Malajska sałatka

O postępującej islamizacji, o zakazie homoseksualizmu, o własnej drodze do akceptacji i o gejowskich ikonach na imprezach w Kuala Lumpur mówi Jerome Kugan, działacz LGBT z Malezji, w rozmowie Mariusza Kurca

 

Jesteś aktywistą LGBT, ale nie należysz do żadnej organizacji.

Należę do nieformalnej organizacji Seksualiti Merdeka. Merdeka to po malajsku „niepodległość” albo „wolność”. Formalnych, zarejestrowanych organizacji LGBT w Malezji nie ma – są zakazane. Seksualiti Merdeka założyłem w 2008 r. wraz z przyjaciółką – Pang Khee Teik. Zaczynaliśmy jako swoisty festiwal praw mniejszości seksualnych. Po trzech edycjach, gdy festiwal został zauważony, dostaliśmy bana i musieliśmy zejść do podziemia. Teraz koncentrujemy się na warsztatach, półprywatnych spotkaniach, samopomocy, wzajemnym wspieraniu się, konsolidacji środowiska. Poza tym od pięciu lat organizuję tu, w Kuala Lumpur, imprezy LGBT w klubach pod wspólną nazwą Rainbow Rojak. Rojak to kolorowe danie malajskie, podobne do sałatki; a w przenośni używa się tego słowa na określenie czegoś różnorodnego, czegoś, w czym wszystko może znaleźć swe miejsce. Moje imprezy służą otwarciu się naszej społeczności, poznawaniu się, zaprzyjaźnianiu, wspólnej zabawie. Uprzedzając od razu twoje pytanie: nie, to nie są seksimprezy – z seksem osób tej samej płci trzeba być ostrożnym – jest karalny. Zamknąć kogoś za homoseksualizm nie jest może bardzo łatwo, bo trzeba być przyłapanym „na gorącym uczynku”, ale właśnie dlatego z „gorącymi uczynkami” trzeba uważać.

O to jeszcze dopytam później, ok? Opowiedziałbyś o tych imprezach? Są w Kuala Lumpur gejowskie kluby?

Takich z renomą, które działają od jakiegoś czasu, to są trzy: Blueboys, Marketplace KL oraz Divine Bliss. Kuala Lumpur to nie jest wielkie miasto, jakieś trzy miliony mieszkańców. W Bangkoku, Singapurze czy szczególnie w Dżakarcie społeczność LGBT jest dużo, dużo większa.

Do jakiej muzyki się bawicie?

Mam bzika na punkcie gejowskich ikon, więc usłyszysz u nas Abbę, Queen czy Madonnę. Również starsze rzeczy z wytwórni Motown, Steviego Wondera, Dianę Ross, Jamesa Browna, Marvina Gaye’a, Arethę Franklin. Co jeszcze? Michael Jackson… no i oczywiście współczesne kawałki.

Puszczasz też malajską muzykę?

Tak. Wyoutowanych wykonawców nie mamy, ale mamy gwiazdy uwielbiane przez społeczność LGBT, np. Siti Nurhaliza albo Sheila Majid – sprawdź sobie. Od lat interesuję się tym, co moglibyśmy nazwać „gejowską” czy „queerową estetyką”. Długo zastanawiałem się, czy coś takiego w ogóle istnieje – moim zdaniem tak. Teraz zakochałem się w muzyce klasycznej, odkryłem Benjamina Brittena, kompozytora angielskiego, który pisał dla swego ukochanego – Petera Pearsa, tenora. Byli razem ponad 30 lat.

Jakbyś ocenił sytuację LGBT w Malezji?

Większość ludzi się boi. Istniejemy właściwie tylko w podziemiu. O jakimś szerszym coming oucie nie ma mowy. Jest dobrze, jeśli ma się swoje grono, w którym czujesz się bezpiecznie. Większość jest schowana, udają przed rodzinami, przed ludźmi z pracy. Do tego obserwuję postępującą islamizację kraju, która, nie muszę chyba tłumaczyć, nie wpływa dodatnio na akceptację wobec LGBT. Ja sam nie jestem muzułmaninem, ale mnie ta islamizacja też dotyka.

Wyznajesz jakąś religię?

Pochodzę z katolickiej rodziny, ale nie czuję się katolikiem, nie jestem religijny.

Katolickiej, naprawdę?

Tak. Wiem, to u was większość. W Malezji są chrześcijańskie enklawy i urodziłem się właśnie w jednej z nich, w mieście Kota Kinabalu na wyspie Borneo. Ale ostatni raz byłem w kościele, gdy byłem może 15-latkiem, a więc już ponad 20 lat temu. Urządzamy sobie święta Bożego Narodzenia, ale bardziej dla zabawy, niż z powodów religijnych.

Muzułmanów w Malezji jest ok. 60%, dużo mniej niż katolików w Polsce, a i tak mówisz o islamie jako o dominującej sile.

Bo polityczny wpływ islamu jest dużo większy, niż te 60% by wskazywało. Jest przytłaczający. W parlamencie zasiadają prawie wyłącznie wyznawcy islamu. Nadają ton.

Z drugiej strony zakaz homoseksualizmu w waszym prawie to spuścizna jeszcze po kolonizatorach Brytyjczykach, jak by nie było – chrześcijanach.

Obowiązuje prawo cywilne i prawo islamskie. Zakaz homoseksualizmu z prawa cywilnego, czyli ten po Brytyjczykach, jest rzadko stosowany. Ten z prawa islamskiego częściej. Mnie obowiązuje tylko prawo cywilne, bo jak powiedziałem, nie jestem muzułmaninem – ale gdyby mnie przyłapano z muzułmańskim chłopakiem, to też bym miał kłopoty z islamskim kodeksem. Moi koledzy geje, którzy urodzili się w rodzinach islamskich, zazdroszczą mi. Zresztą nawet heterycy przyznają, że islamizacja w Malezji idzie zbyt daleko. Z katolicyzmu czy jakiejkolwiek innej religii możesz w Malezji po prostu zrezygnować, ale z islamu – nie.

Jakbyś porównał sytuację w Malezji do sąsiednich krajów?

W Indonezji jest podobnie, tylko wszystkiego więcej, bo to dużo większy kraj.

Największy muzułmański kraj na świecie.

W Tajlandii jest większa akceptacja, ale z drugiej strony całe zjawisko seksturystyki nie jest zbyt pozytywne. Dominuje tam buddyzm, który jest nam bardziej przyjazny. Bardziej jest tak, że „nie akceptuję homoseksualizmu, bo on jest nie do pogodzenia z wzorcem rodziny” niż „jest niezgodny z religią”. Natomiast w Singapurze jest sporo chrześcijan, więc jeszcze trochę inaczej. Czempionem w naszym regionie jest Tajwan, gdzie sprawy LGBT są dyskutowane w mainstreamie, znajdziesz je w gazetach, co w Malezji jest raczej nie do pomyślenia.

Na Tajwanie projekt ustawy o małżeństwach jednopłciowych jest obecnie w parlamencie. To byłby pierwszy kraj Dalekiego Wschodu…

Właśnie, trzymam kciuki. U nas dostępne są media malajskie, angielskie i chińskojęzyczne – widzę gołym okiem, że te chińskojęzyczne są bardziej postępowe niż malajskie.

Są widoki na dekryminalizację homoseksualizmu?

Nie potrafię sobie wyobrazić, że to mogłoby się stać za mojego życia.

Lider opozycji i były wicepremier Anwar Ibrahim siedzi w więzieniu…

… za homoseksualizm. Już trzeci raz. Pierwszy raz został skazany w latach 90.

Spędził już za kratkami wiele lat za rzekome stosunki ze swym szoferem, z asystentem od pisania przemówień, z doradcą. Wiadomo, czy on naprawdę jest gejem?

Nie wiadomo i jak się domyślasz, jego rzeczywista orientacja jest bez znaczenia. Zakaz homoseksualizmu został użyty politycznie.

A korekta płci w Malezji?

Niemożliwa. Przyjaźni nam prawnicy podjęli kilka lat temu próbę obalenia zakazu na drodze sądowej, ale nie udało się. Zakazane jest też przebieranie się za osobę przeciwnej płci.

Drag queens?

Crossdressing, tak – zakaz.

Gdy dorastałeś, to musiałeś zdać sobie sprawę, że należysz do mniejszości i religijnej, i seksualnej.

Chodziłem do męskiego liceum. Ci wszyscy chłopcy wokół mnie! Hormony buzowały, myślałem, że zwariuję aaaaaa! (śmiech) Ale to był w sumie smutny czas, byłem nieustannie zestresowany, z wciąż czającymi się myślami samobójczymi. Jako katolik gryzłem się, że nie pójdę do nieba. Każde spojrzenie na przystojnego faceta wywoływało nie tylko erotyczną fascynację, ale też głębokie poczucie winy, strasznie to było przykre. Nie przystawałem do innych chłopców, którzy gadali o dziewczynach i sporcie. Ach, typowa historia geja! Ciągnęło mnie do sztuki – do książek, do muzyki, do plastyki. Potem miałem jednego kolegę, który też był gejem. Nie zostaliśmy parą, ale zaufaliśmy sobie, byliśmy dla siebie oparciem, razem narzekaliśmy na zło tego świata, dołując się nawzajem, nakręcając się (śmiech). Byliśmy nerdami oraz emo w epoce, gdy te słowa nie były jeszcze w użyciu. Czytaliśmy mroczną poezję. W pewnym momencie gorąco zapragnąłem uczyć się gry na wiolonczeli, by być jak Yo-Yo Ma. Okazało się, że w całej okolicy nie ma nauczyciela gry na wiolonczeli. Och… wszystko było nie tak! Na szczęście zdobyłem stypendium i na studia, literaturę, poleciałem do Australii.

To już chyba znam dalszy ciąg „typowej historii geja” – kraj bardziej LGBT-friendly otworzył cię i pozwolił się zaakceptować.

Dokładnie (śmiech). Wprawdzie z mojego małego miasta (Kota Kinabalu ma ponad 600 tys. mieszkańców, ale Jerome patrzy z dalekowschodniej perspektywy – przyp. red.) przeprowadziłem się do jeszcze mniejszego, czyli Canberry, ale tam jest prężna społeczność LGBT. Jest też polityczny ferment, bo to stolica. Przeżyłem 6 lat takiego życia, jakiego każdy młody człowiek powinien zasmakować. Dużo się uczyłem, sporo romansowałem, bawiłem się, było wspaniale. Oczywiście, wyszedłem z szafy. Powrót do ojczyzny był tak ciężki, że… wszedłem do tej szafy z powrotem. Dopiero po jakimś czasie zacząłem na nowo szukać takiego miejsca w życiu, bym mógł być sobą. Na tyle, na ile jest to u nas możliwe – znalazłem. Pracowałem m.in. w galerii sztuki, w redakcji czasopisma. W zeszłym roku byłem już na tyle zmęczony korporacyjnym myśleniem pracodawców, że zwolniłem się. Mam niewyparzoną buzię, nie wpasowuję się łatwo. Na razie utrzymuję się z dorywczych prac, zajmuję się też sztukami wizualnymi, maluję, rysuję. W tym roku planuję pierwszą solową wystawę. Życz mi powodzenia. Jak na warunki w Malezji, żyję praktycznie otwarcie. Jak zajrzysz na mój profil na Facebooku, to moja orientacja jest oczywista. Staram się zachęcić młodych ludzi do jak najbardziej otwartego życia, bo tylko taką drogą jesteśmy w stanie zbudować społeczność, która będzie w stanie zmienić innych ludzi. Tu naprawdę nie chodzi o sam seks. Chodzi o bycie sobą, o posiadanie przyjaciół, o poczucie, że się nie jest samemu. To Australia zaraziła mnie aktywizmem LGBT.

Tekst z nr 65 / 1-2 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.