Moje córki

O powstawaniu „Niny“ pisze współscenarzystka filmu MARTA KONARZEWSKA. Premiera 5 października

 

Na zdjęciu: Nina i Magda (Julia Kijowska i Eliza Rycembel); w tle pierwsza z prawej Marta Konarzewska, która też statystowała w „Ninie“

 

Gdy „Nina“ wychodziła z fazy scenariusza i stawała się filmem, przyśnił mi się sen. Walczę na miecze z Julią Kijowską. W scenerii, jak w filmie „Kill Bill“, pamiętacie? Uma Turman i Lucy Liu. Obie piękne i pięknie ubrane. Wokół piękny krajobraz, biała cisza. Julia i ja. Mamy na sobie kimona – boginki ze starej opowieści. Walczymy, jakbyśmy tańczyły. Przegrywam, opadam z sił. Leżę, a krew jakby wyciekała mi stróżką kącikiem ust. I to jest bardzo ładne oczywiście, jak to w baśniach. Wtedy Julia opiera stopę na mojej piersi, blisko gardła. Bosą stopę. Widzę, jak stoi nade mną, triumfuje. „Zaopiekuj się moją córką“ – mówię. Córka to oczywiście Nina – sama nie wiem, czy bardziej bohaterka, czy film. Opowiadam wam tę historię, bo ona pokazuje, jak ważna jest dla mnie Nina – jak córka. Ale też mówi o tym, czym jest film i praca nad nim. Pisze się coś i to jest bardzo własne, intymne, autorskie. Potem przychodzi aktorka i to uosabia. (Twarz Julii jest twarzą Niny, przecież nie od początku tak miało być, ale tak właśnie jest). Film to najbardziej zbiorowa ze sztuk: tyle osób to tworzy – otoczenie bohaterek, ich pokoje, ulice, po których chodzą, obrazy, które mają na ścianie, kurtki, buty, światło, które pada na ich twarze, rytm, w jakim toczą się wydarzenia, w jakim padają słowa, a słowa to nie tylko znaczenia, ale też dźwięki.

 Magdoseksualna

Kiedy wymyślałam Ninie zdanie, które powie w bardzo ważnym momencie: „Jestem magdoseksualna“, bałam się, że w ustach aktorki zabrzmi sztucznie. Polski język jest niewdzięczny, patetyczny. Trudno o dzikość. Julia mówi to tak, jakby coś było w gardle, a potem puszczało, łzy. I wychodzi wtedy z kadru w specyficzny sposób, jakby to było wszystko, nic więcej do powiedzenia. Czy nie tak właśnie jest? Gdy ktoś nas pyta o seksualność? Moim zdaniem w tej scenie jest coś bardzo prawdziwego. O nas wszystkich. Nie wiem, zobaczycie. Nina to córka Olgi (Chajdas – reżyserki filmu, która z Martą napisała scenariusz – przyp. „Replika“) i moja. Ale też całej ekipy. Nina jest ze mną coś około ośmiu lat. Miała wiele twarzy i masek. Czasem sama bywała maską – na to, co we mnie, co dzieje się między mną i Olgą, co dzieje się w Polsce, między matkami (-Polkami) i córkami, między siostrami, przyjaciółkami, kochankami, co dzieje się w kobiecym seksie. seksualności. Wszystko zmieniało się szybko, był czas, że myśłałam, że Nina się strasznie dezaktualizuje, aż tu nagle świat jakoś zawrócił i znów jakby trzeba było „Inne spojrzenie“ kręcić. Gdyby chcieć uchwycić miłość w czasach bojaźni i trwogi. A może przesadzam. Bojaźń i trwoga dotyczą zresztą w „Ninie“ czegoś innego niż nieheteroseksualność. Dotyczą seksualności w ogóle, i tożsamości. Z biegiem lat wtapiało się w Ninę to, co w Polsce dyskursywne, dyskutowane, co tańczone na imprezach, krzyczane na marszach. Ale też to, co prywatne, oddzielone od poglądów, zlepione z tym, co wewnętrzne, emocjonalne, psychiczne. Czasem Nina bywa bardzo hetero, czasem tylko udaje… Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale Nina to przede wszystkim fi lm o miłości. No, dobrze – o pragnieniu. Czasem wyrażała nasze pragnienia (Olga często mówi, że les-świat Niny jest ciut do przodu, ciut idealniejszy od prawdziwego), czasem lęki (Nina często kuli się w sobie jak gdyby wnętrze, łono, było bezpieczniejsze. Bo to, co na zewnątrz, czyli Magda, stawia w obliczu prawdy, której chce się zaprzeczać. Bo co, jeśli prawdą jest: żyjesz tylko w połowie?). Różnie to było. Spotykałyśmy się z Olgą przed tablicą z fiszkami, gapiłyśmy się w zestaw scen, gadałyśmy, śmiałyśmy się. Strasznie się spierałyśmy czasem. Zamykałyśmy się w takim małym pokoju z małym oknem na niebo. Czasem Kasia (Adamik – partnerka Olgi, montażystka „Niny“) wołała: „Wystarczy! Teraz lunch“. Często lunch zmieniał się w wino i jeszcze jedno. Czasem pracowałyśmy dalej, a czasem tylko ja. Szłam na trawę, do fontann, blisko mojego mieszkania na Starym Mieście. Patrzyłam na ludzi, sluchałam ich żyć, śmiechów, słów na wymianę emocji. Miałam materiał do kłótni małżeńskich. Ludzie miłośnie kłócą się tak samo – bez względu na seksualność i płeć. Na tym zresztą polega tzw. uniwersalność „Niny“. Płeć i seksualność bohaterów mają swój ciężar. Są ważne. Ale to nie jest jedyny ciężar filmu. Ten ciężar jest w emocjach, w przeżyciu czegoś trudnego. Rozstania. Rozpoznania. Rozterki. Rys fabularny wymyśłiła Olga dużo wcześniej niż się spotkałyśmy. Miałyśmy pracować nad teatralną wersją moich i Piotra Pacewicza „Zakazanych miłości“. Stało się inaczej, zaczęłyśmy pracować nad „Niną“. Zarys był: Nina i Wojtek szukają surogatki Spotykają Magdę. Magda jest les. Bawi się w klubach. Kobiety się zakochują. Wojtek… nie mogę powiedzieć co, by nie zdradzać fabuły. Były też tzw. kluczowe wydarzenia. Resztę – czyli światy otaczające bohaterki, ich światy wewnętrzne; kim są, z kim się przyjaźnią, ich emocje, psychiki, zależności, relacje, działania i postaci poboczne itd. musiałam wymyśłić. Byłam wtedy o wiele bardziej aktywistką i bywalczynią klubów niż teraz. Mogłam dać Magdzie background środowiskowy. Dać jej powietrze, którym oddycha. Dać jej miejsca, do których może chodzić, język, którym mówi. Dać jej kody i koleżanki. Tak, żeby nie było jak w wielu filmach z wątkami les (na kilka z nich narzekaliśmy z Bartkiem Żurawieckim w rozmowie w „Replice“ nr 57), że dwie kobiety zawieszamy w heteroświecie, one się zakochują, a wokół nie ma żadnych innych lesbijek. Albo, że mamy dwie kobiety w heteroświecie, coś się między nimi „zadziewa“, ale to tak naprawdę jest jakiś ruch w ich śnieniu, coś pomiędzy siostrzeństwem, a fascynacją o charakterze poetyckim. Albo żeby nie było tak, że… chciałam napisać o pewnym stereotypie puentującym filmy z „tematem les“, ale nie napiszę, bo musiałabym zdradzić, jak kończy się „Nina“.

Maria Peszek z lizakiem

Świat Magdy ewoluował wraz z powstawaniem filmu, wiele z tego, co wymyśliłam, uległo przekształceniom, niektóre rzeczy zwyczajnie się nie zmieściły. W ramie, która jest ramą intymną (powtórzę: to jest film o miłości, pragnieniu, dotyczy ono dwójki osób, no może trójki w tym przypadku, ale nie ma w nim miejsca na całe światy innych ludzi – „środowisko“ to tło). W każdym razie to, co sobie wymyśłiłam, fajnie zmieniało się, gdy zaczęły o tym myśłeć autorki kostiumów i scenografii. No, i gdy wzięły się za to aktorki, np. Maria Peszek. Jej Lola (najlepsza koleżanka Magdy) jest nieco inna niż miała być na początku. Na początku widziałam Lolę jako taką „zepsutą lalkę“, w stylu trash, á la, bo ja wiem, Madonnaz lat 80. Sama się kiedyś tak ubierałam. Potem padł pomysł: Maria Peszek. I przepisałam Lolę. A potem Marysia sama wiele wymyśliła – np. lizaka. Że go będzie zawsze mieć i lizać. To było zabawne; ja mówię: jak to sama wymyśłiłaś? Przecież to ja wymyśliłam. Patrzę w scenariusz: nie ma. I mi się przypomniało: kiedyś chciałam, by Lola miała lizaka, ale potem pomyśłałam: Madonna, koronki i lizak? – nie, za dużo. I wywaliłam. Ale wrócił. Oczywiście nie każdy gadżet w filmie wypadł z mojej głowy, czy tekstu. Wiele wypadło z wielu innych głów, no ale z lizakiem akurat tak było. Podobnie z sikawką. Strasznie mi zależało, by Magda sikała przez sikawkę. Albo z kapturem – ciągle pisałam jej w didaskaliach, że zakłada kaptur. I Eliza (Rycembel, grająca Magdę) super zakłada ten kaptur. Dobra, przyznaję się– w sprawie kaptura jestem fetyszystką. Jeśli mowa o świecie les i aktorkach, trzeba powiedzieć też o epizodystkach i statystkach. Tu jest ważna i fajna sprawa. Razem z Pauliną Krajnik, reżyserką obsady, zależało nam, by światek les naprawdę stworzyć ze „środowiska“, z osób definiujących się les lub queerowo, bywających w klubach itd. Zorganizowałyśmy casting. Pomogły nam Hanna Kociszewska i Anna Tryskuć (wtedy tworzące Twin Heart). Casting odbył się w klubie Maska, właśnie tam, gdzie naprawdę są imprezy. Przyszło mnóstwo dziewczyn, kobiet, osób z doświadczeniem życia jako kobiety. Kostiumografki, charakteryzatorki były zachwycone. Dziewczyny przychodziły w ekstra ciuchach – nieoszukanych, prawdziwych, to samo z fryzurami. Dzięki temu uniknęłyśmy „wymyślania lesbijki“. Czasem tylko trzeba było założyć „coś świecącego“. Albo coś granatowego – ktoś mógł nie być do końca zadowolony, wiem – ale wiem też, że prawda ekranu rządzi się swoimi prawami. Innymi niż prawda-prawda. Chciałabym podziękować wszystkim osobom, które przyczyniły się do koloru i atmosfery filmu, który nie jest filmem gatunkowo środowiskowym, ale myśłę, że jest dla środowiska ważny. Jestem ciekawa, co dla was będzie znaczył. Córkę i jej ocenę zostawiam wam. Ma już osiem lat i idzie do koleżanek. A ja idę do innych filmów*. Ten kolejny, który piszę, jest o nastolatkach. Nie, nie są hetero. Oczywiście.

Nina (2018, Polska) reż. O. Chajdas, wyk. J. Kijowska, E. Rycembel, A. Konopka, M. Peszek; dystr. Film It, premiera: 5.20.2018

*Marta jest także autorką scenariusza do biograficznego filmu o transpłciowym poecie Piotrze Właście (znanym również jako Maria Komornicka), nagrodzonego w tym roku przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.

Tekst z nr 75 / 9-10 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.