Marginesy 2017
Jest rok 1940. Hotel Angleterre to azyl. Gdy dookoła wojna, lodowa mżawka, a w mieszkaniach brak ogrzewania, tu można o tym zapomnieć. Wziąć gorącą kąpiel, owinąć się miękkim ręcznikiem, osiągnąć rozkosz w pachnącej pościeli. Zjeść bogato doprawione kanapki, napić się kawy, nie tej z cykorii. Niektórych, tylko niektórych, na to stać. Ale żeby poznać to miejsce, trzeba poczekać ponad setkę mięsistych stron.
Pierwsza część książki to opowieść Georga, młodego mężczyzny powołanego do wojska. Ma stacjonować na granicy z Finlandią. Od pierwszej strony robi się coraz zimniej, Georg marznie w bydlęcym wagonie, potem temperatura osiąga minus 40 stopni. Georg, podobnie jak reszta kolegów, nie jest żadnym „bohaterem“, tylko zwykłym człowiekiem, wrażliwym na zimno, na strach i ból. Mimo tego wymaga się od nich tak zwanej męskości. Tęsknią za domem, za ciepłem łóżek i żon. A jednak to, z czym się zmierzą, przejdzie najbardziej pesymistyczne oczekiwania…
Tymczasem w Malmö została żona Georga, Kerstin. Samotna i smutna, jedyną przyjemność czerpie z przerw obiadowych, które z przyjaciółką Judit spędzają na dachu fabryki, gryząc skąpe kanapki. To nic, że skąpe, bo najważniejsze, że można się nimi wymieniać, jak opowieściami. Z czasem Kerstin musi jednak wiele przemilczać. Do miasteczka przyjeżdża bowiem tajemnicza Viola, kobiety zaczynają razem pełnić warty sąsiedzkie i coraz bardziej się zbliżać. Viola ciągnie za sobą historię, która wciąga jak mocny kryminał – i Kerstin, i nas. Nietrudno się domyślić, że rozkosz przeżywana w Hotelu Angleterre to rozkosz lesbijska, a wątki: miłość, zimno i wojna zaczynają niepokojąco się splatać. I tu zaczyna się akcja, której nie powinno się zdradzać. Gruba, wciągająca książka, azyl, kiedy na dworze pada i czekamy na wiosnę. (MKo)
Tekst z nr 66/3-4 2017.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.