Moje długie włosy były mną

Z ANGELĄ GETLER, jedyną jawnie transpłciową dziennikarką w polskiej telewizji, gospodynią programu „Ecce homo. Oto człowiek” na kanale News24, rozmawia Jakub Wojtaszczyk

 

Foto: Anken Berge, @anken_berge

 

 

Jesteś obecnie jedyną jawną osobą transpłciową w polskiej telewizji. W News24 prowadzisz program „Ecce homo. Oto człowiek”. Mówisz w nim, że wierzysz w ludzi. To trudne zadanie?

„Ecce homo” to pierwszy program w Polsce samodzielnie prowadzony przez osobę trans. Wraz z zaproszonymi gośćmi proponuję widowni, jak może stać się częścią szerszego rozwiązania danego problemu społecznego, który omawiamy w danym odcinku. Rozmawiamy między innymi o bezdomności, nienawiści, wierze czy patriotyzmie. Premierowy odcinek dotyczył samobójstw tęczowych dzieci i nastolatków. Moją misją dziennikarską jest poszerzanie widoczności osób transpłciowych. Wierzę, że mi się uda. Ja potrzebuję ludzi do życia. Kwitnę wśród nich. Między innymi właśnie praca w telewizji, gdzie również nagrywam reportaże, pozwala mi na to.

Jak trafi łaś do News24?

Z ogłoszenia o pracę! Z wykształcenia jestem graficzką. Natomiast w okresie pandemii zdecydowałam, że chcę robić coś, co ma społecznie głębszy sens. Wcześniej hobbistycznie prowadziłam fanpage Transnews Polska, na którym regularnie pisałam posty dotyczące osób transpłciowych. Wiosną 2022 r. trafi łam jako realizatorka do internetowej telewizji Reset Obywatelski. Ten czas to również medialny atak Kaczyńskiego na osoby trans – tym łatwiejszy, że od czasu Anny Grodzkiej Polacy nie mieli okazji szerzej poznać kolejnej osoby transpłciowej. Dlatego w Resecie zaproponowałam prowadzenie programu „Trans Show”, w którym przeprowadzałam wywiady z osobami trans, m.in. z Anną Grodzką właśnie, Mają Heban, Filipką Rutkowską czy Sylvią Baudelaire. Wspólnie pokazywaliśmy, jak bardzo różnorodna jest nasza społeczność. Później trafi łam na wspomniane ogłoszenie z News24. Pomyślałam, że spróbuję. Udało się! Zespół dziennikarski, do jakiego trafi łam, ma przebogate doświadczenie w innych telewizjach i mediach, czym ja się nie mogłam pochwalić. Jednak moja przyszła szefowa, Agnieszka Dębińska, zobaczyła we mnie osobę, która po intensywnym treningu będzie w stanie profesjonalnie wykorzystać swoje przeżycia do szerzenia na antenie idei równości.

Jak wyglądała twoja droga do życia otwarcie, jako Angela?

Była to droga nie tylko długa, ale i samotna. Wszystkie uczucia i odkrywanie siebie przeżywałam sama ze sobą. Od zawsze lubiłam wkładać „dziewczęce” ubrania. Mam nawet takie zdjęcie: liczę sobie może 2-3 lata, noszę korale i sukienkę. Tak mama musiała się ze mną bawić. Później, w wieku przedszkolnym, przymykała oko na to, że czasem lubię pogrzebać w jej szafie. Do czasu. W pewnym momencie nie wypadało, by osoba z siusiakiem, socjalizowana do męskiej roli, ubierała się „jak dziewczynka”. Mimo prób tłumienia, kobieca ekspresja zawsze we mnie była.

Co na to mama?

Co zaskakujące w ogóle nie wzbraniała się przed rozmowami na temat seksualności. Nie zawsze jednak potrafi ła pozostać w tym obiektywna. Pytałam na przykład: „Kim są geje, o których mówią w telewizji?”. Słyszałam: „To panowie, którzy się kochają”. Dodawała jednak, że to niewłaściwe zachowanie, że mężczyzna zawsze powinien być z kobietą. Kiedy mama przyłapywała mnie na grzebaniu w jej ciuchach, słyszałam: „Mężczyźni, którzy lubią nosić damskie ubrania są bardzo samotni” lub „Bardzo się z tym kryją, by nie opuścili ich najbliżsi”. Co pewnie było prawdą w tamtym czasie, w latach 90. Chciała mnie chronić. Brak akceptacji jednak sprawił, iż nie mówiłam jej o moich potrzebach, nawet wtedy, gdy zaczęłam tranzycję. Bałam się jej reakcji. Byłam pewna, że muszę ukrywać moje zachowania, by zasłużyć na jej miłość. Prócz babci i dziadka, których bardzo kochałam, byłyśmy same. Tata zostawił mamę przed moimi urodzinami. Nie szukałam z nim kontaktu. Jesteśmy niemal w tym samym wieku. Mamy po trzydzieści parę lat. Pewnie w młodości też było ci trudno znaleźć reprezentację. Oczywiście! Kojarzyłam z telewizji słowo: „transwestyta”, które w jakiś sposób pasowało do tego, co czułam. Żyłam jako chłopak, a od czasu do czasu miałam potrzebę ponoszenia damskich ubrań. Podobały mi się dziewczyny, więc teoretycznie mogłam prowadzić życie, jak inni koledzy. Teraz wiem, że jestem lesbijką. Wtedy myślałam, że względnie pasuję do chłopięcego wzorca. „Problemem” była tylko potrzeba kobiecej ekspresji. Przystałam na to, że muszę tę siedzącą we mnie osobę w tajemnicy wypuszczać. Tymczasem pojawiły się stany depresyjne.

Skąd?

Miałam je już okresie nastoletnim. Brały się z poczucia ucisku. Potrzebowałam przestrzeni do eksploracji siebie. Urywałam się na wagary, aby posiedzieć w domu i mieć czas na to, żeby „pobyć” dziewczyną. Funkcjonowanie w męskiej roli było bardzo wykończające. Moją głowę zaprzątała jedna myśl: „Czemu nie urodziłam się dziewczynką?” Dopiero lata później doszłam do tego, że jednak się nią urodziłam. Jako dziecko głęboko wierzyłam, że moje ciało, jak już zacznie dojrzewać, nie przybierze męskiej formy, tylko urosną mi piersi. Będę jak inne dziewczyny. Stało się inaczej, co przyniosło mi ogromny zawód. Dlatego zaczęłam zapuszczać włosy. One były bardziej mną niż reszta mojego ciała, które zaczęło odbiegać od tego, kim się czułam. Mierzyłam 183 cm, rosły mi włosy na nogach, zarost… Zaczęłam odczuwać silną dysforię. Wraz ze mną dojrzewała moja depresja. Dotarłam do takiego momentu, już na studiach, że niemal codziennie płakałam. Nie byłam w stanie tak dalej żyć.

Długie włosy powodowały euforię?

Tak, dawały mi ogromną radość. Znalazłam na nie społeczną wymówkę. Zaczęłam przebywać wśród kolegów, którzy słuchają ciężkiego rocka. Co prawda moje serce się rozdzierało, kiedy kolorowe ciuchy zamieniłam na czarne. Ale cena była tego warta. Wtedy w mediach słyszałam, że jedyną perspektywą zawodową dla jawnych osób trans jest praca seksualna. Oczywiście jako taka jest w porządku, ale po prostu nie jest dla mnie. Wizja przymusu jej podjęcia była więc straszna. Pewnego dnia szczęśliwie trafiłam na internetowe wpisy dwóch trans kobiet pokazujące zupełnie inną rzeczywistość. Jedna pochodziła z Toronto, druga z San Francisco. Ta pierwsza pracowała w biurze, przeszła tranzycję. Wzięła parę tygodni urlopu, w trakcie którego szefostwo zorganizowało szkolenie równościowe reszcie pracowników. Gdy wróciła do pracy, było tak, jakby od zawsze tam funkcjonowała, jako kobieta. Natomiast druga bohaterka, co prawda miała konserwatywną rodzinę, którą straciła po tranzycji, ale za to miała wspierającą i kochającą partnerkę, a jej rodzina przyjęła ją z otwartymi ramionami. Zrozumiałam, że po tranzycji jednak można wieść przeciętne, szare życie. Wykrzyknęłam: „Wow!”. Co prawda Kanada i Stany to zupełnie inne światy, ale stwierdziłam, że może będę musiała włożyć trochę więcej pracy, ale dam sobie radę.

Wszystkie klocki wskoczyły na swoje miejsce?

Po tych historiach wreszcie potrafi łam sama przed sobą przyznać, że nie jestem ekscentrycznym mężczyzną, tylko dziewczyną. W momencie, kiedy zaczęłam tak myśleć, wszystko w moim życiu stało się jasne. Wiedziałam już, dlaczego czuję się tak, jak się czuję. Przestałam płakać. Zaczęłam dążyć do tranzycji.

W jaki sposób?

Już wtedy walczyłam z otyłością, bo zajadałam smutki. Przeszłam na wegetarianizm, by stracić zbędne kilogramy. Bałam się, że inaczej nie przepiszą mi hormonów. Terapię hormonalną rozpoczęłam na przełomie 2012 i 2013 roku. Miałam 26 lat. Byłam pod opieką dr. Dulko. Przygotował dla mnie opinię seksuologiczną, a że nie spotkałam wtedy endokrynologów, którzy deklarowali prowadzenie osób transpłciowych, także przepisywał leki.

Powiedziałaś mamie?

Wyprowadziłam się z domu w 2009 r. Wtedy komunikowałam się z nią tylko przez kłótnie i krzyk. Nie potrafiłyśmy się już porozumieć. Na swoim wreszcie odetchnęłam. Rozmawiałyśmy rzadko. Przez kolejne lata starała się, by nasze relacje się poprawiły. Udało się to dopiero po moim coming oucie w 2014 r. Dopiero, gdy mogłam porozmawiać z nią szczerze o sobie, rzeczywiście stało się to możliwe. Oczywiście musiałam ją później pozwać do sądu w celu zmiany danych w dokumentach. Wtedy już w pełni mnie w tym wspierała. Choć sam fakt konieczności pojawienia się na rozprawie nadal był dla niej bardzo trudny. Wygłosiła jednak tak bardzo wspierającą mnie mowę, że sędzia ogłosiła wyrok już po jednej rozprawie.

Pozytywnie!

Tak, w końcu mogłam szczerze powiedzieć: „Jestem Angela!”. Chociaż przykre doświadczenia zdarzały się nadal. Po coming oucie straciłam znajomych. Nagle przestali się odzywać. Czułam pustkę. W międzyczasie rozstałam się z wieloletnią partnerką. Ona po prostu była hetero. Nie była w stanie kontynuować związku z dziewczyną. Potem miałam też pecha trafi ć na inną kobietę, która skutecznie wykorzystała moje tendencje do współuzależnienia i potrzebę zasługiwania na czyjeś uczucie. Trzymałam się jednak tego toksycznego związku z samotności. Nie potrafi łam sama odejść. Dopiero ona musiała mnie zostawić. Zmarli też dziadkowie, co mnie zupełnie dobiło psychicznie. Na nowo zajadałam smutek. Wcześniej studiowałam sztukę mediów, pracowałam jako początkująca graficzka. Teraz ważyłam 212 kilogramów. Ledwo wstawałam z łóżka, by podpierając się kulami dotrzeć do łazienki. Utrzymywała mnie mama i dawała wsparcie.

Kiedy udało ci się przezwyciężyć trudności?

Nie wierzę, że po śmierci coś na nas czeka. W związku z tym nie poczuję ulgi po cierpieniu, które przeżywałam. Postanowiłam dać sobie szansę i doprowadzić do momentu, gdy poczuję się lepiej. Małymi kroczkami, dzień po dniu. Tak przez długie lata. Wróciłam do leczenia psychoterapeutycznego i psychiatrycznego. Przewrotnie to okres pandemii przyspieszył mój powrót do zdrowia. Cały świat zaczął żyć takim życiem, jakie prowadziłam wcześniej. W domu, w zamknięciu. Odszedł lęk, że coś tracę. Moja psychoterapia nabrała regularności. O ile wcześniej bywało mi trudno osobiście dotrzeć na sesję, tak podczas lockdownu głupio mi było nie dać rady się połączyć przez Skype’a. Nawiązałam też kilka znajomości internetowych. Przeszłam operację bariatryczną, dzięki której schudłam. Po lockdownie zelżały moje lęki społeczne. Byłam gotowa wrócić do ludzi.

Jak cię przyjął świat?

Jakby na mnie czekał przez te wszystkie lata! Gdy się spotkałam ze starą przyjaciółką, rzuciłyśmy się sobie na szyję. Kolejny przyjaciel też mnie doskonale przyjął. Choć on akurat jako jedyny nie opuścił mnie po coming oucie. Także kuzynka ze swoimi dziećmi okazała otwartość. Zostałam dumną ciocią. Zaczęłam na nowo pracować. W taki sposób odbudowywałam swoje życie towarzyskie. Szukałam osób, o których wiedziałam, że mnie na pewno zaakceptują. Znalazłam ich w bohemicznej mieszance performerów warszawskich piwnicznych scen, czyli standupu, burleski, dragu. To najwspanialsi ludzie na świecie!

Z osoby odizolowanej stałaś się panią z telewizji. Jesteś też standuperką.

Standup to moja pasja. Zaczęłam go uprawiać jeszcze przed coming outem. Przerwałam po tranzycji. Kiedy już otwarcie funkcjonowałam jako kobieta, bałam się, jak zostanę przyjęta. Nawet, jakbym chciała, to przez przez głos nie byłam w stanie ukryć swojej transpłciowości. Czy polska publiczność była na to gotowa? Postanowiłam się przekonać w warszawskim Resorcie Komedii. To miejsce otwarte, inkluzywne. Agnieszka Matan prowadzi tam cykl open mic-ów „Dobre Żarty”, który programowo jest bez homofobii, rasizmu, nienawiści. Publiczność więc też przychodzi adekwatna. Jest bezpiecznie. Przed wyjściem na scenę czułam, że serce chce mi wyskoczyć z piersi. Padło moje imię, wyszłam z przygotowanym materiałem. Opowiadałam o pięknym romansie, jaki parę miesięcy wcześniej mnie spotkał. Była to jednak przede wszystkim opowieść o uczuciach, jakie mi towarzyszyły, czyli onieśmieleniu, ekscytacji i poczuciu błogości z bycia akceptowaną taką, jaką się czuję i jaką jestem. Istotny był kontekst mojej transpłciowości, temat pewnie abstrakcyjny dla wielu widzów. Emocje jednak większość odczuwa tak samo, rozmawiałam więc z publicznością ich językiem. Widownia rżała ze śmiechu! Dostałam gromkie brawa. To poczucie akceptacji jest jednym z najwspanialszych uczuć na świecie. Pomyślałam: „Jestem sobą. Wróciłam!”.  

 

Tekst z nr 104/7-8 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.