Rozpoczynamy cykl „Poczet tęczowych królów i książąt polskich”. W tym numerze dr Paweł Fijałkowski przedstawia sylwetkę króla WŁADYSŁAWA WARNEŃCZYKA z perspektywy LGBT. Wizerunek Warneńczyka widnieje też na naszym magnesie (patrz strona 15). W kolejnych numerach opublikujemy teksty o Bolesławie Wstydliwym i Leszku Czarnym, o Henryku Walezym, a także o Stanisławie Auguście Poniatowskim. Tekst: Paweł Fijałkowski*
Historię odtwarzamy często na podstawie dokumentów będących tyleż samo zapisem faktów, co stanu świadomości autora, przesyconej duchem epoki. Jednym z wielu tego przykładów, zasługującym wszak na szczególną uwagę, są kronikarskie zapiski odnoszące się do króla Władysława Warneńczyka, syna Władysława Jagiełły i jego czwartej żony Zofii Holszańskiej, koronowanego na władcę Polski w 1434 r., w wieku zaledwie 10 lat.
W początkach 1440 r. szlachta węgierska, licząca na pomoc Polski w walce z ekspansją turecką, powierzyła nastoletniemu Władysławowi koronę Węgier. Monarcha udał się do swego drugiego królestwa i jesienią 1443 r. podjął pierwszą wyprawę wojenną przeciwko Turcji, której to wyprawie papież Eugeniusz IV nadał status krucjaty, obdarzając Władysława tytułem Obrońcy Wiary. Młody król nie zawiódł pokładanych w nim nadziei i odniósł wiele zwycięstw nad Turkami. Wyprawa zakończyła się sukcesem i podpisaniem w czerwcu 1444 r. bardzo korzystnego dla Węgier traktatu pokojowego. Jednakże już w sierpniu tegoż roku król Władysław, idąc za namową legata papieskiego Juliana Cesariniego, zerwał traktat i we wrześniu wyruszył na ponowną wyprawę przeciw Turcji. Zakończyła się ona klęską i śmiercią władcy na polu bitwy pod Warną 10 listopada 1444 r.
Haniebne namiętności
Jan Długosz, pisząc w swych „Rocznikach, czyli kronikach słynnego Królestwa Polskiego” („Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae”) o przebiegu wojennych wypraw króla Władysława i przyczynach klęski wojsk polsko-węgierskich w bitwie z wojskami tureckimi pod Warną, sformułował przeciw królowi takie zarzuty:
„On, skłonny do rozkoszy męskich, ani w czasie pierwszej wyprawy przeciw Turkom, ani w czasie tej drugiej, którą wtedy prowadził, gdy szalała wojna, gdy naokoło panował strach i było mnóstwo wrogów przy garstce jego wojska, kiedy należało przebłagać miłosierdzie boże i pozyskać je sobie, on, nie zważając zupełnie na własne niebezpieczeństwo i na zagrożenie całego wojska, nie porzucał swych przeciwnych czystości, wstrętnych rozkoszy”.
Ponoć działo się to pomimo perswazji otoczenia, które przekonywało króla, że odniesie zwycięstwo, jeśli zmieni swe postępowanie. Czynili to przede wszystkim dwaj rycerze, Chrząstkowski herbu Strzegomia i Nekanda herbu Topór, którym powierzono dbanie o monarchę. Jan Długosz napisał: „Dwaj wspomniani rycerze doradzili i bardzo wiernie podsunęli ciągle drżącemu i mierzącemu siły własne i wrogów królowi, że on łatwo odniesie chwalebne i wspaniałe zwycięstwo nad silnym, licznym i walecznym wrogiem […] jeżeli tylko z sercem pokornym, skruszonym i doskonałym złoży ślub Bogu niebieskiemu, że porzuci te cuchnące nieczystości. Król Władysław przyjął dobrowolnie ten warunek i lejąc obficie deszcze łez wobec wspomnianych dwu rycerzy, uroczyście ślubował, że oddali od siebie haniebne namiętności i odrzuci wszelki ich odór. Boska łaskawość do tego stopnia została przejednana tym ślubem, tą pokorą i uległością, że i wówczas rozbił mnóstwo wrogów (…). Ale krótko trwało to powodzenie. Rozwiało się jak opar i stęchły dym, a niezwykły blask przyćmiła mgła. Nic dziwnego, bowiem i sam król Władysław, nie pamiętając o dobrodziejstwie bożym i swej przysiędze, dopuścił się niegodziwej zbrodni jeszcze w czasie powrotu z tej wyprawy”.
Z tekstu nie dowiadujemy się wprost, na czym polegały „haniebne namiętności”, którymi pałał Władysław Warneńczyk, i popełniona przezeń „niegodziwa zbrodnia”. Musiały to być uczynki postrzegane jako wyjątkowo ciężkie i odrażające wykroczenia, skoro sądzono, że z tego powodu władca utracił łaskę bożą i poległ w bitwie z Turkami. Jak się łatwo domyślić, Jan Długosz nie napisał dosłownie, o jakiego rodzaju złamanie praw ludzkich i boskich chodziło, by odium grzechu nie obciążyło dobrego imienia dynastii Jagiellonów. Jesteśmy więc zdani na wnikliwą interpretację jego tekstu, mającą za podstawę łaciński oryginał i dwudziestowieczny przekład Julii Mrukówny.
Dowiadujemy się z niego, że Władysław był „skłonny do rozkoszy męskich” („in marium libidinem proclivus”) i nie zważając na okoliczności, „nie porzucał swych przeciwnych czystości, wstrętnych rozkoszy” („incestus suos et abominabiles voluptates deserebat”). Rycerze przekonywali króla, że odniesie zwycięstwo, jeśli „porzuci te cuchnące nieczystości” („spurcitias olidas se deserturum”), toteż władca ślubował Bogu, że „oddali od siebie haniebne namiętności i odrzuci od siebie ich odór” („a passionibus ignominiae cessaturum et omnes illius abiecturum foetores”).
Kluczem do rozwikłania zagadki zdaje się stwierdzenie kronikarza, że król był człowiekiem skłonnym do „rozkoszy męskich”. Możemy je rozumieć jako zarzut erotycznego pożądania mężczyzn i utrzymywania z nimi stosunków płciowych. Użyte przez Długosza określenie „rozkosze męskie” jest bowiem przypuszczalnie późnośredniowiecznym odpowiednikiem popularnego u schyłku starożytności greckiego pojęcia „miłość męska” (άρρην έρως – arren eros). O ile jednak żyjący w II w. mówca i filozof Lukian z Samosat uważał „miłość męską” za zjawisko piękne i twórcze, o tyle dla katolickiego duchownego i kronikarza Jana Długosza „męskie rozkosze” były wstrętne, grzeszne i szkodliwe.
Tak rozumiany tekst Długosza wskazuje, że Władysław Warneńczyk utrzymywał surowo potępiane w jego czasach stosunki homoseksualne. W średniowiecznej polszczyźnie określano je często jako „mężołóstwo” lub „mężołożnictwo”, ewentualnie jako „samcołóstwo”. Jednakże intensywność, z jaką chrześcijańscy teologowie odwoływali się do starotestamentowej opowieści o Sodomie, sprawiła, że znacznie większą popularność zyskało wieloznaczne pojęcie „sodomia” („grzech sodomski”). Mianem tym określano różne wykroczenia przeciw podporządkowaniu aktywności seksualnej prokreacji, a szczególnie uprawianie przez mężczyzn stosunków analnych.
Przeciw prawu bożemu
Przez wiele stuleci zachowania homoseksualne zaliczano do najpotworniejszych występków przeciw prawu bożemu. Uważano je za niegodne słów i określano mianem „grzechu niemego”. Wierzono, że na widok „sodomii” diabli zamykają oczy, a aniołowie uciekają, toteż człowiek nie powinien o niej nic wiedzieć i mówić. Jednocześnie to, co osądzano jako sprzeczne z prawem bożym, traktowano jako niezgodne z naturą. W myśl prawa magdeburskiego (saskiego), któremu podlegały mieszczaństwo oraz chłopstwo, było to ciężkie przestępstwo „przeciw przyrodzeniu”, karane śmiercią (spaleniem na stosie).
Być może homoseksualna natura króla Władysława nie była tajemnicą dla polskich elit na długo przed wojną z Turkami, przynajmniej na krakowskim dworze. Przypuszczalnie otoczenie młodego władcy zauważyło, że unika on kobiet, a męskie przyjaźnie są dla niego szczególnie ważne. Jak się łatwo domyślić, Władysław żył w poczuciu winy, wpajanym mu od dzieciństwa przez duchowieństwo. Ksiądz Stanisław ze Skarbimierza (zm. w 1431 r.), kaznodzieja wawelskiej katedry i spowiednik króla Władysława Jagiełły, głosił, że „stosunki wbrew naturze” są najgorszym i odrażającym złem. Twierdził, że już samo mówienie o nim może wywołać gniew boży i spowodować przedwczesną śmierć grzesznika.
Jest dość prawdopodobne, że Władysław Warneńczyk miał przez krótki czas partnera, którym mógł być starszy od niego o kilkanaście lat sekretarz Jan, syn kasztelana lwowskiego Sienka (Seńka), absolwent Akademii Krakowskiej. Jak dowiadujemy się od Długosza, Jan był Władysławowi „nader drogi”. Niestety, utonął w słowackiej rzece Hornad w maju 1440 r., podczas podróży królewskiego dworu na Węgry. Wydarzenie to mogło mieć bardzo negatywny wpływ na psychikę młodego władcy. Zapewne przypomniało mu kazania księdza Stanisława, który ostrzegał przed skutkami bożego gniewu, choć jednocześnie wskazywał na możliwość odpuszczenia win.
Legatowi papieskiemu Julianowi Cesariniemu łatwo było nakłonić Warneńczyka do tego, by dla dobra chrześcijaństwa i zbawienia skażonej haniebnymi namiętnościami duszy nie przerywał wojny o wyzwolenie wschodniego Śródziemnomorza spod panowania Turków. Król kontynuował ją chętnie, także dlatego, że odsuwała na dalszy plan jego problemy osobiste. Nie mogąc uporać się z nimi na królewskim dworze, ani w Polsce, ani na Węgrzech, uciekał przed ich brzemieniem w walkę z niewiernymi. Perspektywa zwycięstw dawała złudną nadzieję, że otworzą one przed nim nowe możliwości i ułatwią swobodniejsze ułożenie własnego życia.
Władysław Warneńczyk raczej nie był pokornym i skrytym więźniem norm obowiązujących w jego epoce. Wprawdzie, jak odnotował Jan Długosz, cechowała go „natura dobrotliwa”, ale od dzieciństwa otaczał go splendor władzy królewskiej. Po tym jak odniósł zwycięstwa w walce z Turkami, poczuł się panem swego życia i prawdopodobnie przestał taić homoseksualną naturę. A może po prostu warunki obozowe nie sprzyjały skutecznemu jej ukrywaniu?
Obrońca chrześcijaństwa – homoseksualistą?!
Według piszącego w połowie XVI w. kronikarza Marcina Bielskiego król Władysław był „dziwnie nabożny”. Dodajmy do tego, że praktyki religijne prawdopodobnie łączył z magicznymi, na co może wskazywać przepięknie zdobiona rękopiśmienna księga przechowywana w Oksfordzie, w Bibliotece Bodleiańskiej, zwana „Modlitewnikiem Władysława Warneńczyka”. W średniowieczu, podobnie jak w późniejszych czasach, osoby mające problemy ze swą tożsamością płciową lub orientacją seksualną często angażowały się w praktyki mistyczne lub działalność nieortodoksyjnych grup religijnych. Wierzyły, że pomoże im to w ich rozwiązaniu.
Dwudziestowieczny historyk Edward Rudzki w książce „Polskie królowe. Żony Piastów i Jagiellonów” (Warszawa 1985) przytoczył pogląd niektórych spośród swych kolegów na temat Warneńczyka, że „jego gorliwość religijna częściowo przynajmniej była formą odkupienia winy za grzechy popełnione w ramach dewiacji”. Słowa te zasługują na uwagę jako opinia o władcy i jednocześnie jako zapis stanu świadomości badacza, klasyfikującego homoseksualność w sposób nawiązujący bardziej do historii medycyny niż do wyników badań współczesnych mu seksuologów.
Jan Długosz poświęcił „rozkoszom męskim” króla Władysława Warneńczyka obszerny fragment swego dzieła, osobny rozdział. Być może chciał w ten sposób przekonać współczesnych mu i potomnych, że nie powinni żałować walecznego i jednocześnie grzesznego króla, a jego śmierć była najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich. Zapewne nie on jeden uważał, że dobrze się stało, iż Władysław poległ pod Warną, a władzę w państwie objął w 1447 r. jego młodszy brat Kazimierz. Pamiętajmy, że długi czas po bitwie wierzono w cudowne ocalenie króla i oczekiwano na jego powrót. Po Europie krążyły pogłoski, że udało mu się uciec z pola bitwy i wiedzie gdzieś w świecie żywot pielgrzyma lub pustelnika.
„Najwyraźniej rewelacje Długosza nie bardzo jednak pasowały do obrazu, w którym chciano widzieć Warneńczyka, skoro później przemilczano je starannie” – pisał Karol Olejnik w książce „Władysław III Warneńczyk. 1424–1444” (Kraków 2007). Jest to jak najbardziej trafna ocena, historycy XIX i XX w. bowiem włożyli wiele wysiłku w negowanie przekazu Długosza o życiu króla. Jan Dąbrowski w książce „Władysław I Jagiellończyk na Węgrzech. 1440–1444” (Warszawa 1922) stwierdził wręcz, że zawiera on „mało prawdopodobne pogłoski”. Znacznie dalej posunęła się siostra Urszula Borkowska, która w rozprawie „Treści ideowe w dziełach Jana Długosza”, wydanej przez Katolicki Uniwersytet Lubelski w 1983 r., w ogóle zanegowała autentyczność cytowanego przez nas rozdziału „Roczników…”.
Wszak czy można pogodzić się z tym, że władca będący dla nowożytnych Polaków wzorem cnót rycerskich, któremu w 1906 r. wzniesiono symboliczny nagrobek w katedrze wawelskiej, gloryfikujący go jako obrońcę chrześcijaństwa, wbrew dobrym radom „nie porzucał swych przeciwnych czystości, wstrętnych rozkoszy”, czyli najprawdopodobniej był homoseksualistą?
W 2016 r. krakowski historyk Stanisław A. Sroka oznajmił na łamach „Przeglądu Nauk Historycznych”, że „zagadnieniem żywo ostatnio dyskutowanym jest sprawa rzekomej orientacji homoseksualnej władcy, co doprowadziło nawet do okrzyknięcia go nieformalnym patronem gejów w Europie Środkowej”. Niestety, badacz nie zdradził czytelnikom, jakaż to gejowska międzynarodówka i kiedy obwieściła światu tak doniosłą i być może uzasadnioną proklamację.
W średniowiecznych kronikarskich zapisach kryje się wiele niejasności, a jednocześnie pomiędzy ich wierszami można wyczytać wiele sugestii, dających potomnym szerokie pole do możliwych interpretacji. W żadnym z zachowanych źródeł nie znajdujemy precyzyjnego sformułowania, czym były „haniebne namiętności” trawiące Władysława Warneńczyka. Nie ma w tym nic dziwnego, była to bowiem powściągliwość „polityczna” w szerokim i ponadczasowym znaczeniu tego słowa. Daje ona historykom możliwość ucieczki przed problemem w wykrętne rozważania o niepewności źródeł lub stronniczości kronikarzy.
Bogoojczyźniana chimera
Dociekania na temat homo- lub biseksualności polskich władców budzą silne sprzeciwy konserwatywnej części badaczy i społeczeństwa. Ujawnianie faktów wciąż nieakceptowanych przez wielu z nas i wypieranych ze świadomości społecznej koliduje z pieczołowicie konstruowanym, ocenzurowanym obrazem przeszłości, będącym rdzeniem oficjalnej pamięci narodu, jakże wybiórczej i jednocześnie drażliwej. Przed wykluczonymi treściami broni się zainfekowana kompleksami tożsamość, borykająca się z wieloma, przeważnie wyimaginowanymi, zagrożeniami. Coraz bardziej oderwana od wiedzy historycznej pamięć przybiera postać bogoojczyźnianej chimery, mającej niewiele wspólnego z przeszłością, odzwierciedlającej głównie fałszywe wyobrażenie społeczności o samej sobie.
Rozszyfrowanie zagadki „rozkoszy męskich” Władysława Warneńczyka, postrzeganych przez licznych historyków jako mroczny wątek w biografii księcia lub złośliwą plotkę, pozwala nam spojrzeć na niego jako człowieka homoseksualnego borykającego się z normami kulturowymi późnego średniowiecza. Choć należał do jakże elitarnego grona władców, był wszak królem Polski i Węgier, miał bardzo ograniczone możliwości ułożenia życia zgodnie ze swą naturą. Trawiony pragnieniem szczęścia, udręczony poczuciem winy, dał się nakłonić do udziału w krucjacie, podczas której poległ pod Warną. Pozostaje jedną z największych zagadek w naszej historii.
***
Dr Paweł Fijałkowski (ur. 1963) – historyk i archeolog, pracownik naukowy Żydowskiego Instytutu Historycznego. Opublikował m.in. szereg książek historycznych o tematyce homoseksualnej: „Seksualność, psyche, kultura. Homoerotyzm w świecie starożytnym” (2007), „Homoseksualizm. Wykluczenie – transgresja – akceptacja” (2009), „Homoseksualność daleka i bliska” (2014), „Androgynia, dionizyjskość, homoerotyzm. Niezwykłe wątki europejskiej tożsamości” (2016).
Tekst z nr 96/3-4 2022.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.