red. Kathleen Warnock „Lesbos”

Erotica, 2014

 

 

Niemal 300 stron, ponad 20 historii erotycznych. Co więcej powiedzieć? Fabuły mamy niewiele, jak to w erotycznej narracji. I choć lesbian erotica to już gatunek, to może nawet można powiedzieć softpornograficznej, bo czemu nie? Czemu pornografia miałaby być zła, jeśli nie jest przemocowa, a scenariusze pożądania piszą jego podmiotki, a nie obiekty do podglądania, fetysze patriarchatu. W tych opowiadaniach na pewno tak jest. W końcu wybierały je liderki zespołu BETTY. Tak, to te od serialu „Słowo na L”. Z przyjemnością stwierdziłam, że lesbijskie opowiadania erotyczne są coraz lepsze. Teraz same potrafi my wybierać i nie boimy się tego, co nas kreci – napisała jedna z nich, Elizabeth Ziff, we wstępie.

A co „nas” kreci? Obrończynie waniliowo esencjalnego romantyzmu nie będą zachwycone. Sporo tu dildo, straponów, próbowanych także na biologicznych facetach. Dziewuch, które spotykają się na chwilę, pieprzą przez chwilę, a potem odjeżdżają na swoich motorach bez wymiany numerów telefonu. Topów, które raz chcą być uległe i, cóż, po prostu „dobrze wypieprzone”. Egoerotycznych i egotycznych fantazji. Słodkich pin-up, co nie noszą majtek i kręcą porno. Wytatuowanych performerek, butch striptizerek, lasek z penisami. W ogóle sporo tu „robienia laski” i innych takich „nielesbijskich” czynności. Zatem, cóż, choć nie jest to zawiły język queer-dekonstrukcji, to jest to na pewno cielesny obraz tego, o co chodzi w les bez esencji. Tyle typów, rożnych ciał i (post)tożsamości, że polszczyzna miejscami nie nadąża. I „kocham cię” także jest. Raz. Niech żyją miłość i seks, woła Elizabeth Ziff. (MKo)

 

Tekst z nr 47/1-2 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.