Z MISZĄ CZERNIAKIEM, założycielem i dyrygentem chóru LGBTQ+ Voces Gaudii, który w lipcu świętować będzie 10-lecie działalności, rozmawia Jakub Wojtaszczyk
Na stronie choru Voces Gaudii, którego jesteś założycielem i dyrygentem, znalazłem klip, na którym osoby LGBTQ+ śpiewają hymn Polski. Miałem ciary. Wyrażać patriotyzm do kraju, który tak bardzo nas nienawidzi?
Występ był stworzony specjalnie na Święto Niepodległości, miał je symbolicznie odzyskiwać dla wszystkich „odmieńców” w naszym kraju. Nie możemy mylić też patriotyzmu z akceptacją tego, co dzieje się w kraju, z tym, co robił rząd, wtedy jeszcze PiS-owy. Wyrażaliśmy żal, gniew i ból, ale też pokazaliśmy żądanie – zasługujemy na pełnię praw. Polska to też nasz kraj! Chcieliśmy pokazać to jak najmniejszymi środkami, dlatego śpiewamy jednogłosowo. Tytuł klipu „Kiedy my żyjemy” bezpośrednio odnosi się do trudnego życia społeczności LGBTQ+ w Polsce, też prób samobójczych. Wydźwięk był naprawdę mocny. To jeden z naszych najczęściej oglądanych występów.
Mimo homofobicznej atmosfery w Polsce chór działa nieprzerwanie od 10 lat. W tym roku obchodzicie jubileusz. Pamiętasz, z jaką myślą go zakładałeś?
Naszą dekadę działalności będziemy w lipcu świętować wielkim koncertem. Doskonale pamiętam, jak podczas warszawskiej Parady Równości w 2014 r. rozdawałem ulotki zachęcające do dołączenia do Voces Gaudii. Pomysł narodził się rok wcześniej. Byłem świeżo upieczonym rosyjskim migrantem i mój polski pozostawiał wiele do życzenia. Gdyby nie pomoc innego dyrygenta, pewnie nie zdecydowałbym się na tak szalony pomysł. (śmiech) Niestety na kilka dni przed występem ów dyrygent się wycofał, bo przestraszył się medialnej uwagi. Bał się, że przez homofobię straci pracę. Kontynuowałem sam. Stwierdziłem, że w taki sposób będę mógł zrewanżować się polskiej społeczności LGBTQ+ za całe wsparcie, które od niej otrzymałem.
Opowiesz o samym pomyśle?
Znałem inne queerowe chóry na świecie. Kilka miesięcy wcześniej służbowo poleciałem do Nowego Jorku, gdzie miałem przyjemność obejrzeć koncert New York City Gay Men’s Chorus. Sala na 600 osób i format sing-along, czyli każdy mógł dołączyć do śpiewania. Na scenie 180 chórzystów wykonywało mnóstwo znanych hitów, których słowa wyświetlano na wielkim ekranie nad bandem. Niesamowite, piękne i wzruszające przeżycie. Oczywiście wiedziałem, że w Polsce szybko nie uzyskamy takiego rozmachu. Miałem nadzieję, że może udałoby mi się u nas przeszczepić choć trochę takich pozytywnych odczuć. Wiesz, w 2014 r. polska społeczność LGBTQ+ może nie miała zbyt kolorowo, ale skręt w prawo społeczeństwa był jeszcze przed nami. Dlatego chór u swoich fundamentów ma szerzenie radości. Nawet nasza nazwa, Voces Gaudii, to żart językowy. Łacińska nazwa, którą na angielski można przetłumaczyć jako „Gay Voices”, „gejowskie głosy”, po polsku oznacza „głosy radości”. Myślę, że za rządów PiS nazwalibyśmy się zupełnie inaczej. Od samego początku postawiliśmy na piosenki gniewne i domagające się praw, ale głównymi emocjami, które nam towarzyszyły, nadal były radość bycia sobą i bycia razem.
W wywiadzie udzielonym „Replice” w 2015 r. wspominasz, że pierwszemu występowi towarzyszyły obawy o bezpieczeństwo. Ochraniała was policja, bo tego dnia Młodzież Wszechpolska maszerowała przez Warszawę. Jak od tego czasu zmieniło się podejście do społeczności LGBTQ+ z perspektywy choru?
Dziś bilety na nasze koncerty bardzo szybko się wyprzedają, ale na początku występowaliśmy za darmo i w plenerze, na placach Warszawy. Zdarzało się, że mieliśmy obiecaną salę, po czym nam jej odmawiano. Nikt nie powiedział: „Jesteście pedałami, dlatego u nas nie zaśpiewacie”, tylko: „Bardzo przepraszamy, ale terminy nam się zmieniły”. Homofobia w białych rękawiczkach. Dlatego na pierwszy pełnowymiarowy koncert w Warszawie czekaliśmy dobrych kilka lat. Odbył się w czerwcu 2017 r. Te wcześniejsze występy były krótsze, happeningowe. Pojawialiśmy się na uroczystościach organizowanych przez innych, jak Parada Równości, Warszawskie Dni Różnorodności, gala Kampanii Przeciw Homofobii itp. Natomiast mimo turbulencji zaczynaliśmy z pompą. Było nas ok. 40, w tym sporo znanych osób aktywistycznych. Szybko się jednak wykruszyły, bo okazało się, że Voces Gaudii to nie niedzielne śpiewanie i wymaga sporo pracy. W 3. roku działalności zostało nas tylko ośmioro. Natomiast podczas nagonki za rządów PiS, podczas homofobicznej kampanii wyborczej Dudy skupiliśmy się na budowaniu jeszcze trwalszej wspólnoty. Powoli zaczęły pojawiać się nowe osoby. W pewnej chwili zauważyliśmy, że odbiór społeczeństwa stał się bardziej przychylny. W obecnych czasach prawdopodobnie byśmy już nie poprosili o ochronę policji. W Warszawie czujemy się u siebie, w domu.
Mówisz, że popularność choru wzrastała podczas hegemonii PiS. Ucisk budzi reakcję?
Zdecydowanie. W 2018 r. braliśmy udział w festiwalu „Various Voices” w Monachium, imprezie poświęconej europejskim queerowym chórom. Była to dla nas wielka szkoła, ale nie tylko dlatego, że przygotowaliśmy bardzo dopracowany program. Zobaczyliśmy też całą otoczkę festiwalu – miasto było roztęczowione, na jego głównym placu 3,5 tysiąca osób śpiewało Carmina Burana! Było to ogromne święto nie tylko dla społeczności LGBTQ+, ale i całego Monachium. Dało nam to kopa do działania i siły, aby przetrwać to, co dzieje się w Polsce. Pracowaliśmy intensywnie. Jesteśmy chórem aktywistycznym, chcemy zmieniać świat, ale robimy to w dobrej muzycznej jakości.
Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.