„Tęczowa” miłość jest jak każda inna

O kultowych w społeczności LGBT hitach, o występach w klubach gejowskich i o homoseksualnych przyjaciołach z Alicją Majewską rozmawia Przemysław Górecki

 

Foto: Maria Eriksson

 

Proszę przyjąć serdeczne gratulacje „Repliki” z okazji pierwszego miejsca w zeszłorocznym redakcyjnym plebiscycie tęczowych przebojów! Piosenka „Odkryjemy miłość nieznaną znalazła się na szczycie, a wraz z nią „Jeszcze się tam żagiel bieli” i „Być kobietą. Jaka była Pani reakcja na to zwycięstwo?

Jestem bardzo dumna, bo mojej pozycji zawodowej nie budowałam nigdy na listach przebojów. To były raczej nagrody na festiwalach a później – media, antena radiowa i tak dalej. I to zwycięstwo w „Replice” to właściwie jedna z pierwszych takich sytuacji, a może nawet pierwsza, w której zdobyłam najwyższe miejsce na jakiejkolwiek liście przebojów! Bardzo się cieszę, bo każde zwycięstwo jest czymś cudnym.

Domyślam się, że trudno byłoby spośród takich szlagierów wybrać ten jeden jedyny…?

Wszystkie trzy utwory są bardzo ważnymi pozycjami w moim repertuarze. Śpiewam je wciąż, koncert bez tego mojego „Żagla” jest w zasadzie nieważny. Uważam, że piosenkarz o najwspanialszym nawet głosie jest mniej ważny od tego, który posiada piosenkę kojarzącą się z nim. „Kawiarenki” Jarockiej, „Orkiestry” Kunickiej, „Dziwny jest ten świat” Niemena… Zbyszek Wodecki (który niedawno został sojusznikiem LGBT w akcji KPH „Ramię w ramię po równość, patrz: strona 9 – przyp. red.) twierdzi, że moją „Pszczółką Mają” jest właśnie „Jeszcze się tam żagiel bieli”. To dobrze, że dojrzała wykonawczyni może śpiewać takie piosenki i być w tym repertuarze wiarygodna.

A bywało, że na widowni „zima”?

Owszem, z tego powodu zyskałam nawet miano skandalistki. Po długich namowach zgodziłam się na udział w imprezie charytatywnej, otrzymując wielokrotne zapewnienia, że będą spełnione wszelkie wymogi pozwalające na normalny i kulturalny koncert. Niestety na miejscu okazało się, że widownię zdominowali celebryci, którzy stojąc przy stoliczkach z alkoholem, głownie byli zainteresowani zwracaniem uwagi na siebie, głośnymi rozmowami i ostentacyjnym niezauważaniem, że na scenie ktoś śpiewa. Przerwałam występ i choć organizatorzy wyprosili u mnie powrót, a później były nawet i bisy, niesmak pozostał na długo.

A skąd się w ogóle wziął ten niezatapialny „Żagiel” w Pani repertuarze?

Wytypowano mnie na festiwal międzynarodowy „Człowiek i morze” do Rostocku w NRD. I stąd wziął się temat morski. Najpierw Włodek Korcz napisał cały przebieg melodyczny, a później Wojtek Młynarski do tej muzyki napisał tekst. Biorąc pod uwagę spójność emocjonalną z muzyką, jaką udało się Wojtkowi uzyskać, jest to dla mnie mistrzostwo świata. Dostałam za wykonanie Grand Prix, ale ponieważ był to tak udany utwór, zaśpiewałam go jeszcze wcześniej w Opolu, gdzie również dostałam nagrodę. Pierwsza żona mojego męża (ja byłam trzecią) po usłyszeniu go powiedziała, z szacunkiem, że od tej pory będzie się do mnie zwracać „pani Majewska”.

To jest opowieść o tym, jak piosenka okolicznościowa staje się ponadczasowym szlagierem.

Tak się czasem dzieje, co pokazuje przykład piosenki Jana Pietrzaka z muzyką Korcza „Żeby Polska była Polską”, piosenki, która powstała w 1976 r. i była półfinałem w kabarecie. Zrobiła kolosalne wrażenie, a późniejszy bieg wydarzeń sprawił, że przez jakiś czas funkcjonowała jako drugi nieoficjalny hymn Polski.

Jak Pani rozumie „tęczowość tych trzech zwycięskich piosenek?

Właściwie to ja powinnam państwa zapytać: dlaczego te piosenki? Mogę się jedynie domyślać, brać na przykład pod uwagę to, że ich emocjonalność może trafiać do państwa wrażliwości, nieraz nadwrażliwości. Emocje – myślę, że o to w ostateczności zawsze chodzi.

Odkryjemy miłość nieznaną, czyli…? O jakiej miłości Pani myśli, gdy śpiewa tę piosenkę?

O nieznanej. Takiej, która mówi, że wszystko jeszcze przed nami. Dobry tekst to tekst uniwersalny. Czy może chodzić o inną miłość w takim rozumieniu, jakie mamy tu na myśli? Nie wiem – może tak. Każdy przecież odnosi to do innej sytuacji i własnego doświadczenia. Może to być każda miłość, a czym się ta „tęczowa” rożni od pozostałych? Czy Pan sugeruje, że samo sformułowanie „odkryjemy miłość nieznaną” ma szczególne znaczenie wśród homoseksualistów? Trzeba by zadać pytanie: nieznana, czyli jaka? Dla hetero jest przecież tak samo nieznana. Tak samo kochamy i tak samo przeżywamy, w końcu miłość to miłość.

Akurat ten utwór jest rzeczywiście najbardziej uniwersalny z całego zestawu. Sukces pozostałych dwóch w naszym rankingu można już trochę konkretniej wytłumaczyć. Na przykład „Być kobietą. Spróbuje Pani?

To już chyba takie trochę bardziej ewidentne, prawda? (śmiech)

Fantazja na temat kobiecości upragnionej, poza Kopciuszka marzącego o byciu damą?

Ale czy popularność w społeczności gejowskiej miałaby wprost znaczyć, że tu chodzi o dosłowne bycie kobietą? Myślę, że nie. Jakieś dwadzieścia lat temu pewien młody człowiek, który stał się częstym gościem w moim domu z racji tego, że zajmował się ogródkiem, chcąc być uczciwym, już na początku wyznał mi, że jest gejem. Tymczasem ja wtedy nawet nie znałam tego pojęcia! Oczywiście, homoseksualizm był dla mnie czymś jasnym, ale „gej” to była przecież nowość. I kiedy spytałam go – „Słuchaj, a ty chciałbyś być kobietą?” oburzył się, że nie, skądże znowu. Tak samo więc tej piosenki nie interpretowałabym wprost – nie „być kobietą” w sensie „zmienić płeć”, a stać się nią może przez taki styl życia a, idąc dalej, poczuć się jak diva.

Drag queens nie chcą zmienić płci – przemieniają się na jeden wieczór. Co Pani o nich sądzi?

Ano tak – przemieniają się, i to w jakie kobiety! – nie w kury domowe, a w błyszczące divy właśnie, w gwiazdy. Ale w końcu, gdyby nie miały tego blasku, nie byłyby tak atrakcyjne dla widowni. Byłam na występach drag queens – to zjawisko istnieje, jak i jego potrzeba w ludziach, i już. Dodałabym – dla mnie to potrzeba zadziwiająca. Niektóre z nich traktują to zawodowo, ale generalnie nie jest to moja bajka, więc nie ma mowy, by mnie to zachwyciło od strony artystycznej, w końcu zazwyczaj jest to śpiewanie pod taśmę. No tak, ewidentnie nie moja bajka. Ale nie dziwię się, ostatecznie zarówno w drag queens jak i w tzw. „zwykłych” kobietach jest to samo pragnienie: raz zakosztować tego innego świata. A później ocknąć się, że jednak może to moje miejsce gdzieś tam przy kuchence, ze swoim partnerem życiowym, ma większy sens…

 

W klubach gejowskich publiczność śpiewała ze mną wszystkie teksty

 

A czy uczestniczyła Pani kiedyś w karaoke? „Być kobietą jest jednym z żelaznych punktów każdego wieczoru podczas takich imprez.

Tak, ale chyba tylko raz. Miałam koncert w klubie, w którym było też karaoke. A ponieważ po koncercie jeszcze nie wychodziliśmy, uległam namowom ludzi, którzy skandowali: „Żagiel! Żagiel!”. To było dla mnie nowe doświadczenie. I nie wiedziałam, że w ludziach jest aż na tę skalę potrzeba śpiewu. Karaoke to absolutnie fantastyczna instytucja.

Co odważniejsi próbują też zaśpiewać „Odkryjemy miłość nieznaną. Ale Pani repertuar jest ogólnie znany – choćby taki „Wielki targ”.

Nie jestem pewna, czy rzeczywiście „Wielki targ” jest tak bardzo znany, ale ja bardzo sobie cenię tę piosenkę, i cieszę się, że Pan ją zauważył. Parokrotnie występowałam w klubach gejowskich. Po raz pierwszy w Warszawie, to był taki wspólny występ paru artystów i artystek – m.in. Ewy Bem, Stanisława Soyki – w ramach akcji na rzecz nosicieli wirusa HIV, zwłaszcza matek i dzieci. Zaprosiła nas tam pani Jolanta Kwaśniewska, wtedy prezydentowa. Po pewnym czasie odezwali się młodzi ludzie z prośbą, bym zaśpiewała w ich klubie w Poznaniu – i dodali, że to dyskoteka. Na to ja: „Panowie, ale ja w dyskotece?! Kto tam może znać moje piosenki?” Odparli, że znają wszystkie, a jedna z nich jest wręcz ich hymnem: „Być kobietą”! No i już wiedziałam, o co chodzi. Godzina występu była szaleńcza, chyba jakoś po północy, a ja nigdy tak późno nie śpiewałam. Wszystko było jednak zorganizowane świetnie, technicznie, opiekuńczo. Włodek Korcz przerażony – taki łomot, taka godzina… My elegancko ubrani, a tam prawdziwy tłum kotłujący się przed sceną! Występowałam chyba półtorej godziny, a oni skandowali i śpiewali wszystkie teksty, włącznie z „Wielkim targiem”. No i skandowali nie tylko moje imię, bo panowie zaczęli też krzyczeć: „Włodziu! Włodziu!”. Więc myślę, że był usatysfakcjonowany (śmiech). Mimo to niechętnie jeździ do takich klubów, ja już zresztą też – ale nie ze względu na publiczność, tylko warunki. Te kluby są zwykle bardzo obskurne, poza tym te późne godziny. No i papierosy – absolutnie odpada. Za to widownia fantastyczna.

A jest jakaś różnica między publicznością, dla której występuje Pani zazwyczaj, a tą „kochającą inaczej”?

Wyłącznie na korzyść. Fantastycznie i emocjonalnie reaguje. Tylko żeby nie w tych godzinach i nie w takich warunkach (śmiech).

Wracając do piosenek – dlaczego „Jeszcze się tam żagiel bieli”? Gejowski archetyp marynarza-kochanka?

Nie wpadłabym na to, ale skoro Pan tak uważa… To piosenka o dramatach rozstań i, jak to u Młynarskiego, nadziei na szczęśliwe powroty. Od początku pisały do mnie rozmaite kobiety, dla których ta piosenka była symbolem rozłąki z mężami: pokolenie wojenne, emigracyjne, żony marynarzy.

Czy listy od homoseksualnych słuchaczy i słuchaczek przychodziły także?

Listy nie, ale do dzisiaj mam sporo kontaktów w tym gronie. Przychodzą na koncerty ludzie, których nie pytam przecież o to, ale wyczuwam, że są innej orientacji. Mam nawet zaprzyjaźnione pary, nie jest to grono za duże, choć stałe. Jeden z moich fanów mieszka ze swoim partnerem, ale to nie jest tematem naszych rozmów. Oni nie pytają mnie o moje życie osobiste, a ja nie pytam o ich. Ich życie się po prostu dzieje, spotykamy się. Wynikają czasem z tego zabawne sytuacje, jak wtedy, kiedy mój znajomy meloman zaprosił mnie na premierę do opery. Zrobiono nam zdjęcie, które później ukazało się z podpisem w rodzaju „Tylko we dwoje!”. Gdy spytałam go, śmiejąc się, czy jego partner nie jest zazdrosny, odparł, że to właśnie on poinformował go o tym artykule, mówiąc: „Kup sobie tę gazetę, a potem w domu porozmawiamy!”

Rzeczywiście bywa śmiesznie, ale czy poza takimi incydentami zdarzają się jakieś poważniejsze, być może nawet dramatyczne sytuacje?

Mam taką historię, która zrobiła na mnie duże wrażenie. Był kiedyś, w latach siedemdziesiątych, taki trzynastoletni chłopiec, którego kiedyś podwiozłam do domu po koncercie i który podzielił się ze mną dość poruszającą opowieścią o nieszczęśliwym domu rodzinnym. Był niezwykle nadwrażliwą osobą i pamiętam, że później, na pogrzebie Ani Jantar, pojawił się w tłumie i wyznał, że oddałby za mnie życie. Takie sytuacje są niezwykle obciążające psychicznie, w dodatku często do mnie telefonował i opowiadał rożne rzeczy, dość mocno konfabulował. Po latach pojawił się w Sali Kongresowej, zobaczyłam go tam już jako dziewczynę. Od początku wyglądał na osobę skomplikowaną psychicznie. Mam nadzieję, że się odnalazł w życiu.

Jak by Pani oceniła poziom tolerancji i akceptacji w naszym społeczeństwie?

To się niewątpliwie zmienia. Zmienia się poziom świadomości, są środowiska, które zabiegają i walczą o to, i chwała im za to. Nie będę oryginalna, gdy powiem, że nie przepadam za słowem „tolerancja”, bo wyraża protekcjonalną wyższość. Ci moi znajomi orientacji homoseksualnej, z którymi utrzymuję bliski kontakt, sami nie uczestniczą choćby w Paradach Równości, i tak jak ja uważają, że te parady mogą nawet szkodzić środowisku w tym sensie, że ktoś, kto nie ma w ogóle pojęcia o problemie, zacznie postrzegać go w ten sposób, że to właśnie na tym polega: przebrać się, wymalować i narobić szumu. Przyjmuję też inny punkt widzenia, że parady zwracają uwagę na problem. Przecież, jak świat światem, „samo się nie zrobi” i ktoś w czyimś imieniu musi powalczyć – tak było ze wszystkim. Fakt, że ludzie mogą być sobą i nie kryć się jest wielką wartością.

 

Popularności „Być kobietą” w społeczności gejowskiej nie interpretowałabym wprost – nie chodzi o to, by zmienić płeć, tylko by poczuć się divą

 

Tekst z nr 53/1-2 2015.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Tęczowa miłość jest jak każda inna

Alicja Majewska foto Maria ErikssonAlicją Majewską o jej hitach popularnych w społeczności LGBT a także o jej homoseksualnych przyjaciołach, rozmawia Przemysław Górecki.

 Parokrotnie występowałam w klubach gejowskich. Po raz pierwszy w Warszawie, to był taki wspólny występ paru artystów i artystek – m.in. Ewy Bem, Stanisława Soyki – w ramach akcji na rzecz nosicieli wirusa HIV, zwłaszcza matek i dzieci. Zaprosiła nas tam pani Jolanta Kwaśniewska, wtedy prezydentowa. Po pewnym czasie odezwali się młodzi ludzie z prośbą, bym zaśpiewała w ich klubie w Poznaniu – i dodali, że to dyskoteka. Na to ja: „Panowie, ale ja w dyskotece?! Kto tam może znać moje piosenki?” Odparli, że znają wszystkie, a jedna z nich jest wręcz ich hymnem: „Być kobietą”! No i już wiedziałam, o co chodzi. Godzina występu była szaleńcza, chyba jakoś po północy, a ja nigdy tak późno nie śpiewałam. Wszystko było jednak zorganizowane świetnie, technicznie, opiekuńczo. Włodek Korcz przerażony – taki łomot, taka godzina… My elegancko ubrani, a tam prawdziwy tłum kotłujący się przed sceną! Występowałam chyba półtorej godziny, a oni skandowali i śpiewali wszystkie teksty, włącznie z „Wielkim targiem”. No i skandowali nie tylko moje imię, bo panowie zaczęli też krzyczeć: „Włodziu! Włodziu!”. Więc myślę, że był usatysfakcjonowany (śmiech).

Mam taką historię, która zrobiła na mnie duże wrażenie. Był kiedyś, w latach siedemdziesiątych, taki trzynastoletni chłopiec, którego kiedyś podwiozłam do domu po koncercie i który podzielił się ze mną dość poruszającą opowieścią o nieszczęśliwym domu rodzinnym. Był niezwykle nadwrażliwą osobą i pamiętam, że później, na pogrzebie Ani Jantar, pojawił się w tłumie i wyznał, że oddałby za mnie życie. Takie sytuacje są niezwykle obciążające psychicznie, w dodatku często do mnie telefonował i opowiadał różne rzeczy, dość mocno konfabulował. Po latach pojawił się w Sali Kongresowej, zobaczyłam go tam już jako dziewczynę. Od początku wyglądał na osobę skomplikowaną psychicznie. Mam nadzieję, że się odnalazł w życiu.

Cały wywiad – do przeczytania w „Replice” nr 53

spistresci

Prezentujemy najnowszą “Replikę”

replika53Już 28 stycznia br. ukaże się kolejny numer “Repliki”, który można już zamawiać na allegro (…przejdź do strony aukcji).

Na naszej okładce Krystian i Adrian Babilińscy, 19-letni bliźniacy geje, modele, informatycy i biznesmeni, którzy w wywiadzie Mariusza Kurca opowiadają o swej pierwszej profesjonalnej sesji fotograficznej, o swej firmie oraz o tym, jak radzą sobie ze szkolną homofobią w Karolinie Południowej (USA), gdzie mieszkają.

Poza tym do przeczytania w 53. numerze:

„Jak on to zrobił?” – specjalny biogram Roberta Biedronia, pierwszego w Polsce jawnego geja na stanowisku prezydenta miasta (Słupska) – z komentarzami samego zainteresowanego;

„Tęczowa miłość jest jak każda inna”  – z Alicją Majewską o jej hitach popularnych w społeczności LGBT a także o homoseksualnych przyjaciołach, rozmawia Przemysław Górecki;

„Bi to nie lans” – z Joanną Erbel, polityczką Zielonych, kandydatką na prezydentkę w Warszawy w zeszłorocznych wyborach, o biseksualności, poliamorii i „kodzie podrywowym” a także o lewicy i polityce miejskiej, rozmawia Marta Konarzewska;

„Przestajesz być najważniejszy” – Jacek i Andrzej Kacprzak Kubińscy, polska para małżeńska z Brighton (Wielka Brytania) opowiadają o swych adoptowanych synach w tekście Mariusza Kurca;

„Maratończyk” – o olimpiadzie Gay Games, której dziewiąta edycja odbyła się w zeszłym roku w Cleveland i Akron (USA), pisze Radek Rusnak, jedyny uczestnik z Polski;

„Egipcjanin, pół-Żyd i gej” – Omar Sharif Jr., wnuk słynnego aktora, opowiada o swym publicznym coming oucie w wywiadzie Pameli Wells;

Marcin Dzierżanowski, wicenaczelny „Wprost” i członek nieformalnej grupy chrześcijan  LGBT – o tym, co katolicy/czki LGBT napisali o swych relacjach z Kościołem w „Ankietach Franciszka”;

Krzysztof Tomasik o hetero sojusznikach i sojuszniczkach ruchu LGBT z lat 90.;

W dziale „Transakcje” Izabela Jąderek o transpłciowych dzieciach i ich rodzicach.

 

Felieton

„Zboczeńcy i pupile” Bartosza Żurawieckiego

 

Kultura:

Bartosz Żurawiecki w drugiej części materiału o AIDS w kinie pisze o tym, jak tę tematykę podejmuje się w filmach spoza USA;

Recenzje nowych filmów LGBT: „Gra tajemnic”, „Dumni i wściekli”, „Pani z przedszkola”.

Recenzje nowych książek LGBT: „Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek. Tom III: Śmierć” Jonasa Gardella, „Rudolf Nurejew” Jana Stanisława Witkiewicza;

dział Muzyka, a w nim m.in. Madonna i Zdzisława Sośnicka

wystawa prac Bartka Jarmolińskiego w Toruniu

 

A poza tym:

Zbigniew Wodecki, Irek Bieleninik i następni– sojuszników LGBT będzie przybywać (wspólny projekt Kampanii Przeciw Homofobii i „Repliki”);

– 9. edycja Festiwalu Równe Prawa do Miłości – już w lutym;

Agata Chaber, prezes KPH, o postanowieniach spocie promującym związki partnerskie „Najbliżsi obcy” w TVP

– „Kuźnia liderów/ek LGBT” – lokalni/e działacze/czki kształcą się w ramach projektu Lambda Warszawa

– w „Czajniku” Taylor Lautner, Tom Ford, Mel B., Benedict Cumberbatch i Maciej Zakościelny

 

Dla prenumeratorów/ek gratis: rabat 30% na zakup „Homobiografii” Krzysztofa Tomasika w internetowym sklepie Krytyki Politycznej

 

Wysyłka numeru od 28 stycznia br.