MARTA KONDEJ, DJ-ka Praktyczna Pani, jest pierwszą kobietą z tytułem mistrza Polski DJ-skiego konkursu RedBull Music 3Style, 20 kwietnia wydała w pełni autorską epkę „Stopy twarde jak beton”, gdzie sama rapuje. Marta promuje też kobiety DJ-ki w inicjatywie „Lady Humpter”, a niedługo zobaczymy ją w filmie „Magdalena”. Rozmowa Magdy Jakubiak
Swoją przygodę w świecie DJ-skim zaczęłaś już 15 lat temu, to imponujący staż. Twoja pasja jest jednocześnie twoją pracą. Jak to się stało, że zostałaś DJ-ką?
Pamiętasz taki lokal „Punkt” na Koszykowej w Warszawie? Chodziłam tam w latach 2001-2003, bardzo dużo hip-hopu tam było, grał DJ 600 Volt, z którym się dzisiaj koleguję i pamiętam, że on mnie tak zainspirował. Lubiłam być na parkiecie, ale zawsze chciałam mieć decydujący głos, dotyczący muzyki. Pewnego dnia pojechałam też specjalnie do Gdańska na taką imprezę, gdzie się okazało, że nie ma żadnego DJ-a, ktoś gra z kanciapy schowany – siedzi i puszcza muzykę z komputera stacjonarnego. Po cztery razy z rzędu te same remiksy. Pomyślałam sobie, że ja nie umiem grać ani nie znam się na tym, ale słucham dużo muzyki, bo tak było od zawsze, i że ja bym to zrobiła lepiej.
I co było dalej?
Zaczynałam w 2006 roku, miałam 25 lat. Rzuciłam z dnia na dzień pracę, zostałam bez środków do życia. Zanim zaczęłam grać i na tym zarabiać, pomagałam koleżance w jakiejś firmie kosmetycznej. Po prostu kupiłam pierwszy sprzęt przez Internet – ja taka bez pracy, pożyczyłam pieniądze na sprzęt, nic jeszcze nie umiałam. Powolutku jakoś się tam udało i sama się naumiałam do czego służą te wszystkie guziki, pokrętła. Po jakimś czasie nagrałam takie mix tape’y, demo i wysyłałam do Warszawy, do tych klubów, w których bywałam. Wreszcie odezwał się jeden z moich ulubionych lokali, ten legendarny „Punkt”. Tam zaczynałam z kolegą, który dzisiaj jest składową zespołu rapowego PRO8L3M, Piotrkiem Szulcem. To jest gość, który od początku mnie wspierał, bardzo fajny facet z klasą i on od zawsze wspierał wszystkie laski, w ogóle wszystkich, jak widział, że ktoś ma zajawę i robi to dobrze.
A skąd ksywa Praktyczna Pani?
Lubię wszystko zrobić sama, tak jest najszybciej i najłatwiej, a ja jestem niecierpliwa, lubię robić rzeczy na już i od razu.
Zaczynałaś jako jedna z pierwszych DJ-ek w Polsce, w środowisku, które jest jednak zdominowane przez facetów. Był seksizm?
Spotkałam się parę razy z taką sytuacją, że koledzy chcieli mi coś udowodnić. Na początku tej swojej drogi byłam na imprezie, kolega przyprowadził swojego kolegę i mówi: „dobra, to teraz pokaż”. On chciał się popisać czymś, co się nazywa skreczowanie. Są różne techniki, żeby się tego nauczyć, ale to jest dość długi proces. Gościu zaczyna, wariuje tam. „A teraz ty!” – no i podeszłam. To było takie w formie zabawy, ja to tak traktowałam, ale okazało się, że on bardzo ambicjonalnie do tego podszedł, popisywał się. Na koniec koledzy po prostu go wyśmiali. Gość zdziwił się mocno. Wielokrotnie spotkałam się z tym, że byłam zaskoczeniem. Natomiast zawsze starałam się, żeby moje umiejętności się broniły. Nie myślałam, żeby robić coś lepiej niż dziewczyny czy chłopaki, tylko po prostu lepiej niż ja. Chciałam być rozliczana z tego, że albo potrafię, albo nie, po prostu. Nie chciałam nigdy, żeby moja płeć się liczyła.
W zeszłym roku w sierpniu zrobiłaś coming out na Instagramie. Co cię do tego skłoniło?
Stwierdziłam, że tak może zachęcę dziewczynę, z którą się wtedy spotykałam. Robiło się bardzo poważnie, ona już wszystkim powiedziała, taka świeżyna, a ja zdałam sobie sprawę, że nie robię z tego wielkiej tajemnicy, ale też jakoś się tym nie „afiszuję”. Po prostu to jest moja prywatna sprawa. Ale zauważyłam, że dużo dziewczyn ze środowiska mnie obserwuje, więc pomyślałam, że może to im pomoże, że to będzie dla nich taki miły impuls, a mi to nie zaszkodzi na pewno. Wcześniej tak do tego nie podchodziłam, miałam to trochę gdzieś, kiedyś się tego wstydziłam. Jestem z małego miasta, wiadomo, systemowo mamy zakodowane coś innego i zanim z tego wyszłam, zanim pozwoliłam sobie na to, bym mogła iść za rękę z dziewczyną, co przez wiele lat było dla mnie niedopuszczalne, zanim się otworzyłam, to był bardzo długi proces. Dzisiaj jestem inną osobą, nie chcę, żeby małe traumy mną miotały. Byłam też ciekawa, co się wydarzy, jak to rzeczywiście powiem. W takim stylu „dzień dobry, jeśli ktoś jeszcze o tym nie wiedział z moich fanów, jeśli bardzo jesteście ciekawi, jeśli ktoś o tym jeszcze nie wie albo nie jest to dla niego jednoznaczne” – więc napisałam: „Niech to będzie oficjalne. Jestem miła, elegancka, zdrowa, praktyczna i… jestem homo”. Zauważyłam dużo wsparcia, jak się wyoutowałam.
I jak siebie określasz?
Dzisiaj nie mam problemu powiedzieć, że jestem lesbijką. Na pewno jestem sapio, ale cały czas trochę tego szukam. Nie czuję się po żadnej stronie i zastanawiam się, czy to wynika z małych traum z przeszłości, że jak ktoś mówił „lesbijka” albo „lesba” to zawsze brzmiało jakby ktoś mnie wzywał do odpowiedzi. Jak to słowo się pojawiało, to tak jakby ktoś odkrył moją tajemnicę. Kojarzyło mi się z jakąś chorobą, brzmiało to dla mnie co najmniej jak rzeżączka, było bardzo stygmatyzujące. Tak naprawdę seksualność to jest przecież spektrum. Np. dziewczyna, z którą się ostatnio spotykałam, nie potrafi ła siebie określić, więc mówiła o sobie: „Ale Marta, wiesz, że ja jestem hetero?”. Bo ona po prostu nie wiedziała, jakiego określenia ma użyć, aż w końcu powiedziałam: „Słuchaj, nic się nie martw, że jesteś po jakiejś złej stronie mocy, są różne nazwy – ktoś jest panseksualny czy właśnie sapioseksualny, można tego używać”. Najgorzej jest jak nie możesz określić swojej tożsamości – już się nie czujesz tym, jeszcze tamtym i co jest więcej? Czy coś jest w ogóle? I okazuje się, że na to też jest określenie.
Jak się odnajdujesz jako osoba queer w świecie DJ-skim?
Dla mnie ważne jest, jak gram, jak się zajmuję muzyką i czy umiem to zrobić dobrze. Nie mówię na dzień dobry, co lubię i z kim sypiam, przecież kogo to obchodzi. Był taki mój kolega, który jak mówił komuś o mnie, to się okazywało, że mnie przedstawiał nie z ksywy, nie z umiejętności, tylko mówił: „ta lesba”. Co było bardzo słabe, bo przedstawiał mnie z mojej seksualności. Nie chciałam, żeby mnie to jakoś określało, a on sprawił, że tak się poczułam. Nie zgadzałam się z tym. Pamiętam jedną sytuację – byłam na Solarze i podeszło do mnie dwóch kolegów i jeden mówi: „ta lesba będzie grała” i jego kolega pyta: „a ta też jest lesba, ta twoja koleżanka?” – a ja przyjechałam z młodszą siostrą. Ja gram imprezę, moja siostra, której oficjalnie wtedy jeszcze nie powiedziałam, siedzi za mną na krześle, ten gość podchodzi do niej, zagaduje, czy ona jest moją dziewczyną i moja siostra nie wie, o co chodzi – awkward generalnie. I jak on to powiedział, to sobie pomyślałam: „Ty mały chujku, co to ma być, co to za jakieś sausage party, nic o mnie nie wiesz, co to za teksty są”. Byłam na niego wkurwiona, a gość w ogóle nie miał świadomości, że mi robi taką przykrość. Dzisiaj się kolegujemy, powiedziałam mu o sytuacji i od tamtej pory, jak mnie widzi jest strasznie zawstydzony. Dzisiaj, z racji tego, że długo jestem na rynku, to odbieram raczej dużo szacunku ze środowiska, zarówno od koleżanek, jak i od kolegów. Ja w zasadzie byłam jedną z pierwszych lasek, które zaczęły grać tak „mainstreamowo”. W związku z tym sporo ludzi mnie kojarzy.
Starasz się angażować w środowisku LGBT+?
Nie jestem za bardzo kojarzona ze środowiskiem, bo jakoś nigdy nie czułam potrzeby, żeby się targetować. Chociaż kiedyś robiłam imprezy tylko dla dziewczyn, zdarzało mi się grać imprezy lesbijskie, miałam nawet taki epizod w klubie na Chłodnej, „Freedum”, w którym miałam rezydenturę. Kiedyś też prowadziłam lokal nad Wisłą, byłam menadżerką razem z moją przyjaciółką, gdzie zrobiłam taką imprezę tylko dla lasek i przyszło prawie 700 dziewczyn. Byłam mega zaskoczona, że była taka szalona frekwencja. Część dziewczyn mnie z tych imprez kojarzy, chociaż ja wyczilowałam i nie robiłam ich dawno. Ostatnio wpadł mi do głowy taki pomysł, że może fajnie by było założyć label i wydawać laski, które chcą akurat w tym środowisku tęczowym robić ciekawe rzeczy. Bo poznałam jedną dziewczynę na Tinderze, która rapuje, robi bity i bardzo chętnie by podjęła współpracę. Ma ciekawą stylówę i napisała piosenkę „jestem lgbt” – coś takiego. Powiedziałabym, że to jest raczej demo, ale to mogłoby się spodobać. Pomyślałam sobie: „Kurde, ktoś musi się tym zająć”, ja nie mam wytwórni, więc pomyślałam, że założę swoją.
Przed lockdownem zaczęłaś inicjatywę „Lady Humpter”, chcesz pokazać ciekawe kobiety, które stoją za deckami. Można już zobaczyć efekty?
Udało mi się nagrać pierwszy film – pierwszy wideo set jest ze mną, trochę, żeby pokazać innym, jak ma to wyglądać. Chciałabym nagrywać możliwie najlepiej technicznie, czyli z jakością telewizyjną, i tym sposobem pokazywać i promować laski, które grają. Robię to bez budżetu, ze znajomymi i moim sponsorem, którzy mnie wpierają. Pierwszy fi m udało się nagrać na dachu Domu Braci Jabłkowskich, w samym centrum Warszawy. Miałam kolegę z dronem, z kamerą, ludzie od nagłośnienia przywieźli cały sprzęt, zrobili mi scenografię. Wideo jest w sieci, można przesłuchać i obejrzeć, ale planuję docelowo 12 takich filmów. To mają być ciekawe lokalizacje i też pasujące do gatunku. Wiadomo, że techno najciekawiej wygląda w industrialnej przestrzeni, a takie mięciutkie RnB to fajnie np. na świeżym powietrzu. Może to być na Świętokrzyskim albo gdzieś nad jeziorem, może ktoś ma fajną chatę, w jakimś dworku, może laska sobie będzie płynąć łódką czy statkiem. Tak sobie o tym myślę i planuję. Mam dziewczyny, które chętnie wezmą w tej inicjatywie udział. Będę też pokazywać ich sylwetki, robić z nimi wywiady.
A co robisz teraz w pandemii, kiedy twoja branża niestety leży?
Wydałam autorską epkę „Stopy twarde jak beton” – zrobiłam muzykę, napisałam teksty i wykonałam też sama. M.in. tam jest piosenka, jak nie poderwać dziewczyny. Taka seria bardzo mocnych tipów dla panów. Część męska może się czuć urażona, ale jeżeli mają dystans do siebie, to po prostu się pośmieją. To jest piosenka, do której mnie zainspirowała jedna z koleżanek, DJ-ka. Napisała na wallu historię, która ją spotkała, jak wyszła na miasto i powiedziała, że to jest niewiarygodne, jak bardzo faceci są bezczelni. Robię też różne inicjatywy około muzyczne. Ostatni projekt, w którym brałam udział, to film „Magdalena”. Robiłam muzykę, zagrałam epizod i miałam konsultacje scenariuszowe, bo bardzo mocnym elementem jest tematyka LGBT. To jest film o dwóch DJ-kach – jedna bardzo by chciała zostać DJ-ką, ale spotkały ją przykre rzeczy w życiu i poznaje taką około 40-letnią, starszą, doświadczoną koleżankę. Po pierwsze wytwarza się między nimi uczucie, a po drugie ta zajawa rośnie i w tej młodej dziewczynie bardzo mocno się gruntuje chęć realizowania się muzycznie jako DJ-ka. Byłam na planie też po to, żeby ta relacja między kobietami była bardziej autentyczna. To będzie ciekawy film w reżyserii Filipa Gieldona.
Czterdziestoletnia DJ-ka, lesbijka? Czy byłaś pierwowzorem?
Tak, jak się okazało, jak Filip robił research na temat lasek w świecie DJ-skim, to ktoś mu mnie podrzucił i na tej podstawie, jako inspirację, napisał tę postać doświadczonej dziewczyny. Był też pomysł, żebym zagrała, ale nie zdecydowałam się, nie czułabym się w tym dobrze. Zależało mi, żeby to zagrały prawdziwe aktorki, żeby pokazać ten delikatny temat w bardzo przystępny sposób. I tak mamy bardzo nietolerancyjne społeczeństwo, a niefortunne pokazanie tej tematyki nie będzie edukować, ale wręcz podbije falę hejtu.
Tekst z nr 91 / 5-6 2021.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.