Sport bez uprzedzeń

Z JACKIEM SIKORSKIM, prezesem tęczowego klubu sportowego Volup, rozmawia Michał Pawłowski

 

Foto: Marek Przyborowski

 

Od ponad 17 lat warszawski klub sportowy Volup aktywizuje osoby nieheteronormatywne. Ty, z tego, co wiem, działasz w Volupie od 8 lat. Co wiesz o genezie klubu?

Wszystko zaczęło się w 2005 r., kiedy założyciel Volupu Marcin Nowakowski wrócił do Polski z Niemiec, gdzie działały już prężnie tęczowe grupy sportowe, a w Polsce nie było nic takiego. Postanowił prywatnie zorganizować w Warszawie treningi siatkówki dla gejów. Skrzyknął kilkunastu znajomych, zaczęli grać regularnie, grupa powoli się rozrastała. Ofi cjalnie nasz klub został zarejestrowany w 2009 r. Po kilku latach została stworzona sekcja badmintona, która do dziś bardzo się rozrosła.

Mimo że nie widać jakichś wielkich reklam Volupa.

Rozrastamy się przede wszystkim przez pocztę pantoflową, ona wciąż działa prężnie. Dołączają znajomi, znajomi znajomych itd. Przedział wiekowy: od mniej więcej 20 do mniej więcej 55 lat.

Macie podział na płcie?

Nie, bo – i to jest rzeczywiście ciekawe – do nas zgłaszają się prawie wyłącznie faceci. Już słyszę twoje następne pytanie: „Lesbijki nie zajmują się sportem?”. (śmiech) Oczywiście, że się zajmują, ale mają swoje odrębne światy. Mam teraz ambitny projekt, by w Volupie otworzyć sekcję tenisa. Poznałem grupę 30 lesbijek, które regularnie się ze sobą spotykają i grają, może się uda. Ale w Volupie do tej pory to byli głównie geje i mężczyźni bi, sporadycznie zdarzają się kobiety – zazwyczaj są to trenerki, które zatrudniamy, albo koleżanki hetero przyprowadzone przez gejów.

A koledzy hetero?

Nie przychodzą. Był chyba jeden na przestrzeni tych 8 lat, odkąd jestem w Volupie.

Bo oczywiście zostaliby przyjęci, gdyby chcieli, prawda?

Oczywiście! Jedyną zasadą jest, że Volup to przestrzeń bez homofobii, bez transfobii, a trenować mogą wszyscy. Osoby trans oczywiście też – by już postawić kropkę nad i. Przez te wszystkie lata mocno się sprofesjonalizowaliśmy; nasze drużyny biorą udział – i to już od 2007 r. – w międzynarodowych turniejach siatkówki, a dzięki pozyskanym w ten sposób kontaktom zaczęliśmy sami organizować sportowe turnieje w Polsce. W sierpniu odbędzie się jubileuszowa, 15. edycja turnieju międzynarodowego – planujemy imprezę z rozmachem. Ludzie, którzy do nas przychodzą, często nie mają świadomości, kto tym zarządza, jak działa ta organizacja, nie wiedzą, że jest coś takiego jak zarząd. Ja też jakiś czas żyłem w takiej błogiej nieświadomości, że po prostu są treningi – przychodzi się, gra i cześć.

Co cię w ogóe skłoniło, by przyjść pierwszy raz?

Poczta pantoflowa! Kolega namówił mnie i mojego partnera. Zacząłem od badmintona, teraz chodzę na pięć sekcji. Oprócz badmintona to crossfit, joga, taniec, defence, czyli samoobrona, oraz szósta – kultura, czyli wspólne wyjścia do kina czy teatru. To poszło u mnie stopniowo – najpierw, gdy zagłębiłem się nieco w Volup, zauważyłem, że jest cała struktura, która pilnuje porządku. Inaczej wszystko to nie działałoby tak dobrze. Po kilku latach stwierdziłem, że mam w sobie dość energii, by nie tylko brać coś z Volupa dla siebie, ale też dawać – organizować rzeczy dla innych. Dwa lata temu wystartowałem w wyborach do zarządu, zostałem jego wiceprezesem, a w ostatnich grudniowych wyborach zostałem wybrany na stanowisko prezesa.

Ile jest osób w nowym zarządzie Volupa?

Siedem – prezes, wiceprezes, skarbnik i czterech członków, którzy zarządzają sekcjami. Mamy też zgodnie ze statutem komisję rewizyjną, która pełni funkcje kontrolne w stowarzyszeniu – to kolejne cztery osoby.

A jak często są treningi danej sekcji?

Raz w tygodniu.

Więc jeśli chodzisz na pięć sekcji…

Tak, każdy dzień po pracy mam zajęty Volupem, a szóstego jest jeszcze wyjście do kina czy teatru. (śmiech)

Ile osób bierze udział w waszych inicjatywach? Robicie wszystko sami czy pomagają wam jacyś wolontariusze?

Tygodniowo w naszych treningach bierze udział ok. 250 osób, a na grupie na FB zrzeszamy ponad 1500 członków – i część z nich bierze udział w naszych imprezach, wyjazdach, które organizujemy poza treningami. Każda z naszych dziewięciu sekcji, wymienię może wszystkie: siatkówka, badminton, pływanie, taniec, defence, joga, crossfit, active oraz kultura, ma też swoich koordynatorów – opiekunów. Oczywiście treningi prowadzą profesjonalni trenerzy, których zatrudniamy – głównie kobiety, jak już wspomniałem – ale całą resztę ogarniamy sami jako zarząd. Wszystkie wydatki ponosimy z wpłat członkowskich. Mamy tak ustalone stawki, żeby pokryły koszty najmu, trenerek i dodatkowych kosztów. Na tę chwilę nie prowadzimy działalności gospodarczej, więc nie możemy zarabiać na działalność Volupu. W zarządzie podejmujemy decyzje, ale też robimy dużo spraw operacyjnych, ogarniamy całą administrację, umowy i faktury, dogadujemy grafiki z trenerkami, ustalamy szczegóły z koordynatorami sekcji sportowych, sami też jesteśmy koordynatorami niektórych sekcji, dbamy również o całą promocję stowarzyszenia i komunikację z naszymi członkami. Wszystko to robimy po pracy, w swoim wolnym czasie, jako wolontariusze.

Wow, skala jest naprawdę duża. Skąd bierzesz siłę, by robić tak wiele, poświęcać swój wolny czas?

Jestem magistrem fizjoterapii, skończyłem też zarządzanie w mediach i od 15 lat pracuję w mediach – jestem operatorem, montażystą. Ale też z natury jestem organizatorem, planowanie sprawia mi satysfakcję. Zawsze lubiłem tworzyć wydarzenia, być w akcji, rozwiązywać problemy. W dzieciństwie razem z siostrą animowaliśmy życie towarzyskie dzieciaków z naszego kołobrzeskiego podwórka. W dorosłym życiu bardzo często organizowałem różnego typu atrakcje dla wąskiego grona znajomych i przyjaciół. Były to wyjazdy krajoznawcze, spływy kajakowe i wyprawy rowerowe. Jednak czułem, że mogę więcej, stąd też pomysł dołączenia do Volupu. Tutaj naprawdę mogę się spełnić w roli organizatora, bo skala, na jaką obecnie działa Volup, daje mi ogromną radość i poczucie spełnienia. Nie będę ukrywał, że przez ostatnie 2 lata robiłem wszystko, aby Volup stał się organizacją bardziej rozpoznawalną i otwartą na nowe wyzwania.

A czego dotyczy sekcja „active”, o której wspomniałeś?

To jest właśnie moje ukochane dziecko! Pod tym jednym słowem kryją się wszelkie nasze wycieczki rowerowe, spływy kajakowe, spotkania na kręgle itp. – to są działania, które bardzo nas integrują.

Jakie są cele Volupu jako organizacji? Co chcecie osiągnąć przez działania stowarzyszenia?

Naszym głównym celem jest budowanie dużej społeczności osób LGBT+ skupionej wokół bliskich nam idei sportu, kultury, wspólnego poznawania świata. Trafi ają do nas również ludzie wykluczeni, którzy czują się samotni i mają potrzebę przynależności. U nas szybko odnajdują znajomych i przyjaciół, stają się częścią naszej tęczowo- -sportowej społeczności. Odkąd jestem członkiem zarządu, bacznie przyglądam się temu, kto do nas dołącza i jak się te osoby zmieniają. Jak z nieśmiałych stają się bardziej otwarte, radosne i pewniejsze siebie. To jest magia, którą ma Volup. To bardzo silna społeczność – sport jest u nas ważny, ale nasze stowarzyszenie to dużo więcej niż sport. Chcemy też ten sport trochę odczarować – zajęcia z wuefu w szkole były pewnym przymusem, wielu gejów ich nie lubiło, bo co tu dużo gadać, na wuefie było mnóstwo homofobii: ten, kto słabo grał, niechybnie dostawał łatkę „pedała” czy „cioty”. Nic więc dziwnego, że geje stronili od sportu jako od czegoś, co kojarzyło im się z wyzwiskami, z dyskryminacją. Tymczasem przecież może istnieć sport bez homofobii. Dla wielu z nas to jest odkrycie i nagle w człowieku otwiera się cała nowa sfera: okazuje się, że on lubi sport, lubi aktywność fizyczną. Tylko wykluczania i wyzywania nie lubi. U nas na meczach też są emocje i zdarza się, że lecą przekleństwa – ale homofobii nie ma, Poza tym na wuefie ćwiczyło się to, co trener/nauczyciel zarządził. U nas można wybrać to, co ci odpowiada. Nikogo do niczego nie zmuszamy – to ma być twoja pasja, twoje wyżycie się, twoje miłe spędzenie czasu w gronie przyjaznych ci osób. Wychodzimy też poza sport. Oprócz sekcji „kultura”, o której już mówiłem, organizujemy również np. wolontariat w schroniskach dla zwierząt, zbiórki pieniędzy dla potrzebujących. Pomagamy np. polskim sadownikom zbierać jabłka. Łączymy potrzeby różnych ludzi, którzy chcą spędzać czas razem, mają trochę energii i chęci, a przy tym wychodzą po prostu fajne rzeczy.

Jakie wasze projekty czy sekcje są najpopularniejsze?

Na naszej ogólnej grupie na FB „Volup Active” jest obecnie przeszło 1500 członków – to zweryfikowane osoby. Część z nich aktywnie uczestniczy w naszych akcjach, część tylko śledzi to, co robimy, i nam kibicuje. My jednak staramy się aktywizować wszystkich, a efekty tego widać w statystykach. W 2021 r. w pierwszym obozie sportowym wzięły udział 93 osoby, a już rok później – przeszło 150 z przeróżnych zakątków Polski. Zakładamy, że w tym roku na trzecim obozie sportowym na Mazurach będzie nas jeszcze więcej. Na cotygodniowe treningi w Warszawie uczęszcza średnio 250 osób. Zbieramy feedback, pytamy ludzi, co im się podoba i jakie mają potrzeby – co przy takiej skali nie zawsze jest proste. W trakcie obozów dbamy o wszystko: transport, różnorodność zajęć, posiłki, miejsce i rozrywkę, organizujemy np. występy drag queens. Mamy również w planie uruchomienie na wiosnę 2023 trzech nowych sekcji: tenisa, tenisa stołowego oraz całkiem możliwe, że piłki nożnej.

Jak jesteście odbierani wśród społeczności i poza nią?

Dość dużo osób ze społeczności LGBTQIA+ wciąż jest zaskoczonych, gdy dowiaduje się o Volupie, że w ogóle działamy, na dodatek już tak długo i tak szeroko. To słyszę głównie od znajomych i otoczenia. Ten odbiór w społeczności jest bardzo pozytywny, poza nią również, choć oczywiście zdarzają się hejt czy negatywne komentarze. Tego jednak nie da się uniknąć, kiedy prowadzi się tak dużą organizację. Zdaję sobie sprawę, że np. setka gejów w jednym miejscu może ludzi szokować, (uśmiech) szczególnie poza dużymi miastami. Zdarzyła nam się taka sytuacja na obozie w Borach Tucholskich, gdy w obiekcie oprócz nas były inne osoby i wyjechały, kiedy nas zobaczyły, ponieważ nie akceptowały gejów w swoim otoczeniu, zwłaszcza w takiej skali. Właściciele tego ośrodka, swoją drogą bardzo nam przyjaźni, zaproponowali rezerwację na wyłączność. Nie mamy problemu, by cały ośrodek zapełnić, dlatego rezerwujemy dla siebie całe obiekty, by nie dzielić ich z innymi i nie narażać nas na niepotrzebną konfrontację. Ludziom może się wydawać, że na naszych zajęciach są prawdziwe tłumy, i to może ich powstrzymywać przed dołączeniem do treningów. Wystarczy jednak przyjść na któryś z nich, by przekonać się, że ćwiczymy w niewielkich grupach, a niektóre zajęcia mają często kameralną, wręcz intymną formę. Wrażenie dużej skali działalności Volupu w mediach społecznościowych nie wynika z liczby uczestników poszczególnych zajęć, a z samej liczby i różnorodności tych zajęć.

Mamy w polskim sporcie już kilka głośnych coming outów kobiecych – m.in. Kasi Zillmann, Oli Jarmolińskiej czy Jolanty Ogar-Hill – wciąż jednak nie ma w Polsce męskich coming outów w polskim zawodowym sporcie. Jak myślisz, z czego to wynika?

Wiesz, my nie jesteśmy klubem profesjonalnym, lecz bardziej amatorskim. U nas ludzie często zaczynają swoją pierwszą przygodę ze sportem w wieku np. 40 lat i to jest dla nas wielka radość. Ludzie, którzy nigdy nie mieli ze sportem za dużo wspólnego, robią w końcu coś dobrego dla siebie i swojego ciała. Choć jak się domyślam, w tym profesjonalnym polskim sporcie na pewno są jacyś geje i taki coming out wiele by dla naszej społeczności znaczył. Bardzo kibicujemy każdemu coming outowi, w sporcie i poza nim – bo to naprawdę wciąż spora odwaga w takim kraju jak Polska.

A jak to jest z wyoutowaniem u was? Publikujecie sporo zdjęć na social mediach z treningów i wyjazdów. Czy wszyscy się z tym zgadzają?

To się bardzo zmieniło w ciągu ostatnich 10 lat. Fotografia jest moją pasją, często robię zdjęcia podczas wszystkich aktywności. Kiedyś, jak robiliśmy zdjęcia na wycieczce rowerowej czy spływie kajakowym, to część osób chowała się po krzakach, nie chcąc znaleźć się w kadrze. Teraz, mam wrażenie, jest odwrotnie. Ludzie czekają na zdjęcia, chcą, by im je robić, chcą je publikować, są dumni i odważni. To bardzo pomaga nam w promowaniu stowarzyszenia, bo tych publikacji z naszym logo i z naszych aktywności jest w sieci coraz więcej. Większa otwartość ludzi to pewnie jeden z powodów, dlaczego tak szybko urośliśmy przez ostatnie 2 lata.

Dlaczego reprezentacja osób LGBTQIA+ w sporcie jest tak ważna?

W sporcie jest tak samo ważna jak w każdej innej dziedzinie życia. Widoczność społeczności w mainstreamie edukuje społeczeństwo i oswaja ludzi z nami. I ważne jest, aby pokazywać, że osoby LGBTQIA+ są we wszystkich sferach życia. A my akurat skupiamy się na sporcie, bo to nasz konik.

Jak osoby czytelnicze „Repliki” mogą dołączyć do Volupu?

Wystarczy tylko chcieć. Na początek proponuję spojrzeć na naszą stronę internetową i media społecznościowe. A potem zapisać się, przyjść i spróbować, czy dany trening jest dla was, albo zapisać się na aktywność kulturalną lub wyjazd – to jest świetna opcja dla osób spoza Warszawy. Mamy też grupę na Facebooku, do której zapraszamy wszystkie osoby chcące tam dołączyć. Podkreślam: jesteśmy otwarci na każdą osobę, nie tylko LGBT+, ale również na osoby hetero. Nie zamykamy się i zawsze zapraszamy przyjaciół, znajomych, rodziny.

A macie w planach działalność poza Warszawą?

Jeśli pytasz o plany, to poza zwiększaniem popularności naszego stowarzyszenia chcielibyśmy również się profesjonalizować. Marzy mi się aplikacja, która usprawni nam pracę i będzie służyła ludziom w łatwiejszym umawianiu się na zajęcia, a dodatkowo pomoże rozwijać samą społeczność. Dużo rzeczy robimy ręcznie. Automatyzacja pomogłaby nam działać na większą skalę – lepiej zarządzać stowarzyszeniem, robić jeszcze więcej aktywności i łatwiej się komunikować. Jeśli uznamy, że w Warszawie zrobiliśmy już wszystko co można i trzeba, nie wykluczamy wyjścia poza stolicę, np. zrobienia lokalnych oddziałów Volupu dzięki wsparciu ludzi, którzy mogliby się stać lokalnymi liderami i koordynować temat w danej miejscowości. Może coś takiego nam się kroi w Łodzi, ale nie chcę zapeszać. A z takich namacalnych marzeń, to w tym roku chcemy pierwszy raz przygotować wielką i kolorową platformę Volupu na Paradzie Równości – z mnóstwem ludzi i dużą liczbą balonów!

Jacek, praca zawodowa plus tak absorbująca funkcja w Volupie – jak udaje ci się to pogodzić?

Ogarniam tematy stowarzyszenia przed pracą, po pracy, a czasem i w trakcie pracy. (śmiech) Jestem szczęśliwcem, bo mój partner rozumie to moje zaangażowanie, to, że często nie ma mnie w domu. Jest bardzo wspierający. Moja działalność w Volupie to spory wysiłek, czasem trudno jest pogodzić ją z pracą, ale muszę powiedzieć, że jest to znakomity czas w moim życiu.

A jak masz chwile słabości, to co ci pomaga?

Przeżywam huśtawki nastrojów, to naturalne, bo przy organizacji wydarzeń jest po prostu sporo stresu, a czasem nerwy i złość. Za to gdy się udaje, dopadają mnie wielka radość, entuzjazm i optymizm – gdy widzę uśmiechniętych, szczęśliwych ludzi, którzy spędzają ze sobą dobry czas, to jest bardzo budujące. Mamy ogromny odzew i pozytywne reakcje od ludzi. Gdy dziękują nam w wiadomościach prywatnych, gdy piszą, jak dobrze spędzili czas i że bycie w naszej społeczności dużo dla nich znaczy – to jest dla mnie najlepsza motywacja, by robić to dalej i więcej. Dużą motywacją dla mnie jest również wsparcie zespołu – to, że ludzie zaufali mi i w listopadzie wybrali na nowego prezesa zarządu Warszawskiego Klubu Sportowego Volup.

 

Tekst z nr 101/1-2 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.