Oto świetna książka feministyczna, której przesłanie streszcza podtytuł: „O potrzebie rewolucji seksualnej na Bliskim Wschodzie”. Ale jej treść wykracza poza ramy manifestu. Egipska dziennikarka, Mona Eltahawy, dzieląca życie między Kair a Nowy Jork, w bardzo bezpośredni, żarliwy sposób opisuje skalę dyskryminacji i przemocy wobec kobiet w krajach arabskich. Próbuje też dociec, dlaczego po Arabskiej Wiośnie, w którą wiele kobiet było zaangażowanych, ich sytuacja często uległa jeszcze pogorszeniu. Odnotowuje także pozytywne przykłady na drodze do równouprawnienia, choćby w najbardziej postępowej Tunezji.
Eltahawy nie kryje się za „obiektywnymi” słowami i przykładami. Pisze w pierwszej osobie, szczerze. Opisuje, jak sama była molestowana, aresztowana, jak dojrzewała do tego, by zrzucić hidżab. Bez owijania w bawełnę opowiada również o swoim stosunku do seksu i doświadczeniach na tym polu (pierwszy stosunek odbyła dopiero w wieku 28 lat).
Co ciekawe, podobnie jak Shereen El Feki, autorka innej książki o takiej samej wymowie, „Seks i cytadela”, Eltahawy uważa, że rewolucję seksualną na Bliskim Wschodzie można, a nawet należy przeprowadzić w oparciu o islam. Trzeba go tylko zinterpretować inaczej niż czyni się to do tej pory. O homoseksualności (kobiet) i transgenderyzmie jest w książce niewiele, ale Eltahawy nie ma wątpliwości, że tytułowy bunt powinien doprowadzić także do emancypacji osób LGBTQ. (Bartosz Żurawiecki)
Tekst z nr 63 / 9-10 2016.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.