Skala szarości

En la gama de los grises (Chile, 2015), reż. C. Marcone; wyk. F. Celhay, E. Edwards; dystr. Tongariro, premiera w Polsce: 12.02.2016

 

mat. pras.

 

„Skala szarości” nie jest tak dobra jak „Zupełnie inny weekend”, ale warto obejrzeć. Tu też mamy przyglądanie się z bliska dwom chłopakom, którzy się w sobie zakochują. Widzowie, którzy lubią kino o miłości, ale bez melodramatycznego zadęcia, nie powinni być zawiedzeni (film wchodzi do kin w sam raz w walentynkowy weekend).

Bruno, architekt koło 30-tki, znalazł się na rozdrożu życiowym. Wiemy, że niedawno opuścił żonę, widuje się z kilkuletnim synkiem i właśnie dostał poważną propozycję pracy. W takiej sytuacji poznaje Fera – energicznego, otwartego, radosnego nauczyciela historii. Bruno przyjmuje zaproszenie na wypad do klubu. Który okazuje się klubem gejowskim. „Bo robię pewne badania” – wyjaśnia Fer. Bruno: „Acha”. Fer: „Chłopie, żartowałem, jestem po prostu gejem, dlatego cię wziąłem do gejowskiego klubu”. „Acha”. Bruno nie daje nic po sobie poznać, jednak jest to początek… flirtu, romansu, miłości? Ferowi szufladka z napisem „gej” pasuje jak ulał. Bruno nie jest pewny, co ma o sobie myśleć w tych sprawach. „Ech, albo czarne, albo białe!” – prowokuje Fer. Bruno oscyluje gdzieś na skali szarości. Obaj mają potężną samoświadomość, dialogują zawzięcie i fajnie się ich słucha.

Film tonie w pastelowych barwach – widać, że twórcy są bardziej za odcieniami niż ostrością kolorów, również w sensie metaforycznym. Aktorzy – żadne ciacha, ale jednak niebrzydcy – sprawiają, że miło jest się z nimi utożsamić. Do tego scena erotyczna nakręcona i zagrana naprawdę rewelacyjnie. Debiutującemu chilijskiemu reżyserowi Claudio Marcone wypada pogratulować. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 59 / 1-2 2016.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.