Z PATRYKIEM RYBARSKIM, tancerzem, choreografem i instruktorem, wicemistrzem świata w tańcu na rurze, a także jednym z bohaterów naszego nagiego kalendarza „Afiszujemy się”, rozmawia Mariusz Kurc
Jak ci się pozowało do kalendarza „Repliki”?
Bardzo dobrze… Co masz na myśli?
Niektorzy muszą przełamać wstyd, by stanąć nago przed obiektywem, zanim poczują się swobodnie.
To jest w sumie ciekawa kwestia, bo np. latem, gdy jest gorąco i wiele osób odsłania dużo ciała, ja zachowuję rezerwę, nie zakładam nigdy wyciętych koszulek, gdy mam wyjść z domu, czułbym się zbyt rozebrany. Natomiast gdy chodzi o występ, to nie mam oporów przed nagością czy prawie nagością – często tańczę na rurze w samych gaciach, gdy wszyscy wokół mnie są ubrani – i luz. Scena jest mi potrzebna, bo na scenie znika moje skrępowanie. Inna sprawa, że tatuaże mnie trochę „ubierają” – dzięki nim nie czuję się całkiem nagi.
Tamta nasza naga sesja była tak dobra, że oprocz kalendarzowego zdjęcia powstały też inne – pokazujemy je przy tym wywiadzie.
Bardzo mi miło (uśmiech).
Zapytałbym, co trzeba robić, by mieć tak piękne i giętkie ciało, ale już wiem. Masz 36 lat, a jesteś zawodowym tancerzem od 18.
A w ogóle tańczę od ósmego roku życia, zacząłem tuż po komunii i już wtedy miałem kaloryfer na brzuchu. To sprawka taty – trenera zapaśniczego. Trenowałem zapasy od przedszkola, ale średnio mi się podobało, to tata cisnął. Nie pamiętam już dokładnie, ale mama odkryła, że mam smykałkę do tańca, zaprowadziła mnie na jakieś zajęcia – natychmiast wiedziałem, że to jest to. Zapasy bye, bye. Tata odpuścił, zauważył, że to nie moja bajka. Przez następne lata chodziłem na wiele kursów tańca, akrobatykę, gimnastykę – i czułem się tam, wśród głównie dziewczyn, jak ryba w wodzie. Bardzo mi pasowało, że nieraz byłem jedynym chłopcem w grupie.

Nie miałeś tego okresu przed dorastaniem, gdy wielu chłopcow mowi, że „dziewczyny są jakieś głupie”.
Nigdy. Zawsze oczywiste dla mnie było, że dziewczyny są super, są fantastycznymi kumpelkami.
[restrict]
Jako ten rodzynek przestający z dziewczynami, spotykałeś się z dyskryminacją ze strony innych chłopców?
Spodziewałem się, że zadasz to pytanie. Tak, na pewno spotykałem się, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć, żeby mi to bardzo przeszkadzało. Mocniejszych bęcków nigdy nie dostałem, a docinki były. Kompletnie dla mnie niezrozumiałe. Oni mi zazdrościli, że mam „dostęp” do najfajniejszych dziewczyn, że tak naturalnie z nimi umiem rozmawiać. Na koloniach zawsze zaraz miałem „żonę”, jacyś jej absztyfi kanci podchodzili i grozili mi: „A tylko zrób jej krzywdę, to pożałujesz!”. Ale dlaczego miałbym jej robić krzywdę? Absurd. Przecież to świetna koleżanka jest.
Tuż po tym, jak stałeś się pełnoletni, zadebiutowałeś w musicalu „Metro”.
W mojej kamienicy mieszkała pani, która była garderobianą w Teatrze Dramatycznym (to były jeszcze czasy zanim „Metro” przeniosło się do Buff o). Widziała, co ja wyprawiam na podwórku – w kółko tańczyłem, układy całe wymyślałem z koleżankami. Któregoś razu zaproponowała, że zabierze mnie na „Metro” jako niby swojego wnuczka. Siedziałem na tych schodkach tuż przy scenie – całkowicie urzeczony. Nie powiem ci, ile razy w sumie zobaczyłem „Metro” – wiele, bardzo wiele. Znałem ten spektakl na pamięć i potem oczywiście reżyserowałem na podwórku, ustawiając koleżanki, obsadzając siebie i je w kolejnych rolach. Później zapisałem się do szkółki tanecznej Buff o i gdy po paru latach zaproponowano mi tańczenie w „Metrze”, był amok. Spełniło się moje największe marzenie z dzieciństwa.
Wiedziałeś już wtedy, że jesteś gejem, prawda?
Ta świadomość przyszła gdzieś koło 15-16 roku życia. Pamiętam myśli: kurde, nie dość, że bielactwo, to jeszcze pedał!
Bielactwo? Chwileczkę… mowisz o rzęsach na lewym oku?
Tak.
Byłem przekonany, że to twoj image, twój styl. Na jednym oku rzęsy czarne, na drugim białe – fajne, intrygujące.
To jest genetyczne, ujawniło się, gdy miałem jakieś 12 lat w wyniku bardzo silnego stresu. Uciekł mi pies, którego strasznie kochałem, i naprawdę odchodziłem od zmysłów. Szukałem go wszędzie, godzinami wysiadywałem w oknie, rozpaczałem. A potem nagle zbielały mi rzęsy na lewym oku i część powieki. Cholera! Nie znałem nikogo z takimi przebarwieniami. Nikt tak przecież nie wygląda, nie? Więc malowałem te rzęsy, chodziłem na jakieś henny. Sporo czasu zabrało mi zrozumienie, że tak jak jest, jest OK, i nawet więcej – że to jest mój atut, moja inność, której nie będę się wstydził. Tak jak nie będę się wstydził homoseksualności.
Z homoseksualnością jak było?
Byłem cichym, grzecznym chłopcem, a jak wybuchło, to w ciągu kilku miesięcy wyoutowałem się przed rodzicami i przed światem. Zrozumiałem, że ukrywanie się przed kimkolwiek nie ma sensu. Rodzice zachwyceni nie byli. Najpierw odkryli u mnie pewne „materiały naukowe”. (Patryk milczy i uśmiecha się)
Jeśli to była druga połowa lat 90, to strzelam: „Nowy Men” z homoerotycznymi zdjęciami, tak?
Oczywiście. (śmiech) To było całe przedsięwzięcie – pójść do kiosku, odważyć się i poprosić o „Nowego Mena”, błyskawicznie zapłacić i schować do torby, by nikt nie zobaczył.
Tata próbował wypierać, że dojrzewam, więc pewnie chciałem tylko zobaczyć, jak to wygląda między mężczyznami i porównać. Akurat… Mama natomiast podejrzewała, co jest na rzeczy i była zaniepokojona mocno. Zresztą, patrząc z dzisiejszej perspektywy – jak można było nie wpaść na to, że mogę być gejem? Zakochany w tańcu chłopak z wianuszkiem koleżanek wokół siebie… Przecież to jest oczywiste u chłopca z takimi pasjami jak moje, samo się nasuwa. Za mało chyba było edukacji i nadal jest za mało, rodzice powinni mieć świadomość, że nie wszyscy są hetero i wpadać na to sami, a nie nagle – szok? Na dodatek miałem kompletnego świra na punkcie aktórek. To moja kolejna wkrętka. Robiłem całe segregatory o moich ulubionych aktorkach. Pokażę ci (Patryk przynosi gruby segregator). Patrz: Drew Barrymore i wszystko o niej – zdjęcia i artykuły.
To jest ręcznie pisane.
Przepisywałem z gazet! I wklejałem wycięte zdjęcia. Takich segregatorów mam ze 20. Jeden segregator – jedna aktorka. Winona Ryder, Charlize Th eron, Gwyneth Paltrow, Sharon Stone, Reese Witherspoon…
I nie przychodziło ci do głowy, dlaczego nie masz aktorow?
Przychodziło. (śmiech) Spójrz, choćby takie zdjęcie (Patryk pokazuje nagą fotkę Drew Barrymore) – oglądałem je i nic, zero erotyki – natomiast te kobiety budziły mój podziw, uwielbiałem je. Segregatora z Bradem Pittem nie miałem – dlaczego? Przecież to był najpiękniejszy mężczyzna na świecie i działał na mnie nieprawdopodobnie. Cała erotyka wiązała się z mężczyznami i… była gdzieś indziej. Jakby schowana. Sam teraz próbuję rozgryźć, czy to była kwestia maskowania się, ale chyba nie – nadal adoruję kobiety, to jest autentyczne. Natomiast erotycznie pociągają mnie mężczyźni.
Miałem tak samo i pewnie wielu gejow tak ma. Kochałem Korę do szaleństwa.
Na jednym obozie występowałem jako Kora!
(śmiech) OK, co było po coming oucie przed rodzicami?
Wyprowadziłem się z domu.
O!
I zamieszkałem z chłopakiem.
O! Skąd od razu wytrzasnąłeś chłopaka?
Z liceum. Byłem nim zafascynowany od pierwszej klasy i tak trochę krążyliśmy wokół siebie, pociągała mnie jego otwartość, luz i artystyczna dusza. Koło trzeciej klasy zaczęliśmy chodzić ze sobą. Wcześniej próbowałem mieć dziewczynę, wyglądało to dziwnie, bo nie ma co kryć – wynikało z przymusu otoczenia. Do niczego nigdy nie doszło, wstydziłem się, stresowałem. A z nim wszystko było naturalne, do niczego nie musiałem się przymuszać. (śmiech) Byliśmy parą przez następne 12 lat.
A więc to nie było nastoletnie zauroczenie, to była miłość.
Na to wychodzi. A tamta wyprowadzka z domu nie była jakimś dramatem, już właśnie zacząłem sam się utrzymywać dzięki teatrowi. Nigdy nie potrafiłem wylewnie mówić o swych uczuciach, byłem dość nieśmiały, ale wszedłem w okres
buntu. Mówię ci, jakie miałem stylówy! Dziś bym tak nie wyszedł z domu, a wtedy paradowałem po całej Warszawie. Wyzwiska były, ale spływały po mnie.
Jak paradowałeś?
Następna moja wkrętka: przerabianie ciuchów, szycie. Bardzo lubię. Ciągle coś farbowałem, sprejowałem, przycinałem. Jedne moje dżinsy ważyły z 10 kg – pełno w nich było różnych śrub, nakrętek, ćwieków, całe były w tych symbolach męskich i kobiecych – kółko z krzyżykiem i ze strzałką. Do tego na głowie irokez na 30 centymetrów.
O, cholera.
„Metro” tańczyłem w moich zwykłych ciuchach i część z nich zresztą zostawiłem w teatrze.
Masz na koncie mnostwo występow w najlepszych spektaklach tanecznych, ale od 10 lat twoją pasją jest taniec na rurze. Jesteś wicemistrzem świata! Jak to się zaczęło?
Przez znajomą. Otworzyła szkołę „pole dance” OHLALA – gdy odniosła kontuzję, musiałem ją zastąpić na jakiś czas. Znów wsiąkłem zupełnie. Na pierwszych zajęciach umiałem chyba mniej niż moi uczniowie, ale jakoś tam zaczarowałem, a potem już uczyłem się szybko. Teraz rurka to moja najwierniejsza partnerka do tańca. Ciągle się o niej dowiaduję czegoś nowego i to jest wciąż fascynujące.
Rura stereotypowo kojarzy się z wijącą się wokoł niej striptizerką w erotycznym lokalu, u ciebie to jest diametralnie coś innego.
Tak, ale chyba gdzieś tam kręci mnie ta atmosfera skandalu, to, że występuję niezgodnie z kanonem płciowym i naruszam jakieś tabu. Kilka razy zdarzyło mi się tańczyć na rurze w teledyskach. Gdy pojawiałem się na planie, to zwykle w ekipie – konsternacja. Stoi rura, a tu przychodzi….facet? A po skończonych zdjęciach zwykle gratulacje i szacun – również od hiphopowych chłopaków, bo i w takim klipie występowałem. Skojarzenia z tanią rozbieranką nie przeskoczę, ale trudno. Chcę pokazać, że taniec na rurze może być też zupełnie inny – twardy, męski.
Nie masz ochoty się przegiąć i wykonać striptizu na rurce?
W dodatku jeszcze na jakichś szklanych platformach? Nie. To nie jest moja stylistyka, chyba że jako wygłup, ale na serio – nie. Mam w sobie tę kobiecą stronę, ale nie przepadam za nią, trochę chyba sam ją u siebie stopuję, nie widzę siebie tak… A z drugiej strony ciągnie mnie do rurki uznawanej za rzecz kobiecą – paradoks, kolejna sprzeczność.
W 2012 r. byłeś z rurką w „Mam talent”.
Jako pierwszy facet tańczący na rurce w tym programie. Rurka ma wiele wymiarów. Dam ci dwa przykłady. Niedawno grałem motyla w „Calineczce” – z dwumetrowymi skrzydłami i z pięciominutowym dialogiem podczas tańca, więc musiałem nauczyć się ukrywać zadyszkę – mój motyl wygina się na wszystkie strony, skacze z kwiatka na kwiatek, a jednocześnie rozmawia z Calineczką. A teraz jaram się, bo jestem w tej słynnej grze „Cyberpunk 2077”. Jako tancerz, oczywiście. Twórcom zależało, by mój taniec był „brudny”, oczekiwano ode mnie trochę wręcz wyuzdanej erotyki. Nagrywałem to niemal nago, z mnóstwem diod na ciele, a wokół mnie sami heterycy – więc ordynarny, mocno seksualny taniec przed nimi to było wyzwanie – i fajne przełamanie się dla mnie.
Jak sobie dajesz radę podczas lockdownu?
Świruję! Już naprawdę nie mogę doczekać się powrotu na scenę. Mam inne zajęcia – przerabiam meble, robię różne kolaże, również spersonalizowane na zamówienie, ale nie mogę usiedzieć na miejscu. Ponieważ mam naturę samotnika, na imprezę trzeba mnie wyciągać, to taniec, występy są dla mnie koniecznym wentylem dla ujścia energii. Introwertyk i ekshibicjonista w jednym.[/restrict]