Mój ulubiony pamiętnik

Z aktorką GRETĄ BURZYŃSKĄ, znaną m.in. z serialu „Na Wspólnej”, która w kwietniu napisała na Instagramie o swoim związku z dziewczyną, rozmawia Małgorzata Tarnowska

 

Foto: Paweł Spychalski

 

W kwietniu dokonałaś coming outu wpisem na Instagramie. Media, w tym „Replika”, to podchwyciły.

Nie mogę powiedzieć, że dokonałam tym wpisem coming outu, bo nie dokonałam go w tym momencie. Mówiłam o sobie otwarcie, odkąd uzmysłowiłam sobie homoseksualną orientację i że jestem zainteresowana kobietami – dość późno, bo ok. 5 lat temu, kiedy miałam 24–25 lat. Wstawiłam swój post i nie spodziewałam się, że cokolwiek zmieni – w ogóle nie pomyślałabym, że ktoś o tym napisze, a tak się stało. Instagram to mój publiczny pamiętnik, który jest ważny przede wszystkim dla mnie. Wspólne zdjęcia pojawiały się od dawna na stories, ale post był faktycznie pierwszy. Jednak wisiał 2–3 tygodnie, zanim ktoś go zauważył. Na tym polega niespójność tej sytuacji. (śmiech) Wcześniej określeń „coming out” i „wyjście z szafy” nie było w moim słowniku. Teraz dopiero czuję ich znaczenie i to, co historycznie za sobą niosą. Bardzo się cieszę, że mogę się teraz szerzej o tym wypowiadać. Im więcej będzie się mówiło o coming outach, tym szybciej staną się one czymś zwyczajnym i nie będzie już trzeba mówić, że „wyszłam z szafy”, tylko będzie się mówiło, kogo się kocha.

Podobna sytuacja – post z partnerką na IG, a potem medialna burza wokół coming outu – spotkała dziennikarkę TVN24 Martę Warchoł (z którą wywiad opublikowaliśmy w nr. 93 „Repliki” – przyp. red.). Dziewczyny były zaskoczone rozgłosem. U ciebie było podobnie?

Kiedy to się stało, byłyśmy z moją partnerką Zuzią na wyjeździe i tak, było to dla nas zaskakujące, aczkolwiek bardziej zszokowało mnie to, że jest to sensacja. Dowiedziałam się wtedy, że jestem jedną z pierwszych wyoutowanych aktorek w Polsce. Zszokowało mnie to, bo wiem, że nie jestem jedną z kilku. (śmiech) Mam znajome aktorki, które spotykają się z kobietami. Niektóre z nich siedzą w szafie ze strachu przed tym, jak zareaguje branża, niektóre, bo tak nakazał im agent (tłumacząc, że będzie to bardziej owocne dla ich kariery), a jeszcze inne, „bo żyją w Polsce”.

Agenci zniechęcają kobiety LGBT+ do coming outu?

Jeszcze 2–3 lata temu zdarzało się, że agent czy agentka mówili: „Nie mów lepiej o swojej orientacji na Instagramie, bo to ci może zaszkodzić”. A to ludzie, którzy są nad nami, kierują nami i naszą ścieżką zawodową. Teraz jednak zaczynają sobie zdawać sprawę, że to totalna bzdura i bardzo zła manipulacja. Na przykład moja agencja zareagowała na mój coming out gratulacjami. Nie mogłabym być w innej. Podobnie ekipa „Prawdziwych motywów”, przy których akurat wtedy pracowałam, składająca się w niemal 90% z mężczyzn. Jestem za to naprawdę wdzięczna, bo to jest realny dowód na to, że wkładanie do szufladek wywołuje więcej strachu i obaw niż rzeczywistość, która może nas pozytywnie zaskoczyć.

Mamy wielu wyoutowanych aktorów, ale aktorki – prawie żadnej.

Aktorkom się mówi, że lepiej się nie pokazywać albo nie mówić o tym, że kochają kobiety albo są związane z kobietami. Pojawia się pytanie: dlaczego – bo reżyser na nie źle spojrzy? Bo casting nie będzie mógł być przeprowadzony, bo ktoś pomyśli: „O Boże, ona jest lesbijką”? O kilkunastu aktorach wiemy, że są homo- czy biseksualni, co nie oznacza, że patrzymy na nich przez pryzmat tego, kim są albo kogo zagrali. Kobiety wciąż bardzo się boją, że może to mieć negatywne konsekwencje albo być negatywnie przyjęte.

Ty nie ukrywasz swoich relacji romantycznych w świecie zawodowym?

Nie.

Odczułaś kiedyś takie „negatywne konsekwencje”?

Patriarchat i seksizm były kiedyś powszechne. Starsze pokolenia, niestety, najczęściej pozwalały i doprowadzały do sytuacji wykorzystywania czy molestowania, fizycznego i słownego. Niekoniecznie byli to ludzie z produkcji, ale też aktorzy, a nawet aktorki. Ale obecnie czuję, że jesteśmy w momencie zmiany. Mamy nowe pokolenie, nowe pokolenia. Dzisiaj inaczej postrzegam branżę i jestem szczęśliwa, że mogę pracować z ludźmi, którzy są akceptujący i wrażliwi.

Zachęcasz inne aktorki do coming outu?

Tak. Zachęcam przede wszystkim do tego, żeby być sobą i się nie bać, zamiast słuchać osób, które próbują „chronić naszą prywatność” czy wpłynąć na naszą ścieżkę zawodową. Zdaję sobie sprawę z tego, w jakim żyjemy w państwie, ale jeżeli my, ludzie ze świata artystycznego, dziennikarskiego czy sportu, którzy na co dzień mamy wpływ na opinię społeczną, zaczniemy żyć otwarcie i przestaniemy ukrywać, kim jesteśmy, to wierzę, że wpłynie to na nastroje społeczne w mniejszych ośrodkach. Małe, proste rzeczy potrafi ą wywołać wielkie zmiany.

Masz na myśli zwiększenie widoczności i poprawę reprezentacji?

Dokładnie to, ale też przede wszystkim zwiększenie wrażliwości, empatii oraz akceptacji. W ludziach rośnie pragnienie odkrywania, kim są i kim pragną być. Odkrywają, badają i sprawdzają. A to właśnie niesie za sobą zmiany społeczne, tak bardzo nam potrzebne. Bardzo się cieszę, że powstała np. „Kontrola”. Gratuluję dziewczynom: Natalii Parzymies, Adzie Chlebickiej i Ewelinie Pankowskiej (reżyserce i aktorkom grającym w serialu główne role – przyp. red.) sukcesu na skalę światową! Cieszy mnie, że lesbijskie role zaczęły coraz częściej się pojawiać w polskiej kinematografii.

Sama w kwietniu wystąpiłaś jako jedna z 12 lesbijek w spocie Kampanii Przeciw Homofobii z okazji Tygodnia Widoczności Lesbijek. Na pytanie: „Co powiedziałabyś młodszej sobie?”, odpowiadasz: „Nie bój się być sobą, nie bój się odkrywać tego, kim jesteś”. Jak wyglądało u ciebie to odkrywanie siebie?

Urodziłam się i do matury mieszkałam w Gnieźnie, gdzie otaczało mnie dużo stereotypów. Poszłam za tym – to było 15–18 lat temu – że związek to kobieta i mężczyzna. Wiedziałam, że są geje, ale nie słyszałam o żadnej lesbijce. Ale żaden związek z mężczyzną mi nie wychodził. Nie mogłam fizycznie złapać więzi, jaka powinna się wytworzyć, mimo że czułam te więzi pod względem przyjacielskim i po prostu ludzkim.

Nie podejrzewałaś, że jesteś lesbijką?

Nie wyobrażałam sobie, że może być inaczej. Nie potrafi łam nazwać tego, przez co przechodzę. Dorastałam przecież w małej miejscowości, w której wiedziałam o jednym geju. Nie zostało mi to również umożliwione przez społeczeństwo. System mówi: jest kobieta, jest mężczyzna, tworzą rodzinę, rodzi się dziecko itd., itd. Nikt nie mówi, że jest inna opcja, więc żyjesz, wierząc, że tak ma być. To kwestia wychowania – mam porównanie, bo mam siedmioletniego brata, który mieszka w Anglii. Tam dzieci wiedzą, że są równe w swoim zróżnicowaniu. Sam przyszedł do swojej mamy pewnego popołudnia i powiedział, że oglądali w szkole piękny fi lm o miłości dwoch mężczyzn. Potem rozmawiali na ten temat z panią, która wytłumaczyła im, że każdy ma prawo kochać, kogo czuje, że kocha. Zapytał: „Czy jeżeli Greta kocha kobietę, to znaczy, że jest gay?”. Mój siedmioletni brat to zrozumiał, mimo że ze względu na odległość widujemy się tylko od czasu do czasu. To było, jeszcze zanim byłam z obecną partnerką. Sam do tego doszedł, słuchając moich opowiadań.

Ale wtedy nikt się nie domyślił?

Mój 83-letni dziadek ostatnio powiedział, że domyślił się, że jestem lesbijką, bo jako nastolatka zawsze miałam wokół siebie grono przyjaciółek. Zapamiętaliśmy, że powiedział wtedy, że „przyjaciel powinien być tylko jeden”. Wtedy tego nie zrozumiałam. No bo dlaczego tylko jeden? (śmiech) A teraz rozumiem, że próbował mnie wtedy wybadać.

Co było dalej?

Zaraz po maturze przeprowadziłam się do Warszawy i zaznałam nowego życia. Nie znałam tutaj nikogo, rzuciłam się na głęboką wodę. Ale bardzo pragnęłam wydostać się z Gniezna, gdzie się w tamtym momencie dusiłam. Chciałam zbudować siebie na nowo, zobaczyć, kim jestem, odrzucić to, z czym do tej pory się nie zgadzałam. I tak zajęło mi to kilka lat, zanim uświadomiłam sobie na dobre, że jestem lesbijką i pragnę stworzyć związek z kobietą. Wcześniej tego do siebie nie dopuszczałam. Sądziłam, że coś jest ze mną nie w porządku. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego żaden związek mi nie wychodzi i cierpię. Poznałam „ciemną stronę” rzeczywistości. To stan, w którym usłyszysz jedną rzecz, zrobi ci się przykro i nic nie ma sensu. Nie masz połączenia z własnym sercem, boisz się o to, co się wydarzy, o to, co będzie. To też poczucie braku sensu życia. Przeżyłam to, ale wolę mówić o sile niż o strachu. Ostatnio rozmawiałam ze znajomą, która poznała mnie jako 22–24-latkę. Była pod wrażeniem tego, jak bardzo się zmieniłam. Pamiętała mnie jako tę, która zawsze była ubrana na czarno. (śmiech)

Dla wielu osób wyjazd do większego miasta to katalizator coming outu. U ciebie też tak było?

Tak, najpierw dzięki szkole filmowej, w której kilkukrotnie zostałam obsadzona w roli lesbijki (pozdrawiam tu serdecznie Nastkę Pazurę). Te sceny zrodziły we mnie wiele pytań. Potem taką rolę odegrał wyjazd do Białegostoku do akademii teatralnej, dokąd wyjechałam na 2 lata i gdzie sama ze sobą, na osobności, mogłam przegadać sytuację i już nie uciekać od tego, kim jestem. W szkole aktorskiej sceny lesbijskie po raz pierwszy uzmysłowiły mi, że w intymnej sytuacji z kobietą czuję się wyjątkowo zestresowana i zagubiona. Zaczęłam wypytywać znajomych o osoby homo- czy biseksualne w naszym otoczeniu. Spróbowałam pierwszych randek przez Tindera i przekonałam się, że kobiece ciało jest dla mnie fantastycznie inspirujące, że go pragnę. Działałam metodą małych kroczków. Dziś nie wiem, czy to było dobre – byłam w tym wszystkim sama ze sobą. Starałam się działać samodzielnie. Byłam pomocna dla innych, ale swoje sprawy chciałam załatwiać sama. Teraz uważam, że lepiej działać wspólnie. Niemniej te 2 lata były dla mnie bardzo ważne. Kocham wszystkich ludzi bez względu na płeć, ale jestem lesbijką, bo chcę tworzyć związki z kobietami. To jest odpowiedź na wszystkie moje wcześniejsze pytania.

Spotkałaś się ze stereotypami na temat lesbijek?

Tak, wszędzie – też w pracy. W Polsce narosło wiele stereotypów wokół lesbijek. „Ty nie wyglądasz jak lesbijka”, „lesbijka tak nie wygląda” „zapewne nie miałaś dobrego faceta”. Naprawdę słyszałam, że nie wyglądam jak lesbijka! Takie komentarze są zabawne, bo wynikają z ludzkiej nieświadomości, niezrozumienia, że kompletnie nie chodzi tu o mężczyzn – mam w swoim życiu wielu fantastycznych facetów, z którymi się przyjaźnię. Sęk w tym, że po prostu moje serce wybrało inną drogę. Tyle.

Takie stereotypy są trochę zabawne, jednak opierają się na założeniu, że nie mamy prawa same się określać, że trzeba to zrobić za nas.

Może tak, z drugiej strony zawsze prowadzę taką rozmowę dalej, nie pozostawiam tego bez komentarza. Naszym myśleniem rządzą stereotypy. A przecież każda miłość jest dobra. 7 maja byłam na Marszu Równości w Gnieźnie. Jeszcze kilka lat temu takiego Marszu nie było. Jego organizacja to zasługa takich postaci jak twórcy duetu Siksa (którego współtwórczyni Alex Freiheit pochodzi z Gniezna – przyp. red.). Wydarzyło się ostatnio wiele rzeczy, których się nie spodziewaliśmy, i to jest właśnie to: nie jesteśmy w stanie niczego przewidzieć. Ważne jest to, żeby wierzyć, że mamy w sobie siłę. Jeżeli jedna osoba po coming oucie kogoś takiego jak ja poczuje się lepiej, poczuje się bezpieczniej, poczuje się lepiej z samą sobą, to są zmiany, które wywołują falę miłości.

Greta Burzyńska – aktorka znana z wielu ról telewizyjnych i filmowych, najbardziej kojarzona z serialu „Na Wspólnej”. O jej coming oucie zrobiło się głośno w kwietniu, kiedy media obiegło zdjęcie z jej Instagrama, na którym obejmuje się z partnerką. Również w kwietniu jako jedna z 12 lesbijek wystąpiła w spocie Kampanii Przeciw Homofobii nagranym z okazji Tygodnia Widoczności Lesbijek.

Tekst z nr 97 / 5-6 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.