Z ANIĄ WŁODARCZYK i AMINĄ DARGHAM, czyli duetem CUDOWNE LATA, o ich partnerstwie na scenie i w życiu, o fascynacji stylistyką lat 80., o tym, jak dorastają „smutne dziewczyny“ a także o debiutanckim albumie „Kółko i krzyżyk“, rozmawia Marta Konarzewska

Macie lesbijski zespół?
Amina: Bliższa jest nam tożsamość queer. Ale tak – zawsze byłyśmy dość wylewne, jeśli chodzi o fakt, że jesteśmy w związku. Wpisałyśmy to sobie do notki prasowej: „Cudowne Lata – para na scenie i w życiu”. Dlatego cieszymy się z wywiadu w „Replice” – wreszcie! (śmiech)
Zacznijmy od początku
Ania: Znamy się 10 lat, jeszcze z czasów aktywizmu feministycznego, nasze ścieżki się przeplatały. Gdy przecięły się romantycznie, akurat powoli opuszczałam dziewczyński zespół Wilcze Jagody.
Amina: Bardzo podobały mi się Wilcze Jagody. Po jednym koncercie napisałam Ani: „Hej, fajne masz brzmienie gitary”. (śmiech)
Ania: Ja zawsze podziwiałam Aminę jako gitarzystkę, gra na wielu instrumentach, kolekcjonuje… to mnie kręciło.
Amina: Dorastałam w Bejrucie (mój tata jest Libańczykiem) i od najmłodszych lat grałam w różnych zespołach. Zawsze jako jedyna dziewczyna.
A razem?
Ania: Najpierw słuchałyśmy mnóstwa muzyki, dzieliłyśmy się milionem linków z YouTube. Trochę grałyśmy podczas weekendowych randek – takie podchody bez zobowiązań.
Amina: Od 5 lat większość mojego czasu i energii twórczej zajmuje praca – jestem tatuatorką, granie zeszło na dalszy plan. Ania podpaliła we mnie na nowo ten płomień.
Ania: Wysyłałam na Messengerze swoje piosenki, krótkie impresje. Mamy całe archiwum z tego czasu. Pamiętam, jak Amina wysłała mi Elisabeth Frazer i Jeffa Buckleya „All Flowers in Time”. Słuchałam jej w zimnym tramwaju, luty, a mnie było tak ciepło na sercu i romantycznie, coś ważnego zaczynało się w życiu. W końcu kupiłyśmy kartę dźwiękową, bit maszynę, Amina kupiła mi na prezent omnichord (taka fajna retro elektroniczna harfa) i latem 2018 r. zagrałyśmy pierwszy koncert, u Aminy w studio tatuażu. Jesienią przyszłyśmy do studia z naszymi demówkami, by nagrać 9 piosenek. Zaczęło się od „Zapach i ty”. Jej ostateczny kształt zawdzięczamy naszemu koledze i producentowi Aleksandrowi Makowskiemu. Umówiłyśmy się, że nas wesprze w procesie produkowania albumu.
„Kółko i krzyżyk”. Ten album ma własny, specyficzny styl. Trochę Anna Jurksztowicz, a trochę elektro. Gdzieś, chyba na YouTube przeczytałam entuzjastyczny komentarz: Ale ekstra, jak czołówka serialu z lat 80.
Amina: Zasłuchujemy się w polskiej muzyce lat 80., to nasze dzieciństwo. Przenosimy do piosenek skrawki świata z tamtych dni, nostalgię za przeszłością – ale konkretną, taką znajomą nam. Za dancingami (na które co prawda nie chodziłyśmy, ale rodzicie chodzili), za szkolną dyskoteką, oglądamy ją jak przez instagramowy filtr. Przez ostatni rok intensywnie szperałyśmy w YouTube, szukając mało znanych gwiazd jednego utworu z Opola. Szczególnie lubimy piosenkę Beaty Bartelik „Sen na pogodne dni”. Chciałyśmy trochę jej świata przemycić w balladzie „Wino z łez”. Obejrzałyśmy też serial „Tulipan” – mnóstwo świetnych śmieszno-strasznych scen. No i piosenka Urszuli z czołówki… Perełka polskiej muzyki rozrywkowej.
Te lata 80. są też wyraźne w słowach, sformułowaniach: zaproponujesz swoją grę; jestem numerem one – polski język vintage, miejscami z angielskiego zapożyczony, ale tak jak się kiedyś zapożyczało, w czasach Pewexu.
Ania: Cieszymy się, że to jest słyszalne: piosenki Jurksztowicz w stylu „Hey Man!”, „Videodotyk”, Moniki Borys „Co ty królu złoty” – fajna zabawa to była, tak próbować uchwycić ten język polskiej rozrywki aspirującej do luksusu z Zachodu.
A zagraniczne inspiracje?
Amina: Ja od dzieciaka jaram się Madonną. Kochałam się w niej i oczywiście słuchałam. Miałam na VHS jej koncert i pamiętam, że szczególnie wykonanie utworu „Like A Prayer” z tancerzami i tancerkami przyprawiało mnie o dreszcze. Ostatnio na nowo odkrywamy album „Erotica”.
Ania: Whitney Houston, Vivian Girls, Tirzah…
Amina: Hole, Courtney Barnett, Nirvana, Alice in Chains, Cream, Tina Turner…
Ania: Roxette, Prince, Heart, Fleetwood Mac, TOPS, Shura, Ariel Pink, Weys Blood… Obie uwielbiamy serial „Pose”. Mnóstwo inspirujących piosenek, cała kultura bali, voguingu. Społeczność LGBTIA w Ameryce lat 80., blaski i cienie… AIDS. Wszystko to jakoś pośrednio złożyło się na to, co gramy.
Plus baśnie.
Ania: „Z tysiąca i jednej nocy”. Amina je pamięta, bo czytała je jej babcia w Bejrucie. Wiedziałam, że musimy mieć z tego naszą piosenkę.
Amina: Ania nagrała mnie, jak przy śniadaniu grałam motyw na akustycznej gitarze. Później przesyła mi na Messengerze, jak śpiewa do tej melodii wersy z baśni… Są niezwykle romantyczne. Choć sama baśń jest opowiedziana z męskiej perspektywy (król wybiera wybiera sobie nałożnice), to wiersze, którymi zaczynają się wymieniać, są wspaniałe, pasują do naszej intymnej opowieści. Pozmieniałyśmy gdzieniegdzie formy męskie na żeńskie. „Postać ukochanego widzę w każdej mej godzinie, a w mym całym ciele jest ukryte jego imię” – w naszej piosence jest Ukochana.
Łzy – szlachetne kamienie, co będą dywanami, miłość przeklęta… Ten rodzaj baśniowości można potraktować jako kreację w ramach topiki lesbijskiej, po którą sięga np. Jeanette Winterson.
Ania: Gdy zaczęłyśmy romans, Amina pożyczyła mi „Czerwoną Boginię” Petera Greya. Przeżywała wtedy fascynację publikacjami z wydawnictwa Okultura – jej projekty tatuatorskie są przesiąknięte okultystyczną symboliką, często surrealistyczno-mroczne. W „Czerwonej Bogini” jest dużo informacji o działalności angielskich i amerykańskich okultystów, a także o roli kobiet w układach towarzysko rytualnych. Bogini ma ogromną władzę magiczną, jest przepełniona erotyzmem, książka jest pełna symboli: krew, róże z kolcami, magiczne kamienie. Byłyśmy pod wpływem zawartych tam opowieści, zaczęłyśmy postrzegać nasz związek jako coś magicznego. Amina podarowała mi malachit – kamień ten otwiera serce na bezwarunkową miłość, poczucie równowagi i harmonii. Paliłyśmy cały czas kadzidła…
Amina: Kupiłam Ani vinyla ze ścieżką dźwiękową filmu „Ballada o Genesis i Lady Jaye”. Ta para miłosna prezentowała się jako dwie osoby, które się zlały, stały jednością.
To wszystko jest bardzo zmysłowe, uwodzące. Ale kreujecie jakiś inny niż ten dominujący, niechwytany kulturowo, nieagresywny wzór uwodzenia. Czy ja to umiem nazwać? Nie umiem, ale słuchając czuje się, że tańczysz i ktoś na ciebie patrzy, Dziewczyna. Intensywnie patrzy, ale nienachalnie.
Ania: Super, że możemy opowiadać o naszej twórczości jako o znaczącym tekście kultury. Oczywiście, nie miałyśmy planu promować płyty, skupiając się na tym, że jesteśmy parą – obracamy się w różnych środowiskach, czujemy się bezpiecznie, czujemy się docenione. Na co dzień wręcz chce się, żeby „te kwestie” już nie miały znaczenia: czy jesteś hetero czy homo, parą z twoją partnerką muzyczną, czy się przyjaźnisz. Chce się, by ważna była jakość muzyki, jej potencjał, to, że ludzie chcą jej słuchać, bo podoba im się kompozycja, melodia, cały muzyczny vibe. No, ale wiadomo… dla nas w głębi serca ogromne znaczenie ma, że jesteśmy parą, podoba nam się takie wydobywanie naszej tożsamości – wydobywanie naszego prawdziwego głosu, doświadczenia. Dokładnie tak – nieuchwytnego kulturowo, niebędącego czymś podanym wprost. To nasz świat – świat Ani i Aminy, kochających się dziewczyn w Polsce 2020. W Jeanet Winterson akurat nie byłyśmy nigdy zaczytane, ale poezja jest nam bliska, w twórczości kobiet inspirowały nas wiersze Marii Pawlikowskiej–Jasnorzewskiej, Haliny Poświatowskiej.
Amina: Dla mnie ważna w formowaniu naszego miłosnego języka jest książka „Listy Virginii Woolf i Vita Sackville-West”.
Teksty są nie tylko poetyckie, są somnambuliczne. „To marzenie spełniło się we śnie”. Kto jest bajką z tego snu?
Ania: Uwielbiam piosenkę z Pana Kleksa „Pożegnanie z bajką”! Często ją śpiewam, od lat! Jak byłam mała, to też bardzo podobała mi się Zdzisława Sośnicka – taka bajkowa piękna pani.
Ale u was smutna, Głęboko w studni, cienka jak drucik w pralce.
Amina: Mówisz o „Huang Huang” – tekst napisała nasza przyjaciółka poetka Katarzyna Michalczak.
Coś jest w tym tekście ze smutnej dziewczyny z Instagrama (#sadgirl), płakanie przez brokat, przez sen, ciemna siła smutku.
Ania: Od dawna chciałyśmy poprosić Kasię o stworzenie dla nas tekstu, z którego zrobimy piosenkę. Chciałyśmy, aby to było coś w temacie „nadal istnieję, przeżyłam”.
„Nie dziw się…”.
Amina: Opowieść o odrodzeniu po czasie, gdy życie jawi się jako męka, pełne problemów, depresji, brakuje samoakceptacji, siły do realizowania się. Kasia przyszła też do nas do studia, miała próby przed mikrofonem, spontanicznie opowiadała o tym, co u niej słychać i to było cały czas nagrywane.
Ania: Często się wzruszam podczas koncertów, gdy śpiewam tę piosenkę, naprawdę bardzo się identyfi kuję z tekstem. Pod koniec są słowa „Wdech i wydech, trzepot twoich skrzydeł”, to zawsze kojarzy mi się z Aminą. Pięknie oddał to twórca videoklipu, artysta wizualny sebulec – animacja 3D, nasze postacie przedstawione symbolicznie. Amina jako połączenie człowieka i ptaka – takiej harpii przynoszącej życie – ratuje mnie.
A inne teledyski? Pamiętam miasto, blokowisko, kwiaty…
Amina: Do pierwszego singla „Zapach i ty” teledysk stworzył Jakub Żwirełło, który pracuje z kamerami VHS. Spędziliśmy dwa dni, spacerując po Warszawie, od Mokotowa, przez Służew, na koniec Przyczółek Grochowski. Uznaliśmy, że retro klimat piosenki będą dobrze ilustrować spacery między blokami. Kuba, jak my, lubi takie architektoniczne smaczki. Drugi dzień spędziliśmy w klubie Pogłos, cały dzień tańczyłyśmy pośród dymu. Znowu – dałyśmy twórcy całkowitą wolność, a cały okres kręcenia klipu był pełen rozmów, zwierzeń, wspólnego jedzenia, śmiechu. Z kolei klip „Po szkole” to wizualna impresja. Pojechaliśmy na podwórko, gdzie stoją stare huśtawki. Taki fragment dawnego świata, na tle ściany z napisami Roxette i techno – uznaliśmy, że to jest ekstra i my po prostu zaczęłyśmy się huśtać (śmiech), jakby to była nasza wymarzona randka po szkole, a Aleksander nagrał to na komórkę, jednym ujęciem.
A taki wers: „Boję się żyć inaczej” – co znaczy?
Ania: To z piosenki „Kółko i krzyżyk”. Chodzi o nawiedzające czasami poczucie wyobcowania wśród żyjących wedle heteronormatywnego schematu znajomych. Nigdy nie będziemy mieć dzieci (przynajmniej biologicznych) i czasem mamy wrażenie, że to, ile mamy lat i jaki styl życia przy tym wiedziemy, bywa uważane za infantylne, za nie-prawdziwe życie… Pojawia się to uczucie obcości. „Słucham tego, co mówi mi świat i słyszę, że to nie mój czas” – bo powinnyśmy robić co innego, zajmować się czym innym? Ale my chcemy robić to, co sprawia że czujemy się szczęśliwe! Lubimy swoje „wewnętrzne dziewczyny”.
Czyli?
Amina: Wewnętrzną dziewczynę rozumiemy jako stan, którego doświadczałyśmy, będąc nastolatkami. Całe życie przed nami, poczucie wolności, oczywiście też dużo rozterek i zagubienia, ale i bogaty wybór tego, co możemy robić lub próbować robić. Kim możemy być, jeszcze nie tak bardzo zgaszone przez świat. Bo to przychodzi z kolejnymi etapami – gaszenie potencjału, marzeń. Chcemy w środku być „młode” – otwarte, chłonące wrażenia, zauważające to, co wokoło się dzieje. Chciałyśmy wyrazić nasze uczucia do tej wewnętrznej zagubionej dziewczyny: współczucie, chęć pocieszenia, oderwania od złych uczuć, stanów. Emocji na temat siebie, swojego wyglądu. Gdy utwór powstawał, dużo rozmawiałyśmy o tych wszystkich zmarłych w młodym wieku kobietach ze świata muzyki: Janis Joplin, Amy Winehouse, Kristen Pfaff (basistka Hole) – wszystkie przedawkowały dragi, a nie miały nawet 30 lat! Dobrze, że teraz w social mediach osoby się otwierają i piszą o swoich lękach i załamaniach – nie ma nic gorszego, niż „w te dni jesteś tak samotna w swoim towarzystwie, nikt nie widzi, że powoli ty przestajesz istnieć”. Te #sadgirls to bardzo my – w różnym stopniu i z różnych etapów życia. „Powróć do mnie i zapomnij, że to czasem bardzo boli” – współczujemy i solidaryzujemy się, bo wiemy, że na pewno jest coś kulturowego, co dzielą różne osoby o doświadczeniu bycia dziewczyną/kobietą. Solidaryzujemy się i jest w tym jakiś rodzaj wzruszenia i…
Erotyzmu?
Amina: Możliwe! Może to jest częścią miłości?
Siostrzeństwa?
Ania: Tak, przede wszystkim chcemy być siostrami dla swoich „wewnętrzych dziewczyn”. Jeśli nie będziemy dbać o siebie, nic z niczego nie wyjdzie.
Tekst z nr 84/3-4 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.