Rytm oporu

Moje pokoleniowe córki różnych płci i seksualności mogą wypowiadać siebie w sposób, jaki nie był mi dostępny. Zapytałam, czym dla nich są dzisiejsze manifestacje, szczególnie te aborcyjne

Tekst: Marta Konarzewska

 

W 1993 r. dostałam serię zastrzyków. Nie wiedziałam, co w nich jest, lekarz nie był rozmowny. Chodziło o to, żebym nie była już w ciąży. Z nikim specjalnie nie rozmawiałam, nawet z koleżankami, bo wstyd, albo ze wstydu na śmiesznie, ha ha, ale czy miałaś orgazm? Bo co my, polskie szesnastki, miałyśmy za wzór do seksualnych rozkminek, prowadzonych półszeptem, na fajce w kiblu? „Nagi instynkt”, czyli pamiętaj, zawsze oszukuj emocje, nigdy i za nic nie zakładaj majtek, zmysłowo przekładaj nogi. Lekarz rozmawiał z mamą, ponieważ to ona jest dorosła i płaci. Ja byłam ciałem, które narobiło problemów. Nie miałam narracji na to, co się wydarzyło, ani na tapczanie ani przed ani po. Co ja zrobiłam, czego chciałam, a czego chcieli ode mnie inni. Do głowy by mi nie przyszło, żeby to upolityczniać. Aborcja była niedostępna i tyle. Chyba że za pieniądze („bądź wdzięczna, że się udało”). Była niedostępna, ponieważ była zła, była grzeszna oraz nie dla mnie. Ponieważ byłam ciałem, które jeszcze nie umie decydować, umie tylko się puścić – choć nie wiadomo dokładnie, czego. Ze łzami w oczach oglądam współczesne seriale, np. „Skam”, gdzie nastolatka, gdy potrzebuje aborcji, to idzie przed zabiegiem do psycholożki, a z nią banda koleżanek. Mają wszystkie dostęp do narracji o samych sobie, o tym, co im się przytrafi a, co przy tym czują, co czuje ich ciało. Tak, „Skam” nie dzieje się w Polsce, dzieje się w Skandynawii. Ale gdy patrzę w oczy nastolatek z ostatnich protestów, wiem – to dzieje się tutaj, dzieje się właśnie teraz. „Nigdy nie będziesz szła sama”.

Dzisiaj tzw. najntisy to już vintage, powracają w wielkich dżinsach noszonych do swetrów, martensach i grandżu. Patrzę na policzki wytatuowane znakiem pioruna, na pioruny w oczach, boję się o nie – o te dziewczyny, co przez powracającą modę wyglądają naprawdę jak ja, boję się o siebie. A jednocześnie jestem spokojna. One wiedzą już coś, co pozwoli im przetrwać. Nie wiem, co dalej będzie, ale już nie ma powrotu. Mogą narazić się władzy, iść do więzienia, ale nie wrócą do więzień z własnych ciał. Patrzę na ojców, którzy stoją u boku swoich córek, w szacunku dla ich głosu i tożsamości. Słucham, co wykrzykują młode osoby o różnych autodefinicjach, różnych queerowych identyfikacjach, na różnych, nie tylko wielkomiejskich, ulicach i czuję tę nową rzeczywistość, nową krew. Mają lat tyle, co ja wtedy. Pokoleniowo – moje córki. Zmiana się dokonała i się nie cofnie. Moc idzie teraz z wnętrza, idzie z języka, który nagina się szybko. Moje pokoleniowe córki różnych płci i seksualności mogą wypowiadać siebie, swoje pragnienia, swoje ciała, granice tych ciał. One dziś wiedzą, że seksualność nie ma nic do rzeczy, gdy idzie o prawo do wolności i gniewu. Że dostęp do aborcji (jako realizacja jakiegoś podstawowego prawa ciała) dotyczy nas wszystkich, należy się i nie pozwolą sobie tego odebrać. Już nie chowają się po kiblach. Nie szepcą. Wyszły na ulice i się drą. Wiedzą też, że gender nie determinuje biologii i na odwrót. Że aborcja w bezpośredni sposób dotyczy też osób niebinarnych czy trans. I nieheteroseksualnych.

Zapytałam kilka bardzo młodych queerowych osób, które biorą czynny udział w protestach (np. organizują je, dbają o bezpieczeństwo, nadzorują, grają w Sambie), jak to jest – czym dla nich są manifestacje, szczególnie ta aborcyjna. Jak się czują w tych napęczniałych adrenaliną dniach i jak rozumieją nienaruszalność własnych granic.

Sasza, 17 lat, osoba niebinarna afab (ona/on), biseksualna:

Prawda jest taka, że aborcje wykonuje się tak czy siak. Jeśli masz dostęp do środków finansowych, które pozwolą ci wyjechać za granicę, albo kupić tabletki do aborcji farmakologicznej, jesteś bezpieczna. Dla mniej uprzywilejowanych kryminalizacja aborcji stwarza zagrożenie. To dotyczy wszystkich osób z macicami – czyli połowy społeczeństwa. Nie, nie tylko hetero – są przecież różne queerowe zestawienia w seksie, gdzie jest ryzyko zajścia w ciążę. Niemal całkowity zakaz aborcji wpisuje się też w strategię milczenia o cielesności i seksualności w ogóle i traktowania osób socjalizowanych do roli kobiety przedmiotowo. Ciała takich osób są od małego seksualizowane i traktowane jak obiekty. Mówi się nam, co możemy, a czego nie możemy z nimi robić. Nasze granice cielesne są w każdym momencie naszego życia naruszane, los naszych ciał jest zaplanowany odgórnie od momentu narodzin, a my jesteśmy z perspektywy prawicy tylko niewygodną otoczką wokół macicy z jakimiś roszczeniami… Boją się, że będziemy im równe – i słusznie, że się boją, bo teraz osoby są wkurwione! Nie chcemy już słyszeć o kompromisach, solidaryzujemy się i mówimy głośno o naszych prawach.

Jana, 20 lat, osoba queer:

Byłam pod Trybunałem już w czwartek 22 października – zaraz gdy ogłoszono „wyrok”. Było nas strasznie mało, może 15 osób plus tłum przeciwników i przeciwniczek aborcji z ich banerami, szczekaczkami, różańcami. A tu nagle parę godzin później już jest nas masa, masa, która wylewa się na ulice, która wie, że razem musimy się temu sprzeciwić. Jak się czuję? Jestem zachwycona solidarnością i energią ulicy. Ale jednak też nieco zmęczona hasłem #jebaćpis. Musimy pamiętać, od czego się zaczęło. „Seks to nie zbrodnia, ciąża nie kara, zechcę aborcji, to będę ją miała”.

Dlaczego protestuję? Gram w Rytmach Oporu, Sambie Warszawski Rumor, która należy do ogólnoświatowej sieci Rhythms of Resistance. Gramy na demonstracjach: „Tam, gdzie jest opresja, tam też jest opór!”. Przez pierwsze cztery dni protestów grałyśmy łącznie 24 godziny. A tak prywatnie, czemu tu jestem? Chodzę walczyć o swoje prawa. I o prawa wszystkich moich sióstr. Moje ciało to jest jedyna rzecz, którą naprawdę mam. Moje ciało i mój umysł – jest ze mną wszędzie i jest tylko moje. Jest moje, więc ja decyduję, co z nim robię, jak się z nim obchodzę i jak o nie dbam (bądź nie dbam). Nie należy do kościoła, ani do polityków, ani też nie do moich rodziców, partnerów i partnerek. To ja decyduję, jakie mam granice i jasno je komunikuję. „Moja macica to nie kaplica, a więc wara od niej!”. Państwo nas nie chroni i łamie nasze prawa na naszych oczach ale nas to nie zastraszy i nie podzieli. I wiesz, co jeszcze? Bardzo mnie cieszy, że uczymy się jawnie i otwarcie mówić o naszym bezpieczeństwie, o bezpiecznym komunikowaniu się ze sobą, o tym, jak przygotowywać się do demonstracji, jak z niej wracać. To jest duża zmiana świadomości. Myślę, że to nas dobrze przygotowuje na przyszłość, bo ta walka będzie długo trwała.

A gdybym spytała: „A co cię to w ogóle obchodzi? Aborcja, problem hetero…?”.

Aborcja dotyczy wszystkich osób, które mają macice, powinna być legalna, za darmo i bezpieczna. To nasza rola, żeby przypominać: decyzja należy do osoby, która decyduje się na przerwanie ciąży. Ty nie musisz mieć aborcji, ale czemu przeszkadzasz drugiej osobie, która jej chce lub potrzebuje? Zaczęłyśmy właśnie rewolucję i ona nie ogranicza się do walki o prawa kobiet i wolną aborcję. Walczymy też o prawa imigrantów i uchodźczyń, o prawa osób LGBTQ+, o pracowniczki i pracowników seksualnych, o prawa pracownicze, o prawa osób niepełnosprawnych, o edukację, o koniec kapitalizmu i eksploatacji ziemi, o sprawiedliwość klimatyczną i o naszą przyszłość, przyszłość ostatniego pokolenia!

Paulina, 19 lat, osoba panseksualna:

Zawsze przed protestami teraz czuję lekki stres. Analizuję wiele czarnych scenariuszy – to, jak na nie zareaguje cała moja grupa, w tym ja. Jak już wchodzimy i zaczynamy grać, czuję energię tłumu, krzyki i uśmiechy ludzi, w powietrzu czuć moc i doznaję już tylko szczęścia: jest nas tak wiele! Byłam na wielu protestach, ale na tych ostatnich ludzie naprawdę nie kryją się ze swoimi emocjami, wyrzucają z siebie całą tę złość… Czym dla mnie jest protest? To jest siła sprawcza ludzi. Wyjście na ulice jest buntem, niezgodą na zastaną rzeczywistość, solidarnością, której nic nie zatrzyma, a której rządzący tak się boją. Ja na protestach głównie gram z Sambą i lubię sobie myśleć, że daje to ludziom pozytywne motywacje do walki. Muzyka ma ogromną siłę, uwalnia napięcie, pozwala się wykrzyczeć. Traktuję to jak taką małą terapię.

Nienaruszalność granic? To mój spokój ducha. Nieingerowanie w moje przemyślenia, niewartościowanie ich. To brak konieczności wychodzenia na ulice, gdy panuje wirus. To prawo do przestrzeni na zajrzenie w głąb siebie i podjęcie decyzji zgodnie ze swoim sercem, życiem, przekonaniami. Swoboda rozwoju swoich własnych celów, nie czyichś. Ta granica została teraz naruszona… Jak to co mnie obchodzi aborcja? Mogłoby mnie nie dotyczyć wiele praw i to nie ma dla mnie żadnego znaczenia, dopóki będzie dotyczyć mojej siostry, matki, czy płaczącej dziewczyny spotkanej przypadkowo na ulicy. Mam dość tego, ile się myśli, że kobiety zniosą. Dość tego, że kobiety są wykorzystywane. Mam dość słuchania, ile bólu w sobie noszą te, które spotkały gwałty, uciszenia, niesprawiedliwość. Nie chcę już płakać razem z tymi kobietami, chcę dla nich walczyć. Wierzę, że w zjednoczeniu i solidarności kryje się siła.

Co ma tęcza do praw reprodukcyjnych, do Black Lives Matter, do osób pracujących seksualnie, do klimatu? Nie da się walczyć o swoje własne prawa, równocześnie odbierając je innym. Milczenie jest zgodą, a hasła głoszone w imię wolności nie mogą dyskryminować innych grup, to byłaby czysta hipokryzja.

Twój przekaz do innych? Dbajcie o siebie, ale nie rezygnujcie z walki. Solidarność znosi strach przed dyktaturą, a gdy przestaniecie się bać, nie pozostanie jej nic w zanadrzu.

Marceli, 21 lat, osoba niebinarna:

Jak się czuję? Od dzisiaj siedzę na kwarantannie, czyli nie mogę uczestniczyć w protestach, na których od ponad tygodnia pojawiałem się codziennie. Jest we mnie trochę smutku – czuję ogromną potrzebę walki o prawa moje, najbliższych i wszystkich innych osób z macicami. Gdyby ktoś spytał, co mnie to obchodzi? Odbieranie praw ponad połowie moich najbliższych nie mogłoby mnie nie obchodzić, nawet jeśli sam nie miałbym macicy. „Nigdy nie będziesz szła sama”!

Tęcza i klimat – co je łączy? Na co nam walka o równość, wolność i tolerancję na planecie, która chyli się ku upadkowi i na co nam zdrowa planeta bez wszystkich tych wartości? Tu chodzi o troskę, którą, darząc siebie nawzajem, możemy zdziałać piękne rzeczy. Pytasz mnie o granice, jak je rozumiem… Widzisz, wałkuję ten temat na terapii już od dłuższego czasu. Uczę się dbać o swoje granice i sam podejmować decyzję o moim ciele. Teraz niestety z gabinetu muszę wychodzić na ulicę, uczyć innych czegoś, co dla mnie zawsze było oczywiste – nikt nie ma prawa decydować o ciele drugiej osoby.

Bartosz „Sunny”, aktywista, osoba niebinarna:

Mój stan psychiczny odzwierciedla informacje o rozwijaniu się manifestacji, kolejnych osiągnięciach i porażkach. Oprócz wrażliwości na sytuację polityczną, są we mnie nieskończone zasoby determinacji, one dużo rekompensują, niezadowolenie czy smutek. Udział w proteście? Dla mnie to zaangażowanie, praca na rzecz dobrej przyszłości. Chcę wpływać na to, jaki jest świat. Nie widzę bardziej przejrzystej drogi do zmiany statusu quo, niż pełne zaangażowanie i danie z siebie, ile możliwe.

Nie widzę ani jednej przesłanki etycznej do zakazywania ani regulowania korzystania z aborcji. Łatwy dostęp do aborcji to fundamentalne prawo do zarządzania własnym ciałem, prawo człowieka. Teatrem ignorancji jest sądzenie, iż aborcja dotyczy tylko kobiet, tylko heteroseksualnych kobiet, czy tylko heteroseksualnych kobiet w małżeństwach – aborcja dotyczy każdej osoby, która hipotetycznie mogłaby mieć wykonany ten zabieg. Jako osoba, która sama z aborcji nie będzie mogła skorzystać, solidarnie walczę o prawo każdej osoby do indywidualnego wyboru.

Pytasz o granice, o wolność ciał. Odpowiedź będzie wyjątkowa, bo granice są w moim życiu wyjątkowe. Nienaruszalność to nic innego niż fakt, iż coś nigdy nie powinno zostać naruszonym. Nienaruszalność granic – granic, czyli wyznaczonych przez nas linii między „nie”, a „tak”, w ich obrębie – stanowi o ich absolutności, czego konsekwencją jest absolutna gotowość do ich obrony.

O ciele decydować może tylko ono samo, nikt nie może stawiać granic twojemu ciału (w obrębie twojego ciała, nie sprowadzajmy tego na libertariańskie sprzeczki na temat wielkości i wrażliwości pięści i nosa), ani ty niczyjemu innemu. Razem daje to konsekwencję w postaci przejrzystości granic osób i ich szanowaniu.  

 

Tekst z nr 88/11-12 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.