Mąż i ojciec, który nie ukrywał homoseksualizmu. Kochał KRZYSZTOFA KAMILA BACZYŃSKIEGO, MARKA HŁASKĘ, MARKA KELLERA, EUGENIUSZA BIERNACKIEGO i wielu innych. Nie stronił od chłopców z pikiet i męskich prostytutek. W nowej biografii JERZEGO ANDRZEJEWSKIEGO seksualność jest osią narracji
Tekst: dr hab. WOJCIECH ŚMIEJA,
Instytut Nauk o Literaturze Polskiej, Uniwersytet Śląski w Katowicach
Trudno w dziejach polskiej literatury o pisarza, którego życie i twórczość bardziej uwikłane byłyby w paradoksy historii – żarliwy katolik stał się po wojnie wierzącym komunistą, który skończył jako odważny opozycjonista i członek KOR. Jakby tego było mało, biografia prywatna – może jeszcze bardziej nieoczywista: mąż i ojciec, który nie ukrywał homoseksualizmu, niestrudzony poszukiwacz miłości niestroniący od orgii z chłopcami z pikiety, alkoholik obciążony rolą autorytetu moralnego. No i ta wieczna wątpliwość wobec wartości własnej twórczości – popiół czy diament?
Czytać na nowo?
„Popiół i diament”, choć w spisach lektur wytrwał do wczesnych lat 90., zdążył już wypaść z czytelniczego obiegu; nikt też już nie czyta z wypiekami na twarzy alegorycznych „Bram raju”; żeby poczuć powiew wielkiego świata z „Idzie skacząc po górach”, trzeba było żyć w gomułkowskiej Polsce – dziś wrażenia chyba nie robi, a pisarskie dzieło życia, „Miazga”, jest imponującym niewypałem. Niekwestionowaną wartość ma chyba tylko kilka opowiadań okupacyjnych z „Apelem” i zekranizowanym przez Andrzeja Wajdę „Wielkim Tygodniem” na czele. Czy twórczość Andrzejewskiego wyjdzie kiedyś z literackiego czyśćca? Być może okazją, by do niej wrócić i czytać ją nie według politycznego, ale biograficznego klucza, jest fascynujące i pełne skrajności życie pisarza należącego do pokolenia „świadków nowoczesności”, tego samego, które wydało Miłosza, Gombrowicza, Gałczyńskiego… Opisała je właśnie Anna Synoradzka-Demadre. Ta sama biografka podjęła przed laty (książka „Andrzejewski” z 1997 r.) próbę opisania biografii publicznej Andrzejewskiego. Jej ciągiem dalszym jest opublikowana właśnie biografia prywatna autora „Ładu serca”: Relacje osobiste stanowią jej temat główny, zaś twórczość, przemiany poglądów filozoficznych i politycznych są omawiane tylko wtedy, gdy służy to wątkowi zasadniczemu – pisze autorka. Badaczka analizuje więc wątki związane z miłościami, przyjaźniami, rodzicielstwem, małżeństwami, nałogami i chorobami pisarza.
Emancypant?
Biografia prywatna Andrzejewskiego nie może nie uwzględnić kontekstu jego homoseksualizmu. I rzeczywiście Synoradzka ustanawia seksualność jako oś, wokół której biografia ta się plecie.
Autorka śledzi losy przedwojennych związków Andrzejewskiego – z Tadeuszem Żakiejem i Eugeniuszem Biernackim (który w 1941 r. popełnił samobójstwo). W czasach wojny Andrzejewski zakochał się w Krzysztofie Kamilu Baczyńskim bez pamięci, ale i bez wzajemności, choć pozostali wielkimi przyjaciółmi. Ponad dekadę później oszalał na punkcie młodszego o 25 lat Marka Hłaski (znów heteryk), co jednakże nie przeszkadzało mu w oddawaniu się orgiom z poznanymi na dworcu żołdakami. Z długiego korowodu młodych chłopaków (nierzadko męskich prostytutek) w jego życiu wyróżniał się jeszcze Marek Keller, późniejszy tancerz Mazowsza, dziś prominentny marszand dzieł sztuki. To był ostatni związek pisarza – gdy poznali się w 1962 r.. Keller miał 16 lat, Andrzejewski – 37 lat więcej (polecam „Tequilę z Cortazarem” – wywiad-rzekę z Kellerem).
Seksualna odmienność Andrzejewskiego nie jest i, co więcej, nie była dla nikogo tajemnicą, choć na tle polskiego dwudziestowiecznego Parnasu, który był niezwykle odmieńczy (Iwaszkiewicz, Gombrowicz, Lechoń, Dąbrowska, Jeleński, Czapski, Giedroyc, Białoszewski, a nawet Rodziewiczówna) otwartość Andrzejewskiego była czymś zaskakującym i dalece nieoczywistym. Jak pisał w „Homobiografiach” Krzysztof Tomasik: Andrzejewski był pierwszym twórcą, u którego elementy homoseksualne przeniknęły do wizerunku publicznego. Wraz z twórczością stanowią one całość, którą można ocenić jako potencjalnie emancypacyjną. Andrzejewski dokonał na własny rachunek czegoś w rodzaju prywatnej rewolucji seksualnej i obyczajowej. Synoradzka jej trajektorię stara się w książce odtworzyć. Na Zachodzie być może jej bohater byłby w awangardzie przemian, tak jak na przykład jego rówieśnik – Jean Genet we Francji, ale w Polsce Ludowej pozostał kompletnie osamotniony. Analogia z Genetem nie jest przypadkowa. Francuski pisarz uczynił z homoseksualizmu narzędzie walki politycznej (założony w 1971 r. Front Homosexuel d’Action Révolutionnaire bez wcześniejszych deklaracji Geneta nie miałby szans zaistnieć). Tymczasem w Polsce Andrzejewski przyznał sobie prawo do nieukrywania relacji z mężczyznami, zaś od lat 60. – do demonstracyjnego wręcz ich praktykowania. Czy jednak chodziło o wywołanie rewolucji obyczajowej? Raczej nie. Być może – dywaguje Synoradzka-Demadre – przekonawszy się, że komunizm jest groźną utopią, i stając się po prostu człowiekiem dojrzałym, Andrzejewski wybrał konsekwentnie wolność, zarówno w wypowiedziach dotyczących kwestii politycznych, jak w ekspresji potrzeb emocjonalno-erotycznych. Innymi słowy, pisarz świadom tego, że jego prywatne życie może dostarczyć pretekstu szantażystom ze służb specjalnych, decyduje się rozbroić obyczajową bombę – stając przeciw władzy, może to robić zawsze z otwartą przyłbicą, pod swoim nazwiskiem.
Bohater opozycji antykomunistycznej
W 1968 r. w reakcji na niechlubną rolę Polski w stłumieniu praskiej wiosny wystosował list – wyraz solidarności z Czechosłowakami. Było to tak wielkim aktem śmiałości, że niektórzy znajomi w obawie przed represjami odsunęli się od pisarza, który odtąd znalazł się pod stałą obserwacją SB, a twórczość na indeksie (poza wciąż wznawianym jako lektura szkolna „Popiołem i diamentem”). Dalszym etapem sprzeciwu wobec władz PRL-u była publikacja – pod własnym nazwiskiem! – powieści „Apelacja” w „Kulturze” paryskiej. W 1976 r. pisarz podpisuje ‘Memoriał 101” przeciw zmianom w Konstytucji PRL. Dalsze działania Andrzejewskiego, takie jak „List do prześladowanych uczestników robotniczego protestu”, bycie członkiem-założycielem KOR, krytyczne wywiady udzielane zachodnim rozgłośniom prowokują władze do reakcji. SB podejmuje próbę skompromitowania go jako osoby niezrównoważonej i niegodnej zaufania. W tym celu preparuje rzekomy apel pisarza do marszałka sejmu domagający się wprowadzenia równouprawnienia i swobody zrzeszania się przedstawicieli mniejszości seksualnych. Wiadomości o tym manifeście kolportuje partyjna prasa – „Trybuna Ludu” czy „Życie Warszawy”. W ówczesnej Polsce postulaty emancypacyjne, skądinąd rozsądnie przedstawione, traktowane są jako objaw szaleństwa i wyraz zboczenia – kompromitują a nie skłaniają do, choćby odmownej, reakcji. Po tym wydarzeniu izolacja pisarza pogłębia się. Stopniowo traci wzrok, pogrąża się też w nałogu alkoholowym. 19 kwietnia 1983 r. 74-letni pisarz umiera po udarze mózgu.
Zabawa, literatura, okrucieństwo
W opublikowanych pod koniec lat 70. „Notatkach do autobiografii” wspominał Andrzejewski dziecięce, quasi-erotyczne zabawy z kuzynem: Lutek, długonogi brunecik […] zbliżał się do mego wieku, był starszy o rok lub dwa […]. Był silniejszy, szybszy, fizycznie dojrzalszy aniżeli ja, nie miałem w sobie nic z zuchwalstwa i upodobania do bijatyk […]. Czarnowłosego i smagłego bawiła białość mego ciała, mógł się też chełpić, że jego siusiak lepiej się prezentuje aniżeli mój, szczególnie w wodzie, gdy u mnie się kurczył, a u niego, skoro się z tej wody wychylał — przeciwnie. […] Chwytał mnie za przeguby rąk, przyciągał do siebie mocnym uchwytem w pasie lub poniżej ramion zmuszał do siłowania. […] Lutek wiedział, że mnie pokona, ja — że ulegnę, obaj znaliśmy swoje myśli […]. Czasem, by nierówne zapasy skrócić, ulegałem prawie natychmiast, ale Lutek nie lubił kapitulacji łatwej i szybkiej, więc gdy przedwcześnie w jego ramionach wiotczałem, stawał się agresywny […]. Miał wszystkie racje, żeby czuć się triumfatorem, dawał też temu wyraz […], stał rozkraczony na całą szerokość wanny, z dłońmi wspartymi o zwięzłe biodra, jego błyszczące oczy i rozchylone w uśmiechu usta […] aż nadto wyraźnie mówiły: popatrz, popatrz, jaki jestem! Na jednym oddechu Andrzejewski kontynuował: Dzięki niezbyt skomplikowanym skojarzeniom przychodzi mi w tej chwili na myśl (29 V 1972), że towarzysko- -intelektualna dialektyka Witolda Gombrowicza świadomie i z maniakalnym uporem stosowana przez niego w zetknięciu z ludźmi, choć na wyższych kondygnacjach rozeznania ulokowana — w podstawowych zasadach mechanizmu podobna była, jeśli nie identyczna, do cielesnych gier, praktykowanych przez mego dziewięcioletniego kuzynka dla zaspokojenia jego potrzeb własnych, lecz ze mną i przeciwko mnie. Niewiarygodny to przeskok — młodzieńcza opowieść z łaźni przekłada się bezpośrednio na literacko-towarzyskie perypetie autora, prefiguruje dręczącą go w wieku dojrzałym relację z Witoldem Gombrowiczem. Bo trzeba dodać, że fakt, iż autor „Pornografii” zostaje obsadzony w roli kuzyna-dręczyciela, oznacza tyle, że dorosły Andrzejewski obsadza się w roli dręczonego, a więc i emocje, jakich doświadcza, są w zasadniczym rysie tożsame z emocjami doznawanymi w łaźni: pragnienie, upokorzenie, podziw i niechęć. Agresywny popęd skierowany przeciwko samemu sobie nosi nazwę masochizmu i z masochistycznej przyjemności/przykrości Andrzejewski zdaje nam tu sprawę. Przywoływane i powtarzające się seanse odbywane z Lutkiem w łaźni, określają więc pewien sposób funkcjonowania dorosłego pisarza nie tylko wobec innych mężczyzn, czy – znanego z upodobania do poniżania Andrzejewskiego – Gombrowicza, ale szerzej, ośmielę się sądzić, odzwierciedlają wieczną niepewność Andrzejewskiego co do swojego miejsca w literaturze: diament czy jednak popiół? Kiedy Czesław Miłosz otrzymał literackiego Nobla, Andrzejewski powiedział w jednym z wywiadów, że Nobel należy się im po połowie. Uważał widać swą twórczość za ważną, ale w wielu prywatnych listach, rozmowach sam o jej wartości wątpił, podejrzewał, że jest sublimacją prywatnych, nieprzetłumaczalnych pragnień i pożądań.
Pisarz transgresji
Andrzejewski nie pasuje do żadnej gotowej narracji historycznej ani tym bardziej „polityki historycznej”. Andrzejewski, tak głodny życia, chyba skazany jest na bycie niczyim. Tym bardziej więc jego biografia, człowieka z krwi i kości, upadającego i wzniosłego, odrażającego i szlachetnego jest nam dzisiaj potrzebna i tym bardziej docenić trzeba trud biografki, która odważyła się z nią zmierzyć. Jej książka poprzedza publikację prywatnego dziennika Andrzejewskiego – a ten będzie niewątpliwie wydarzeniem literackim rangi publikacji dzienników Iwaszkiewicza, Białoszewskiego, a może nawet „Kronosa” Gombrowicza– gnębiciela.
ANNA SYNORADZKA-DEMADRE, „Jerzy Andrzejewski – przyczynek do biografii prywatnej”, Wyd., Warszawa 2017
Tekst z nr 68/7-8 2017.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.