Medialny coming out to nie wyrok

O coming oucie przed prezesem TVP, o „obnoszeniu się” i „przegięciu”, o gwiazdach w szafie i o naszych sojusznikach, o Madonnie, Beacie Kozidrak, Dodzie i innych divach oraz o swym ukochanym facecie i o rodzinie mówi PIOTR „GRABARI” GRABARCZYK, dziennikarz showbiznesowy Wirtualnej Polski i bloger. Rozmowa MARIUSZA KURCA

 

foto: Agata Grymuza

 

Jak to było wyoutować się na wizji przed prezesem TVP Jackiem Kurskim?

Wiedziałem, że mam dosłownie chwilę i mogę zadać tylko jedno pytanie, bo taki warunek postawił Kurski. I tym mnie sprowokował. Wychodzę z założenia, że homofobów należy konfrontować nie tylko z samą tematyką LGBT, ale i z konkretnym człowiekiem. Nie jesteśmy abstrakcyjnym „tematem”, jesteśmy żywymi ludźmi. Więc proszę – stoję tu przed panem, jestem dziennikarzem, jestem gejem i zadaję pytanie.

Tematem był program TVP „Pierwsza randka”. Zapytałeś, czy będzie można zobaczyć w nim również pary jednopłciowe. Prezes powiedział, że nie sądzi, bo trzeba trzymać się zasad zawartych m.in. w Konstytucji, na co ty: „Konstytucja zabrania chodzenia na randki gejom? Ja jestem gejem, chciałbym iść na randkę z facetem. Czy Konstytucja zabrania?”

I tak jak przypuszczałem, Kurski swoją odpowiedzią skompromitował się jak wielu innych polityków partii rządzącej, którzy w takich sytuacjach powołują się na jakieś wyższe wartości i zapisy prawne nijak odnoszące się do omawianej rzeczywistości. Od tamtej pory mam bana w Telewizji Publicznej i moje akredytacje na poszczególne wydarzenia są cofane. Nie rozpaczam nad tym, a taka atencja z ich strony wręcz mi schlebia.

Bana dostajesz też regularnie na Facebooku.

Zaczęło się kilka miesięcy temu, gdy jeden z użytkowników, podający się za pracownika dużego banku, zostawił obrzydliwy homofobiczny komentarz pod moim wywiadem z Michałem Kwiatkowskim. Z racji tego, że miało to miejsce na moim fanpejdżu, wkleiłem screen na stronę banku z prośbą o stanowisko, bo ten mężczyzna napisał m.in. że nie obsłużyłby geja w placówce, w której pracuje. Bank zachował się wzorowo i szybko wyjaśnił sprawę – okazało się, że ktoś tylko podszywał się za ich pracownika, a jego konto zostało szybko usunięte. Pod postem wybuchła dyskusja, niektórzy uznali mnie za „donosiciela” i masowo zgłosili mój profil, blokując go w efekcie na 30 dni. Ostatnio znów miało to miejsce, tym razem po poście nawołującym do zbiórki na queerowy festiwal Pomada. Pisałem odwołania do Facebooka, ale bezskutecznie. Utrudnia mi to pracę, ale w ten sposób mnie nie uciszą.

Lata temu Kuba Janiszewski z TOK FM też wyoutował się rozmówcy na antenie podczas wywiadu, gdy sprawa dotyczyła homoseksualności. Jednak taki typ dziennikarstwa słabo przebija się w Polsce, dominuje rzekoma bezstronność, czyli de facto – domniemany heteroseksualizm dziennikarza.

Nie mam problemu z tym, by powiedzieć publicznie, że jestem gejem. Mamy teraz klimat polityczny, który wręcz wymaga tego typu deklaracji. Strasznie dziwią mnie zarzuty, że to „obnoszenie się ze swoją seksualnością”. Słyszę je nawet od niektórych gejów. „Stary, po co? Kto o tobie wie, to wie, ale po co wszyscy mają wiedzieć?”. Za każdym razem staram się to tłumaczyć od nowa. Podobnie z komentarzami pt. „Szkoda, że on tak epatuje i taki wulgarny, przegięty, przecież my tacy nie jesteśmy”. My geje? Jesteśmy społecznością jeszcze bardziej barwną i różnorodną niż tęcza, z którą się identyfikujemy. Przed kamerą mam swoje „miękkie” i „przegięte” gesty, ale co z tego? Zgodzę się z tym, że nie jesteśmy reprezentowani w mediach w obiektywny i przekrojowy sposób, bo dominują tam kolorowe ptaki i dość przejaskrawione osobowości. Ale drogą, by to zmienić jest właśnie coming out, otwartość, a nie autocenzura i chowanie się. Przecież dla niektórych nawet tęczowa przypinka na kurtce to już „epatowanie”. Jednocześnie za homofobię uznaje się tylko hardkor – pobicie czy zwyzywanie. A jak już nie biją, to brawo i meksykańska fala, bo okazano nam akt łaski. Pedał nie dostał w ryj, chwalmy pana. To musi się zmienić, również wewnątrz środowiska, które pełne jest podziałów – na męskich i „przegiętych”, przypakowanych, miśków i chudych „twinków”. Sami przypinamy sobie niepotrzebne metki, a jesteśmy już nimi wystarczająco obdarowani przez heteryków.

Zacytuję fragment twojego felietonu: „Jeśli jeszcze raz usłyszę, że obnoszę się ze swoim homoseksualizmem, bo idę ze swoim chłopakiem za rękę, mam na kurtce tęczową przypinkę albo mówię wprost, że jestem gejem, to chciałbym tylko powiedzieć jedno: pierdolcie się”.

Nie zawsze tak myślałem. Był okres, w którym kompletnie dałem się wciągnąć w tę propagandę, że społeczeństwo „nie jest gotowe” i musimy pokazywać, że jesteśmy „normalni” i „nie afiszować się”. Teraz widzę, że to absolutnie nie ma sensu. To jest konserwowanie dyskryminacji i podwójne standardy dla homo i hetero, których nikt o obnoszenie się nie oskarża, choć to właśnie oni pokazują swą seksualność nieporównywalnie częściej. I nie ma w tym nic złego – jeśli ktoś ma ochotę, proszę bardzo, ale nie może być tak, że wolność lub jej brak warunkuje orientacja seksualna.

Z powodu tego ciśnienia na nieobnoszenie się, wielu gejów ma wręcz fobię na seks (tylko na portalach randkowych potem im „się ulewa”). A ty się nie certolisz – robisz wywiad z Harrym Louisem, gwiazdorem gejowskiego porno, albo ogłaszasz nominacje dla „Najlepszego Pena Roku 2016” – dla Justina Biebera, Orlando Blooma i Radka Pestki. Masz w tym roku jakichś kandydatów?

Od ponad roku jestem w związku, więc naturalnie straciłem biegłość w śledzeniu nagich fotek innych mężczyzn! (śmiech)

Masz wyczucie estetyki kampu, kiczu połączone z poczuciem humoru. Byłbyś idealny jako komentator konkursu Eurowizji, najbardziej gejowskiego show na świecie.

Dopóki Eurowizję transmituje u nas TVP, obawiam się, że to może się nie wydarzyć. To bardzo miłe, co mówisz, ale też nie jest tak, że jestem w tym jedyny i wyjątkowy. Jest „nas” więcej, np. mój dobry kolega Patryk Chilewicz. Być może inni nie mają platformy, na której mogliby to zaprezentować lub po prostu z tego kampu się kastrują. A szkoda!

W USA jest świetny Andy Cohen, w Wielkiej Brytanii – Graham Norton… Ty w tej estetyce prowadzisz swój blog. Bywa, że jest zabawnie, gdy wymyślasz prezenty dla gwiazd i np. Beacie Kozidrak oferujesz „dżinsowe kozaczki z dziurami aż po samą cipę”, ale bywa też, że nie tracąc rezonu i ostrego humoru wpadasz w poważniejsze tony. I tu mam też stosowny cytat: „Nigdy nie wspierałem żadnych organizacji walczących z homofobią czy propagujących tolerancję, ale w tym roku moja świadomość w tym temacie zdecydowanie wzrosła. Nie wiem czemu, być może po prostu jestem starszy, widzę więcej niż czubek własnego nosa i to jakoś bardziej uwrażliwia mnie na problemy, które niekoniecznie muszą mnie dotyczyć personalnie. Jestem sobie szczęśliwym i żyjącym po swojemu gejem, ale coraz częściej uzmysławiam sobie, że to przywilej, a nie norma.”

Pochodzę z Pasłęka, miasteczka na Warmii, gdzie czasami mi dokuczano, ale „pedał” rzucany w moją stronę nie różnił się dla mnie wtedy od innych wyzwisk, które słyszeli moi rówieśnicy. Przyjąłem to po prostu jako gimnazjalno-licealny folklor, przez który każdy musi przejść. Studiowałem we Wrocławiu, dużym i wówczas mocno kolorowym mieście, opoce tolerancji. Po studiach przeprowadziłem się do stolicy, dostałem pracę i wszyscy moi znajomi czy współpracownicy byli i są ludźmi otwartymi. Nie doświadczyłem przykrych sytuacji, gdy się outowałem przed nimi. Widziałem homofobię, ale raczej tylko na tym politycznym szczeblu. Chodzę do gejowskich klubów, mam chłopaka, mogę się ubierać, jak chcę. Wszystko grało. Gdy czytałem artykuły czy wypowiedzi o narastającej dyskryminacji w naszym kraju, zawsze się krygowałem i myślałem, że przecież nie jest AŻ tak źle. W końcu dotarło do mnie, że moja sytuacja jest uprzywilejowana. Żyję w mikrokosmosie, który powinien być normą, a dla większości osób LGBTQ w Polsce nie jest. Poczułem, że muszę się zaangażować, że jako bloger i dziennikarz mam do tego odpowiednie narzędzia. Ludzie zapominają, że już bycie sobą może być formą aktywizmu. Na blogu piszę o swoim chłopaku, przytaczam różne zabawne anegdotki z moich gejowskich podbojów, jakieś żarty sytuacyjne wynikające z tego, kim jestem. Odzew jest porażający. Dostaję mnóstwo wiadomości od młodych chłopaków, którzy piszą, że to krzepiące widzieć kogoś, kto się nie ukrywa. Sami są często z małych miejscowości, marzą, żeby stamtąd wyjechać, bo mają już dość wyzwisk, a czasem nawet przemocy. Przez mojego bloga przewijają się setki tysięcy osób i nawet jeśli tylko jednej lektura tych tekstów doda otuchy i wiary, że można być sobą, to jest dla mnie paliwo do dalszego działania i największa możliwa nagroda. Każdy może dołożyć swoją cegiełkę, do tego nie potrzeba wielkich gestów. Chodzenie na parady, przekazywanie 1% na organizacje LGBTQ, bycie wyoutowanym i widocznym… W tym miejscu patrzę też na swoje podwórko i gwiazdy, które również mogą się zaangażować i mają do tego odpowiednie platformy w postaci np. akcji „Ramię w ramię po równość” Kampanii Przeciw Homofobii. Przecież show-biznes gejami stoi!

Na zewnątrz tego nie widać.

Dla mnie opcja ukrywania się po prostu nigdy nie wchodziła w grę. Byłoby mi potwornie wstyd i przed innymi, i przed samym sobą. Chodzimy razem na imprezy, wyrywamy chłopaków, a potem mam udawać, że lubię biuściaste brunetki? Są celebryci, którzy prywatnie nie mają problemu ze swym homoseksualizmem, a potem czytam, jak opowiadają w wywiadach o ideale kobiety. To jakaś abstrakcja. I tak widzę delikatny postęp, bo jeszcze 10 lat temu na porządku dziennym były wywiady i sesje zdjęciowe, w których gwiazdom partnerowały ich menadżerki i opowiadali o zmyślonym związku i miłości. Teraz to się powoli zmienia, choć nie brakuje podobnych absurdów. Jakiś czas temu przygotowywałem materiał z premiery spektaklu o gejach. Jednego z bohaterów grał niewyoutowany gej. Ze spokojem godnym pozazdroszczenia odpowiadał na pytania „Jak to jest zagrać geja?” i plótł o przygotowaniach i rozmowach z homoseksualistami. Czy ten człowiek nie ma poczucia, jak idiotyczna była to sytuacja?! Czy to go nie wkurzało? To naprawdę frustrujące widzieć ludzi, którzy mogą być głosem tych, którzy tego głosu nie mają, a mimo to decydują się milczeć. Bo tak jest wygodniej. Bezpieczniej. Przekonanie o tym, że coming out to wyrok niszczący karierę to w tych czasach nieuzasadniony lęk, coś w rodzaju miejskiej legendy. Czy któremuś z wyoutowanych gejów to zaszkodziło? Myślę, że Jacek Poniedziałek, Michał Piróg czy Tomasz Raczek mocno by z tym polemizowali.

Myślisz, że są w Polsce sytuacje, że dana wytwórnia płytowa czy stacja telewizyjna zabrania gwiazdom, które zatrudnia, zrobić coming outu pod groźbą zerwania kontraktu?

Nie wyobrażam sobie, choć na pewno takie naciski pojawiają się ze strony menadżerów czy bliskich współpracowników. Doskonale znam sytuacje, w których ktoś nawet o tym coming oucie myśli i to poważnie, ale wszyscy dookoła radzą, żeby tego nie robił i straszą go wyimaginowanymi konsekwencjami. Liczba gejów po coming oucie jest w show biznesie marginalna, a szafa pęka w szwach. Oni nie zdają sobie sprawy, jak wielką krzywdę wyrządzają nie tylko sobie, ale i innym, szczególnie tym najmłodszym zmagającym się jeszcze ze swoją seksualnością. Gdy miałem 16 lat, wiedziałem już, że jestem gejem i marzyłem o pracy w telewizji. Czy widziałem na wizji jakiegoś dziennikarza geja? Nie. Rachunek był prosty – dla takich jak ja nie ma tam miejsca. Tak się tworzy szklany sufi t. Nie ukrywam, że z biegiem czasu w tej kwestii jestem coraz bardziej radykalny. Jeszcze parę lat temu uważałem, że publiczny coming out to jest indywidualna sprawa – chcesz, to robisz, nie chcesz – nie robisz. Luz. Dziś, szczególnie w obecnej sytuacji politycznej, jeśli jesteś gwiazdą i masz publiczność liczoną w setkach tysięcy czy nawet milionach ludzi, to uważam, że twój coming out jest praktycznie obowiązkiem. Jeśli nie chcesz go zrobić dla siebie, pomyśl o innych, szczególnie tych młodszych, którzy na próżno szukają w przestrzeni medialnej podobnych sobie. Zróbmy to dla tych dzieciaków, które coraz częściej próbują targnąć się na swoje życie, bo wydaje im się, że bycie sobą to coś złego. Moje słowa na pewno wiele osób będących na świeczniku wkurzą, ale ja chcę, żeby oni się wkurzyli. Może z tego wyjść coś naprawdę dobrego.

Kiedyś z kolegami liczyliśmy znanych polskich wokalistów, o których chodzą plotki, że są gejami. Ośmiu przyszło nam do głowy w ciągu jednej chwili. A wyoutowany – z tych znanych – jest właściwie jeden Michał Kwiatkowski.

Wśród aktorów serialowych i nieserialowych też jest masa niewyoutowanych. To problem całej branży i prawdziwa plaga.

Co z lesbijkami?

O, to jest dopiero ciekawa kwestia. Nawiązując do tematu z ostatniego numeru „Repliki”, gdzie zastanawiacie się nad nieobecnością lesbijek w życiu publicznym, to nie da się ukryć, że w show-biznesie ich po prostu nie ma i mało tego, nawet takie, o których tylko się plotkuje, można policzyć na palcach jednej ręki. Nie mam pojęcia, z czego to wynika. Może są bardziej prominentne w innych gałęziach życia publicznego? Zresztą, to nie tylko problemy samych gwiazd LGBTQ, które kurczowo trzymają się szafy. A co z naszymi sojusznikami, którzy boją się głośno powiedzieć, że nimi są? Nie możemy być w tej walce osamotnieni. Niestety, celebryci często zapominają, że sława to nie jest bilet w jedną stronę, że ta podróż nie kończy się tylko popularnością, pomnażaniem majątku i graniem na siebie. To również ogromny bagaż i odpowiedzialność za ludzi, którzy patrzą na to, co robisz i mówisz. I takie zwykłe poczucie przyzwoitości, że jeśli widzę, że wśród fanów mam gejów i lesbijki, a ich sytuacja nie jest najciekawsza, to może jest jakiś sposób, żebym mógł im pomóc? Frustruje mnie postawa takich celebrytów, jak Dawid Woliński, który mocno eksploatuje gejowską estetykę, bawi się w najbardziej modnych homoklubach na świecie, na zainteresowaniu gejów zbija ogromny kapitał. I milczy, zabierając jednocześnie głos w wielu innych sprawach. Rozprawia w telewizji o psich kupach, a nie wyciągnie ręki do społeczności, która tego potrzebuje. Z drugiej strony masz Łukasza Jemioła, który np. przy okazji premier swoich ostatnich kolekcji organizuje wernisaże, na których pokazuje m.in. zdjęcia par homoseksualnych i promuje przesłanie, że miłość nie ma etykiet. Albo interweniuje w sprawie LGBTQ w Radiu Maryja. Bierzmy z niego przykład!

Napisałeś ostry felieton, gdy okazało się, że na Paradzie Równości było tak niewiele gwiazd, które teoretycznie powinny nas wspierać. Maja Ostaszewska była na Paradzie. Małgorzata Ostrowska zgłosiła się ponoć sama do Kampanii Przeciw Homofobii z gotowością wsparcia.

Wspaniałe kobiety i postawy, które, niestety, wciąż są rzadkością.

To może zrobimy mini przegląd polskich gwiazd pod tym kątem?

Strzelaj.

Beata Kozidrak?

O, zacząłeś od ciekawego przypadku. Beata jest uwielbiana przez środowisko LGBTQ…

A jednocześnie milczała w sprawach LGBTQ przez całe dekady. Niedawno wykonała pierwszy gest: udostępniła na swoim profilu na FB klip Jakuba i Dawida do jej własnej piosenki.

Wydawać by się mogło, że nie jest to jakiś wielki gest, ale – może przemawia przeze mnie słabość do Beaty – dałbym jej szansę. Widać, że ta nowa płyta, pierwsza po rozwodzie, to jest jej nowe otwarcie. Zaczęła współpracować z nowymi osobami, wśród nich jest wielu gejów. Mam nadzieję, że usłyszymy jeszcze od niej jasny głos wsparcia. W tym roku festiwal w Sopocie zbiegł się z Marszem Równości w Trójmieście i po wywiadzie z Beatą zaproponowałem jej menadżerce, żeby gwiazda wybrała się tam z nami choćby na kilka minut. Pech chciał, że w tym czasie miała zaplanowane próby i to nie jest ściema, widziałem grafik. Wierzę, że uda się następnym razem

Ok. Korze takiej „szansy” dawać nie trzeba, Kora jest z nami od dawna – pisała o tym już w swej autobiografii 25 lat temu. Jedźmy dalej. Edyta Górniak?

Edyta doskonale wie, że ma wśród fanów olbrzymią rzeszę osób homoseksualnych i wielokrotnie wspominała, że ich wrażliwość ją mocno inspiruje. Ma na swoim koncie koncert w gejowskim klubie. Kochamy ją i to miłość ze wzajemnością.

Kayah?

Wzór. 10 lat temu jej wytwórnia wydała składankę „Music for gays and boys”. 10 lat temu!

Kasia Nosowska?

Znów ciekawy przypadek.

Wydawałoby się, że jest z nami, ale konkretnych wypowiedzi chyba brak.

Właśnie. Może dlatego, że brakuje dziennikarzy, którzy mogliby ją o to zapytać? Myślę, że dla takich gwiazd jak ona brakuje po prostu okazji, podczas których miałyby szansę zająć konkretne stanowisko.

Agnieszka Chylińska?

Androgyniczny wygląd, popularność w środowisku LGBTQ, jednocześnie dość mocno akcentowana wiara chrześcijańska – i znów, w ostatnich latach brak wypowiedzi na temat naszej społeczności. Jak będzie okazja, zapytam!

A kogo wymieniłbyś jako gwiazdę bezwarunkowo po naszej stronie?

Dodę. Rok temu poprosiłem ją, żeby poszła ze mną na galę KPH. Zgodziła się bez wahania. Tak samo jak Agnieszka Włodarczyk, Saszan czy Rafał Maślak. W jego przypadku to nie musiało być tak oczywiste, bo od początku kariery zmaga się z komentarzami, że sam jest gejem. A on przychodzi na taką galę i daje super przemówienie. Piękny przykład daje też Tomasz Kammel, który w swojej karierze przeczytał o sobie chyba wszystko, w dodatku pracuje w Telewizji Publicznej, a na gesty solidarności zdobywa się regularnie.

Przejdźmy do zagranicy. Wróciłeś właśnie z Los Angeles, z rozdania Video Music Awards.

Gala MTV zrobiła na mnie kolosalne wrażenie i nigdy wcześniej nie widziałem zakrojonej na tak szeroką skalę produkcji. Magia! Ale jeśli miałbym wybierać, to zdecydowanie wolałbym, żeby polskie imprezy zaadaptowały nie fajerwerki i finansowy rozmach, a postawę tamtejszych gwiazd. Ameryka wciąż boryka się z rasizmem, homo- i transfobią, co zostało skrzętnie odnotowane przez niemal każdego celebrytę występującego na scenie. Motywem przewodnim był sprzeciw wobec planowane go przez prezydenta Trumpa zakazu służby dla transpłciowych żołnierzy i żołnierek oraz sprzeciw wobec pochodów faszystów, jak w Charlottesville. Piękne, krótkie i celne przemówienia przed wielomilionową publicznością to coś, czego u nas brakuje. Dzień po tego typu galach w Polsce rozmawiamy o sukienkach gwiazd, a nie o tym, co miały do powiedzenia. Nie dlatego, że media schodzą na psy, a dlatego, że po prostu nie ma o czym mówić.

Jesteś fanem Years & Years i Olly’ego Alexandra, tak?

Tak. Byłem na kilku ich występach, robiłem wywiad, jestem „prawdziwą fanką”. Olly jest fantastyczny. Jego przykład idealnie pokazuje, jak powinno wyglądać wykorzystywanie popularności dla ważnej sprawy. Nawet w takim kraju, jak Wielka Brytania, gdzie jest równość małżeńska, wciąż są rzeczy do zrobienia i Olly od tego nie ucieka, przeciwnie – podejmuje tematykę LGBTQ w swej twórczości. Choć jego piosenki są uniwersalne, to klipy mają wiele queerowych motywów i jego publiczność, nieskładająca się przecież z samych osób LGBTQ, jest zachwycona. To, że nastoletnie fanki odwrócą się od piosenkarza geja, to też moim zdaniem mit. Poza tym, Olly jest przykładem gwiazdy wyoutowanej od początku kariery – i coming out w żaden sposób mu nie zaszkodził. Myślę, że w Polsce będzie podobnie, to znaczy prędzej doczekamy się coming outu debiutanta, z którego wyrośnie gwiazda, niż wyjadacza. Wyjadacz musiałby zderzyć się z pytaniami, dlaczego wcześniej kłamał – a to jest trudne.

Nadal kochasz Madonnę?

Nie wyrosłem z tego i już nie wyrosnę. Mam fioła na jej punkcie od dziecka. Mógłbym godzinami opowiadać o jej twórczości. Dzięki serwisowi MadonnaNewEra poznałem wielu fantastycznych ludzi, którzy zmienili moje życie.

I zrobiłeś z Madonną mini wywiad.

Nie przesadzaj. (śmiech) Udało mi się zadać jedno pytanie, gdy przyjechała do Berlina na otwarcie swojego klubu fitness.

Zapytałeś o „przesłanie dla polskich fanów”, a Madonna odpowiedziała krotko: „I’ll be back!”. Zdjęcie, które zdobi naszą okładkę, to „remake” jej słynnego zdjęcia, które zdobiło okładkę gejowskiego magazynu „Advocate” w 1991 r. (patrz: obok, na górze). Twój własny pomysł.

To mój mały „tribute to Madonna”. Nie mogło być inaczej!

No to a propos Madonny. Tak jak ona, lubisz wulgaryzmy. Właściwie to się dziwię, bo rozmawiamy już z godzinę i jeszcze żadną kurwą nie rzuciłeś, tymczasem w felietonach…

U moich rozmówców nie cierpię takich odpowiedzi, ale teraz sam muszę to powiedzieć: taki po prostu jestem. Piszę i te pieprzne słówka same mi przychodzą do głowy. One są świetnym „podbiciem” tego, co chcę podkreślić, a czasem służą tylko rozbawieniu. Nigdy obrażeniu kogokolwiek. Mój chłopak jest pierwszym czytelnikiem moich felietonów i nie przepada za takim językiem, ale skoro denerwuję tyle osób, to jemu też mogę czasami pograć na nerwach. (śmiech)

Po tym, jak zadebiutowałeś na portalu Krytyki Politycznej, pisałeś ironicznie: „Stałem się lewacką kurwą już na milion procent w każdej możliwej skali”. Po tym, gdy kardynał Dziwisz pisał, że akcja KPH „Przekażmy sobie znak pokoju” to „rozmywanie nauki Kościoła”, pisałeś: „Bitch, show me where?”. Przy okazji wyjawiłeś, że byłeś ministrantem i w pięknej komży z „wyszywanymi ornamentami” wyglądałeś jak „pierdolona Lady Gaga”. I deklaracja: „Moja relacja z Kościołem katolickim to dość krotki, intensywny i ostatecznie nieudany romans.”

I w sumie nie ma tu już nic więcej do dodania. Papież Franciszek złagodził nieco narrację wobec środowisk LGBTQ i choć uważam go raczej za PR-ową maskotkę niż lidera z krwi i kości, to takie gesty też są bardzo potrzebne.

Jest jakiś ważny temat LGBTQ, o który cię nie zapytałem?

Jako polonista i dziennikarz zwracam uwagę na język. Ten dotyczący nas jest bardzo opresyjny. „Przyznał się, że jest gejem”. Przyznać można się do zbrodni, to jest co najwyżej wyznanie. Mamy piękny i bogaty w słownictwo język, korzystajmy z tego.

Mnie drażnią „skłonności” homoseksualne. Słyszałeś kiedykolwiek o „skłonnościach heteroseksualnych”?

To niestety powtarzany bezrefleksyjnie frazes. Jest jeszcze jedna rzecz, która podnosi mi ostatnio ciśnienie.

Tak?

Jarosław Kaczyński, jak się domyślasz, nie jest człowiekiem z mojej bajki, ale drwienie z jego – domniemanego – homoseksualizmu jest niedopuszczalne. Byłem na wielu demonstracjach przeciw obecnej władzy i tam takie aluzje są na porządku dziennym, również z ust opozycji. Plotki o jego rzekomym homoseksualizmie mogą być dla nas wskazówką, która wyjaśni pewne jego postawy, ale nigdy amunicją i próbą zdyskredytowania go jako polityka.

Opowiesz na koniec o swoim coming oucie wobec rodziców?

To zabawne, bo swój coming out, jako nastolatek, planowałem właśnie na czas, kiedy będę miał już 28 lat. Czyli powinien mieć miejsce dopiero teraz. (śmiech) Wszystko miałem starannie zaplanowane, bo uznałem, że moi rodzice na wieść o tym, że jestem gejem, pomyślą, że to w jakiś sposób wpłynie negatywnie na moją przyszłość, pracę i w ogóle życie. Dlatego chciałem im o tym powiedzieć jako już dorosły facet, żeby zobaczyli, że moje gejostwo absolutnie nie miało na nic wpływu. Los spłatał mi jednak figla, bo w trakcie przeprowadzki na studia, w moim domu rodzinnym zawieruszyła się kartka urodzinowa, którą dostałem od swojego ówczesnego chłopaka. Znalazł ją mój tata, ale dość długo zbierał się, żeby to ze mną skonfrontować. Na szczęście mój młodszy brat uprzedził mnie o znalezisku, więc miałem czas, żeby się przygotować na rozmowę. Kiedy w końcu do niej doszło, oczywiście nie zaprzeczyłem. Mój tata potrzebował chwili na oswojenie się z tą informacją, mama jak to mama, miała swoje przeczucia już wcześniej. Najbardziej pozytywnie zaskoczyła mnie reakcja mojego rodzeństwa, myślę, że dzięki temu staliśmy się sobie nawet bliżsi. Teraz mi głupio, że chciałem tak z tym zwlekać!

Na blogu wspominasz też o babci.

Kocham ją i z racji podeszłego wieku, nie wymagałem od niej niczego. Aż tu któregoś dnia ona dzwoni i mówi, że chciałaby, jak to babcia, zrobić mi praktyczny prezent i kupić pościel. „A ty na jakim łóżku śpisz… no, śpicie z tym twoim facetem? To ma być taka duża kołdra czy każdy ma swoją?”. Domyślam się, jak wiele musiało ją to na początku kosztować i aż w oku zakręciła mi się łezka. Druga babcia z kolei ostatnio rozpływała się nad urodą mojego faceta Czy można chcieć czegoś więcej?

Tekst z nr 69 / 9-10 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.