Zuzanna Janisiewicz, Kamila Kuryło i Dominika Wróblewska, założycielki „Codziennika Feministycznego” opowiadają w wywiadzie Marty Konarzewskiej o swej drodze do feminizmu i o tym, jak się ma feminizm do lesbijek.
Dominika: Kiedyś miałam, o feministkach typowo polskie wyobrażenie: szajbuski, które krzyczą na ulicach i chcą nie wiadomo czego. Później okazało się, że to wszystko od wewnątrz wygląda zupełnie inaczej, że radykalne działania są potrzebne, bo tylko one są zauważalne. Jak poznałam Kamilę okazało się, że moje poglądy od bardzo dawna są w 100% feministyczne, że to co mam w głowie jest feministyczne, że to co jest dookoła mnie wkurza i że chce to zmieniać, więc jestem feministką.
Kamila: Ja od małej grałam w piłkę, wolałam towarzystwo chłopaków, chyba już wtedy zaczęłam zauważać różne przejawy dyskryminacji w stosunku do dziewczyn. Lecz największy wpływ na moją aktywność/wrażliwość społeczną (nie tylko feministyczną) miało Wielokulturowe Liceum im. Jacka Kuronia, które miałam zaszczyt ukończyć. Pamiętam jak zaczytywałam się w literaturze marksistowskiej, to była chyba pierwsza klasa, napisałam esej o jakobinach, który obiegł całą szkołę i tak poznałam Kasię Bratkowską, która zabrała mnie na spotkanie Porozumienia Kobiet 8 Marca – to był chyba przełomowy moment.
Zuzanna: Często lesbijki przejmują retorykę dyskryminacyjną/seksistowską z pop-kultury i powielają ją w swoich zachowaniach. Odzywki typu „zaliczanie lasek”, „dobra dupa”, „pokaż cycki”. Ostatnio na imprezie lesbijskiej organizatorki parę razy puściły piosenkę „Blurred Lines” Robina Thicke z ewidentnie seksistowskim tekstem. Gdy zwróciłam im na to uwagę, powiedziały, że generalnie nie obchodzi je, że ten tekst obraża kobiety, po prostu lubią ten numer.
Na zdjęciu: Dominika Wróblewska (arch. pryw.)
Cały wywiad Marty Konarzewskiej do przeczytania w „Replice” nr 45