W, jak to nazywa, „małym bonusie z making of” autor pisze: Przysięgam, że nie planowałem stworzyć tego komiksu (…) Sunstone jest owocem największego wypalenia artystycznego, jakiego w życiu doświadczyłem. A potem dzieli się z nami rysunkiem, od którego się wszystko zaczęło. Są na nim dwie kobiety o idealnych sylwetkach, w fetyszystycznych wdziankach – całkiem mainstreamowe i (mimo że w pozie erotycznej), niekoniecznie lesbijskie. Takie tam elementy fantazji. Dwie kobiety, lateks, duże usta, pieprzyki Madonny, włosy z mangi. A więc komiks narysował facet i nie chodziło mu o lesbijki, tylko o seksowny temat, a potem wszystko się rozwinęło w opowieść romantyczną. A więc osoby, które spodziewają się lesbijskiej opowieści s/m w stylu Bechdel, będą zawiedzione. Książeczka jest płytka, wystylizowana i literacko bardzo taka sobie. A jednak, pomimo wszystko, jakoś prawdziwa (emocjonalnie?) i trzymająca formę sadomasochistyczną. Na przykład końcówka jest ciekawa formalnie (szkoda, że nie mogę zdradzić). Fabuła prosta. Lisa i Ally poznają się w internecie, by zaspokoić swoje fantazje seksualne. Jedna jest dominująca, druga uległa. Spotykają się, zaprzyjaźniają, zbliżają w rozmowach, wspólnych porankach. Najpierw się trochę krygują, wstydzą, potem następuje seria rysunków z seksem, potem z tęsknotą… Na wszystkich wysmuklone laski z wielkimi piersiami i wielkimi oczami. No nie wiem. Dla mnie nic nowego. Ale ton seksownej nieporadności i humor może się jakoś podobać. (Marta Konarzewska)
Tekst z nr 59 / 1-2 2016.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.