Głaskanie, przytulanie, a za masturbację kara 150 zł. Tak się „leczy” gejów w Radomiu
Tekst: Radosław Hołowczyc
Jakub Lendzion był bohaterem reportażu o „leczeniu” homoseksualizmu, wyemitowanego w programie Tomasza Sekielskiego „Po prostu” (TVP, 22.01.2013). Z kamerą ukrytą w guziku bluzy albo w zegarku, niczym James Bond, uczestniczył w zajęciach stowarzyszenia Pomoc 2002, działającego w Radomiu już od ponad 10 lat. Widzowie mogli się dowiedzieć, że terapia Pawła, guru grupy, polega m.in. na głaskaniu i przytulaniu młodych mężczyzn. Na koniec programu pojawiła się informacja, że 18 stycznia br. Urząd Miasta Radomia skierował wniosek do prokuratury w sprawie działalności Pomoc 2002.
Zdiagnozował mnie w 15 minut
Kuba ma 20 lat. Od kilku miesięcy studiuje prawo, od prawie dwóch lat działa w Kampanii Przeciw Homofobii. Rok temu pisał na łamach „Repliki” (nr 36) o swym coming oucie w szkole średniej. Gdy zdałem sobie sprawę, że jestem gejem, bardzo pragnąłem zmienić orientację. Zastanawiałem się, czy to jest możliwe. Są tacy, którzy twierdzą, że homoseksualizm to choroba, a więc może jakoś się „to” leczy? Na szczęście nie brnąłem dalej i zaakceptowałem moją seksualną tożsamość. Po ubiegłorocznej wizycie Richarda Cohena w Polsce (guru „leczenia” homoseksualizmu, w 2002 r. wyrzucony z Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego za niekompetencję i notoryczne łamanie etyki terapeutycznej) zacząłem szukać informacji na temat organizacji oferujących „terapię reparatywną” w naszym kraju. Już nie po to, by się wyleczyć, tylko by pokazać, że praktyki, które powinny odejść do lamusa, są wciąż u nas żywe. Natrafiłem na Pomoc 2002. Do podjęcia tematu zainspirowałem Magdalenę Belkę z TVP, która również interesowała się tą problematyką. Została autorką reportażu.
Na stronie internetowej Pomocy 2002 czytamy: Stowarzyszenie Pomoc 2002 jest grupą wsparcia dla osób z uzależnieniami seksualnymi. Jest wspólnotą ludzi dobrej woli i dobrego serca. Nie jest nam obcy los drugiego człowieka i jego cierpienie. Współpracują z nami wolontariusze, psycholodzy i seksuolodzy na terenie całej Polski. Ale nazwisk tych psychologów czy seksuologów rzekomo współpracujących z Pomocą 2002 próżno szukać. Wśród celów stowarzyszenia jest jeden zgrabnie odnoszący się do homoseksualności: wspomaganie osób o skłonnościach homoseksualnych w kształtowaniu ich życia zgodnie z zasadami etyki chrześcijańskiej, organizowanie pomocy terapeutycznej, a w przypadku osób chcących zachować swoje preferencje seksualne – nauczanie przystosowujące do życia w czystości z zachowaniem celibatu osób świeckich.
Zgodnie z Krajowym Rejestrem Sądowym, prezesem zarządu stowarzyszenia Pomoc 2002 jest Mirosław Chmura. Zapisać się do Pomocy 2002 jest stosunkowo łatwo, wystarczy wysłać e-mail na adres podany na stronie i umówić się na spotkanie. Przy czym – trzeba być mężczyzną. Organizacja kobiet nie przyjmuje, najwyraźniej lesbianizmu uleczyć nie potrafi.
Tak więc na początku grudnia 2012 r. rozpoczął się sześciotygodniowy kamuflaż Kuby, który na potrzeby programu został 24-letnim Łukaszem, gejem pragnącym desperacko zostać heterykiem. „Łukasz” był cały czas w kontakcie z Magdaleną Belką i ekipą TVP. Mężczyzna, który wyszedł po mnie na dworzec w Radomiu, przedstawił się jako Paweł, ale później wszyscy mówili o nim jako o prezesie. Gdy sześć tygodni później Magda Belka zwróciła się do niego „Panie Mirosławie”, zareagował – opowiada Kuba. Niczym niewyróżniający się starszy pan, trochę pomarszczony, wyglądał skromnie. Bardzo miły, życzliwy, otwarty i przyjazny. Uściskał mnie, poczęstował cukierkami. W domu, gdzie przyjmował, zjadłem obiad przygotowany przez jego mamę. Poprosił, bym opowiedział mu o sobie. W piętnaście minut zdiagnozował, że jestem homoseksualny, bo łączy mnie niezdrowa relacja miłości z mamą. Powiedział mi, że on też kiedyś był homoseksualny, ale wyleczył się, gdy zaczął podróżować i żyć samodzielnie. Żartował nawet, że sam nie wie, ile może mieć dzieci rozsianych po świecie z rożnych związków z kobietami.
Spotkania w cztery oczy z Pawłem odbywały się raz w tygodniu. Oprócz rozmowy, głaskał mnie, przytulał, dwa razy poprosił, bym położył mu głowę na piersi, a potem na udach. Raz zgodziłem się poleżeć kilka minut z głową na jego piersi. Raz zaproponował, bym się rozebrał do naga. Nie skorzystałem – wspomina Kuba z lekkim zażenowaniem. Podobno zdarzało się, że z innymi chłopakami sypiał w jednym łóżku.
„Łukasz, przecież tobie niczego nie brakuje!”
Zaoferował mi też książki, m.in. „Terapia reparatywna męskiego homoseksualizmu” Josepha Nicolosi za 30 zł i „Wyjść na prostą” Richarda Cohena, też za 30 zł. Kupiłem, chciałem być wiarygodny. Do tego śpiewnik za 15 zł, bo podczas rekolekcji śpiewaliśmy piosenki. Same rekolekcje to koszt 150 zł, a wpisowe – 200 zł.
Rekolekcje Pomocy 2002 odbywają się ponoć raz w miesiącu w klasztorze w Kluczborku i trwają cały weekend. Kuba uczestniczył w jednym takim zjeździe. Poznał wtedy innych uczestników grupy – około dziesięciu mężczyzn w wieku dwudziestu paru lat, oprócz jednego, który był znacznie starszy. Jakie wrażenie zrobili na Kubie? Byli już zmanipulowani ideologią Pawła. Twierdzili, że są heteroseksualni, jak wszyscy, tylko mają odczucia homoseksualne, które są wynikiem jakiejś traumy, czegoś niezdrowego, co jednak można przezwyciężyć. Niektórzy mówili, że mają za sobą jakieś kontakty homoseksualne, inni jeszcze nie. Wszyscy, z którymi rozmawiałem, zgodnie utrzymywali, że terapia działa. Najstarszy stażem chłopak uczęszczał na zajęcia od dwóch lat.
Nie utkwili mi w pamięci jako wyraziste osobowości. Raczej zwyczajni. Na studiach albo po studiach. Może trochę infantylni? Gdy jeden z nich podczas śniadania wymieszał płatki kukurydziane z czekoladowymi, reszta miała wielki ubaw. Z entuzjazmem opowiadali dowcipy z homoseksualnym podtekstem. Rozmawiali też bardzo poważnie o dziewczynach. „Ach, ładna jest…” i padało jakieś nazwisko celebrytki. „No, tak, ładna”. Może zbytnio się sugeruję, ale wyczuwałem w tym fałsz. Z jednym z nich rozmawiałem dłużej, bo obaj byliśmy z Warszawy. Prawił mi komplementy: „Łukasz, przecież tobie niczego nie brakuje!”. Był przekonany, że homoseksualizm wynika z kompleksów m.in. na tle wyglądu.
Rekolekcje oznaczały modlitwy przez całą sobotę i część niedzieli. Jestem niewierzący. Dla takiej osoby nie jest to łatwe doświadczenie, ale wiedziałem, po co tam idę i liczyłem się z tym, że będą modlitwy. Adoracja najświętszego sakramentu, brewiarz plus medytacje przeplatane warsztatami i ćwiczeniami motywacyjnym. Dzień zaczynał się o szóstej rano gimnastyką, potem śniadanie i już do modlitwy. Po kolacji – śpiewanie piosenek. Spanie? W trzyosobowych pokojach. I nie, nic się w nocy nie działo. Jak reagowali na nich duchowni z klasztoru? Wyczuwałem wyraźny dystans. Byli jakby zakłopotani naszą obecnością, nie próbowali nawet zagadywać.
Oprócz rekolekcji i wizyt u Pawła, do rytuałów grupy należało codzienne videoczatowanie. Uczestniczyło w nim codziennie co najmniej kilka osób. Każdy musiał wziąć udział choć raz w tygodniu. To właśnie z videoczata dowiedziałem się więcej na temat kar za masturbację, o których w Kluczborku usłyszałem po raz pierwszy. Masturbacja była zakazana, kto nie wytrzymał i jednak sobie ulżył, musiał poinformować Pawła i zapłacić karę – od 50 do 150 zł. On miał na nich taki wpływ, że nie wątpię, że go informowali i płacili. A poza tym te videoczaty, trwające zwykle od 20.00 do 22.00, były dość nużące – ludzie opowiadali o tym, jak im minął dzień.
Doświadczenie w udawaniu
Nie obawiał się ani przez chwilę, że zostanie zdemaskowany? Jasne, że tak. Podczas rekolekcji w pewnym momencie dyktafon, który miałem w kieszeni, sam przełączył się z nagrywania na odtwarzanie. Musiałem natychmiast wybiec z sali. Na szczęście chyba nikt nie usłyszał głosów wydobywających się z mojej kieszeni. Innym razem, podczas spotkania z Pawłem, kamera zamontowana w guziku zaczęła piszczeć. Nie mam pojęcia dlaczego. Powiedziałem, że to mój telefon i wybiegłem z pokoju. Ale w końcu Paweł dowiedział się, że Kuba wcale nie chce „wyleczyć się” z homoseksualizmu: Na ostatnim spotkaniu zaproponowałem mu spacer po parku. Czekała tam ekipa telewizyjna, podeszli do nas, to wtedy Magda Belka zwróciła się do niego „Panie Mirosławie” i zapytała o Pomoc 2002. Zaprzeczył, jakoby „leczył” homoseksualizm i szybko się wycofał. To był ostatni raz, gdy go widziałem.
Jak Kuba zniósł sześć tygodni udawania? Musiałem mieć wszystko dobrze opracowane, żeby się nie wydać – wiarygodną opowieść o sobie, wiarygodne zachowania. Ale, jak wielu gejów i lesbijek, mam doświadczenie w udawaniu kogoś, kim nie jestem – śmieje się Kuba i dodaje: Jeśli dzięki programowi w TVP choć jeden chłopak przestał wierzyć, że może „wyleczyć” homoseksualizm i nie zgłosi się na podobną „terapię”, to było warto. Mam nadzieję, że organizacje typu Pomoc 2002 odejdą w końcu do historii. Co teraz? Podobno reportaż i inne nasze nagrania zostały zabezpieczone przez prokuraturę. Myślę, że może chodzić o zarzuty związane z molestowaniem seksualnym. Rozumiem, że będę przesłuchany w charakterze świadka. Czekam na wezwanie z prokuratury.
Tekst z nr 42/3-4 2013.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.