ROBERT CZERWIK, projektant mody świeżo po głośnym coming oucie w programie „Dzień dobry TVN”. Rozmowa Tomasza Piotrowskiego

We wrześniu zeszłego roku zrobiłeś coming out w „Dzień dobry TVN”. Co cię do tego skłoniło?
Byłem zmęczony ciągłą kontrolą. Na Instagramie, gdzie dzielę się przemyśleniami, czułem, że nie jestem w pełni szczery, musiałem się autocenzurować. To zaczęło mnie coraz bardziej uwierać. A dlaczego akurat teraz? Nie chciałem robić wokół siebie szumu medialnego – dopóki nie będę miał jakichś sukcesów i odpowiedniej pozycji w zawodzie. Mniej więcej 2 lata temu, gdy miałem 36 lat, byłem już gotowy. Zaczęły się więc pierwsze rozmyślania, gdzie to zrobić, w jaki sposób. Nie będę oszukiwał – zależało mi, by było to medium, które dociera do jak najszerszego kręgu odbiorców. Chciałem, żeby ten coming out był głośny, żeby dotarł do wielu młodych ludzi. Gdy sam dorastałem, nie widziałem w życiu publicznym nikogo, z kim mógłbym się utożsamić. Jedynymi znanymi mi gejami wtedy, na przełomie XX i XXI w., byli George Michael i Elton John. To wszystko.
W wywiadzie dla „DDTVN” powiedziałeś m.in.: „Nacisk społeczeństwa jest taki, że nie masz odwagi [na coming out], a to nie jest nic złego”. Jak się poczułeś, że gdy już było po wszystkim?
Po wyjściu ze studia po prostu się poryczałem. Spadł ze mnie ogromny ciężar. Trudno to opisać słowami, ale w końcu czuję, że mogę robić, co chcę. Niesamowita wolność.
Pewien niewyoutowany fotograf, którego prosiłem o comingoutowy wywiad, powiedział mi, że coming outy to przeżytek lat 90.
To kompletna ściema. Widziałem komentarze ludzi, którzy twierdzą, że nikogo to już nie obchodzi. Ale gdyby to była prawda, nie mielibyśmy tylu problemów w Polsce. Polska to nie tylko Warszawa, Poznań czy Wrocław. To także Racibórz, Małkinia czy Truskolasy, gdzie młodzi ludzie LGBT nadal mają przewalone. Mam znajomego geja – górala w okolicach pięćdziesiątki. Powiedział mi, że jest pewny, że gdyby zaczął żyć jawnie, to sąsiedzi by go po prostu spalili. Wiesz, ja bardzo głośno będę mówił i uczulał na to, jak straszne jest dorastanie z poczuciem, że człowiek jest niepełny albo wybrakowany – bo właśnie takie uczucie często narzuca społeczeństwo młodemu gejowi. To, jak ludzie cię postrzegają, jak komentują, jak próbują cię wpisać w ramy, które nie są twoje, potrafi być miażdżące. Dorastanie z takim ciężarem jest koszmarem, bo zamiast odkrywać siebie i cieszyć się tym, kim jesteś, skupiasz się na ukrywaniu, dostosowywaniu, na ciągłej walce z wewnętrznym poczuciem winy czy wstydu, które wcale nie powinny tam być. To uczucie „bycia mniej” to coś, z czym nikt nie powinien się zmagać, ale niestety zbyt wielu z nas ma to głęboko zakorzenione. I dlatego będę o tym mówił, bo świadomość, że jesteśmy pełnowartościowi tacy, jacy jesteśmy, to podstawa, żeby żyć i oddychać pełnią życia.
Na świecie większość znanych projektantow to wyoutowani geje – Christian Dior, Pierre Cardin, Yves Saint Laurent, John Galiano, Alexander McQueen, Jean Paul Gaultier, Tom Ford, Calvin Klein, Giorgio Armani, Halston, Karl Lagerfeld, Hubert de Givenchy, Gianni Versace, Marc Jacobs, Thierry Mugler, Valentino, Dolce & Gabbana – można wymieniać i wymieniać. Natomiast w Polsce coming outy zrobili Maciej Zień, Tomasz Jacyków, a w zeszłym roku na łamach „Repliki” – Arkadius. I teraz ty.
To jest śmieszne, bo wszyscy cały czas bebłają się w tym samym „błotku”. Każdy wie, kto jest gejem, kto czyim jest partnerem, a i tak próbują robić jakąś ściemę, że to nieprawda. Nasz zawód jest przecież tak specyficzny… Nie jesteśmy ślusarzami, tylko projektantami mody! W tym miejscu pozdrawiam wszystkich ślusarzy gejów. (śmiech) A moim kolegom po fachu życzę odwagi. Myślę, że ten lęk wynika z takich prozaicznych, „polskich” problemów: co powie babcia, co sąsiedzi. To wstyd i obawa przed opinią innych.
Z jakimi reakcjami ty się spotkałeś? Pojawiły się gratulacje od kolegów z branży? Od klientek?
Nie, ale to dlatego, że nie trzymam się szczególnie środowiska mody. Uważam, że jest zepsute, i bywam w nim tylko, gdy muszę. Natomiast paru znajomych siedzących w szafach z branży aktorskiej czy muzycznej rzeczywiście się odezwało. Pisali: „Robert, super, dzięki tobie zmienia się Polska”. I choć to było miłe, miałem na końcu języka: „OK, a kiedy ty?”. Ale oczywiście nie będę nikogo wyciągał na siłę z szafy. A klientki? Oczywiście, że się ode mnie nie odwróciły. Zresztą przecież wiedziały, że jestem gejem, od dawna. Chociaż nie mówiłem o tym publicznie, to od kiedy mieszkam w Warszawie, a przeprowadziłem się do stolicy prawie 20 lat temu, tuż po maturze, to żyję całkiem jawnie.
Natomiast tuż po rozmowie w „DDTVN” otrzymałem mnóstwo wstrząsających wiadomości – np. od matek o próbach samobójczych ich homoseksualnych dzieci. To mnie totalnie rozwaliło. Kiedy te sytuacje mają twarze, nazwiska, przestają być abstrakcją. Te dzieciaki często są na terapii i mają wsparcie, ale ilu rodzin nie stać na pomoc psychologa?
Opowiesz trochę o swoim dojrzewaniu i odkrywaniu swojej orientacji?
Urodziłem się w Częstochowie i od zawsze miałem dryg do zajęć plastycznych. Dlatego już od gimnazjum zacząłem chodzić do częstochowskiego plastyka, czyli wtedy Państwowego Gimnazjum i Liceum Plastycznego. Miałem 13 lat, byłem w artystycznej szkole… więc pozwalałem sobie już na jakieś ekstrawagancje: spędzałem godziny w lumpeksach, kupowałem różne dziwne ubrania, wygalałem pół głowy i nosiłem długą grzywkę. Przy tym byłem totalnym prymusem, zawsze miałem średnią około 5.0. Pierwsze myśli o mojej homoseksualnej orientacji przyszły dopiero, gdy miałem 14–15 lat.
Taki wygląd pewnie nie zawsze spotykał się z pozytywnym odbiorem otoczenia?
Brat nie był zbyt wyrozumiały. Często negatywnie komentował, co na siebie zakładam. Na szczęście mama zawsze stawała w mojej obronie. Od razu mówiła mu, że ma się odczepić, że to moja sprawa. Dość szybko jednak nabrałem poczucia, że muszę wyjechać z Częstochowy, która była dla mnie klaustrofobiczna, zarówno mentalnie, jak i rozwojowo.
Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.