Paker

Kulturysta, wegetarianin, fryzjer, gej. Zakochany facet. „Tata” kota i psa. Z WOJCIECHEM GIERSZEWSKIM rozmawia OSKAR MAJDA

 

Foto: Paweł Spychalski

 

Fryzjer – to się zgadza ze stereotypowym wyobrażeniem o gejach. Kulturysta – mniej.

Gdy byłem nastolatkiem, miałem 25 kilogramów niedowagi – i nadal intensywnie się odchudzałem.

Bo?

Bo uważałem, że jestem za gruby. Chciałem być idealnym twinkiem. Głodziłem się. Bywało, że nie jadłem po 2 – 3 dni pod rząd. Tylko kawa i papierosy. Jak w końcu zemdlałem z głodu, to zrozumiałem, że coś jest nie tak.

Twoi rodzice musieli być przerażeni.

Już, gdy miałem 18 lat, pracowałem, jednocześnie chodząc do szkoły zawodowej. Dom był dla mnie sypialnią. Wychodziłem rano, mówiąc, że jestem spóźniony i nie mam czasu na śniadanie. Wracałem późno, oznajmiałem, że nie ma siły jeść kolacji. Przez jakiś czas to działało.

Kiedy zacząłeś ćwiczyć na siłowni?

Zawsze podobali mi się wysportowani faceci. Pomyślałem, że łatwiej mi będzie poznać takiego, jeśli sam przypakuję. Na początku to była moja jedyna motywacja. Nie przypuszczałem, że jak zacznę ćwiczyć, to tak się wkręcę, że znalezienie faceta przestanie być priorytetem. Siłownia pozwoliła mi kształtować nie tylko ciało, ale i charakter. Uratowała mi życie.

Aż tak? Życie?

Mam za sobą próbę samobójczą. Po niej pomyślałem, że może przez siłownię wypocę z siebie negatywne emocje. To była dla mnie najlepsza terapia.

Czemu próbowałeś popełnić samobójstwo?

Miałem 20 lat, ćwiczyłem już przez jakiś czas, ale bez większych rezultatów, co bardzo mnie frustrowało. Na dodatek przeżyłem zawód miłosny. Niby banalna rzecz, ale znikąd nie miałem wsparcia. Rodzina nie do końca mnie akceptowała, społeczeństwo polskie było wtedy, podobnie jak obecnie, raczej wrogo nastawione do gejów. Miałem oczywiście kilkoro bliskich znajomych, ale tak naprawdę czułem, że jestem sam ze swoimi problemami. Uznałem, że samobójstwo będzie najlepszym wyjściem. Myliłem się, co uświadomiła mi jedna noc w szpitalu psychiatrycznym po tej nieudanej próbie.

Co się wtedy stało?

Zobaczyłem, że moje problemy w porównaniu z problemami innych pacjentów da się ogarnąć i to nawet bez pomocy psychiatry. Terapia by może nie zaszkodziła, ale ostatecznie nie zdecydowałem się na nią. Siłownia stała się moją terapią. Znalezienie faceta, zakochanie się przestało być takie ważne. Zacząłem skupiać się na własnej sylwetce i na tym, żeby negatywne myśli wyrzucać z siebie podczas ćwiczeń. Żeby osiągnąć cokolwiek na siłowni, potrzebne są zaangażowanie, regularne treningi i jasno wyznaczony, realny do osiągnięcia cel. Plus trzeba pilnować diety, wysypiać się. Wtedy czasu na rozmyślania i dzielenie włosa na czworo jest znacznie mniej. (śmiech) Zacząłem lepiej wyglądać, a to z kolei wpłynęło na moje poczucie własnej wartości.

Wtedy zostałeś wegetarianinem?

Nie. Wegetarianinem jestem od ponad roku. Ale myślałem o tym już dwa lata wcześniej, kiedy zacząłem przygotowywać się do zawodów kulturystycznych.

Wegetarianizm nie kłoci się z kulturystyką? Białko zwierzęce bardzo wspomaga wzrost masy mięśniowej, tak?

To prawda. Dostarczam mojemu organizmowi białka roślinnego i zwierzęcego, które staram się stopniowo ograniczać. Jeśli ktoś uważa, że nie da się zbudować masy mięśniowej, nie jedząc mięsa, jest po prostu ignorantem. To kwestia odpowiedniego doboru zamienników. Ja np. mleka nie piję od czterech lat.

Dlaczego?

Krowie mleko jest dla cielaków. Ja nie jestem cielakiem. Jestem człowiekiem. Rzeczywiście, odkąd zostałem wegetarianinem, przyrost masy mięśniowej nieznacznie się spowolnił. Mam jednak wrażenie, że jest ona lepszej jakości. Poza tym uprawa roślin nie wyniszcza tak środowiska jak hodowla zwierząt. To dla mnie ma znaczenie. Wegetarianizm i weganizm to cała filozofia, która obejmuje wiele aspektów życia. Dla mnie głównym powodem, dla którego zdecydowałem się przejść na wegetarianizm była kwestia etyczna. Razem z Kubą, moim partnerem, adoptowaliśmy dwa koty i psa. Zawsze powtarzałem, że kocham zwierzęta, ale dopiero wtedy do mnie dotarło, że jeśli tak jest naprawdę, to nie powinienem ich zjadać.

Opowiedz o swoich zwierzakach.

Pierwszego kota zaadoptowaliśmy trzy lata temu, drugiego rok później. W kolejnym roku zdecydowaliśmy się na psa.

I jak dajecie sobie radę? Zakładam, że nie jest łatwo, skoro pracujesz, regularnie ćwiczysz.

To prawda. Pracuję często 10 – 11 godzin dziennie. Ćwiczę na siłowni tak 1,5 godziny.

Ile razy w tygodniu?

Cztery. Dlatego sprawiliśmy Bamboszowi towarzystwo – Bandziora. Na początku w ogóle się nie dogadywały, z czasem zawarły pakt o nieagresji. Podzieliły się terytorium i wybrały właścicieli.

Czyli?

Ja jestem Bambosza. Kuba należał do Bandziora. Należał, bo Bandzior niedawno niestety zmarł.

A pies?

Prowadzę własny salon fryzjerski. Basię, naszego wilka, zabieram ze sobą do pracy. Klienci ją uwielbiają, a w przerwach wychodzę z nią na spacery. Zresztą zachęcam klientki i klientów, żeby wpadali do salonu z własnymi zwierzakami.

Dla niektórych pewnie byłoby to nie do pomyślenia.

Ja się zawsze lubiłem buntować przeciw schematom. Miałem 13 lat, gdy przefarbowałem włosy na czarno i zapuściłem je. Trudno dziś może w to uwierzyć, ale miałem styl emo. Androgyniczny wygląd, makijaż.

Makijaż?

Obowiązkowo. Sam go robiłem. Koleżanki komplementowały. A gdy poszedłem do szkoły fryzjerskiej, mogłem jeszcze bardziej zaszaleć z fryzurą. Przyciągałem uwagę. Ludzie nieraz patrzyli na mnie jak na kuriozum, podśmiewali się. Niby nic mnie to nie obchodziło, ale w głębi duszy bolało. Parę lat zajęło mi zrozumienie, że można być i pakerem, i fryzjerem, i wegetarianinem, i gejem.

I opiekunem zwierzaków.

Tatą. To moje biegające na czterech łapach, szczekające, miauczące dzieciaki.

Porozmawiajmy jeszcze o twoim partnerze.

Tworzymy szczęśliwą rodzinę, a przynajmniej staramy się, żeby tak było.

Dużo czasu dla siebie chyba wam nie zostaje.

Codziennie wychodzimy razem z domu o 8. rano. Kuba jedzie do Warszawy do pracy, ja idę do swojego zakładu fryzjerskiego, który jest tu, w Łodzi. Na 20. Kuba wraca do domu. Ja kończę pracę przed 20. Razem jedziemy na siłownię. W domu jesteśmy o 22. a o północy idziemy spać. Tak wygląda nasz typowy dzień. W weekendy sobie odbijamy.

Co wtedy najchętniej robicie?

No, chyba wiesz (śmiech). Odreagowujemy codzienną rutynę, że tak powiem.

(uśmiech) Koledzy z siłowni wiedzą, że jesteście parą?

Tak. Jeśli po dniu pracy spotykamy się od razu na siłowni, zazwyczaj na powitanie dajemy sobie buziaka.

Nigdy nie spotkałeś się z homofobią na siłowni?

No właśnie nie. Zachowujemy się, jak każda inna para, nie oglądamy się na innych i już. Kuba twierdzi, że raz jedyny, gdy przechodziliśmy obok jakichś chłopaków, to jeden z nich skomentował do drugiego: „To idą dwa pedały”, na co tamten odpowiedział: „Przypakowani zajebiście”. Ha! (śmiech)

A homofobia poza siłownią?

Oskar, żyjemy w homofobicznym kraju. Tyle, że ja staram się tym nie przejmować. Przy okazji dodam tylko, że homofobia nie jest domeną tylko heteryków. Ma się też dobrze wśród nas, gejów.

Czasami masz ochotę odpuścić ten niemal codzienny harmonogram ćwiczeń?

Raczej nie. Czasami, ale rzadko, gdy jestem naprawdę przemęczony, robię sobie tydzień przerwy. Jak się chce startować w zawodach kulturystycznych, trzeba się trzymać rygoru.

No właśnie. Startowałeś.

Trzy razy jak na razie. W zawodach organizowanych przez Polski Związek Kulturystyki, Fitness i Trójboju Siłowego w 2017 i 2018 roku. W pierwszych – to były debiuty – do których zostałem tragicznie przygotowany przez poprzedniego trenera. W drugich (2018) dostałem się do finału, zająłem szóste miejsce. Byłem bardzo zadowolony. W trzecich (2018) mimo świetnej formy, zająłem 15 miejsce, czyli wylądowałem na szarym końcu. Jednak to nie miało dla mnie aż takiego znaczenia. Ważne, że dzięki ćwiczeniom zaakceptowałem swoje ciało – i w ogóle siebie. Przed startem ważyłem się codziennie, teraz robię to raz w miesiącu, jeśli mi się przypomni.

Znam chłopaków, którzy ćwiczą regularnie, wyglądają świetnie, a i tak nie są zadowoleni.

Na moją samoakceptację ma też wpływ praca, którą uwielbiam. W wieku 13 lat wymarzyłem sobie, że będę fryzjerem i tak się stało.

Kogo wolisz czesać bardziej, kobiety czy mężczyzn?

Z kobietami można bardziej zaszaleć. Faceci w Polsce są dużo bardziej zachowawczy. Bardzo lubię na przykład bawić się kolorem włosów. Niestety w mojej dotychczasowej karierze tylko dwa razy zdarzyło mi się farbować włosy facetom. Mam nadzieję, że w przyszłości będę miał więcej takich okazji.

Pozujesz również do zdjęć.

Kocham kamerę, a ona kocha mnie (śmiech). To jednak bardziej zabawa niż praca.

Niektóre z twoich zdjęć są dość odważne.

Lubię pokazywać swoje ciało. Świadomość, że ktoś je ogląda, daje mi pewną satysfakcję.

Zostałeś twarzą kampanii polskiej marki fetyszowej BULL Urban Fetish Gear. Jak w ogóle znalazłeś na to czas?

Wszystko planuję z dużym wyprzedzeniem.

Ta kampania była twoim debiutem?

Wcześniej pozowałem z Kubą przed obiektywem Pawła Spychalskiego. Kiedyś z Pawłem wymyśliliśmy, że będę pozował w szpilkach.

Jest takie twoje zdjęcie na Faceboooku. Super.

Ono miało zachęcić młode kobiety do częstszych badań ginekologicznych. Że skoro paker może zapozować w szpilkach i się nie wstydzi, to dziewczyny mogą też się przełamać i regularnie się badać.

Kuba nie jest zazdrosny o te odważniejsze zdjęcia?

Nie. Wie, że to lubię.

Idealny związek?

Idealny nie jest, bo w ogóle nie ma takich. Po prostu bardzo go kocham i on mnie, to już chyba dużo? (śmiech) Do tego świetna praca. Staram się w tym wszystkim znaleźć szczęście.

 

Tekst z nr 80 / 7-8 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.