Świat mi się powiększył

W przededniu III edycji Akademii Zaangażowanego Rodzica Kampanii Przeciw Homofobii o tym, jak wyglądają zajęcia AZR, o coming outach dzieci i swych własnych opowiadają rodzice z II edycji (część 1)

 

Na zdjęciu rodzice II edycji Akademii Zaangażowanego Rodzica, w tym nasze rozmówczynie: Anna Skalska, mama Kamili – piąta od lewej, Joanna, mama Wiktora – pierwsza od lewej, Elżbieta, mama Mateusza – siódma od lewej, Julita, mama Michała – trzecia od lewej. Pierwsza z prawej kuca Katarzyna Remin, koordynatorka Akademii, obok niej – dr Katarzyna Bojarska, seksuolożka, która w Akademii prowadzi zajęcia „Czym jest homoseksualność?”; foto: KPH

 

Akademia Zaangażowanego Rodzica ruszyła w Kampanii Przeciw Homofobii jeszcze przed słynną, zeszłoroczną akcją „Rodzice, odważcie się mówić” (patrz: „Replika” nr 39). Zajęcia AZR to sześciomiesięczny cykl weekendowych spotkań, podczas których rodzice dzieci LGBT nie tylko poznają się i dzielą doświadczeniami, ale otrzymują też podstawy wiedzy na temat LGBT: czym jest homoseksualność, co coming out dziecka zmienia w życiu rodzica, jak radzić sobie w sytuacji konfliktowej, jak prowadzić dialog z osobami wierzącymi itp. Wśród prowadzących – specjaliści: Katarzyna Bojarska, Aneta Rogowska, Renata Romanowska, Robert Witzling, Agnieszka Olszewska, Zofia Jabłońska. Koordynatorką AZR jest Katarzyna Remin, trenerka antydyskryminacyjna.

W tym numerze „Repliki” prezentujemy wypowiedzi pierwszych pięciu rodziców z II edycji AZR, kolejne – w drugiej części materiału w następnym numerze.

Anna Skalska, mama Kamili

Podoba mi się hasło: jak nie akceptujesz związków gejów czy lesbijek, to nie wiąż się z gejem ani z lesbijką. Wszystko na ten temat, nie?

Moja córka Kamila ma teraz 30 lat, ujawniła się przede mną 10 lat temu. Domyślałam się, ale nie prowokowałam rozmowy, odwlekałam, nie byłam ciekawa. Dopóki Kamila nie powiedziała wprost, mogłam mieć nadzieję, że to nie „to”. A potem „jestem lesbijką” – i klamka zapadła. Martwiłam się, jak sobie da radę, czy wyemigruje gdzieś, gdzie homofobii jest mniej… Ale nie sądziłam, że ten jej coming out zmieni moje życie.

A zmienił. Świat mi się nagle powiększył o wszystkie osoby LGBT. Jak sobie to człowiek raz uświadomi, to już nie ma kroku w tył. Wszędzie dostrzegam heteronormę. Tak to urządziliśmy, że nie ma miejsca dla LGBT i dla innych mniejszości też, choćby dla niepełnosprawnych. Wiedziałam, że demokracja to rządy większości z poszanowaniem mniejszości, ale teraz widzę wyraźniej, jak to u nas wygląda w praktyce – niezbyt dobrze.

Zgłosiłam się do Akademii Zaangażowanego Rodzica, bo stwierdziłam, że mogę pomoc innym rodzicom. Dla wielu homoseksualizm syna czy córki może być trudną sprawą, szczególnie, jak mieszka się w małym mieście i tkwi się w klimatach typu „przy kolędzie kolacja dla księdza”. Czują się zagubieni. Sama też skorzystałam z zajęć. Zdałam sobie bardziej sprawę, że dla dziecka wyjście z szafy przed rodzicem to początek nowego etapu, a rodzic wtedy najczęściej do tej szafy wchodzi. Nagle się odkrywa, że się należy do mniejszości. Szuka się więc: gdzie są inni tacy jak ja?

Jeśli chodzi o moje własne coming outy, to ważnym wydarzeniem był ślub mojej drugiej córki. Wiele osób, z rodziny i przyjaciół, dowiedziało się o Kamili. Nie ukrywam, była to pewna weryfikacja.

Dziś lepiej umiem reagować, gdy wypływa temat LGBT. Ciągle stykam się z tekstami typu: „Niech robią, co chcą, tylko niech się nie pokazują”. Ripostuję: „A ty się nie pokazujesz? Zastanawiasz się za każdym razem, gdy bierzesz żonę za rękę na ulicy?”. Pary jednopłciowe wciąż są tabu. W gronie znajomych często wałkujemy sprawy naszych dzieci, ich związków, narzeczonych. Ktoś mówi „mój syn pojechał na wakacje z dziewczyną” i wszyscy dopytują – co to za dziewczyna, co robi, jak wygląda, dokąd pojechali. Ale gdy ja coś powiem o dziewczynie Kamili, to zapada niezręczna cisza. Gdy kolega, z którym dawno się nie widziałam, zapytał, jak tam moje córki, powiedziałam: „Jedna mieszka z chłopakiem, a druga z dziewczyną”. Był w szoku: „Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby ktoś tak otwarcie o tym mówił”. Wiele osób łapie homofobiczne poglądy bezwiednie. To się bierze z niewiedzy. Można temu zaradzić w jeden sposób – pokazując się.

Joanna, mama Wiktora

Gdy trafiłam do AZR, byłam już uświadomioną mamą geja. W Łodzi, gdzie mieszkam, uczestniczyłam w spotkaniach grupy wsparcia dla rodziców homoseksualnych dzieci. Potrzebowałam jeszcze pomocy, aby wybaczyć sobie brak wcześniejszych starań o poznanie swojego dorastającego dziecka, w tym – jego orientacji seksualnej.

W pewnym sensie sprowokowałam coming out Wiktora. Otóż mój młodszy syn oświadczył, że się żeni. Miał dopiero 21 lat, uznałam, że to za wcześnie. W rozmowie z Wiktorem, czyli starszym synem, oczekiwałam potwierdzenia moich obaw, a on nie dość, że stanął twardo po stronie brata, to wyznał, z jakiego powodu nie planuje ślubu, choć jest starszy. Przyznaję, to był szok, dlatego już następnego dnia powiedziałam o wszystkim najbliższej rodzinie, która, zgodnie z moim oczekiwaniem, okazała akceptację. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej.

W AZR najważniejsze dla mnie było samo poznanie innych rodziców, z którymi mogłam wymienić doświadczenia, znaleźć zrozumienie. Czasami był śmiech przez łzy, np. gdy kolejny raz okazywało się, że nasze dziecko dokonywało przed nami coming outu na 2-3 minuty przed odjazdem swojego pociągu czy odlotem samolotu, pozostawiając nas sam na sam z tym wielkim przeżyciem.

Była przystępnie przekazana fachowa wiedza, wspólna Parada Równości i zawsze ogromna życzliwość osób organizujących i gospodarzy spotkań. Pozostały nowe znajomości – myślę, że już na zawsze – i „telefon do przyjaciela”, gdy tylko będzie potrzebny.

Elżbieta, mama Mateusza

Czułam się wyobcowana. Nie znałam żadnego rodzica homoseksualnego dziecka. Akademia to zmieniła. Odblokowałam się, to było wspaniałe. Usłyszałam te wszystkie historie – trochę podobne do mojej, a trochę rożne.

Mój Mateusz ma teraz 26 lat, chyba jest trochę samotnikiem. Ma artystyczną duszę i ten coming out zrobił na swój specyficzny sposób. Dawno temu – był jeszcze w podstawówce, gdy zaczął zostawiać na wierzchu swoje notatki albo pamiętnik leżał otwarty na biurku. Miałam wrażenie, że celowo, ale on zaprzecza. W każdym razie, jak się ma te 14 lat, to jeszcze mamusia sprząta w pokoju synka, no, więc mamusia „przypadkiem” przeczytała. Była rozpacz. Na początku tego nie udźwignęłam i nie zdobyłam się na rozmowę. W jakimś telefonie zaufania powiedziano mi, że może to tylko taka faza, ale ja już wiedziałam, że to nie żadna faza. Musiało minąć jakieś półtora roku, zanim zebraliśmy się z mężem i powiedzieliśmy mu, że wiemy i że go kochamy, a jego homoseksualność nic nie zmienia.

Chodził do liceum plastycznego, w którym rożnego rodzaju oryginałów było wielu – więc był tam w miarę bezpieczny. Ale generalnie bałam się o niego i nadal boję.

Dziwię się, że w Akademii Zaangażowanego Rodzica uczestniczyło tylko kilkanaście osób. Gdzie są ci wszyscy rodzice? Chowają się gdzieś, boją, tymczasem rozmowa tyle daje… Nawet jak teraz z panem rozmawiam, to się fajnie czuję.

Mateusz ma mnóstwo koleżanek, dla których jest fantastycznym przyjacielem. Zazdroszczę im – sama bym takiego przyjaciela chciała mieć! Tylko kolegów gejów jakoś nie ma. A ja bym chciała, żeby poznał kogoś i się zakochał. Czekam na ten moment, że przedstawi mi jakiegoś fajnego faceta.

Julita i Krzysztof, rodzice Michał

Julita: Michał ujawnił się przed nami już pięć lat temu, gdy miał 16 lat. Od tego czasu szukałam możliwości dowiedzenia się więcej o homoseksualizmie, chciałam syna lepiej zrozumieć. Zajęcia na AZR były świetne, szczególnie te z Kasią Bojarską. Uświadomiły mi, jak trudne jest odkrywanie homoseksualności w sytuacji, gdy cały świat wokół ciebie jest hetero. Skąd Michał miał czerpać wzorce? Przecież mój mąż i ja jesteśmy parą z innej bajki. Widzę dziś, jak ogromna, uświadamiająca praca jest do wykonania. Dostałam w KPH materiały. Jestem nauczycielką i rozdaję je.

Krzysztof: Jak usłyszałem wyznanie Michała, to poczułem lęk oraz… ulgę. Bo już jak miał cztery czy pięć lat, to zauważyłem, że on jest inny od typowych chłopców. I ciągle się męczyłem: o co chodzi? Jak powiedział: jestem gejem – to wszystko mi się wyjaśniło, puzzle mi się w jednej chwili złożyły (śmiech). Wcześniej dziwiłem się niektórym zachowaniom Michała, nie mogłem ich umiejscowić w pewnym katalogu „męskich” zachowań, które obserwowałem we własnym dzieciństwie lub u moich heteroseksualnych kolegów. Tylko niech pan napisze „męskich” w cudzysłowie. Te zachowania nie dawały mi spokoju, bo nie wiedziałem, że mój syn jest gejem.

Nie mam problemu z gejami. Mój najbliższy kumpel ze studiów, z którym mieszkałem w jednym pokoju w akademiku, był gejem. Ale ta nasza kultura jest taka, że się chłonie homofobię – więc nie dam głowy, pewnie zdarzało mi się coś chlapnąć bez sensu, a Michał to słyszał. Dziś już się kontroluję. Chociaż właściwie to nie. To nie jest kontrola. Teraz nawet mi do głowy nic takiego nie przychodzi.

Z braku czasu byłem tylko na trzech zajęciach AZR (dlatego Krzysztofa nie ma na zdjęciu – przyp. red.), ale podszkoliłem się. Społeczność LGBT ma moje pełne poparcie. Z wami świat jest fajniejszy.

 

Kampania Przeciw Homofobii zaprasza na III edycję Akademii Zaangażowanego Rodzica.
Kontakt: Katarzyna Remin, [email protected]

 

Tekst z nr 49/5-6 2014.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Moi tęczowi rodzice

Z KATARZYNĄ REMIN, koordynatorką Akademii Zaangażowanego Rodzica w Kampanii Przeciw Homofobii, współtwórczynią akcji „Przekażmy sobie znak pokoju”, o rodzicach dzieci LGBT, o Kościele katolickim, o emigracji w Niemczech i o tym, jak to jest być 60-letnią heteroseksualną działaczką LGBT, rozmawia MARIUSZ KURC

 

Foto: Emilia Oksentowicz/.kolektyw

 

Ilu rodziców dzieci LGBT przewinęło się przez 7 lat Akademii Zaangażowanego Rodzica?

Co roku mamy kilkunastoosobowe grupy, więc już ponad 100.

Większość to mamy, prawda? Mężczyźni częściej są homofobami, więc ojcowie zgłaszają się do AZR dużo rzadziej – mam rację?

Nie do końca. Większość to mamy, owszem, ale tu chodzi o coś szerszego niż homofobię. Na wszelkich zajęciach, gdzie jest mowa o uczuciach, większość to kobiety. Mężczyźni są od małego uczeni, by o uczuciach nie mówić, więc jeśli masz homoseksualne dziecko i czujesz się zagubiony albo się boisz, to milczysz. Ale jeśli akceptujesz, to również milczysz – do czasu, gdy trzeba bronić dziecka i wtedy ojcowie przechodzą do czynu. Wałkowanie tematu po prostu im często nie leży. Przez Akademię przeszło około 15 ojców i zdarzało się, że przyprowadzali żony, bo akurat one mniej akceptowały homoseksualność dziecka. Ale generalnie – tak, dziecko LGBT na większe zrozumienie liczy raczej u mamy. W wielu przypadkach mama dowiaduje się jako pierwsza, ojciec nieco później.

Kiedy to się dzieje? W jakim wieku?

Na szczęście coraz wcześniej. Coraz więcej jest w AZR rodziców nastolatków. Jednej z „naszych” mam syn ujawnił się, gdy miał 15 lat, dodając, że od 2 lat myślał, jak jej powiedzieć, że jest gejem. Druga pozytywna sprawa: coraz wcześniej rodzice orientują się, że brakuje im wiedzy i chcą ją zdobyć. W początkowej ankiecie mamy pytanie: „Od jak dawna wiesz, że twoje dziecko jest LGBT?”. Odpowiedzi: od 2, 3 czy 5 lat były nagminne. Teraz częściej padają miesiące, jedna odpowiedź nas kompletnie zaskoczyła: „Od wczoraj”. To pokazuje, że coming out dziecka powolutku przestaje być szokiem, z którego rodzic długo nie może się otrząsnąć.

Podobno na pierwszych zajęciach wszyscy płaczą.

Tak, łącznie ze mną. Poziom emocji jest niebywały. Ci ludzie tak się cieszą, że się poznali i że mogą porozmawiać… Po zajęciach zaraz umawiają się na piwo, potem na wspólne wyjazdy; łączy ich ważne doświadczenie: mają dzieci LGBT. Samo głośne powiedzenie: „Moja córka jest lesbijką”/„Mój syn jest gejem” ma taki ładunek, że głos drży, a pozostali słuchają w kompletnej ciszy. Może już opowiadali o homoseksualności dziecka przyjaciołom, sąsiadom, czy dalszym znajomym, ale teraz mówią w kręgu osób, które naprawdę rozumieją i czują, bo same przeszły podobne sytuacje. Pierwsze zajęcia to jak znalezienie swojego „stada”. Nagle nie jesteś już jedyną mamą geja czy ojcem lesbijki na świecie. Zrozumiałam też, jak bardzo rodzice, nie tylko ich dzieci, podlegają mechanizmom dyskryminacji. Po coming oucie dziecka sami wchodzą do szafy – przestają o dziecku mówić, izolują się, zamykają w domach, żyją w obawie, że „ktoś się dowie”, wpadają w depresję. Mama lesbijki czy geja, gdy jest w takiej traumie, często nie pójdzie nawet na spotkanie towarzyskie z koleżankami, „bo one będą opowiadały o swych dzieciach, będą się chwaliły, a ja co”? Bycie rodzicem dziecka LGBT oznacza w wielu przypadkach życie w stresie mniejszościowym. Do tego strach o bezpieczeństwo dziecka, nierzadko poczucie winy, bo z braku wiedzy myśli się, że „to może być przez wychowanie”, a więc „gdzie ja zrobiłam błąd?” oraz ogromne poczucie wstydu, które narusza poczucie własnej wartości. Rodzicom każdej edycji po kilku miesiącach delikatnie proponujemy udział w Paradzie Równości. Jedni nie są na to gotowi, inni chcą iść, ale z boku, a jeszcze inni decydują się pójść w naszej grupie – i to jest też ogromne przeżycie. Widziałam na własne oczy: Parada może być dla rodziców wręcz terapeutycznym doświadczeniem, dawać poczucie siły. „Kasia, to było fantastyczne, ja się w końcu przestałam wstydzić własnego dziecka. Ja jestem z niego dumna!” – słyszałam od wielu mam po Paradzie.

Jakie zajęcia oferujecie w AZR poza tym, że oni się spotykają i to jest wartość sama w sobie?

Czym jest homo- i biseksualność, transpłciowość oraz interpłciowość. Dalej: jak działają stereotypy i uprzedzenia i jak przeciwstawiać się dyskryminacji. Historia ruchów LGBT w Polsce i na świecie, regulacje prawne dotyczące LGBT, kontakty z mediami. I jeszcze, ważne: jak pogodzić religię z akceptacją dziecka LGBT. Kurs składa się z 6 całodniowych, weekendowych spotkań raz w miesiącu i jest darmowy. Na koniec prosimy o ocenę i rok w rok powtarza się, że rodzice bardzo sobie cenią zwyczajne spotkanie z parą gejów lub lesbijek, które im organizujemy. „Wiesz, Kasia, jest mnóstwo pytań, które ja bym chciała jakiejś fajnej lesbijce zadać, a z córką na razie nie mam odwagi tak otwarcie rozmawiać” – usłyszałam parę lat temu od jednej z mam. „No jasne! Że też ja sama na to nie wpadłam…” – pomyślałam, przecież to tak samo działa w drugą stronę – są rzeczy, o które nigdy nie zapytasz rodzica, bo wolisz kolegę, czy nawet kogoś obcego. Geje i lesbijki, których zapraszamy, są zasypywani pytaniami.

Mnie kiedyś mama 20-letniego geja zapytała: „Mój syn ma chłopaka, ale nigdy go jeszcze przy mnie nie pocałował. Dlaczego? Chciałabym, by okazywali sobie miłość w mojej obecności” Była trochę zmartwiona, a ja pomyślałem: „Boże, jaką ten chłopak ma cudowną mamę”.

Padają wszelkiego rodzaju pytania. A gdy przyszła para kobiet, z których jedna była w ciąży – to domyślasz się, był cały zestaw pytań o rodzicielstwo. Wiesz, główny strach rodziców jest o bezpieczeństwo i o samotność dzieci, więc gdy widzą kochającą się parę, to jest miód na ich serca. Wielu rodziców, jak już „przepracuje” sobie pytania, wątpliwości i heteronormę, to są szczęśliwi, bo odkryli jakby nowy świat. On sobie istniał wcześniej obok i ich nie dotyczył, a teraz stał się częścią ich życia. Są mamy, które mówią mi, że kiedyś miały do losu żal, dlaczego akurat im się to przydarzyło, a teraz za nic nie chciałyby się zamienić. „Jakby teraz nagle córka miała mi się zakochać w chłopaku, to co? Przestałabym być częścią tej tęczowej społeczności? No jak to?!” Podobnie mówił ojciec geja z Malty, którego zaprosiliśmy na spotkanie, głęboko wierzący katolik: „Teraz dziękuję Bogu, że zesłał mi syna geja, bo bez niego nie poznałbym całego tego kolorowego świata”.

Jak wpadłaś na pomysł AZR?

AZR to dziecko moje i drugiego działacza Kampanii Przeciw Homofobii – Grega Czarneckiego. Wymyśliliśmy, że zrobimy kampanię społeczną z rodzicami osób LGBT. Greg, bardziej wtedy doświadczony, wiedział, że trudno będzie ich znaleźć, ja byłam bardziej bojowa: „Nie ma wspierających rodziców osób LGBT? Jak to w ogóle możliwe?” Powoli uświadamiałem sobie skalę problemu, skalę wykluczenia, wstydu i lęku przed ujawnieniem. Doszliśmy do wniosku, że musimy nie tylko znaleźć kilkoro rodziców, ale również przygotować ich do tej kampanii, choćby do kontaktów z mediami. Tak zrodził się pomysł warsztatów. A to był i tak wierzchołek góry lodowej! Potem stało się jasne, że potrzebne są kolejne edycje AZR. Umożliwiło nam je długofalowe wsparcie projektu przez Fundację im. Róży Luksemburg.

Nie planowaliście w AZR cykliczności?

A skąd! Gdyby mi ktoś w 2012 r. powiedział, że na początku 2019 r. będę szykowała ósmą edycję AZR, to bym nigdy nie uwierzyła. To miało być tylko narzędzie przygotowania rodziców do „właściwego” projektu, czyli kampanii – tymczasem narzędzie stało się projektem samym w sobie. Pierwsza edycja to była jazda bez trzymanki. Była z nami Elżbieta Szczęsna, mama geja, która jako pierwsza w Polsce zaczęła działać w 2006 r. w Lambdzie. Ze Stanów przyjechali Judy i Dennis Shepardowie, rodzice Matthew, geja zamordowanego w 1998 r. przez homofobów. Zaprosiliśmy Jody’ego Huckaby, szefa PFLAG, amerykańskiej organizacji rodziców – obie wizyty dzięki wsparciu ambasady USA. Mieliśmy konferencję w Sejmie, gdzie „nasze” mamy zrobiły piorunujące wrażenie. Tam też wszyscy płakali, w Sejmie!

Jaka jest obecnie twoja rola w Akademii Zaangażowanego Rodzica?

Prowadzę całość projektu, ustalam program, zapraszam do współpracy trenerki/ów, zbieram grupę, utrzymuję kontakt z absolwentkami. No, i przede wszystkim współprowadzę każdy niemal warsztat. Czuwam nad tzw. procesem grupowym czyli, cytując jedną z uczestniczek, jestem „Matko nasza i ojcze nasz!” Każdy temat prowadzony jest w duecie, przez ekspertkę/eksperta w danej dziedzinie i przeze mnie. Do stałego grona prowadzących należą m. in. Katarzyna Bojarska, Małgorzata Borowska, Aneta Rogowska. Historię ruchów LGBT zdarzało się prowadzić Mariuszowi Kurcowi. Może znasz?

(śmiech) Słyszałem. A kampanię zrobiliście w 2013 r. Nazywała się „Rodzice, odważcie się mówić”. Na billboardach pojawili się: Elżbieta Bajan, matka lesbijki i jej córka Mirka Makuchowska, Aneta Ostrowska z mężem, rodzice lesbijki i ich córka Wiktoria Beczek oraz znany aktor, dziś już nieżyjący Władysław Kowalski, ojciec geja i jego syn, Kuba Kowalski. Kampania miała ogromny społeczny rozgłos. 

Udział pana Władysława był dla kampanii bardzo istotny. Nie znałam go przedtem, umówiliśmy się na spotkanie przy kawie i on po prostu odmówił. Spokojnie wysłuchał propozycji i powiedział „nie”. Zmieniliśmy temat, rozmawialiśmy pozornie o innych sprawach, miał czas sobie to przemyśleć i chyba udało mi się sprawić, że uznał mnie, osobę zupełnie obcą za godną zaufania. Na koniec powiedział „tak”. Po spotkaniu wracałam do biura KPH jak na skrzydłach! Z późniejszych wywiadów można było wyczytać, jak bardzo był zadowolony z tego, że się zgodził. Gdy zmarł w zeszłym roku, odebrałam telefon od jego syna z prośbą, bym była jedną z osób przemawiających na pogrzebie. Odczytano list od Prezydenta RP, od Ministra Kultury, a potem ja mówiłam, jak ważne było, że pan Władysław zgodził się zaistnieć publicznie jako sztandarowy, akceptujący ojciec geja. Rodzina chciała przypomnieć o tym podczas pożegnania pana Władysława i ja odczuwam to jako zaszczyt.

Na AZR trafiają zarówno rodzice, którzy mają problem z homoseksualnością dziecka i szukają wsparcia, jak i tacy, którzy akceptują dziecko, tylko chcą dowiedzieć się więcej oraz działać.

Tak. Co ważne, od paru lat trafiają do nas również rodzice dzieci transpłciowych. Wiele jest też osób, których problem nie leży w tożsamości dziecka, a raczej w lęku przed reakcją otoczenia. Pytasz, czy to się nie kłóci, że oni są jakby na różnych poziomach? Nie. Wręcz przeciwnie, jedni od drugich dużo czerpią. Niektórzy przechodzą drogę od zalęknionego rodzica do działaczki, działacza. Choćby pani Joanna z Lublina, rocznik AZR 2016. Opowiadała mi, że chodziła w tym roku na zebrania przygotowujące Marsz Równości, wspierała młodych, ale „wystąpić publicznie?! Nie jestem na to gotowa”. A potem, gdy prezydent miasta wydał zakaz Marszu, tak ją to wzburzyło, że wystąpiła i na konferencji prasowej i przemawiała na Marszu! Szedł z nami również jej mąż Andrzej, absolwent AZR. Kiedyś na Marsze/Parady myśmy przygotowywali transparenty dla rodziców, teraz oni sami je piszą. Najbardziej podoba mi się ten najprostszy: „Bądź sobą, kochanie – Mama”. Zawsze, jak go widzę, to się wzruszam. Mamy stoją na trasie, mnóstwo osób podchodzi, przytula się, robi sobie selfie. Adam Małecki, tata geja, opowiadał, że wysłuchał wielu historii kumpli syna i stał się dla nich jakby przyszywanym ojcem. W takich sytuacjach masz poczucie, że naprawdę zmieniasz życie ludzi na lepsze. Niektórzy rodzice łapią taki wiatr w żagle, że stają się działaczami, z tego przecież powstały już dwa stowarzyszenia – Akceptacja oraz My, Rodzice.

Jest jakaś różnica w podejściu między rodzicami lesbijek i rodzicami gejów?

Nie zauważyłam. Ilościowo to się rozkłada mniej więcej po połowie. Mieliśmy też, jak wspomniałam, kilkoro rodziców osób trans. Na początku miałam wątpliwości: może transpłciowość jest na tyle innym zagadnieniem, że to zakłóci dynamikę grupy? Okazało się, że to były bezpodstawne obawy. Rodzice są swoich historii bardzo ciekawi.

Jak trafiłaś do KPH?

No tak, bez tego ani rusz. Co 60-letnia cis i hetero kobieta robi w Kampanii Przeciw Homofobii? To jest pytanie, które chcesz mi naprawdę zadać, prawda?

(śmiech)

Wiesz, ilu działaczy i znajomych mnie już o to pytało? Za każdym razem mam trochę inną odpowiedź. Dzisiaj nasuwa mi się taka: Kiedy na Majdanie w Kijowie trwała pomarańczowa rewolucja, wśród protestujących byli też Polacy. Jakoś nikt ich chyba nie pytał, co tam robią?

Dobra odpowiedź, ale i tak bym chciał podrążyć.

Od wielu lat, odkąd mieszkałam w latach 80. w Berlinie, miałam sąsiadów albo przyjaciół gejów. W Polsce zaprzyjaźniłam się z Gregiem Czarneckim, wspomnianym już działaczem KPH. Przez jakiś czas pracowaliśmy w tej samej szkole językowej – on uczył angielskiego, a ja niemieckiego. Miałam na ręce tęczową bransoletkę podarowaną mi przez przyjaciela geja z Niemiec. „Fajną masz bransoletkę” – zagadnął z uśmiechem. To był 2005 r., gadaliśmy o zakazie Parady, który wydał prezydent Warszawy Lech Kaczyński. Oburzałam się, że to łamanie podstawowych praw obywatelskich, ale nie przyszło mi wtedy do głowy, że sama mogłabym pójść na Paradę.

I za chwilę ciach – zamieszkałaś z Gregiem.

Nie wiem, czy tak od razu „ciach”… Moja mama zachorowała, często jeździłam do niej do Niemiec, Greg się wtedy opiekował moim psem. Wiesz, z Niemiec przywiozłam przeświadczenie, że wspólne mieszkanie to nie tylko coś dla studentów, że to prawdziwa alternatywa dla życia w nuklearnej rodzinie, również w wieku dojrzałym. Zostaliśmy więc współlokatorami i przyjaciółmi. Siłą rzeczy przez Grega poznałam kolejne tysiąc pięćset osób LGBT – Greg robił imprezy, przewijało się mnóstwo aktywistów/ek. Wśród nich niejaki Robert Biedroń, który zaczął mnie namawiać, bym napisała, jako że znam niemiecki, projekt dla KPH, który jakaś niemiecka organizacja mogłaby sfinansować. W ten sposób wymyśliłam i stworzyłam w 2009 r. wystawę dotyczącą homoseksualnych ofiar nazizmu „Berlin-Yogyakarta”, pierwszą taką w Polsce. Planowaliśmy ją na 4 miasta w kraju, ostatecznie była tłumaczona na 6 języków i objechała 50 miast w Europie.

Wystąpiłaś też na plakacie zachęcającym do przekazywania 1% na KPH w 2009 r. -jako radiomaryjna babcia!

Tylko Greg i Robert byli mnie w stanie na to namówić. To była jednak spora żaba do przełknięcia, ale jak mieć dystans do siebie, to jakoś trzeba zacząć. (śmiech)

W 2016 r., równolegle z AZR, zrobiłaś kolejną dużą kampanię „Przekażmy sobie znak pokoju”.

Nie sama – z Pawłem Dobrowolskim i Marcinem Dzierżanowskim z Wiary i Tęczy. Źródłem inspiracji byli m. in. rodzice z AZR. Naocznie przekonałam się, że jest prosty związek: im rodzic bardziej religijny, tym trudniej mu zaakceptować homoseksualne dziecko. Uznałam, że jako KPH nie możemy dłużej pomijać Kościoła, przecież u nas w kraju jakieś 90% ludzi deklaruje katolicyzm. Jakiś czas przedtem wypuściliśmy filmik „Najbliżsi obcy”, w którym dziewczyna opowiada o codziennym życiu z drugą dziewczyną i o tym, że w oczach prawa są dla siebie obcymi ludźmi. Mówi: „Budzę się z obcym, śmieję się z obcym, kłócę i godzę się z obcym, modlę się z obcym” itd. Ten fragment o modleniu się był wcześniej przedmiotem dyskusji w KPH, upierałam się, by wszedł do ostatecznej wersji. Po premierze w TVP (tak!) zgłosił się do nas Marcin Dzierżanowski z WiT z chęcią współpracy. Te dwa słowa z filmiku go zachęciły – tak się zaczęła współpraca, która zaowocowała kampanią „Przekażmy sobie znak pokoju”.

To hasło, wydaje mi się, jest kluczowe.

Okazało się, że kampania oparta na tzw. wartościach do ludzi przemawia. Myślę też, że jeśli ktoś jest naprawdę chrześcijaninem, a więc jego światopogląd opiera się na życzliwości wobec drugiego człowieka i na sprawiedliwości społecznej, to nie sposób zgadzać się z dyskursem Kościoła wobec osób LGBT. Tylko, że mnóstwo jest krzykaczy, którzy są hańbą dla tej instytucji i takie głosy są niestety najbardziej słyszalne. Chcieliśmy tym hasłem pokazać, że zobowiązanie traktowania osób LGBT z szacunkiem wynika z chrześcijańskich wartości. Wsparły nas katolickie pisma: „Kontakt”, „Tygodnik Powszechny”, „Więź”, „Znak”.

Ty jesteś katoliczką?

Nie, ale zostałam wychowana w religii katolickiej i co tu dużo gadać – mała Kasia była wiarą przejęta. Moja ciocia, siostra mamy, była zakonnicą we Francji, matką przełożoną, świetnie się z nią dogadywałam… Teraz, już od dawna, mam mocno krytyczny stosunek wobec Kościoła.

Wśród aktywistów/ek LGBT wyróżniasz się nie tylko jako osoba hetero. Wyróżniasz się też wiekiem. Średnia w KPH to pewnie koło 30 lat, tacy są ludzie, z którymi pracujesz na co dzień. Spotykasz się z opiniami np. jakichś swoich rówieśników, którzy mówią, że ci odbiło i robisz jakieś „pedalskie projekty”?

Czy ty, Mariusz, uważasz, że osoby w moim wieku są z reguły homofobiczne? Bo z mojego doświadczenia to nie wynika. Nie, nigdy. Wracając do pytania, nie, nigdy czegoś podobnego nie usłyszałam. Słyszę natomiast często o wielkim uznaniu, z jakim patrzą na to, co robię, szczególnie na pracę z rodzicami i kampanię „Znak pokoju”. Ale może też być tak, że poruszam się w kręgu osób o podobnych do mnie poglądach. Wiek rzeczywiście mocno mnie w organizacjach LGBT wyróżnia, zdarza się, że wolontariusze/ki jakby bali się do mnie odezwać, bo trudno im powiedzieć „Kasiu”, a „proszę pani” też jakoś nie pasuje. Ale w końcu jak sobie zapuściłam siwe włosy, to muszę je nosić z godnością, nie sądzisz? Poza tym, wiesz, ja zawsze jakoś odstawałam. Byłam 13-letnią dziewczynką, gdy rodzice spakowali mnie i brata i uciekliśmy do Niemiec, gdzie spędziłam w sumie prawie dwie dekady.

Obliczam, kiedy to było.

1971 rok. Jazda w bagażniku samochodu, zielona granica, potem bieg przez las, zaczynanie wszystkiego od nowa, przystosowywanie się… O, widzę, że szczęka ci trochę opadła… Tak, tak, jestem zdecydowanie kobietą po przejściach.

Do których Niemiec?

No, jak „do których”? A wyobrażasz sobie ucieczkę z PRL-u do NRD?

Sorry, jakieś zaćmienie umysłowe mam.

Zamieszkaliśmy na początku w Düsseldorfie. Poszłam do niemieckiej szkoły, nie znając języka, łapałam na bieżąco i uczyliśmy się z bratem po szkole. Miałam wtedy obsesję, by być najlepsza w klasie z łaciny. Bo z niemieckiego wiadomo było, że będę gorsza. Pani od łaciny nie zdążała pytania zadać, a ja już miałam rękę w górze, ambicja wręcz chorobliwa. Sama siebie pytałam, dziewczyno, co ty robisz. Upierałam się też, że jestem Katarzyna, a nie żadna Katharina. Zdaję sobie sprawę, że Polka w Niemczech nie jest tak opresjonowana jak osoba LGBT w Polsce, ale coś tam o stresie mniejszościowym wiem. Jak się już zainstalowaliśmy, to akurat wybuchł w Niemczech skandal – Rosa von Praunheim wypuścił słynny film „To nie homoseksualista jest perwersyjny, tylko sytuacja, w której żyje”. Ten tytuł mnie, wtedy 14-latce, wrył się głęboko w pamięć, mocny jest, a sam film był przełomowy dla niemieckiego ruchu LGBT. Tyle, że wtedy raczej myślałam, że on jakiś niegrzeczny chłopiec jest, ten Praunheim. Do Polski przyjechałam po raz pierwszy w 1981 r. podczas „Solidarności”, potem na studia w 1983 r. za stanu wojennego – do Szkoły Filmowej w Łodzi, gdzie byłam przedstawiana jako „nasza koleżanka z Niemiec”. Zawód mam „operator filmowy” i przez 10 lat w nim pracowałam jako wolny strzelec, bo wtedy jeszcze nie strzelczyni… Do siedzenia przy biurku dopiero mnie Kampania Przeciw Homofobii zagoniła.

Cztery lata byłaś w zarządzie KPH.

Zgadza się.

Nie chciałaś zostać w Niemczech na stałe? Dlaczego zdecydowałaś się wrócić?

Żeby budować świetlaną przyszłość naszej ojczyzny. Poważnie. I buduję.

Tekst z nr 77 / 1-2 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Świat mi się powiększył

DSC_0005-1_malyUczestniczki (i jeden uczestnik) Akademii Zaangażowanego Rodzica Kampanii Przeciw Homofobii, czyli rodzice homoseksualnych dzieci opowiadają o swych doświadczeniach

Anna Skalska, mama Kamili: Podoba mi się hasło: jak nie akceptujesz związków gejów czy lesbijek, to nie wiąż się z gejem ani z lesbijką (śmiech). Wszystko na ten temat, nie? Moja córka Kamila ma teraz 30 lat, ujawniła się przede mną 10 lat temu. Domyślałam się, ale nie prowokowałam rozmowy, odwlekałam, nie byłam ciekawa. Dopóki Kamila nie powiedziała wprost, mogłam mieć nadzieję, że to nie „to”. A potem „jestem lesbijką” – i klamka zapadła. Martwiłam się, jak sobie da radę, czy wyemigruje gdzieś, gdzie homofobii jest mniej… Ale nie sądziłam, że ten jej coming out zmieni moje życie. A zmienił. Świat mi się nagle powiększył o wszystkie osoby LGBT. Jak sobie to człowiek raz uświadomi, to już nie ma kroku w tył.
(…)
Dziś lepiej umiem reagować, gdy wypływa temat LGBT. Ciągle stykam się z tekstami typu: „Niech robią, co chcą, tylko niech się nie pokazują”. „A ty się nie pokazujesz? Zastanawiasz się za każdym razem, gdy bierzesz żonę za rękę na ulicy?”.

Oprócz Anny, w tekście znajdują się wypowiedzi pani Joanny, mamy Wiktora, pani Elżbiety, mamy Mateusza oraz Pani Julity i Pana Krzysztofa – rodziców Michała.
Do przeczytania w „Replice” nr 49.

eu_logo

 

spistresci