Maratończyk

O zeszłorocznych, dziewiątych już igrzyskach sportowych Gay Games w Cleveland i Akron (USA) pisze Radek Rusnak, jedyny uczestnik zawodów z Polski

 

 

Może i według najbardziej utrwalonych stereotypów przeciętny gej to osobnik, który z gwałtownym drżeniem serca wspomina szkolne lekcje wuefu, szerokim łukiem omija sale gimnastyczne i boiska, a jedynymi dyscyplinami sportowymi, jakie uznaje, są zakupy i coweekendowy clubbing. Nawet pobieżny jednak obchód klubów fitness czy siłowni, także w Polsce, pozwala łatwo rozprawić się z tego typu opiniami: geje, lesbijki, osoby bi- i transseksualne, nie rzadziej od swych kolegów i koleżanek hetero, korzystają z dobrodziejstw, jakie daje regularna aktywność fizyczna, jedni dla zachowania ogólnej kondycji, inni dla zdrowia, a jeszcze inni po prostu, by wyglądać jak ulubiony aktor/ka. Lub z wszystkich tych trzech powodów na raz.

Sport bez homofobii

Dlaczego zatem osoby LGBT, szczególnie w sporcie zawodowym, są tak słabo widoczne? Odpowiedź jest tyleż prosta, co przykra: skutecznie odstręcza nas homofobiczna atmosfera panująca wśród zawodników, trenerów, działaczy sportowych.

To właśnie dlatego ponad 30 lat temu stworzono Gay Games, sportowe igrzyska zwane potocznie „gejowską olimpiadą” skierowaną przede wszystkim, choć nie wyłącznie do osób LGBT. Najważniejsza nie jest orientacja seksualna sportowca, tylko jego równościowa postawa. Na Gay Games nie ma miejsca na homofobię. Pomysłodawcą imprezy był działacz LGBT Tom Waddell. I tu mała dygresja: jego imieniem nazwano w zeszłym roku jedną z ulic San Francisco, poprzednim patronem ulicy był… Lech Wałęsa. Radni przegłosowali zmianę, by dać wyraz swojemu sprzeciwowi wobec homofobicznej wypowiedzi byłego polskiego prezydenta (o tym, że homoseksualni posłowie powinni w parlamencie siedzieć w ostatnich ławach, a „najlepiej za murem”).

Pierwsze Gay Games odbyły się w 1982 r. Na ceremonii otwarcia wystąpiła Tina Turner. Waddell zajął się wtedy organizowaniem centrów pomocy medycznej dla chorych na AIDS. Sam też padł ofiarą wirusa HIV – zmarł w 1987 r. w wieku 49 lat.

Nasze święto, święto miasta

Do udziału w dziewiątych igrzyskach Gay Games, które miały miejsce w Cleveland i Akron (w stanie Ohio, USA) między 9 a 16 sierpnia 2014 r., namówił mnie kolega z Kazachstanu, entuzjasta squasha.

Trenuję bieganie od lat, ale wcześniej nie myślałem o żadnych „poważnych” zawodach. Pomyślałem: „OK, właściwie czemu nie? Gay Games mogą być naprawdę ciekawym doświadczeniem”. Nie zawiodłem się.

Na początku zeszłego roku wpłaciłem kilkadziesiąt dolarów „wpisowego”. Organizatorzy nie pobierają wpłat od uczestników z krajów, w których homofobia kwitnie i ma wymiar instytucjonalny, jest wspierana przez państwo. Służy temu specjalna Gay Games Foundation. Sportowcom z np. Rosji czy Pakistanu zapewniono nawet zwrot kosztów pobytu na olimpiadzie.

Dziewiąte Gay Games, czyli GG9 (dżidżi najn), nie byłyby, oczywiście, wydarzeniem LGBT (chyba z przewagą „G”; kobiet na moje oko było jakieś 30%), gdyby nie przygotowana z rozmachem uroczystość otwarcia, z tradycyjnym przemarszem wszystkich reprezentacji narodowych. Swoje stare hity – m.in. „Jump” i „I’m so excited” – wykonało trio Pointer Sisters, a specjalne przesłanie dla uczestników/czek wygłosił z telebimu prezydent Barack Obama.

Potem zająłem miejsce na trybunie – między drużyną lesbijek z Alaski, które sprawiały wrażenie, jakby dopiero co skończyły wycinać tajgę: wszystkie w typie butch i wszystkie ubrane w piękne kurtki z wizerunkami niedźwiedzi polarnych – a roznegliżowanymi drag queenkami z Filipin.

Większość uczestników/czek stanowili oczywiście Amerykanie i Amerykanki. Ja miałem zaszczyt być jedynym zawodnikiem z Polski, choć już na miejscu poznałem innego Polaka – emigranta, zapalonego badmintonistę, który przybył z Arizony. Gdy tylko dowiedział się, że „jest ktoś z Polski”, przyszedł mnie poznać. Wśród około 10 tysięcy sportowców znaleźli się również zawodnicy z tak odległych zakątków globu jak Liberia, Nepal, czy wspomniany już Kazachstan. Niemców przyjechała ponad setka, Brytyjczyków – również. Ale na przykład Hiszpanów było tylko dwóch. Zupełnie zabrakło Austriaków, Czechow czy Węgrów.

Atmosfera była fantastyczna, nie tylko między sportowcami. Ze strony lokalnych mieszkańców również spotkało nas bardzo życzliwe przyjęcie. Władze obu miast-gospodarzy udostępniły najlepsze ze swoich obiektów, a uczestnikom zagwarantowały darmowe przejazdy środkami transportu. Do sponsorowania igrzysk dumnie przyznawały się też rozmaite restauracje, kafejki i bary, kusząc gości tęczowymi flagami przy wejściu. Co ciekawe, z tego powszechnego demonstrowania postawy gay-friendly nie wyłamały się nawet działające w Cleveland i Akron wspólnoty religijne – zapraszały przyjezdnych w progi swoich świątyń wielokolorowymi emblematami.

37 dyscyplin

Zawodnicy próbowali swych sił aż w 37 dyscyplinach, wśród których nie zabrakło piłki nożnej, lekkiej atletyki czy podnoszenia ciężarów, ale i wspinaczki górskiej, tańca w parach jednopłciowych, cheerleadingu, rzutek oraz obowiązkowego w krainie kowbojów… rodeo. I chociaż pot, wysiłek i wieńczące je medale były takie same jak podczas igrzysk w Londynie czy Rio, te zawody od tradycyjnych olimpiad różnił na pewno fakt, iż dużo ważniejsze od tego czy innego wyniku, za którym szłyby określone finansowe gratyfikacje, była sama możliwość spotkania podobnych sobie pasjonatów aktywności fizycznej i sposobność wspólnego pokonywania własnych słabości, w związku z czym częściej pewnie niż przy innych okazjach pojawiały się uśmiechy i słowa serdecznej zachęty, a rzadziej typowo samcza rywalizacja. W przypadku Gay Games ponadto zawieszeniu ulega ten konsekwentnie przestrzegany gdzie indziej podział na sport wyczynowy i amatorski. Tu jak równy z równym w szranki stawali „prawdziwi” zawodowcy i ci zupełnie początkujący, ludzie młodzi, ale i 70- czy 80-latkowie. Każdy – dzięki rozmyślnemu podziałowi na liczne grupy wiekowe – miał szansę na swój moment chwały.

Ja sam wziąłem udział w trzech zawodach: pobiegłem w maratonie wokół Akron, a także w biegu na 5 km (trasa wiodła przez… ogród zoologiczny) oraz na 10 km (w malowniczym Parku Narodowym Doliny Cuyahoga).

Świetne były też imprezy towarzyszące w wiosce olimpijskiej – występy drag queens, standuperów, mnóstwo atrakcji muzycznych (m.in. Ana Matronic z Scissor Sisters), debaty, spotkania z aktywistami itp.

Znalazło mnie też pewne małżeństwo gejowskie z polskimi korzeniami. Jan i Leon, panowie po sześćdziesiątce, zaprosili mnie na kolację i oprowadzili po swym, wypełnionym dziełami sztuki, domu.

Zapraszam do Paryż

Wiem, że w polskiej społeczności LGBT powstaje coraz więcej sportowych inicjatyw. Mamy więc potencjał do tego, by nasza reprezentacja na Gay Games w Paryżu w 2018 r. była dużo liczniejsza niż zeszłoroczna. Gorąco zachęcam! Ja w każdym razie stawię się w Paryżu na pewno.

 

Tekst z nr 53/1-2 2015.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Prezentujemy najnowszą “Replikę”

replika53Już 28 stycznia br. ukaże się kolejny numer “Repliki”, który można już zamawiać na allegro (…przejdź do strony aukcji).

Na naszej okładce Krystian i Adrian Babilińscy, 19-letni bliźniacy geje, modele, informatycy i biznesmeni, którzy w wywiadzie Mariusza Kurca opowiadają o swej pierwszej profesjonalnej sesji fotograficznej, o swej firmie oraz o tym, jak radzą sobie ze szkolną homofobią w Karolinie Południowej (USA), gdzie mieszkają.

Poza tym do przeczytania w 53. numerze:

„Jak on to zrobił?” – specjalny biogram Roberta Biedronia, pierwszego w Polsce jawnego geja na stanowisku prezydenta miasta (Słupska) – z komentarzami samego zainteresowanego;

„Tęczowa miłość jest jak każda inna”  – z Alicją Majewską o jej hitach popularnych w społeczności LGBT a także o homoseksualnych przyjaciołach, rozmawia Przemysław Górecki;

„Bi to nie lans” – z Joanną Erbel, polityczką Zielonych, kandydatką na prezydentkę w Warszawy w zeszłorocznych wyborach, o biseksualności, poliamorii i „kodzie podrywowym” a także o lewicy i polityce miejskiej, rozmawia Marta Konarzewska;

„Przestajesz być najważniejszy” – Jacek i Andrzej Kacprzak Kubińscy, polska para małżeńska z Brighton (Wielka Brytania) opowiadają o swych adoptowanych synach w tekście Mariusza Kurca;

„Maratończyk” – o olimpiadzie Gay Games, której dziewiąta edycja odbyła się w zeszłym roku w Cleveland i Akron (USA), pisze Radek Rusnak, jedyny uczestnik z Polski;

„Egipcjanin, pół-Żyd i gej” – Omar Sharif Jr., wnuk słynnego aktora, opowiada o swym publicznym coming oucie w wywiadzie Pameli Wells;

Marcin Dzierżanowski, wicenaczelny „Wprost” i członek nieformalnej grupy chrześcijan  LGBT – o tym, co katolicy/czki LGBT napisali o swych relacjach z Kościołem w „Ankietach Franciszka”;

Krzysztof Tomasik o hetero sojusznikach i sojuszniczkach ruchu LGBT z lat 90.;

W dziale „Transakcje” Izabela Jąderek o transpłciowych dzieciach i ich rodzicach.

 

Felieton

„Zboczeńcy i pupile” Bartosza Żurawieckiego

 

Kultura:

Bartosz Żurawiecki w drugiej części materiału o AIDS w kinie pisze o tym, jak tę tematykę podejmuje się w filmach spoza USA;

Recenzje nowych filmów LGBT: „Gra tajemnic”, „Dumni i wściekli”, „Pani z przedszkola”.

Recenzje nowych książek LGBT: „Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek. Tom III: Śmierć” Jonasa Gardella, „Rudolf Nurejew” Jana Stanisława Witkiewicza;

dział Muzyka, a w nim m.in. Madonna i Zdzisława Sośnicka

wystawa prac Bartka Jarmolińskiego w Toruniu

 

A poza tym:

Zbigniew Wodecki, Irek Bieleninik i następni– sojuszników LGBT będzie przybywać (wspólny projekt Kampanii Przeciw Homofobii i „Repliki”);

– 9. edycja Festiwalu Równe Prawa do Miłości – już w lutym;

Agata Chaber, prezes KPH, o postanowieniach spocie promującym związki partnerskie „Najbliżsi obcy” w TVP

– „Kuźnia liderów/ek LGBT” – lokalni/e działacze/czki kształcą się w ramach projektu Lambda Warszawa

– w „Czajniku” Taylor Lautner, Tom Ford, Mel B., Benedict Cumberbatch i Maciej Zakościelny

 

Dla prenumeratorów/ek gratis: rabat 30% na zakup „Homobiografii” Krzysztofa Tomasika w internetowym sklepie Krytyki Politycznej

 

Wysyłka numeru od 28 stycznia br.