w mediach czytam, że gardzę wartościami religijnymi… A to jest absolutna nieprawda. Wychowano mnie w duchu katolickim, mój wujek był księdzem, a tata – bardzo pobożnym człowiekiem. To on nauczył mnie zaangażowania społecznego. Pomaganie słabszym, wspieranie odtrąconych i okazywanie miłosierdzia wpoiły mi z kolei właśnie lekcje religii…
…na których – mówiłaś w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” – deprawuje się dzieci.
I seksualność, i religia to sfery intymne. Bardzo podobał mi się model, który funkcjonował w moim dzieciństwie: szłam do szkoły podstawowej, a potem na plebanię, gdzie odbywały się lekcje religii. Ktoś nie chciał – to nie szedł. Przecież nie wszyscy są katolikami, więc co takie dziecko ma zrobić? Być na siłę indoktrynowane? Wiara bardzo pomaga w czynieniu dobra, ale jestem przeciwna ślepemu podążaniu za tym, co księża mówią z ambony. Przecież to tylko ludzie ze swoimi słabościami i grzechami, tak jak wszyscy. Jestem też przeciwna wykorzystywaniu religii i pobożności ludzi do manipulowania nimi do celów politycznych.
A jak, gdy ty chodziłaś do szkoły, rozmawiało się o orientacji psychoseksualnej i tożsamości płciowej?
Nie rozmawiało się. Uczyłam się o inności, gdy wyjechałam w świat; przeprowadzka do Stanów uświadomiła mi także, że trzeba golić włosy na łydkach. (śmiech) Tego też nikt mi wcześniej nie powiedział. Jeśli całe życie tkwimy w jednym miejscu, w jednej relacji i jednym światopoglądzie, to skazujemy się na brak perspektyw, rozwoju osobistego, brak zrozumienia drugiego człowieka. Na niewiedzę.
Nie lubię schematów, bo one nie pozwalają się rozwijać ani w sztuce, ani w szkole. Jeśli wszystkich oceniasz według jednej miary, możesz nie rozpoznać geniusza. Dlatego tak ważne jest indywidualne podejście do człowieka. Żal mi tych, którzy sami pozbawiają się szerszego pojmowania świata.
Politykami, którzy weaponizują ostatnio homo- i transfobię, kieruje niewiedza czy cynizm?
Cynizm. I hipokryzja. Myślę, że w ich otoczeniu jest bardzo dużo osób LGBT+ i że oni o tym dobrze wiedzą, a mimo to wykorzystują nienawiść jako działo w politycznej wojnie. Nie interesuje mnie polityka, brzydzę się nią, co nie znaczy, że nie wiem, co się w kraju dzieje. Nie chcę jednak faszerować się dołującymi newsami, katastroficzną wizją świata, hejtem… Wolę pograć w kulki (gry mobilne, które Jeżowska odkryła podczas pandemii – przyp. red.).
Problem w tym, że te działa uderzają również w najmłodszych.
Całkiem niedawno grałam koncert charytatywny dla chorego chłopca w pewnej małopolskiej szkole. Po występie rozmawiałam z dyrektorem, który – ni z tego, ni z owego – zaczął mi mówić o „chorobie”, jaką jest LGBT. Odpowiedziałam mu: „panie dyrektorze, ja mam dużo przyjaciół w tym środowisku i to nie jest żadna choroba, oni się tacy urodzili!”.
Wielu rodzicom wydaje się, że tęczowa flaga zmieni ich syna czy córkę w homo. Że homoseksualnością można się „zarazić” jak jakimś wirusem! Jest to straszne. I bardzo przykre.
Ale – chyba – kontrskuteczne. Sama przecież mówiłaś, że młodzież nie boi się inności, a mnóstwo dzieciaków hetero to nasi sojusznicy i sojuszniczki.
Młodzież jest odważna i – gdy trzeba – potrafi zawalczyć o prawa swoich koleżanek i kolegów. Rozumie, że wszyscy tworzą społeczność szkolną, dostrzega w Innym człowieka, któremu należy się szacunek… Co innego dorośli. Bywa, że w małych miejscowościach ludzie widzą spreparowane filmiki, słyszą hejt z telewizji, a później się boją, że wpadnie im do miasteczka zaraza, spali biznesy, porwie synów i zgwałci córki.
No i ostatecznie zniszczy instytucję rodziny!
Jednym z moich idoli – obserwuję go na Insta – jest Shane McAnally, genialny producent muzyczny i juror w programie rozrywkowym „Songland”. Początkowo zupełnie nie wiedziałam, kim jest… I nagle patrzę, a on ma męża i dwójkę dzieci: córkę i syna! Teraz spędzali wakacje w Europie, wrzucali fajnie zmontowane filmiki z Rzymu i Amsterdamu, na których dzieciaki bawią się, poznają świat, spędzają czas z rówieśnikami… I, kurczę, życzyłabym większości rodzin takiej relacji z dziećmi, takiej dumy z nich i takiej miłości. Instytucję rodziny mogą zniszczyć alkoholizm rodziców i przemoc domowa, nie homoseksualność.
Skoro „dorosła” Majka Jeżowska chwyciła – ostatnio grałaś nawet na Lech Polish Hip-Hop Festivalu, wykonując duet z PRO8L3M-em – to kiedy spodziewać się nowego materiału?
Jestem zaszczycona, że PRO8L3M nagrał ze mną „Piekło jest w nas”, czyli mój ejtisowy „Spisek owadów” ze zremasterowanej ostatnio płyty „Wibracje”.
Nowy materiał spływa powoli na mój kanał na YouTubie. Wrzucam tam co chwilę vlogi (zostałam jutuberką!). Koniecznie zobaczcie mój teledysk do pierwszego singla „Nie wciągaj mnie”. W swoją szarość, złość i w swoje manipulacje. To manifest kobiecości, ale i humanizmu. Występują tam wspaniałe, różnorodne kobiety, choćby Sylwia Chutnik czy Ola Petrus. Przez cały sezon koncertowy testowałam inną nową piosenkę, „Skazana”, którą do streamingu wpuszczę jesienią. Dedykuję ją osobom, które – jak ja – niedawno się z kimś rozstały. Kolejny utwór, „Bawimy się w życie”, napisał Jacek Cygan. Cytuje w nim masę moich starszych piosenek, ale to przede wszystkim pochwała życia. Nawet widząc to, co dzieje się wokół nas, wojnę, inflację, rosnącą nienawiść – kochajmy życie, nie zapominajmy o radości.
Dostałam nowe muzyczne życie i nowego odbiorcę. Wcześniej pisałam z myślą o najmłodszych, którym chciałam wytłumaczyć świat. Dziś mogę tworzyć piosenki, które pomogą dorosłym odnaleźć swoje światełko w tunelu. Dobrze wiem, że to niełatwe, bo sama taki tunel długo drążyłam… ale naprawdę da się z niego wyjść. [/restrict]