W jaki sposób moje dziecko wyoutowało się przede mną? Dlaczego dziś angażuję się w aktywizm LGBTIA? Odpowiadają cztery mamy i jeden tata z organizacji MY, RODZICE
Ewa Miastkowska, Piaseczno
Mój syn Bartek nie wyoutował się przede mną, to ja go wyoutowałam (śmiech). To było już dość dawno temu, on teraz jest 30-letnim mężczyzną, wtedy był 15-letnim chłopcem. Chodziliśmy często razem do kina i któregoś razu wybrał „Tajemnicę Brokeback Mountain”, która wtedy miała premierę. Film znakomity, wzruszyłam się, a u Bartka zobaczyłam niesamowite emocje. To był dla mnie sygnał. Zaczęłam myśleć. Przypomniała mi się choćby scena, gdy miał 13 lat. Mąż odkrył, że Bartek wchodził w Internecie na jakieś porno gejowskie i dał mu reprymendę, mówiąc o „zboczonych stronach”. Bartek zrobił się czerwony jak burak. On był strasznie fajnym dzieciakiem, lubianym przez rówieśników i nauczycieli. Jak słyszałam, co niektórzy chłopcy potrafi ą w szkole wyprawiać, współczułam ich rodzicom – z Bartkiem mieliśmy zawsze dobre relacje.
Analizowałam tak ze 2 tygodnie aż wybrałam sytuację, gdy byliśmy sami w samochodzie – dużo mnie to kosztowało, starałam się być jak najbardziej łagodna – i zapytałam: „Czy jesteś gejem?”. Przez moment wahał się, zauważyłam, że zbielały mu wargi, po czym powiedział: „Tak, jestem. Oddasz mnie teraz na leczenie?”. Żyjemy w homofobicznym kraju, ale mnie chyba ta homofobia ominęła, powiedziałam: „Co ty mówisz, przecież to nie jest choroba”. A potem płakałam kilka dni. Wiem, że wiele mam płacze, trzeba się pożegnać z heteroseksualnym wizerunkiem dziecka, jaki się w głowie miało – i wdrukować nowy. Bartek stopniowo się ujawniał. Jednego kuzyna spotkał przypadkiem na ulicy, gdy szedł ze swoim chłopakiem, powiedział: „A to jest Filip, mój chłopak” – kuzynowi trochę „szczena” opadła, ale ze strony rodziny zawsze mieliśmy wsparcie. (śmiech)
Działać postanowiłam 10 lat później – w 2015 r. Impulsem była śmierć Dominika z Bieżunia. Zobaczyłam, że homofobiczne szczucie może być śmiertelne, prowadzić do samobójstwa. Zła atmosfera w naszym kraju narastała, nie mogłam nic nie robić, inaczej bym się udusiła. Bartek zabrał mnie na demonstrację pod Ministerstwem Edukacji Narodowej. Niedługo potem zgłosiłam się do Akademii Zaangażowanego Rodzica przy Kampanii Przeciw Homofobii. W rozmowie kwalifikacyjnej z koordynatorką Kasią Remin powiedziałam od razu, że chcę działać. Nie miałam problemu z homoseksualnością syna, miałam problem z homofobią społeczeństwa! Potrzeba działania w naszym roczniku AZR była tak duża, że zawiązaliśmy stowarzyszenie My, Rodzice. Dziś jest nas tylu, że na doroczne spotkanie w lutym będziemy chyba musieli w przyszłym roku wynająć jakieś centrum konferencyjne.
Joanna Marzec, Lublin
Mój syn Maks wyoutował się przede mną, gdy miał niecałe 19 lat, dziś ma 30. Wiem, że 19 to stosunkowo wcześnie, ale i tak trochę gryzie mnie poczucie winy, że ten najtrudniejszy okres dorastania przeżywał bez mojego wsparcia. Po maturze wyjechał na studia do Anglii – lingwistyka stosowana. Jeden rok miał spędzić w Chinach i pojawiła się konieczność zrobienia różnych badań. Wpadł w panikę, że ma HIV (wynik przyszedł później, był negatywny) i… powiedział mi o tym strachu w rozmowie na Skype. Wiadomo, zaraz wyszło, że jest gejem. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Zupełnie nie byłam przygotowana na taką informację, żadnego geja nie znałam. Syn miał moją pełną akceptację, zapewniłam go, że to nic nie zmienia. Niemniej, przepłakałam kilka dni. Zorientowałam się, że nic nie wiem o homoseksualności – zaczęłam czytać książki, poszłam na wizytę do seksuologa. Jednak z Maksem nie byłam w stanie normalnie o tym porozmawiać. „To” zawisło nad nami, stało się tematem tabu. Odwilż nadeszła po dobrych kilku latach – w 2015 r. na stronie KPH znalazłam informację o AZR. Zapisałam się i jeszcze męża namówiłam. To była świetna decyzja! Wreszcie poznałam innych rodziców gejów, lesbijek – a wcześniej miałam poczucie, że jestem sama jedna, tymczasem okazało się, że my wszyscy mamy w sumie podobne problemy. Niewiedza jest naszym największym wrogiem – mówię to również jako nauczycielka. Dzięki AZR odblokowałam się i mogłam już normalnie zapytać Maksa choćby o to, czy ma chłopaka. W 2018 r. dołączyłam do organizacji My, Rodzice. Stałam się też – co mówię nie bez dumy – częścią lubelskiej społeczności LGBTIA. Kilka lat wcześniej nigdy w życiu bym nie pomyślała, że będę przemawiać na pierwszym lubelskim Marszu Równości – a przemawiałam. Poczułam w sobie tę energię. Mój aktywizm to też – nie wiem, czy to dobre słowo – jakby „dług”, który spłacam wobec Maksa – chciałabym przyczynić się do tego, by dzisiejsze nastolatki LGBTIA i ich rodzice mieli łatwiej.
Joanna Brzoza, Malbork
Coś mi już świtało, bo w opowieściach mojej córki Pauliny przewijało się wciąż to samo imię dziewczyny. Coming out zrobiła w 2016 r., gdy miała 25 lat. Czułam wcześniej, że robiła podejścia, zaproponowała np. wspólny wypad nad morze na kilka dni, ale jednak nie zdecydowała się tam wyjść z szafy. Z dzisiejszej perspektywy wiem, że mogłam czasem powiedzieć coś niewłaściwego, co ją odstraszało. Paulina wynajmowała mieszkanie w Warszawie z kolegą, który jest gejem i nie jest akceptowany przez rodziców – słuchałam o tym ze zgrozą, współczułam mu, ale jednak były to dla mnie odległe problemy. Jak chyba większość rodziców zakładałam, że moje dziecko jest heteroseksualne. Tego dnia była cały czas ze mną, tak mi pomagała w domowych zajęciach, aż się dziwiłam (śmiech). Wieczorem usłyszałam: „Chciałabym ci powiedzieć coś, co w pierwszej chwili wyda ci się super, a zaraz potem straszne. Jestem w szczęśliwym związku z dziewczyną”. Po tym wyznaniu Paulina strasznie się rozpłakała. Powiedziałam, że ją kocham, że to nic nie zmienia. Poza tym wydaje mi się, że mówiłam coś niezbyt mądrego. Chyba nie do końca wiedziałam, jak powinnam się zachować. Natomiast, gdy następnego dnia odwiozłam ją na dworzec i wróciłam do domu, to zaraz po wejściu bardzo się rozpłakałam. Nie nad jej orientacją – bałam się o jej bezpieczeństwo, bałam się, że ludzie nie będą jej akceptować, w tym np. moi rodzice. Po jakimś czasie zagadnęłam syna, na co odparł: „No, tak, nie wiedziałaś?”. Bratu Paulina powiedziała tego samego dnia, trochę wcześniej. Krótko potem zaproponowała mi poznanie jej dziewczyny – jasne, bardzo chciałam! Kilka miesięcy później przysłała mi smsa, bym zapisała się do AZR. „Uważasz, że jestem niezaangażowana?” – zapytałam, a Paulina: „Jesteś, ale mogłabyś zwiększyć zaangażowanie”. Informację o AZR znalazłam na stronie KPH. Pomyślałam: OK, to rzeczywiście dobry pomysł, bo nie znałam innych rodziców osób LGBTQIA i czułam się trochę w tym sama. Gdy okazało się, że najpierw jest rozmowa z koordynatorką AZR, przestraszyłam się: „A jeśli ja się nie nadaję? Jak ja to powiem Paulinie?” (śmiech). AZR okazała się po prostu nieoceniona. Spotkałam wspaniałych ludzi. Otworzył mi się nowy świat, poznałam wiele historii, również bardzo bolesnych. Szybko zorientowałam się, że na samym kursie nie może się skończyć. Dziś jestem w zarządzie My, Rodzice. Najbardziej zależy mi, by docierać do osób LGBTQIA i ich rodziców – także tych z mniejszych miejscowości. Chciałam organizować spotkania u mnie w Malborku, ale ze względu na brak lokalu na razie okazało się to niemożliwe. Przy pomocy znajomego znalazło się miejsce w Elblągu i tam zaczęłam.
Krzysztof Kacprowicz, Barczewo
Był Dzień Mamy 2009 r. Michał miał 16 lat. Przyszedł ze swoją rok starszą siostrą Olą, złożyli życzenia żonie, po czym Michał mówi, byśmy usiedli, bo chce nam coś powiedzieć. Byłem czymś zajęty, więc rzuciłem: „Mów, ja cię słucham”. Naciskał, bym usiadł. Czyli coś poważnego. Usiadłem, a on: „Chciałbym wam powiedzieć, że jestem gejem”. Tak znienacka. Potem się wyjaśniło, dlaczego chciał, by Ola siedziała obok. Przed nią, jak się okazało, wyoutował się dzień wcześniej, a ona była świeżo po kursie pierwszej pomocy – więc gdyby nam się coś nagle stało, miała być na podorędziu (śmiech). Ale daliśmy radę, reanimacja nie była potrzebna, choć zadaliśmy z żoną cały zestaw niewłaściwych pytań: „A skąd wiesz?”, „Czy na pewno?”, „A próbowałeś z dziewczyną?”. Jednak na koniec powiedzieliśmy: „Nie ma problemu, wiesz, że cię kochamy”. Następnego dnia myślałem o tym w pracy i jeszcze mu wysłałem smsa: „Michał, wielki szacun za odwagę”. Ja przede wszystkim poczułem ulgę, bo wcześniej on był nieswój, opryskliwy, zły, coś go męczyło – i to się wyjaśniło. Ponadto, Michał zawsze różnił się od większości chłopców, nie miałem pojęcia, dlaczego. Sam mam dwóch braci, stanowimy takie „supermęskie” rodzeństwo, a Michała te stereotypowo męskie rozrywki typu piłka nożna kompletnie nie interesowały. Zauważyłem to już, gdy miał 3 latka i nie potrafiłem rozgryźć. Przypomniałem sobie też, że on przed coming outem już wysyłał sygnały. Mieliśmy jeden komputer w domu, otwieram któregoś razu, a tam na pulpicie zdjęcie z gejowskim porno. „A skąd to tu do cholery?”. Skasowałem. A za trzy dni następne. Michał dawał znać, a ja byłem na to ślepy.
Po jego coming oucie wszystko mi się w głowie ułożyło, ale stopniowo – proces trwał kilka lat. Była ulga, ale też strach o to, jak on, będąc gejem, sobie w tym społeczeństwie poradzi. Szczególnie mojej żonie zależało, by poznać innych rodziców dzieci LGBTIA, pogadać – w 2013 r. zapisała się do AZR w KPH. Przyjechała z pierwszego spotkania z tak dobrymi wrażeniami, że po jakimś czasie dołączyłem. I tak działamy oboje do dziś – teraz w My, Rodzice – i jest to dla nas oczywiste, że trzeba przeciwstawiać się stereotypom, dyskryminacji. To jest kwestia zwyklej przyzwoitości. W 2014 r. pierwszy raz szedłem w Paradzie Równości – nie bez obaw, ale okazało się, że jest to świetna, energetyczna impreza zupełnie niezgodna z moimi wcześniejszymi wyobrażeniami.
Agnieszka Gibała, Kraków
Mój syn Dawid ma 20 lat i od ponad dwóch lat wiem, że to jest syn, a nie córka; od dwóch lat mówię na niego Dawid i odbywam intensywny kurs na temat transpłciowości, o której wcześniej praktycznie nic nie wiedziałam. Homoseksualność – proszę bardzo, zero problemu; mam kilku kolegów gejów, dwie spośród trzech kuzynek to lesbijki, obie mieszkają za granicą i mają żony. Natomiast na transpłciowość Dawida nie mogłam wpaść, mimo że on od pewnego momentu dawał wyraźne sygnały. Musiał mi to w końcu powiedzieć wprost.
Zawsze wydawał się inny od większości dziewczynek. Żadnych lalek, zabawy głównie z chłopcami. Ubrania? Jak był mały, to pacyfikowałam jego upodobania, ale potem już się nie dało. Chciał nosić tylko obszerne, luźne sportowe ciuchy, a przywiązywał się do nich tak, że namówienie go, by założył coś nowego, graniczyło z cudem. Wizyty z nim w sklepach odzieżowych, dziwny wzrok ekspedientek – to był cały cyrk. Skarpetki nosił na drugą stronę – ze szwami na wierzchu. Ale wyróżniał się nie tylko dlatego – był zamknięty w sobie, wycofany. Kładłam to na karb rozwodu z moim pierwszym mężem, przez który musiał przejść. Gdy zaczął dojrzewać i pojawiły się piersi, nie chciał nosić biustonosza. Czas gimnazjum to w ogóle był koszmar. Zaczęły się cięcia. Albo delikatne ranki, które robił np. długopisem, albo „normalne” cięcia np. na kostkach, by trudniej je było dostrzec. Były wizyty u pani psycholog, które niewiele dały. Jednocześnie Dawid zaczął wchodzić w pierwsze związki – z chłopakami zwykle jeszcze bardziej wycofanymi niż on. Jeden z nich był co najmniej o głowę niższy, Dawid zresztą ma posturę bardzo słuszną, a funkcjonował wtedy oczywiście jeszcze jako dziewczyna, więc stanowili nietypową parę. Z innym, sporo starszym chłopakiem weszli w subkulturę furry, uznali, że mają coś w sobie z futrzaków, ze zwierząt. No, byłam mocno tym przestraszona. Cięcia nie ustawały mimo wielokrotnych obietnic, że już nigdy więcej. Dawid wpadał też w niekontrolowane stany paniki albo złości, z euforii w furię, były karczemne awantury. W końcu pani psycholog uznała, że nie jest w stanie pomóc – poradziła psychiatrę. Byliśmy przeciwni psychotropom, ale z czasem daliśmy się namówić – i one bardzo pomogły. Już po 4 czy 5 dniach zaczął wyłaniać się inny człowiek, spokojny, bez huśtawki nastrojów. Ale ja i tak nie potrafi łam zinterpretować sygnałów – brałam wtedy ślub z moim drugim, obecnym mężem – i była z Dawidem wielka batalia o strój. Chciał pójść w garniturze, ja próbowałam go namówić na sukienkę, a jeśli już ma być garnitur, to chociaż może buty damskie? Inny przykład: ktoś mu powiedział, że wygląda jak chłopak i on się tym aż pochwalił, powiedział to z dumą. A ja na to: „Chwileczkę, to ma być komplement?”.
Powoli odstawiał psychotropy. Z kolejnym chłopakiem zaczął chodzić na jakieś spotkania znalezione w Internecie. Miał 17 lat, nie chciał powiedzieć, co to dokładnie jest, bałam się o niego. Któregoś razu umówiliśmy się, że go odbiorę stamtąd, podał adres. Wychodziłam z siebie, bo o umówionej godzinie nie pojawił się i nie odpisywał na smsy. Gdy w końcu przyszedł i wsiadł do auta, to ja wybuchłam – strasznie na niego nawrzeszczałam. To był przełom. Prowadziłam samochód, a on powiedział, że jest chłopakiem. I że te spotkania to są w Trans-Fuzji, organizacji na rzecz osób transpłciowych. Moje wypieranie sprawy musiało się skończyć.
Włosy na króciutko ściął następnego dnia. Cała jego mantra, że wyprowadzi się, jak tylko skończy 18 lat, a na studia pójdzie na drugi koniec Polski – nagle się ulotniła. Ja zaczęłam wszystkim wokół – dalszej rodzinie, koleżankom – mówić, że Dawid jest chłopakiem. On sam powiedział swemu tacie, a potem też w szkole. Nie spotkał się z dyskryminacją. Szczególnie rówieśnicy przyjmowali to łatwo – najczęściej to było: „OK, i jak się do ciebie zwracać?”, „Dawid”, „Spoko”. Któregoś dnia mówi: „Idę na dyskotekę”. Byłam w szoku: „Ty w ogóle lubisz tańczyć?”, „Tak, lubię”. I poszedł. Mówi, że jest panseksualny, ale widzę, że częściej wybiera chłopaków niż dziewczyny. Przestał krępować się spraw seksualnych. Puściły hamulce i erotycznie to tam chyba teraz na grubo idzie, ale w sumie ja jestem hetero i cispłciowa – i też szalałam, jak miałam 20 lat, więc… (śmiech). „Jestem pedałem” – Dawid rzuca bez ogródek, a babcia go poprawia, że to jest wulgarne i żeby mówił „gejem”.
Mastektomię przeszedł dzień po maturze, to był wielki dzień – i wielki stres też dla mnie. Raz, że to poważna operacja, a dwa – to takie już ostateczne pożegnanie z tą córką, którą myślałam, że miałam.
Sama w końcu też zaczęłam chodzić na spotkania Trans-Fuzji i tak dotarłam do organizacji My, Rodzice. To dla mnie nowość – w tym roku w lutym po raz pierwszy pojechałam na ich wielkie doroczne spotkanie do Łodzi, chyba ze sto osób.
Stowarzyszenie My, Rodzice skupiające rodziców osób LGBTIA powstało w lutym 2018 r. z inicjatywy absolwentek i absolwentów Akademii Zaangażowanego Rodzica działającej w Kampanii Przeciw Homofobii. Pierwszym prezesem został Marek Błaszczyk (wywiad w „Replice” nr 73), obecnie prezeską jest Dorota Stobiecka (wywiad w „Replice” nr 74). Organizacja skupia około 100 osób (zdecydowana większość to mamy – tak jak w naszym materiale). Doroczne, lutowe spotkanie to duża weekendowa impreza pełna wzruszeń, łez i śmiechu. Rodziców z My, Rodzice można było zobaczyć na zeszłorocznych Marszach Równości z charakterystycznymi banerami w kształcie kolorowych serc. Kontakt: info@myrodzice.org
Tekst z nr 85 / 5-6 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.