Przy Svenie Marquardcie nawet sam Terminator czy Mad Max wyglądają jak grzeczni chłopcy. Zwalista postura, posępne spojrzenie, sieć tatuaży, kolczyki, łańcuchy. W Berlinie Sven jest legendą. Od 2004 r. stoi na bramce kultowego klubu Berghain, do którego wejście jest podobno szczytem marzeń każdego imprezowicza stolicy Niemiec. Od trzech dekad Marquardt jest też wziętym fotografem (specjalizuje się m.in. w gejowskich fetyszach), współpracował m.in. z Hugo Bossem. Na koncie ma punkową przeszłość jeszcze z czasów NRD. Narkotyki, oględnie mówiąc, nie mają przed nim tajemnic. Sven jest też gejem, o czym w autobiografii „Noc jest życiem” pisze raczej zdawkowo, ale na luzie, podobnie jak o swoich związkach z Robertem (w latach 80.) i Mario (w latach 90.). Skupia się na fotografowaniu, byciu punkiem i na Berlinie, który jest niemal równorzędnym bohaterem książki. O samym „bramkarstwie” czytałem bez fascynacji, bo do selekcji w klubach mam stosunek negatywny. Dodam jednak, że na wejście do Berghain, wbrew krążącym w sieci instrukcjom, zdaniem Svena, nie ma recepty. Zapewnia on w każdym razie, że udawanie geja, jeśli się jest hetero – ponoć częsty numer – na niego nie działa (Pokazywali, jak trzymają się za rączki, ale jakoś błyskawicznie je puszczali, gdy ich nie wpuściłem). (Mariusz Kurc)
Tekst z nr 61 / 5-6 2016.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.