Piotr Sobolczyk ogląda queer ze strony nieoczywistej. To znaczy czysto literaturoznawczej i (choć zawsze wydawało mi się to niemożliwe) dość daleko tu od (wypowiedzianej) polityczności, a od socjologii to już hen. Nie w zupełnym oderwaniu, ale dalej niż inni. Obok Bersaniego, Sedgwick, czy Kochanowskiego (którego właściwie nie ma wcale) pojawia się tu Gadamer, trop ironii romantycznej, psychoanaliza (a tu niekoniecznie wcale Lacan, tylko autorsko czytana Klein, a potem Bloom). Queer rozumie autor jako „permanentną parabazę subwersji”, czyli, upraszczając, jako ostentacyjne i na głos wypowiadanie… Cóż. Chyba niewiele to jednak upraszcza, ale to nie jest książka do upraszczania, bo jest metateoretyczna i hiperakademicka. Nie jest to jedna z tych pozycji, w których każdy_a (sic!) znajdzie coś dla siebie, i w której można pominąć wstęp i dowiedzieć się czegoś o życiu. Zainteresuje tych, co mają hopla na punkcie teorii, teoretycznego myślenia. Na przykład mnie interesuje. Frapujące mi się wydaje rozumienie pozycji subwersji jako pozycji sadystycznej, a homofobii jako „złego obiektu” Klein. Albo poddawanie Milckego, Zygmunta, czy Żurawieckiego (Bartku, czy wiedziałeś, że z ciebie manipulator?) działaniu teorii Blooma o lęku przed wpływem. Ciekawe są też tropy queerowego przepracowywania mitów. Szkoda tylko, że queerowe oznacza tu męsko homoseksualne. Queer jest Warneńczyk i Witkacy, ale już nie Agnieszka Kłos. Żadnej Kłos nie ma, są cisfaceci. Czyli gejowskie subwersje jednak. Albo queerowe męskie. (Marta Konarzewska)
Tekst z nr 59 / 1-2 2016.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.