ROMANTYK PO PRZEJŚCIACH

Z MIKOŁAJEM MILCKE, autorem sagi „Gej w wielkim mieście”, o przyjaźni gejów z heretyczkami, o spotkaniach z czytelni(cz)kami, o „tęczowej” muzyce oraz o tym, kim dla niego był Dex Dexter z „Dynastii”, rozmawia Mariusz Kurc

 

Foto: mat. pras.

 

Też jesteś „gejem w wielkim mieście”, który przyjechał na studia z małej miejscowości i już został, jak twój bohater?

Tak! Pierwsze kilkanaście stron „Geja w wielkim mieście”, czyli pierwszej części, jest w stu procentach autobiograficzne. Do tej pory pamiętam Dworzec Warszawa Stadion i jego okolice z tamtego dnia, gdy przybyłem do stolicy na studia. Zachłyśnięcie się Warszawą i tymi gejami, których zobaczyłem pierwszy raz w życiu w legendarnym klubie Utopia.

A dalej dałeś już bohaterowi zupełnie fikcyjną historię?

Jego losy różnią się od moich, ale i tak wiele wątków ma „zaczepienie” w realnym życiu. Na pewno nie jest to autobiografia, ale całkowita fikcja – też nie.

Pisząc tamtą pierwszą część, przypuszczałeś, że 8 lat później wydasz jednocześnie trzecią i czwartąże zrobi się z tego saga?

Nigdy. Jestem dziennikarzem, zawsze coś tam sobie pisałem, ale tamtą opowieść zaczynałem jako blog, trochę dla zabawy. Nawet nie nadałem głównemu bohaterowi imienia!

W nowych częściach „Nie w moim typie” i „Trzy po trzy” on nadal nie ma imienia.

I tak już chyba zostanie.

Gdy zrobiliśmy w „Replice” promocję, książki poszły jak świeże bułeczki.

Bardzo mi miło. W ramach promocji całego „czteropaka”, czyli dwóch nowych książek oraz wznowień dwóch pierwszych części („Gej w wielkim mieście” z 2011 r. i „Chyba strzelę focha” z 2013 r. – przyp. „Replika”) po raz pierwszy miałem, i jeszcze będę miał, szereg spotkań autorskich i powiem ci, że to jest niesamowite uczucie. Bardzo wzruszające. Jestem niesamowicie wdzięczny tym ludziom, moim czytelnikom, którzy przecież mają wiele opcji, jak spędzić wolny czas, a kupują moje książki i potem jeszcze przychodzą na spotkanie. A właściwie to ja przychodzę spotkać się z nimi.

Dlaczego wcześniej nie brałeś udziału w promocji swoich książek, nie pokazywałeś twarzy? Mam hipotezę, że obawiałeś się reakcji, może nie byłeś gotowy na coming out? A gdy okazało się, że jest OK, to wyszedłeś z cienia.

Nie jestem aż taki strachliwy. A zresztą, czy ktoś wtedy zaprosiłby mnie do TV lub prasy? Nie chodziło też o strach przed coming outem, on był dawno za mną. Natomiast wstydziłem i trochę nadal się wstydzę tego całego zamieszania, bycia w centrum uwagi. To miłe, ale krępujące. Chciałem też sprawdzić, czy jest możliwe, by książka „chwyciła” bez udziału autora. Ale masz rację, że sukces trochę uskrzydla. Nie można też było dalej udawać, że mnie nie ma. Ludzie mi coś dają, czytając moje książki, więc jestem im winny, by wyjść do nich. Twarz pokazałem już przy „Różowych kartotekach” w 2015 r., a teraz mam serię spotkań. I naprawdę żałuję, że dopiero teraz!

Mikołaj Milcke to pseudonim.

Tak. Już tak będzie. Mikołaj Milcke to znak firmowy.

Jacy ludzie przychodzą na spotkania z tobą?

Geje i kobiety hetero. Od nastolatków po siwe włosy.

Nie żal ci, że heterycy nie czytają twoich książek?

A skąd! Od początku było jasne, dla kogo piszę i jestem z tej, coraz większej, grupy, dumny i dobrze mi z nią. Wcale o heteryków nie zamierzam specjalnie zabiegać, ale jeśli przyjdą, to powitam ich z otwartymi ramionami. A te dziewczyny to prawie zawsze przyjaciółki gejów, czasem zdarzają się też mamy gejów. I je cenię i pozdrawiam szczególnie.

Między gejami a kobietami hetero jest jakaś specjalna więź. Płeć nas dzieli, ale mamy ten sam obiekt pożądania – mężczyzn, temat do dyskusji bez końca. To zresztą dowód na to, jak seksualność jest ważna. My możemy się przyjaciółkom zwierzyć z problemów z facetami i one tak samo. Mało tego, jesteśmy facetami, więc dajemy im „męski punkt widzenia”. Twój bohater ma trzy przyjaciółki od serca.

One też mają swoje pierwowzory wśród moich przyjaciółek. Kiedyś miałem sen, że odbywa się casting do serialu na podstawie moich powieści i obok aktorów stoją „oryginały” – moje przyjaciółki, kochankowie. Dziki sen! (śmiech) I znów, moje trzy przyjaciółki mają inne biografie niż Nina, Maria i Matylda z książek, ale były i są nieustanną inspiracją. Mam z nimi głębokie relacje, czasem dramatyczne. Bywam nawet zazdrosny o ich chłopaków, mężów! Ale docieramy się i zdarza mi się niektórych nawet polubić. (śmiech) Z heterykami też się przyjaźnię, ale zadzierzgnąć taką relację jest trudniej – dla świata orientacja heteryka zaraz staje pod znakiem zapytania, jeśli on koleguje się z gejem. Wchodzi kontekst erotyczny i zaraz może być: „Co ludzie powiedzą?”, a heterycy wcale nie są tak twardzi, by nie zwracać na to uwagi.

Homofobia staje między nami.

Niemniej, dzięki przyjaźni z pewnym heterykiem jestem do dziś kibicem piłki nożnej i w ogóle sportu. Gdy są Igrzyska Olimpijskie, nie ma mnie dla świata! Śledzę i kibicuję na 300%!

O, proszę, wbrew stereotypowi. Nie zapytam cię o ulubioną drużynę, bo i tak nic mi to nie powie.

E, nie. Aż tak bardzo w to nie wchodzę, choć doceniam Real Madryt czy Barcelonę. Kibicuję reprezentacji Polski. Czyli jest drużyna „Polska” i drużyny z innych krajów, tyle chyba zapamiętasz?

(śmiech)

Teraz śledzę eliminacje do Euro 2020. Oglądam meczyki. Może jeszcze coś z tego Jerzego Brzęczka będzie, choć został wykpiony, a mamy pierwsze miejsce w grupie, wszystkie 4 spotkania wygrane. Widzisz? Orientuję się.

W nowych tomach twój gej dobiega 30-tki, ty jesteś trochę starszy. Możesz spojrzeć na niego z dystansu. To sprawia, że go lepiej rozumiesz?

Może rzeczywiście coś w tym jest? Zawsze jestem te kilka lat dalej. Pierwsze części pisałem, kończąc 30-tkę, gdy on był o dekadę młodszy.

Powodzenie twojej sagi pokazuje, że jest w Polsce miejsce na popularną literaturę gejowską.

Nie jest to Hegel i nie ma być. Nie zżymam się na opinie, że to obyczajówki. Tak, ludzie mają prawo je lubić. Cieszę się, że dostrzegają w moich książkach autentyczne historie.

Sporo masz też wątków nie stricte „gejowskich” – problemy z mieszkaniem, ze spadkiem, kłopoty rodzinne niewynikające tylko z homofobii.

Życie geja, mój drogi, nie jest tylko „gejowskie”! (śmiech)

A bohater już nie jest tak romantyczny. Funkcjonuje z dwoma facetami – jeden jest tylko od seksu, bez przyjaźni, a drugi „na życie”, ale bez seksu.

Lubiłem tamtą jego młodzieńczą naiwność, wiarę w księcia na białym koniu. No, ale życie ją zrewidowało jak widać (śmiech).

Jeszcze chciałem cię zapytać o muzykę w twoich historiach. Robi się z niej niezły gejowski soundtrack. Cher, Beata Kozidrak, Edyta Gorniak, Edyta Bartosiewicz, Irena Santor, Adele, Tina Turner, Urszula A Madonna to kilka razy.

Mogę ci jeszcze dorzucić: Lana del Ray, Janusz Radek, Kasia Groniec, Florence and the Machine, Kylie Minogue, Vonda Shepard, Piaseczny, Republika, Kings of Leon, Ania Dąbrowska, Franz Ferdinand, Maroon 5, Joe Cocker. Taka jest moja własna „ścieżka dźwiękowa”. Do tego mnóstwo muzyki filmowej – „Samotnego mężczyznę” Abla Korzeniowskiego tłukę do dziś. A wiesz, że piosenka, której tekst pisze mój bohater w „Trzy po trzy”, istnieje naprawdę?

O!

Czytelnicy wytropili, przysłali mi linki do youtube. Ostatnio napisałem kilka tekstów piosenek. Mam nadzieję, że niedługo ujrzą światło dzienne. Jedna, napisana do reklamy, śmiga w TV od miesięcy.

Jako Mikołaj Milcke?

Tak. Jeszcze myślę o tej muzyce, bo ci podałem nazwiska znane od lat, cholera, a przecież słucham też nowości. Wyjdę na dziada (śmiech). Ostatnio Marcin – kompozytor, z którym piszę piosenki – pokazał mi Palomę Faith. Mega! No, ale stety czy niestety, lata 90. uwielbiam i będę bronił Spice Girls i Backsteet Boys. Minęło 20 lat, a ich piosenki wciąż brzmią świetnie.

Czas twojego dorastania.

Zgadza się.

Biłeś się wtedy z myślami, że jesteś gejem? Miałeś dziewczyny dla niepoznaki?

Pierwsze seksualne nawet nie doświadczenie, tylko uczucie, miałem, gdy oglądałem „Dynastię”. Dex Dexter to był facet! Ile mogłem mieć lat? 13? Strasznie mi się podobał. Wątek Stevena Carringtona, pierwszego geja w polskiej TV był dla mnie edukacyjny. W pierwszej wersji „Dynastii” – tak, jestem ekspertem od „Dynastii” – lektor tłumaczył „gay” jako „pedzio”. Pomyślałem: „OK, czyli jest coś takiego, że facetom podobają się faceci”. Nigdy nie miałem dziewczyny. Nigdy nawet nie całowałem się z dziewczyną. Byłem absolutnie pewny swej orientacji już pod koniec podstawówki, to było jasne jak słońce, zero wątpliwości. Mimo, że pierwszy seks miałem dopiero w wieku 22 lat, gdy się bez pamięci zakochałem.

Jak twój bohater?

(uśmiech)

W realnym życiu on też był starszy?

Miał 36 lat, potem też szukałem facetów 30+. I nie rozumiałem, dlaczego – mimo iż jestem taki fajny – oni nie chcą mnie kochać i żyć długo i szczęśliwie. Dziś sam mam 37 i wiem znacznie więcej. Też mi się ten szczeniacki miłosny miecz stępił, opadł nieco entuzjazm, ale zupełnie ten romantyzm nie wywietrzał. Znajduję go w sobie od czasu do czasu. Kiedyś miłość po grób była moim priorytetem. Filtr, przez który patrzę na świat dziś, na trzy lata przed 40-tką, jest inny. Tak czy inaczej, ani się obejrzałem i z potencjalnie sponsorowanego stałem się potencjalnie sponsorującym (śmiech). Może o tym będzie kolejna część – o geju czterdziestolatku? (śmiech).

Jesteś singlem czy zajęty?

Proszę się dowiadywać (śmiech).   

 

 

Tekst z nr 80 / 7-8 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.