Marta Konarzewska – 15 lat po pierwszym nauczycielskim coming oucie w Polsce

Tekst Marty Konarzewskiej

fot. Marek Zimakiewicz

15 lat temu jako pierwsza nauczycielka w Polsce napisała: „Jestem nauczycielką i jestem lesbijką” – na łamach „Gazety Wyborczej”. MARTA KONARZEWSKA wraca do tamtego coming outu i w swoim niepowtarzalnym stylu zastanawia się, co znaczy mówić prawdę o sobie dziś — w świecie VR, TikToka, Nimony i Mentzena

Słoneczny dzień, Warszawa. Niechętnie wstaję z fotela, na którym piszę w leniwym słońcu, wychodzę z domu, idę i wpadam w miękką czerń. Rano i w środku dnia oglądam fi lmy, bo to Millennium Docs Film Festival. Pod wpływem cudzych obrazów pojawiają się własne: 2010 rok i wcześniej, inne poranki, wcześniejsze. Blade słońce na szarych chodnikach, pierwsze tramwaje, puste ulice, drzewa, ptaki, niebo, otwierają i zamykają się drzwi na pustych przystankach, metalowy dźwięk, to układa się w trans. Gdy jedziesz do pracy i budzisz się, z tobą budzi się miasto. Łódź. Tamtym porankiem wyszłam z domu, nie wiedziałam, co mnie czeka, jedziesz tramwajem i nawet nie rejestrujesz, jak w twoim ciele pracuje cichutki lęk. Wtedy wypowiedziałam słowa, których dziś sobie zazdroszczę i lęk się roztrzaskał. Zazdroszczę tamtej sobie. Chciałabym znów znaleźć coś, powiedzieć coś, co będzie silniejsze niż ja, którą teraz znam. Nie wiem, ile prawd się mieści w jednym człowieku, ile zwyczajnych, a ile takich, których spotkanie/ nazwanie zmienia treść życia, jakby zmieniał się stan skupienia. Twój i dokoła. Robi się rzadszy i robi się spokojniej, potem na zawsze zmienia się kształt. Chwilę wcześniej: lęk, nagły brak lęku, dziwna cisza, chłód pustki, cięcie. I złość. Otwieram oczy. W filmie o dziewczynkach raperkach słyszę zdanie, które brzmi jak znak, motto do tego tekstu: „Now I see myself, that is all I needed / Now I see myself, this is all I needed” („Teraz widzę siebie, niczego innego nie potrzebowałam”). To właśnie mi się przytrafi ło 15 lat temu, naprawdę.

Jestem

„Mówię tak nie dlatego, że pragnę oznakowania siebie lub innych. Nie znoszę etykietek i zamykających definicji. Mówię tak powodowana słusznym gniewem. W odruchu obrony przed hipokryzją” – te słowa napisałam 15 lat temu w artykule, który „Gazeta Wyborcza” zatytułowała „Jestem nauczycielką i jestem lesbijką ”. Do dziś mam dreszcze. Nie, nie chodzi o odwagę, chodzi o siłę, dostęp do samej siebie – do własnej prawdy, energii, która nie daje za wygraną i nigdy się nie zatrzyma. Znacie film „Nimona”?

Nimona to bohaterka animacji, którą można obejrzeć na Netfl iksie bajki niekoniecznie dla dzieci. Jest fajterką, jest zła na rzeczywistość, co i rusz zmienia kształt, raz jest niedźwiedziem, raz myszą, a raz znowu figurą własnego wroga – na chwilę. Zmienia się, ciska, robi użytek z własnej agresji. Raz słuszny, raz wcale nie. Obcując z nią (z ono), raz ma się poczucie siły, mocy własnej wielości (zresztą chyba to się podkreśla, kiedy się pisze o queerowym potencjale tej animacji), a raz jednak przeciwnie – pofragmentowania, chaosu, lęku. Czemu? Bo jednak – skąd ta agresja? Skąd pragnienie tak dzikiej destrukcji? Z odrzucenia. Z wczesnodziecięcej, straszliwej rany – bycia niewidzianą, nieprzyjętą. Nimona potrafi być wszystkim, ale na chwilę, w niepewności raczej niż pełni, zawsze po to, by walczyć. Przejawy tożsamości zmieniają się migotliwie, żaden nie jest w stanie się utrzymać. Niezintegrowane, nieobjęte prawdziwym ja formy wykluwają się jedna za drugą, i jeszcze, jeszcze, jakby nie było znaku „Stop”. Pęd szukania obrazu samej siebie, która ma prawo istnieć, być. Osobne, sobie obce. Fragmenty sztucznego self Maski. A pod spodem czai się myśl najsilniejsza: potwór, jestem potworem. Na koniec filmu ten potwór się manifestuje (come out!). I sobie zobaczcie, co się wydarza, warto.

Come out

Czemu to wszystko? Już wyjaśniam. Zabierając się za tekst „Jestem nauczycielką…” 15 lat temu, byłam pełna obaw, że coming out „do” (dopiszcie, co chcecie) to łatka, ograniczenie. Tymczasem nie do końca świadomie udało mi się zrobić coming out „od” (dopiszcie, co chcecie, ale nie, nie chodzi o „hetero”, raczej o „potwór”, „tchórz”, jakakolwiek maska). W „jestem lesbijką” to nie „lesbijka” jest ważna, tylko „jestem”. Jestem kim jestem – i to ja to mówię (brzmi jak cytat i chyba wiecie, czyje to słowa, no właśnie).

Nigdy nie czułam samej siebie tak mocno jak wtedy. Nigdy wcześniej, ani nigdy potem. Jak to napisać… Najlepiej zwyczajnie: ja dziś nie żyję ani jako nauczycielka, ani jako lesbijka. Kiedy naczelny „Repliki” poprosił mnie o kilka słów na 15-lecie, to ja zaraz: „O rany, ale jakich słów?”. Kogo obchodzi moje życie teraz, co mam zrobić, coming out a rebours? Napisać coś w stylu, że jak płynna seksualność, to płynna? Że jak w jedną stronę można po niej wędrować, to i w drugą. I w pięć? No tak, w sumie tak właśnie myślę. Że jak się koleżanki orientują w średnim wieku, że są lesbijkami, albo że chcą o tym powiedzieć głośno, to ja też mogę? Chcieć powiedzieć? E tam. Rozmawiam z koleżanką, radzę się, a ona: „Słuchaj, a może powiedzenie »jestem lesbijką « pozwala także nią nie być ?”. Mówię : „Chyba zwariowałaś, za dużo się wina napiłaś, mam tak napisać ?”. Ale za chwilę: „A właśnie – napiszę. Być albo i nie być, wow, genialne!”. Zanim zmienię się w mentorkę z TikToka, powiem tylko jedno: „Cokolwiek w tobie czeka – czeka na ciebie”. Łap fragmenty, każda reprezentacja self pracuje na następną (najlepsze teksty kultury mówiące o dojrzewaniu nie ograniczają się dziś do młodzieży).

Na szczęście nie tylko o mnie/self był tamten tekst w „Wyborczej”, był też o szkole, młodzieży, systemie edukacji, o/presji. Pamiętacie serial „Adolescence”? No właśnie. Rozwój to nie błahostka. Dojrzewanie nigdy nie było tak trudne jak teraz. Poczucie „jestem potworem”, „chcą mnie zniszczyć”, albo „sam siebie zniszczę”, albo „tego, kto mnie wyzywa – zniszczę!”, towarzyszy raczej każdej dojrzewającej osobie. To integralna część adolescencji. Pytanie: chcemy to wzmacniać? (My – dorośli). Czy chcemy to ograniczać? Żyjemy teraz w innej epoce niż 15 lat temu. Wszystko zmieniła pandemia i media społecznościowe, spróbuję przyjrzeć się różnicom i podobieństwom – zestawić „wtedy” i „dziś”. Postawię wiele pytań, na które nie ma odpowiedzi. To w pytaniach jest siła. Może nie przestawajcie czytać, tylko dlatego, że no wiecie… (Nawiasem mówiąc, nie jestem także hetero – tak się nie da. Może kiedyś o tym napiszę, nie teraz).

Cały tekst do przeczytania w 115. numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.