O niebinarności płciowej, o żeńskich zaimkach, o tym, jak tańczył w rytm krzyków „zakaz pedałowania” oraz o tym, jak wyjaśnia mamie tajniki gejowskiego seksu – z aktywistą Grupy Stonewall ŁUKASZEM JUREWICZEM rozmawia Tomasz Piotrowski
Na Instagramie trafiam na zdjęcie Łukasza (@capitalhim) z jego obłędnie długimi nogami. To jego coming out jako osoby niebinarnej. Myślę: „Przyszedł czas, by poznać człowieka, który w lipcu zeszłego roku podczas objazdu Grupy Stonewall w ramach Letniej Akademii Równości tańczył do homofobicznych krzyków w Świdnicy” (viral obiegł sieć). Spotykamy się w Lokum, poznańskim barze Grupy Stonewall.
Ci, którzy śledzą cię na Instagramie, nie byli chyba zaskoczeni, że wyoutowałeś się jako osoba niebinarna. Pełno masz zdjęć w strojach, które przekraczają granice męskości.
Ciągle zdarzało mi się słyszeć, zarówno od ludzi hetero, jak i nie hetero, pytania w stylu (Łukasz robi ironiczną pozę): „Czemu ty ubierasz sukienkę na Sylwestra?”, „Po co ty te szorty takie krótkie nosisz?”, „Chcesz zmienić płeć, a może cię kręcą takie stroje, masz takie fetysze seksualne?”. Zacząłem szukać niebinarnych coming outów i okazało się, że jest ich niewiele.
Globalnie to Sam Smith. W „Replice” w poprzednim numerze Loe Fjorsigviss, a kilka lat temu – Wiktor Dynarski, ówczesna osoba prezesująca Trans-Fuzji. Wrzuciłeś przegięte zdjęcie i napisałeś: Osoba niebinarna to taka, która nie identyfikuje się z żadną z płci – ani męską, ani kobiecą – lub identyfikuje się z obiema na raz. Nie uznaję granic między płciami. Nie rozumiem ich i uważam za kompletnie zbędne. Po tym gejowskim, to był twój drugi coming out.
Jeśli chodzi o moich krewnych, znajomych ze studiów czy szkoły średniej, wiedziałem, że to będzie dla nich szok pod tytułem: „I co ten gej sobie jeszcze teraz wymyślił?”. Spodziewałem się fali pytań, więc by odpowiadać na zimno, najpierw nie wchodziłem na Instagram przez jakiś czas. Gdy w końcu zajrzałem, zobaczyłem wiele pozytywnych opinii od ludzi, których znam, a reszta mniej więcej: „OK, wspieramy Cię, ale mam pytanie…”, a po co, a jak to, a z czym to. Cieszyłem się z każdego – wiedziałem, że poszerzam krąg ludzi, którzy chociaż przez chwilę rozważą myśl, że binarność płciowa nie jest oczywistością.
Najczęściej pewnie pytali o ubrania.
Identyfikując się z obiema płciami, potrzebuję i ekspresji męskiej, i ekspresji kobiecej albo mieszanej. Taka odpowiedź zazwyczaj wywoływała pytania typu: czy to mi daje przyjemność seksualną, czy mam potrzebę się z tym obnosić. Myślę, że to wynika z obawy, jak ta moja niebinarność wpłynie na nich – gdy zaproszą mnie na piwo z kumplami, to czy przypadkiem nie przyjdę w sukience? Ale jak pisałem też w poście, w mojej codzienności to nic nie zmienia, dbam o bezpieczeństwo i komfort ludzi wokół mnie. Tak więc na studia idę w golfie, do Lokum – w moich super krótkich szortach, a do HaH-u w sukience.
Nawet gdybyś miał ochotę, na to piwo nie poszedłbyś w sukience?
Gdybym miał ochotę, a dodatkowo miałoby to pozytywny wpływ na naszą społeczność, to uwierz mi – już widzę siebie, jak grzeję tam w sukience i na szpilkach! Inne częste pytanie: „Czy to znaczy, że chcesz być teraz kobietą?”. Wyjaśniam, że nie jestem osobą transpłciową, nie myślę o tranzycji, czuję się świetnie z moim męskim ciałem.
Twoja ekspresja kobieca wynika tylko z potrzeby lub ochoty na to, czy może jest też trochę podszyta feminizmem – chęcią pokazania światu, że facet też może założyć sukienkę i nie ma w tym nic złego?
Trafiłeś. Od dziecka czułem, że różnice w traktowaniu płci są idiotyczne. Kobiety i mężczyźni powinni móc bez problemów ubierać się, w co chcą, pracować, w jakich zawodach chcą itd. 30 lat temu było dziwne, że facet ma długie włosy, 60 lat temu dziwna była kobieta w krótkiej spódniczce, a 100 lat temu szok na świecie wywoływały kobiety w spodniach! Dziś dziwne jest to, że ja noszę krótkie szorty i top, ale za 40 lat każdy powie, że dziwne – to było to, że ludzie tego nie rozumieli!
Z kategorii trudne pytania do niebinarnej osoby: jak się do ciebie zwracać, jakie końcowki stosować? To wywołuje popłoch nie tylko w środowisku hetero, ale i LGBTIA.
Zaimki, końcówki to obszar dość indywidualny, trzeba zapytać. Ja „tańczyłem”, ale i „tańczyłam”, aczkolwiek są osoby, które preferują końcówki i zaimki odnoszące się do jednej płci. W angielskim osoby niebinarne często stosują „they”, „them” (jak Sam Smith). Jeszcze inni tworzą nowe końcówki i mówią np. „byłom”, „poszłom”… To nie przychodzi łatwo czy naturalnie, trzeba się nauczyć, ale można po prostu powiedzieć, że się postarasz mimo że masz z tym kłopot.
Pamiętasz, kiedy zacząłeś mówić o sobie w formie żeńskiej zamiennie z męską?
Chyba wtedy, jak zostałam aktywistką LGBTIA, jak zainteresowałem się feminizmem. I szczerze – na początku robiłem to tylko, by wkurwiać osoby o poglądach seksistowskich czy transfobicznych. W ten sposób najłatwiej ich cringe’ować! Wkurzało ich to, ale też dawało do myślenia.
Kogo tak cringe’owałeś?
Rodzinę! Ja mówię „byłam” – ktoś na to: „Chyba byłeś” – a ja: „Chyba ja lepiej wiem, co robiłam” (śmiech). W święta, w domu „wymsknęło” mi się przy stole i nagle powietrze zrobiło się ciężkie, a na twarzach dalszych krewnych wymalowały się zdziwione miny. (Łukasz udaje szok) „Czy on właśnie powiedział „byłam”? My wiemy, że to ten gej, że coś z nim jest nie tak, ale czy to już ten etap?”
(śmiech) Ale pewnie już wcześniej widać było twoją kobiecą ekspresję, tylko nie mówiłeś o tym „oficjalnie”.
Pewnie. Gdy na Instagramie wrzucałem fotkę w szortach, lajki się sypały, bo geje to generalnie lubią, ale gdy byłam w sukience, to więcej niż lajków było komentarzy w stylu, że „szkodzi to wizerunkowi naszej społeczności”. Sporadycznie zdarzyły się grubsze akcje.
Jak z fryzjerką z twojego ulubionego salonu?
O, widzę, że mnie obserwujesz. Jedna dziewczyna napisała do mnie hejterską wiadomość w odpowiedzi na zdjęcie z berlińskiej parady (zwykłe zdjęcie w krótkich szortach). Sprawdziłem jej profil i okazało się, że pracuje w sieci salonów fryzjerskich, do których regularnie chodzę.
Zakończyło się pomyślnie: salon wystosował przeprosiny z obietnicą wyciągnięcia konsekwencji.
Tak. A najczęściej żadnego finału nie ma, tylko są komentarze typu: „Fajna ta bluzka, ale trochę damska”.
W poście o niebinarności pisałeś też o tym, że zdarza ci się korzystać z damskich toalet.
Zwłaszcza w sytuacjach, gdy do męskiej trzeba iść np. na drugą stronę budynku. Nie rozumiem podziału toalet według płci. W Lokum był podział bardzo krótko – sam zdjąłem tabliczki. Regularnie wchodzą do Lokum osoby, które nie wiedzą, że to bar LGBTIA – i moje szorty im to zaraz tłumaczą. Dopytują: „Czy to gejowski bar? Czy ja mogę tu zamówić?”. Robię minę i mówię: „Legitymację gejostwa poproszę!”. (śmiech)
Słusznie zgaduję, że duży wpływ na ciebie musiał mieć RuPaul?
O tak! Odkryłem go dość późno, bo gdy byłem w klasie maturalnej, 3 lata temu. Dragsy mnie jakoś wcześniej nie kręciły. Też żyłem w tej bańce, że niektórzy geje są zbyt przegięci. Sięgnąłem po „RuPaul’s Drag Race” dopiero, gdy Lady Gaga się w nim pojawiła. Obserwuję ją od zawsze, miałem więc „obowiązek” obejrzeć i to – i „Boże, dlaczego ja tego wcześniej nie widziałem?!”. Przecież to jest najlepszy program ever! To podkręciło moją potrzebę ekspresji i uświadomiło mi, że nie muszę się za nikim oglądać, nie ma czegoś takiego jak zbyt przegięty gej.
Oglądamy właśnie 12. sezon, rozumiem, że zaliczyłeś wszystkie wcześniejsze. Masz ulubione drag queens?
Trzy. „Używam” niebinarności dokładnie jak one – by pokazać, że można zamienić to w sztukę, jak Aquaria, że można zamienić to w kosmiczne przegięcie, jak Trixie Mattel oraz że można też się tym przykryć i skupić uwagę na tym, że masz szorty, a nie, że masz gorszy dzień, jak Katya, która przykrywa „kobiecością” to, jak bardzo jest popieprzona. My w Polsce w 2020 r. nie mamy jeszcze nawet związków partnerskich, ale przyszłość jest niebinarna. Ludzie zauważą wreszcie, że podział kulturowo-społeczny związany z płcią jest nieadekwatny do naszych czasów. To widać chociażby w popularnych filmach sci-fi np. w „Igrzyskach Śmierci”. W Kapitolu (utopijna stolica we wspomnianej sadze – przyp. red.) nie da się odróżnić płci osób – nie istnieje podział ubrań na męskie i kobiece. I tak będzie!
Mówisz to energicznym, pewnym siebie głosem. Do walki gejów, lesbijek i innych „literek” dołącza walka osób niebinarnych o swe miejsce.
A wiesz, że z definicji już nie jestem gejem? Bo gej to „mężczyzna zakochujący się w mężczyznach” – ja zakochuję się w mężczyznach, ale sam identyfikuję się nie jako mężczyzna, tylko jako osoba niebinarna, więc… już nie gej? (śmiech) Żartuję, ale myślę, że rzeczywiście w naszej społeczności wszystko kręci się wokół mężczyzn i wynika to, tak samo jak wśród ludzi hetero, z patriarchatu. Chciałbym reprezentować osoby niebinarne, mówić o nas. Na kolejnych Marszach Równości chciałbym iść z naszą flagą – od góry żółty, biały, fioletowy i czarny pas.
Jak zostałeś aktywistą?
Odkąd zacząłem się interesować polityką, czyli na początku gimnazjum, chciałem być aktywistą. Jeszcze na lekcjach WOS-u, gdy tylko wypływał temat LGBTIA, klasa zaczynała się na mnie gapić – czekali, aż zacznę moją „dramę”, moje „wykłady”. Mój pierwszy Marsz był we Wrocławiu w 2017 r. Wtedy też pierwszy raz byłem w klubie LGBTIA (HaH Wrocław). Ledwo wszedłem, odwróciłem się za jednym przystojnym chłopakiem i on też się odwrócił. Pomyślałem: „Boże, to jest to! Na to czekałem całe życie!”. To właśnie podczas tego Marszu zobaczyłem ludzi z Grupy Stonewall. Wyguglowałem ich, spodobali mi się, więc przyjechałem na studia do Poznania, by do nich dołączyć. Oczywiście wersja dla rodziców była inna: tu jest najlepsza uczelnia w Polsce, świetne warunki, super studenckie miasto itd. (śmiech). Dosłownie cztery dni po przeprowadzce zacząłem z nimi jeździć na Marsze i robić 1000 innych rzeczy. Wszędzie mnie było pełno. Kumulowałem w sobie tyle energii, że gdy w końcu wybuchłem, to jak bomba jądrowa! Na Marszu w Szczecinie podszedł do mnie dziennikarz z pytaniem, po co tu jestem. No, ja odpowiedź na to pytanie ćwiczyłem przez całe liceum! Poznałem Monikę Tichy, szefową Lambdy Szczecin, dziś moją przyjaciółkę, ale i mentorkę, mistrzynię Jedi! W czasie przygotowań do Poznań Pride Week byłem na każ- dym spotkaniu grupy roboczej, na każdy telefon w 10 minut pojawiałem się w biurze. Robiłem wszystko, co mi kazali – aż zauważyli, że mi zależy i w zeszłym roku zaproponowali udział w Letniej Akademii Równości. To w jej ramach powstał viral internetowy, gdzie tańczę na rynku w Świdnicy do okrzyków „zakaz pedałowania” tamtejszych homofobów. Żeby było śmieszniej, krzyczeli w rytm gejowskiego hymnu „Go West” Village People.
Na końcu jednego z przemówień mówiłeś: Pedały z kobietami, pedały z osobami z niepełnosprawnością, pedały w obronie klimatu i wreszcie pedały wraz z sędziami! Słowo „pedał” jest OK w ustach aktywisty?
Byłoby nie OK, gdybym chciał tym słowem kogoś obrazić – ale mój cel jest inny: chciałbym, by ruch LGBTIA przejął to słowo i zdjął z niego obelżywy charakter. Tak jak niemiecki ruch przejął obraźliwe słowo Schwul, a angielski i amerykański – queer.
Studiujesz ratownictwo medyczne. Ostatnio współorganizowałeś prelekcję o „pacjencie nieheteronormatywnym”. Co personelowi opieki medycznej, zdawałoby się, zupełnie neutralnemu w stosunku do pacjenta, trzeba tłumaczyć?
Gdy przykładowo ktoś mówi do lekarza „jestem chora”, a w dokumentach ma wpisane imię Ryszard, lekarz może być zdezorientowany, bo, serio, nikt mu nie wspominał o tym, jak traktować pacjentów transpłciowych. Takie akty dyskryminacji się rzeczywiście zdarzają, a dla mnie to jest tym bardziej dziwne, że chodząc korytarzami Uniwersytetu Medycznego, czasem zastanawiam się, czy tam studiuje ktokolwiek inny niż geje? Konferencja nie odbyła się też z mojej inicjatywy – odezwało się do mnie koło studenckie. Jego prezes zapytał mnie: „Wiadomo, że ty jesteś TYM gejem („Th e gay of nasz uniwersytet”), więc może znasz kogoś, kto mógłby nam wytłumaczyć kim są ci geje i inni”. Powiedziałem: „Tak, znam, mówisz właśnie do tej osoby”. Po prelekcji dostałem propozycję od środowiska pielęgniarek i pielęgniarzy, od lekarzy. Projekt chyba będzie się rozwijał.
Słyszałem też, że dokonałeś apostazji. Tak, w wieku 19 lat „oficjalnie” opuściłem Kościół rzymskokatolicki, a mentalnie – to w wieku 13 lat. Nie wierzę w Boga i absolutnie nie utożsamiam się z poglądami katolickiej wspólnoty. Uważam chociażby, że kościół powinien być oddzielony od państwa – a nie jest. Moje przynależenie do tej wspólnoty… to tak, jakbym był homofobem, a należał do Stonewall – niedorzeczne!
Przeglądając twój Facebook, zauważyłem, że Twoja „internetowa historia” zaczyna się od przeprowadzki do Poznania. Co było wcześniej?
Wcześniej? (Łukaszowi wyraźnie zmienia się humor, bierze głęboki wdech) Wcześniej było dojrzewanie, coming outy przed bliskimi, prześladowanie mnie w gimnazjum… Dowiadywałem się, jak działa świat i dlaczego mnie nienawidzi. Ale i zwykła codzienność… zabawy wokół bloku, szkoła… nuda.
Wykasowałeś tamten czas z głowy tak, jak na Facebooku?
Nie… To jest część mnie i zawsze już tak będzie. Pamiętam, jak nie chciało mi się wstawać rano tam w Zgorzelcu czy Bogatyni i jak mówiłem sobie, że wstanę po to, by za 10 lat mieszkać w innym, fajnym miejscu, gdzie świat będzie lepszy. Dziś to się urzeczywistnia. Już nie mam wymówek na brak energii o poranku! W gimnazjum byłem dyskryminowany. Nie chodzi tylko o wyzywanie od pedałów, ale też np. o szydercze krzyczenie przez cały szkolny korytarz, że lubię zapinanie w dupę. Gdy miałem 10 lat, miałem dziewczynę, ale chyba już wtedy oglądałem się za chłopcami. Ostatnio znalazłem swoje opowiadanie z podstawówki. Piszę tam o dwóch przyjaciołach, chłopakach, którzy byli piłkarzami i mieli dziewczyny, ale te dziewczyny okazały się zołzami, więc je zostawili i przeprowadzili się razem do chatki w lesie i żyli tam po przyjacielsku długo i szczęśliwie. Przeczytałem to i mówię do mamy: „Czy ty widziałaś to opowiadanie? Czy ci nauczyciele widzieli to opowiadanie? Naprawdę kogokolwiek zdziwiło, że w wieku 15 lat przyszedłem do domu i powiedziałem, że jestem gejem?”
Czekaj, 15 lat?
Tak, miałem 15 lat, gdy powiedziałem mamie i to była pierwsza osoba, której powiedziałem wprost. Potem tata, siostra, inni bliscy. Dla mamy to nie był szok, ona chyba jako jedyna rzeczywiście wiedziała to „od zawsze”. W zeszłym roku na Marszu byłem z mamą, która niosła baner z napisem: Bądź sobą, ja zawsze będę z Tobą. Płakała przez całą drogę Marszu. Tato z kolei jest konserwatywny. Obwiniał się, pytał, czy mnie źle wychował. Bo wiesz, tata np. uczył mnie grać w piłkę nożną, a ja tego nienawidziłem. Uczył mnie obsługiwać wiertarkę, piłę, jak spawać… Myślał, że wychowa mnie na „męskiego mężczyznę”, że będę „normalny”, że znajdę sobie dziołchę i będziemy mieli dzieci. No, coś tam mu się udało, bo potrafi ę używać wiertarki, spawać. Z dziołchą mu nie wyszło, zdecydowanie wolę facetów. Przez 5 ostatnich lat trwała u mnie w domu wielka kampania antydyskryminacyjna. Ojcu ciągle robiłem wykłady. Moment przełomowy był, gdy zaakceptował mnie dziadek. Ale nie było łatwo. Któregoś razu tata wyznał mi, że po moim coming oucie myślał przez chwilę, że najlepiej by było, gdybym spakował się i wyjechał, nie musiałby wtedy myśleć o problemie.
Mocne.
Po latach „terapii konwersyjnej” na nim – gdy zmieniałem mu postawę z homofobicznej na niehomofobiczną – wie, że dziś bardzo by tego żałował. Że to był tylko jego strach. Ale ja nie mam mu tego za złe. Nikt się nie rodzi homofobem, to system wpoił homofobię mojemu tacie. A moja mama jest z tych mam, co akceptują homoseksualność syna raz-dwa i już po chwili szukają mu odpowiedniego chłopaka. W zeszłym roku na Marszu we Wrocławiu przeszedł koło nas chłopiec, który był… no tak samo kobiecy w ekspresji jak ja. Bardzo ładny, ale po prostu nie w moim typie. Ale moja mama natychmiast: Zobacz, zobacz! Takiego zięcia to bym chciała! Ja na to: Jezus, mamo, wiesz, że jestem pasywny, a coś zgaduję, że on też. A ona strzela mnie przez ramię: Ja cię nie wychowałam ani na pasywa, ani na aktywa! No i takie rozmowy mamy z mamą. Przerobiliśmy wszystko, akty, versy, power bottomy. Mama zna polskie dragsy, lajkuje Shady Lady na Instagramie i nieustannie uświadamia wszystkich w mojej miejscowości na temat LGBTIA. Urodzona aktywistka! Jak przeniosłem się do Poznania, to zadzwoniłem i mówię: „Mamo, potrzebuję 120 złotych”. „Na, co?”. „Na PrEP”. „A co to jest PrEP?”. „To lek, dzięki któremu nie zakażę się HIV”. W telefonie tylko „Aha” i długa cisza. „Tak, mamo, uprawiam seks”. A ona: „No wiem, dziecko, że uprawiasz seks, nie wyobrażam sobie, żeby tak nie było, dobrze, prześlemy ci pieniądze”.
Tekst z nr 84/3-4 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.