R jak reprezentacja

Z aktorką i reżyserką MARCJANNĄ LELEK, która przez kilkanaście lat wcielała się w postać Natalki Mostowiak w serialu „M jak miłość”, a niedawno zrobiła coming out, rozmawia Małgorzata Tarnowska

 

Foto: Paweł Spychalski

 

Zacznijmy od coming outu, którego dokonałaś wpisem na Instagramie. Co zaważyło na twojej decyzji?

Moment, w którym się na to zdecydowałam, był spontaniczny i chyba nie najlepszy. (śmiech) Akurat byłam wtedy zajęta pracą nad filmem i tak samo moja dziewczyna była zajęta swoimi rzeczami. W tym chaotycznym czasie jednak po prostu postanowiłam to napisać. Wcześniej o tym myślałam i rozmawiałam z nią o tym. Chciałam to powiedzieć, ponieważ czułam odpowiedzialność i chęć walki o nasze wspólne sprawy, o kwestie LGBT w Polsce. Bo my same mamy bardzo dobrze: nie miałyśmy absolutnie żadnego problemu z tym, że zostałyśmy parą. Nasze rodziny bardzo nas lubią, normalnie się odwiedzamy, przyjaciele tak samo przyjęli nas bezproblemowo. Pomyślałam, że skoro tak jest i wiem, że mam wsparcie bliskiego otoczenia, mam mocne plecy, mocny grunt, nie będę się przejmowała komentarzami ludzi, których nie znam. A wiem, że takim coming outem mogę zrobić coś dobrego.

Mówiąc o otoczeniu, masz na myśli również środowisko zawodowe?

Chodzi mi głównie o to, że obie mieszkamy w dużych miastach – teraz akurat w Łodzi, ale ja całe życie wychowywałam się w Warszawie. Jestem stąd, mam tutaj znajomych. W Łodzi studiuję reżyserię, jestem na drugim roku. Nasze środowisko łódzkie to środowisko artystyczne, a środowiska artystyczne, jak wiadomo, są z reguły bardziej otwarte. Podobnie jak środowiska wielkomiejskie. Dokonując coming outu, myślałam o ludziach, którym nie jest tak łatwo – mieszkających w mniejszych miastach, mających bardziej tradycyjne, konserwatywne rodziny.

Czy w łódzkiej filmówce jest dużo wyoutowanych osób?

Szkoła jest nieduża – mamy ok. 800 studentów. Nie wszystkich się tam spotyka na co dzień, ale znam dwie pary dziewczyn i kilku chłopaków. Nawet jeśli ktoś nie jest w parze, nie musi się z tym kryć. Ludzie otwarcie mówią, kim są. Specyfika mojego wydziału jest taka, że ludzie na reżyserii są starsi od innych studentów_ek, tak jak ja – mam 27 lat. Widzę, że ludzie z młodszego pokolenia, o kilka lat młodsi ode mnie, mają z tym dużo mniejszy problem. Są już otwarci na wszystko i nie czują ograniczeń.

A wśród kadry? Jak podchodzi do tematu starsze pokolenie?

Wśród wykładowców – nie kojarzę, żeby ktoś otwarcie o tym mówił. Kilka lat temu w szkole były głośne afery dotyczące mobbingu, więc jest jeszcze trochę starego myślenia i tradycji, które na szczęście ustępują. Pamiętam, jak pewien wykładowca opowiedział historyjkę, w której mówił o gwałcie jako czymś zabawnym. Dla niego to nie było straszne, a ja wstałam i zrobiłam awanturę. Relacje w szkole są bliskie, a grupy są małe. Rozwiązaliśmy to polubownie. Mamy bardzo mądrą panią rektor (Milenię Fiedler – przyp. red.), która prowadzi szkołę w dobrym kierunku.

Czy osoby LGBT+ mogą liczyć na wsparcie władz uczelni?

Jestem pewna, że tak, że przypadki homofobii zostałyby potępione. Jesteśmy bezpieczni.

Spotkałaś się z reakcjami na coming out w szkole?

Ludzie podeszli do tego normalnie. „O, jesteście razem? Spoko”. Parę osób w postach gratulowało mi odwagi. Ja nie czułam, że to jest odważne – przez to, że czułam wsparcie swojego środowiska, nie miałam czego się bać.

A starsi współpracownicy? Ekipa „M jak miłość”?

Aktualnie nie mam kontaktu z większością ekipy „M jak miłość”, a na planie nie byłam od 2 lat. Kiedy dostałam się na reżyserię, poprosiłam, żeby odsunęli mój wątek, żebym mogła się skupić na studiach. Teraz parę osób napisało mi gratulacje na Instagramie. Piotrek Nerlewski, który w „M jak miłość” grał mojego męża, wstawił posta z naszym zdjęciem i gratulacjami. (śmiech) Jowita Budnik i Olga Szomańska, z którymi tam też grałam, również pogratulowały mi. Tak więc był mały odzew.

Komentujący odnosili się do wątku politycznego?

Te sprawy są oczywiście połączone – „M jak miłość” emituje nasza konserwatywna telewizja… Nie wiem, czy czekają mnie jakieś konsekwencje. (śmiech) Nieszczególnie wypowiadam się w Internecie w sprawach politycznych, ale też nie ukrywam się ze swoimi poglądami i nigdy nie ponosiłam z tego powodu konsekwencji. Co będzie teraz – nie wiem, ale nie chciałabym się ukrywać z jakiegokolwiek powodu. Nie wiem też, czy chciałabym wracać do tego serialu. Zostało mi jeszcze parę lat studiów i wtedy zdecyduję, co dalej. Ale chciałabym być raczej reżyserką niż aktorką.

Chcesz zrezygnować z aktorstwa na rzecz reżyserii?

To jakoś się zazębia – gdyby ktoś zaproponował mi rolę w filmie, to bym pewnie ją przyjęła. Ale pewnie mi nie zaproponują, bo – powiedzmy sobie szczerze – nie jestem zbyt dobrą aktorką. (śmiech) Grałam w „M jak miłość”, ale nie zrobiłam jakiejś szalonej kariery aktorskiej. Robiłam kilka innych rzeczy, po maturze zdawałam na aktorstwo – i nie dostałam się, chociaż było blisko. Teraz bardzo się cieszę z tego powodu. Dotarło do mnie, że szłam za aktorstwem, bo robiłam to od 8. roku życia, ale to nie jest do końca moje. Trochę zwlekałam, zanim zdałam na reżyserię. Wcześniej byłam w studium weekendowym w Warszawskiej Szkole Filmowej, bo nie chciałam od razu się pakować na reżyserię do Łodzi. Myślę, że to była mądra decyzja, bo zdobyłam więcej doświadczenia.

Widzisz jakąś różnicę w nastawieniu tych dwóch środowisk – aktorskiego i reżyserskiego – do osób LGBT+? Wśród reżyserek mamy naszą zaangażowaną sojuszniczkę Agnieszkę Holland, wyoutowane Olgę Chajdas, Kasię Adamik, Nataszę Parzymies. Aktorek jest bardzo niewiele – ty, Greta Burzyńska, Helena Urbańska.

Może tu istnieć zależność: łatwiej się wyoutować, będąc na pewnej, bardziej niezależnej pozycji. Aktorzy bardziej dołączają do projektów, a reżyserzy bardziej je wymyślają i walczą o to, żeby je robić. Reżyser czy reżyserka to na planie osoby najbardziej decyzyjne. To się przekłada na życie: jeśli w pracy trzeba brać na siebie odpowiedzialność i być zdecydowanym, to w życiu też. Tymczasem będąc aktorem czy aktorką, jest się bardzo ocenianym, jest się non stop wystawionym na krytykę. Idziesz na casting i nawet nie wiesz, czy nie biorą cię do roli, bo źle grasz, czy dlatego, że źle wyglądasz, czy dlatego, że po prostu nie pasujesz do wyobrażeń producenta czy reżysera obsady. Aktorzy muszą przez to wyrobić sobie silną osobowość, ale to też sprawia, że decyzje o coming oucie mogą być trudniejsze. Mamy też coraz więcej reżyserek i to jest siła, którą kobiety musiały sobie zgarnąć. Na marginesie – jestem im za to wdzięczna, bo prawdopodobnie kiedy ja będę szukała pracy, będę już miała o wiele prościej, gdyż szlaki są przecierane w tym momencie.

Od aktorek wymaga się więcej?

Jeszcze parę lat temu, kiedy miałam 19 lat i zdawałam na aktorstwo, żeby się tam dostać, trzeba było był maksymalnie „dziewczyńską”. Był wymóg: musisz  przyjść w spódnicy, musisz mieć długie włosy, musisz mieć czerwone usta. Kobiecość była postrzegana na maksa stereotypowo.

A teraz? Czy jako aktorka spotkałaś się z przypadkami dyskryminacji ze względu na homofobię – na castingach lub ze strony agentów?

Nie mam takich doświadczeń, ale też nie brałam udziału w wielu castingach.

Jak oceniasz reprezentację osób LGBT+ w polskiej kulturze serialowej i filmowej?

Jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Bardzo czekam na to, aż będę mogła wprowadzić do filmu parę homoseksualną i homoseksualność nie będzie głównym tematem filmu, ale jego dodatkowym aspektem. W tym momencie w kinie prawie tego nie ma. Chyba nie widziałam jeszcze filmu, w którym temat bycia LGBT+ byłby potraktowany jako normalna sprawa.

A w serialach – np. „Kontroli” – które próbują przełamać ten schemat?

„Kontrola” robi bardzo fajną robotę i z radością ją oglądałam. Bardzo podobała mi się jej lekkość. To po prostu historia pary i jej miłości. Musimy robić takich rzeczy więcej, więcej i więcej – żeby rzeczywiście to działało.

Co – lub kto – stoi na przeszkodzie na tej drodze do dobrej reprezentacji?

Myślę, że jest to bardziej ewolucyjny proces i kwestia ilości. Musimy wrzucać do różnych produkcji jak najwięcej wątków LGBT+, żeby sprawić, by to było po prostu normalne. Na tle zachodnich produkcji jesteśmy pod względem reprezentacji trochę w tyle – jak w wielu rzeczach w kinematografii (śmiech) – ale jeśli będziemy to dalej eksplorować, za 5–10 lat powinno być lepiej.

Czy wróciłabyś do TVP jako reżyserka lub aktorka?

Dobre pytanie. Nie wiem. Takie decyzje nie są czarno-białe. Z jednej strony na pewno nie wystąpiłabym w „Wiadomościach” (śmiech), bo wiadomo, że są zakłamane. Ale granie w serialu to co innego. Oczywiście istnieją ludzie, którzy powiedzą: „Nie będę grał w TVP”, np. Borys Szyc – i to jest super, że mogą sobie pozwolić na taką decyzję. Ale Borys Szyc jest Borysem Szycem, który ma wiele innych możliwości zawodowych. Młodzi ludzie po szkołach teatralnych jakoś muszą pracować i podejmować takie trudne decyzje. A jeśli chodzi o reżyserię – chciałabym móc powiedzieć, że nie, niczego dla TVP nie wyreżyseruję. Zwłaszcza gdyby to był film zupełnie sprzeczny z moimi poglądami, np. o tym, że aborcja jest zła. Ale gdybym miała zrobić film, który byłby niezaangażowany politycznie i w którym dano by mi wolność wypowiedzi, a produkowałoby go TVP, to pewnie bym go zrobiła.

W obecnej TVP byłoby możliwe wprowadzenie ważnego wątku LGBT+ i przedstawienie go pozytywnym świetle?

Nie wiem, kto jest w TVP na górze – byłam na końcu tego łańcuszka. Dostawałam tylko scenariusz do odegrania i nie miałam wpływu na jego treść. Wyżej są scenarzyści, produkcja serialu, producenci TVP – ale na ile kontrolują fabułę serialu, trudno jest mi powiedzieć.

Czy możemy się od ciebie spodziewać filmu z ważnym wątkiem LGBT+?

Na pewno – może to będzie film dyplomowy? Aktualnie robię dokument, w którym wątek LGBT+ się pojawia – o przyjaźni z moją wieloletnią przyjaciółką i różnicach poglądów. Przeszłyśmy ciekawą ewolucję: ona jako nastolatka była wojującą ateistką, a ja zaangażowaną katoliczką, a teraz sytuacja się odwróciła – ona się nawróciła i wyszła za mąż w kościele, a ja mam lewicowe poglądy i jestem w związku z kobietą.

Wychowałaś się w religijnej atmosferze?

Nie do końca. Moja bliższa rodzina – brat, siostra i rodzice – nie jest zbyt religijna. Kiedyś chodziliśmy do kościoła, ale wiara nigdy nie była u nas ważnym tematem. Jako dziewczynka chodziłam do scholi do dominikanów, ale teraz myślę, że wtedy bardziej interesował mnie wymiar artystyczny. Bardzo łatwo jest wierzyć w Boga, kiedy się śpiewa piękne rzeczy. (śmiech) W czasie kiedy byłam w scholi, moi rodzice przestali chodzić do kościoła i to przede mną ukrywali. Kiedy jechałam do dominikanów, oni mówili, że pójdą do mszę w naszej okolicy – ale tego nie robili! Dopiero po jakimś pół roku odkryłam, że mnie okłamują. (śmiech) Myślę, że nie chcieli mnie zniechęcać do aktualnych zainteresowań.

Jak zareagowali na coming out?

Rodzice już wcześniej, na etapie moich rozterek związkowych w życiu w którymś momencie powiedzieli, że będą mnie wspierać, jeśli będę z dziewczyną. Kiedy powiedziałam im o swoim obecnym związku, zareagowali: „O, super. Ona jest taka fajna”.

Nie miałaś wcześniej relacji romantycznych z dziewczynami, kobietami?

Nie miałam, ale zawsze się zastanawiałam, jak by to było. Myślałam sobie, że to prawdopodobne i że w ogóle fajnie byłoby tego spróbować. Ale nigdy się nie zakochałam – zawsze zakochiwałam się tylko w chłopakach i miałam kilka związków z mężczyznami. Po prostu nie spotkałam tej jedynej. A potem spotkałam i dość szybko wiedziałam, że to jest to. Pomyślałam: „O wow, to jest to! Czyli jednak”.

Jak się aktualnie identyfikujesz w związku z tym, że jesteś z kobietą?

Nie wiem. Nie wydaje mi się to jakoś bardzo istotne. Ale na ile się orientuję, jestem panseksualna i mogłabym się zakochać w każdym człowieku, z którym chciałabym być. Czuję, że po prostu ważne jest to, kto to jest, co to jest za osoba i jakieś połączenie duszy, jakieś porozumienie. Płeć nie ma znaczenia.

Czy zamierzasz się dalej angażować w działania na rzecz naszej społeczności?

A jak można się angażować? Co ja mogę zrobić? (uśmiech)

Na przykład iść na Paradę Równości.

Na Parady chodzę od kilku dobrych lat. Na pewno przejdę się również w tym roku – i w Łodzi, i w Warszawie. Myślę, że dużo daje też otwarte mówienie o swoim związku. Mam również nadzieję, że uda mi się w przyszłości zaangażować za pomocą mojej sztuki. Dobrze się czuję, będąc częścią tej walki.

Marcjanna Lelek – aktorka najbardziej kojarzona z rolą w „M jak miłość”, gdzie od 2000 r. grała Natalię Mostowiak. Obecnie studentka reżyserii na PWSFiT w Łodzi. W kwietniu wyoutowała się na Instagramie zdjęciem pocałunku z dziewczyną, które podpisała: „Pół roku temu zakochałam się w dziewczynie. Dotychczas spotykałam się tylko z chłopcami, ale w sumie zawsze spodziewałam się, że to może mi się przydarzyć […]. Dlatego pomyślałam, że trzeba się tym podzielić, bo wiem, że nie każdy ma to szczęście (żyć w akceptującym środowisku – przyp. red.) i chciałabym dać przykład i tym, którzy rzadko to słyszą, powiedzieć: nie jesteście sami, każdy ma prawo kochać, kogo chce, i być, z kim chce”.

Tekst z nr 97 / 5-6 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.