Sylwetkę STANISŁAWY WALASIEWICZ (1911-1980), słynnej lekkoatletki, która była osobą interpłciową, przedstawia Bartosz Żurawiecki
Oto historia tak nieprawdopodobna, że aż prawdziwa. Zacznijmy ją od końca. 4 grudnia 1980 r. 69-letnia mieszkanka Cleveland, Stella Walsh Olson kupuje w „Dyskoncie Wuja Billa” białe i czerwone wstążki na powitanie drużyny polskich koszykarek, które przyjeżdżają, by rozegrać mecz z miejscowym zespołem Kent State University. Ma na sobie białe spodnie, niebieską marynarkę, białe tenisówki i platynową perukę, którą zakrywa przerzedzające się siwe włosy. Wychodzi ze sklepu i zbliża się do swojego samochodu marki Oldsmobile Omega. Zapadł już zmrok. Stella planuje wrócić do domu, gdzie opiekuje się schorowaną 89-letnią matką. Nagle podbiega do niej dwóch młodzieńców, lat 21 i 18. Próbują wyrwać jej torebkę, pewnie myślą, że w środku znajdą sporą sumę pieniędzy. Ale Stella Walsh to była lekkoatletka, osoba słusznej postury. Nie z takimi przeciwnikami dawała sobie radę. We wrześniu 1936 r. na placu Unii Lubelskiej w Warszawie zaatakował ją stołeczny złodziej, Chaim Miodownik. Wtedy nie tylko przepłoszyła napastnika, ale też pognała za nim w pościg, dogoniła go i przekazała w ręce policji.
Teraz Stella także się broni. Szamocze się z rabusiami. Jeden z nich wyciąga rewolwer kaliber 38. Walasiewicz chwyta za lufę, próbuje wyrwać chłopakowi broń. Pada strzał. Napastnicy uciekają, kobieta upada w kałużę krwi. Kula trafiła w klatkę piersiową, ofi ara ma uszkodzoną tętnicę. Jakiś mężczyzna widzi leżące ciało i zawiadamia ochroniarza z dyskontu Zabierają Stellę do pobliskiego szpitala; radiowozem, bo wezwana karetka złapała po drodze gumę. Kobieta trafi a na stół operacyjny. Niestety, umiera po 3 godzinach. W chwili napadu miała przy sobie 250 dolarów.
Stasia staje się Stellą, a potem znów Stasią
Prawie 70 lat wcześniej, 3 kwietnia 1911 r. w kujawskiej wsi Wierzchownia na świat przychodzi Stefania Walasiewcz, córka Juliana i Weroniki. Gdy ma zaledwie kilka miesięcy, rodzice wyruszają z nią w podróż za chlebem do USA. Osiadają w Cleveland, tu ojciec znalazł pracę w hucie stali. W domu mówią na nią „Stasia”, dlatego też zmieni potem imię ze Stefania na Stanisława. Dorasta wraz z młodszymi siostrami Klarą i Zofi ą w dzielnicy zwanej Slavic Village, gdyż zamieszkują ją głównie Polacy i Czesi. Gdy będą w Polsce pytać Stasię, skąd tak dobrze mówi po polsku, odpowie: „Jestem Polką, wychowałam się w polskim domu. W Ameryce z siostrą Klarą zawsze rozmawiam po polsku”. W jej mowie słychać będzie także naleciałości gwary z rodzinnych stron.
W amerykańskiej szkole Stasia staje się Stellą Walsh; jej prawdziwe imię i nazwisko jest dla Amerykanów nie do wymówienia. Rówieśnicy drwią sobie z muskularnej sylwetki, wydatnej szczęki i wysokiego wzrostu Stelli. Przezywają ją „Bull Montana”; to pseudonim popularnego wówczas w Stanach zapaśnika i aktora włoskiego pochodzenia Lewisa Montagny, który odgrywał na ekranie role osiłków, bandytów i wszelkiej maści troglodytów.
Stasia od małego ma dryg do sportu. Gra w koszykówkę, w bejsbol z chłopakami. Ale jej specjalnością są biegi. Jest tak dobra, że w 1927 r. zostaje zakwalifikowana do amerykańskiej drużyny lekkoatletycznej na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Amsterdamie. Ma szansę pobiec w kobiecej sztafecie 4 x 100 metrów. Przy wypełnianiu papierów wychodzi jednak na jaw, że nie ma amerykańskiego obywatelstwa. Liczy sobie zaledwie 16 lat, o obywatelstwo według prawa bedzie się mogła ubiegać dopiero po przekroczeniu 21. roku życia. Jest rozgoryczona, ale cóż może zrobić? Zapamięta jednak Amerykanom ten afront.
W Amsterdamie dyskobolka Halina Konopacka ustanawia rekord świata, dzięki czemu Polska zdobywa swój pierwszy złoty medal olimpijski. Zainspirowana sporstmenką Stasia zapisuje się do polonijnego klubu sportowego „Sokół”. Rok później przyjeżdża z „Sokołem”, po raz pierwszy od urodzenia, do Polski na Wszechsłowiański Zlot Sokolstwa towarzyszący Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu. Triumfuje na 100 metrów i w skoku w dal. Za namową Polskiego Związku Lekkiej Atletyki wstępuje do warszawskiego klubu „Grażyna” i 28 lipca 1929 r. reprezentuje Polskę w meczu z Austriaczkami w Królewskiej Hucie (dzisiejszy Chorzów). Wygrywa w czterech konkurencjach. Jeszcze lepiej wypada w kolejnym meczu, tym razem z reprezentantkami Czechosłowacji. Krąży między Polską a USA, gdzie także odnosi niebagatelne sukcesy. W 1930 r. jako pierwsza kobieta schodzi poniżej 11 sekund w biegu na 100 jardów, a następnie bije rekord świata na dystansie 50 jardów. Jest najszybszą kobietą na świecie.
Cały tekst do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.