Miałem być dziewczynką, Martą, albo chociaż psem, czego życzył sobie mój starszy brat – wyznaje Łukasz, urodzony w 1980 r. bohater autobiograficznej opowieści o dorastaniu ze stygmatem i wbrew stygmatowi oraz o życiu po „przepracowaniu” stygmatu. A nawet stygmatów. Co najmniej dwóch. Zbiorowym bohaterem „Świadka” jest wspólnota Świadków Jehowy, do której Łukasz należy – to z nią wiąże się pierwsze naznaczenie. Chłopak jest odmieńcem wśród „nieświadków”, a przy tym ciężko mu pogodzić sztywne zasady religijne z rzeczywistością. Potem dochodzi homoseksualizm, który w zborze skazuje go na wykluczenie. Łukasz w wieku 20 lat zdobywa się na coming out. Jako dorosły, bohater jest tak rożny od swego chłopięcego odpowiednika, że autor nadaje postaci inne imię – Robert.
Retrospekcja podejmowana z perspektywy Roberta pozwala obserwować przemianę chłopaka, który kiedyś tak walczył ze swą seksualnością, że chciał pozbawić się penisa, a po latach pokochał z wzajemnością mężczyznę. W międzyczasie – w Szklarskiej Porębie, w Poznaniu na studiach, czy w Brighton, gdzie rytm pracy w Burger Kingu wyznaczały narkotyki – zaczął zadawać sobie pytania o wiarę. Jego życie stało się bardzo odległe od ideałów zboru: religia założyła mi gacie z drutu kolczastego. „Świadek” to pozbawiony egzaltacji i autobiograficznej martyrologii zapis procesu, który można chyba nazwać „drogą do siebie”. Temat dobrze znany, ale opisany z innej, dość unikalnej w polskim kontekście perspektywy. Dojść samemu z sobą do porozumienia generalnie jest trudno, ale jeśli mieszka się w Polsce i jest się świadkiem Jehowy oraz gejem – to dużo trudniej. (Przemysław Górecki)
Tekst z nr 55 / 5-6 2015.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.