Michał Zygmunt – „Krew i honor”

Wyd. Krytyki Politycznej, 2020

Określenie „powieść historyczna” zupełnie nie pasuje do zawartości nowej książki Michała Zygmunta, ale „odlotowa powieść historyczna” już tak. Podobnie jak hasło promocyjne: „Wybuchowa mieszanka, w której Stawka większa niż życie spotyka Tamte dni, tamte noce”. Akcja obejmuje lata 1936-47, czyli dość dramatyczny czas, a przewodnikiem po tym okresie jest Jakub Berg: młody, atrakcyjny i bogaty nierób, nastawiony na balangi, alkohol i seks. W pierwszej scenie budzi się nagi w łóżku, w obcym domu, na gigantycznym kacu, by za chwilę usłyszeć od gospodarza: „Nie spotkałem w tym kraju nikogo o takiej kreatywności i szczerej odwadze. Jesteś apostołem ekstazy. Ujeżdżałeś mnie jak napoleońska kawaleria pod Somosierrą…”. Kluczowy będzie wieczór, gdy Jakub zauważa seksownego robotnika Franka. Zrobi wszystko, żeby się do niego zbliżyć, a przy okazji przechodzi przemianę i nabywa świadomość klasową. Ostatecznie ten burżuj zacznie nawet działać w organizacji komunistycznej. Ich relacja to jednak nie duet, tylko tercet, sporą rolę odgrywa bowiem także Julia, córka carskiego generała, przeznaczona na żonę dla Jakuba. Zygmunt umiejętnie wprowadza w fikcję autentyczne wydarzenia i postacie (Iwaszkiewicz!), a całość napisana jest lekko i zabawnie (pyszna scena wywoływania ducha Zygmunta Augusta). „Krew i honor” to także parodia testosteronowych powieści w rodzaju „Króla” Szczepana Twardocha. (Piotr Klimek)

Tekst z nr 85 / 5-6 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.