Queerowy wokalista REJSEL o trudnym dzieciństwie i dorastaniu, o swoim ryzykownym wizerunku, o pasji do tworzenia muzyki, o całowaniu się z Marcinem Dorocińskim i stałym związku z partnerem Oskarem, a także o tym, by nie traktować się zbyt poważnie. Rozmowa Patryka Radzimskiego

Oficjalnie określasz się jako queerowy wokalista. W Polsce to rzadkość
Kultura queerowa jest dla mnie wyjątkowo ważna i nie chcę się od niej odcinać. Przeciwnie, jako artysta, który działa na polskim rynku, mam w tym względzie misję reprezentowania naszej społeczności. Przyznam, że kiedyś trochę chowałem się za maską chłopca, który mógłby spodobać się masom, ale to ma krótkie nogi. Sztuka, która nie jest autentyczna, nie ma sensu. Wiadomo, twórczość musi gdzieś zdobyć swojego odbiorcę. Tych odbiorców może być naprawdę niewielu, ale jeśli będą autentycznie związani ze mną, będę spełniony. W każdym razie czuję się częścią kultury queer i jestem z tego dumny.
Kiedy ściągnąłeś tę maskę „chłopca, który mógłby spodobać się masom”?
Zaraz na początku. W 2008 r. przyjechałem z rodzinnego Szczecina do Warszawy na studia na Akademii Sztuk Pięknych. Ciągnęło mnie do muzyki. Odpowiedziałem na ogłoszenie na jakimś branżowym portalu i tak w 2011 r. zostałem wokalistą 12-osobowego zespołu funkowego Brenda Walsh. Niedługo później wydaliśmy płytę. Mieliśmy instrumenty dęte, rapera, to było ogromny zespół. Wszystkie kawałki tworzyliśmy razem podczas jam sessions. Bardzo dobrze się tam czułem, pamiętam swój coming out przed tamtymi ludźmi. Wiedzieli, że jestem gejem, bo ja generalnie w Warszawie czułem dużą swobodę i nie próbowałem zgrywać heteryka – niemniej ta informacja była jakby niedopowiedziana. No i któregoś razu – byłem całkiem pod wpływem – wypaliłem: „Chłopaki, a wy się nie wstydzicie, że macie wokalistę geja?”. Okazało się, że nie, poczułem support, to było urocze i podnoszące na duchu.
Pierwszy teledysk, ktory nagrałeś z Brendą Walsh w 2011 r., „Porn Site”, był szalony i odważny.
Och, zdecydowanie! W klipie całowałem się z Marcinem Dorocińskim. Ha! Gej propaganda była mocna. (śmiech) Niestety, Brenda jednak umarła śmiercią naturalną, ludzie jakoś się porozchodzili. Potem brałem udział w kilku innych projektach. Byłem m.in. częścią zespołu Th e AND, w którego skład wchodzili również Rubens i Michał Kush. Nagraliśmy EP-kę i album, który ukazał się w 2015 r. Wtedy też nie odcinałem tej mojej gejowskiej części, chociaż raczej nie była aż tak wyeksponowana. A wcześniej, w 2014 r., wydałem solowy, mocno queerowy singiel „Mayhem”. To queer-rapowy kawałek z wieloma odniesieniami do ballroomu, do amerykańskiej, undergroundowej sceny. Niestety przeszedł bez echa. Ostatnio zrobiłem re-release „Mayhem” i ludzie mi piszą, że uwielbiają ten kawałek, że wyprzedziłem w nim trendy. Dziś przecież w środowisku scena ballroomowa jest popularna, RuPaul spopularyzował te klimaty.
Następny solowy singiel wydałeś dopiero w 2023 r. Co robiłeś w trakcie tej 9-letniej przerwy?
Skupiłem się na graniu na żywo w klubach. Do pandemii grałem co weekend z kilkoma zespołami. Dostawałem ogromną porcję dopaminy w postaci reakcji publiczności. To mnie mega satysfakcjonowało, ale w pewnym momencie pojawiły się używki. Do tego stopnia, że wychodzenie na scenę na haju stało się dla mnie normą. Nagle przyszła pandemia i skończyło się koncertowanie. Odebrałem to jako znak, że muszę zacząć znów tworzyć. Założyłem sobie wtedy, że nie wystąpię już nigdzie, śpiewając cudzą piosenkę, że mój następny koncert musi być z autorską muzyką.
Dotrzymałeś obietnicy, bo właśnie koncertujesz ze swoim materiałem w klubach LGBTQ+.
Powrót do pisania muzyki, do nagrywania był bardzo trudny. Dlatego dałem sobie czas, aby ta muzyka sama do mnie wróciła, żebym nie musiał robić nic na siłę. W międzyczasie założyłem firmę, co też pomogło mi wstać na nogi, zerwać z graniem do kotleta na haju.
Czym zajmujesz się poza muzyką?
Moja działalność skupia się głównie na digitalowym projektowaniu produktów cyfrowych, aplikacji i stron internetowych. To jest moja „realna” praca, bo muzyka nie przynosi mi na razie dochodów, ale jest moją ogromną pasją, dlatego mam nadzieję, że w przyszłości będę mógł się jeszcze bardziej jej poświęcić.
Twój comeback z czerwca 2023 r., singiel „Teslą do piekła”, to zupełnie nowa dla ciebie estetyka. Filmowy teledysk, kawałek, który spokojnie mógłby zostać radiowym przebojem…
Wydając ten singiel, posłuchałem starszych kolegów z branży. Prezentując pomysły, słyszałem od nich: „To się nie sprawdzi”, „To jest za mocne” itd. Efektem tych rozmów było powstanie takiego dość nijakiego, w moim odczuciu, wizerunku. Któregoś razu spojrzałem na to z dystansem, zrobiłem sobie rachunek sumienia i stwierdziłem, że ja takim wizerunkiem niewiele wnoszę. „Teslą do piekła” jest super, ale spokojnie mógłby to być utwór Krzysztofa Zalewskiego, Dawida Podsiadło czy któregoś z wielu ich naśladowców. Dlatego zadałem sobie pytanie: co jest we mnie takiego, co jest oryginalnie moje i sprawi, że zostanę zapamiętany? Postawiłem na autentyczność. Napisałem w instagramowym biogramie „gay music stupid stuff “, chcąc wyrazić, że trzymam się mojego ID queerowego i to mnie w Polsce wyróżnia. Musiało pojawić się też słowo „stupid”, bo wyznaję zasadę „don’t treat yourself too f*cking seriously”. A „stuff ” to po prostu wszystko, co tworzę od muzyki, po sztukę wizualną.
Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.