Rafał Nawrocki zajmuje się tęczowym biznesem od 26 lat

Z RAFAŁEM NAWROCKIM, który działa w polskim tęczowym biznesie od 26 lat, rozmawia Jakub Wojtaszczyk

Działasz w tęczowym biznesie od 1998 r. Wtedy prawie nikt chyba nie myślał o produktach skierowanych do LGBT-ów. Jak z perspektywy patrzysz na tamten czas?

Przez pryzmat 26 lat doświadczenia. Wraz z ekipą współpracowników zaczynaliśmy od Gejowo.pl, portalu z newsami i anonsami towarzyskimi. Nie nastawialiśmy się na zarobek, działaliśmy hobbystycznie, dla zabawy. To był początek Internetu w Polsce. Niewiadoma, ale też nieznane możliwości. Do pracy motywowały mnie chęć eksperymentowania i pomysły, a nie biznesplan. Na Gejowie mało kto czytał artykuły, za to anonse – o, tak. Co chwila pojawiały się nowe, ich liczba potrafi ła zawiesić nasz serwer.

W 2003 r. Gejowo.pl przeobraziło się w kultowe Fellow.pl?

To nie do końca tak. Fellow.pl było odpowiedzią na Naszą klasę, jej gejowską wersją. (śmiech) Wielu użytkowników miało dosyć anonimowych anonsów. Wychodzili z cienia i chcieli się pokazać. Stąd też obowiązkowe dodawanie zdjęć. Musisz jednak pamiętać, że nie istniały wtedy portale randkowe na polskim rynku. Za granicą GayRomeo ruszyło zaledwie rok wcześniej. Do Fellow podeszliśmy z czystą spontanicznością i ciekawością, czy portal wypali. Nie stawialiśmy na same jednorazowe spotkania, tylko na dłuższe relacje romantyczne. Pomysł się przyjął. Liczba użytkowników sukcesywnie rosła. W pewnym momencie mieliśmy ich ponad sto tysięcy Z czasem do portalu dodawaliśmy nowe usługi, m.in. aplikacje na telefonu z obowiązkową lokalizacją. Dziś, w dobie Grindra, może to wydawać się dziwne, ale kiedyś ustawiało się lokalizację ręcznie. Odpowiedzią na Grindra był mój projekt Play4Men. Niestety chyba miał za wiele funkcji dla użytkowników, którzy szukali szybkiej aplikacji na randki. Finalnie odpuściliśmy ten projekt, bo jako zespół nie mieliśmy czasu, by w pełni się mu poświęcić. Natomiast nie odpuszczamy Fellow! Dziś jest w fazie zmian. Nie mogę za wiele powiedzieć, ale zapewniam, że portal ani aplikacje nie umarły.

Jak dostosowujesz biznesy do zmieniającego się rynku?

To proste – zachęca mnie do tego konkurencja. Mam wrażenie, że rynek LGBTQ+, choć jest trudny, pozwala na znalezienie swojej niszy. Może być to produkt, usługa czy większa fi rma. Byleby użytkownicy „to coś” polubili. Za sympatią idą pieniądze, które można przeznaczyć na rozwój. W moim przypadku po Gejowie i Fellow przyszedł czas na sklep z poppersami, bielizną i artykułami erotycznymi. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z konkurencji w postaci Allegro czy AliExpress. Jednocześnie wierzę w lojalność klientów. Jeżeli osoba, która u mnie kupuje, będzie zadowolona, wiem, że wróci. Mamy w ofercie niszowe produkty, których nie znajdziesz w innych sklepach.

Niedawno świętowałeś 10-lecie sklepu Masculo. pl. Klientom spodobały się kąpielówki, bielizna, crop topy, tank topy czy seksowne ogrodniczki. Nieustannie poszerzasz asortyment.

Przed Masculo był Frixx, czyli sklep, w którym sprzedawaliśmy wspominane poppersy i który nadal działa. Dwie dekady temu poppers to był produkt dość kontrowersyjny. Ludzie nie za bardzo wiedzieli, co to takiego. (śmiech) Kontrole z Urzędu Skarbowego, sanepidu czy funkcjonariuszy z wydziału do walki z przestępczością narkotykową zdarzały się co chwilę. W zaakceptowaniu poppersa pomogło wejście Polski do Unii Europejskiej. Osoby ze społeczności zaczęły wyjeżdżać na imprezy do Berlina, Barcelony czy Amsterdamu. Nawet mój przyjaciel z czeskiej Pragi zaczął się dziwić, że Polacy są tacy otwarci. Osoby LGBT zobaczyły, że imprezowanie może wyglądać zupełnie inaczej niż w kraju, a poppersy mogą w tym pomagać. Do Frixxa stopniowo dorzuciliśmy zabawki erotyczne i bieliznę. Zaczęliśmy od Addicted, marki, która wtedy była jeszcze totalnie u nas nieznana. Póżniej wprowadziliśmy markę ES Collection. Wraz z nią otworzyliśmy Masculo. pl i stacjonarny sklep w Warszawie. Taki był wymóg licencyjny hiszpańskiego właściciela. Dał nam wyłączność na 10 lat. Oferowaliśmy bieliznę z wyższej półki. Pamiętam, jak znajomi pukali się w czoło: „Bokserki za 150 zł? W galerii mam gacie za 30!”. W Polsce królowały sieciówki. Na szczęście na przestrzeni ostatnich lat zmieniła się świadomość. Ludzie zrozumieli, że różnica w jakości produktów jest ogromna. Tak jak wracali na Fellow, tak ponownie pojawiali się na Masculo.

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.