Mikołaj Milcke, autor popularnych powieści “Gej w wielkim mieście” oraz “Chyba strzelę focha”, w rozmowie z Wojciechem Kowalikiem opowiada o najnowszej książce “Różowe kartoteki”, w której opisał osławioną akcję Hiacynt.
„Znam kilku prawicowych polityków, którzy – wiedząc że jestem homoseksualistą – nie robią z tego problemu. A kiedy stają w świetle kamer, mówią o gejach przykre rzeczy. Staram się ich przywoływać do porządku, czasem działa.”
O poszukiwaniu gejów – ofiar akcji Hiacynt sprzed 30 lat, o której pisze w najnowszej książce „Różowe kartoteki”:
„Szukałem ich np. przez Fellow czy GayRomeo: wpisywałem odpowiednie widełki wiekowe i wyskakiwali mi w wynikach wyszukiwania różni panowie. Pisałem do nich wszystkich wiadomości z prośbą o kontakt. Część się odezwała – z niektórymi się spotkałem, niektórzy zgodzili się tylko na rozmowę przez telefon czy Skype’a. Wykonałem kawał dziennikarskiej roboty, solidnej dokumentacji. Te rozmowy były skarbnicą wiedzy o tamtych przykrych wydarzeniach. Cieszę, że młodsi czytelnicy trochę się o nich dowiedzą.
Wszystkie historie, które usłyszałem, zbiegały się 15 listopada 1985 r. W każdym przypadku wyglądało to właściwie tak samo. Włosy jeżyły mi się na głowie, że peerelowskie służby tak precyzyjnie nastawiły tę maszynę, żeby ona ruszyła tego samego dnia o poranku, w całej Polsce. Z tych opowieści płynął strach, zdeptana godność – nie tyle homoseksualisty, co człowieka. Także na tym Placu Trzech Krzyży, przy którym właśnie rozmawiamy, a który był popularnym miejscem spotkań warszawskich homoseksualistów, były łapanki tego poranka. Momentami przecierałem oczy ze zdumienia, że to się wydarzyło naprawdę. Ale jeszcze bardziej dziwi mnie, że do dziś nikt tego nie wyjaśnił. Nie oddał zebranych akt ofiarom, nie przeprosił.”
O sobie:
„Tajemnica była ekscytująca, ale ileż można udawać, że się nie ma twarzy. Jestem coś winien moim czytelnikom – wydają pieniądze na moje książki, czytają je – więc wreszcie powinienem do nich wyjść. I teraz to robię. Będę chciał się z nimi spotkać w kilku miejscach w Polsce, spojrzeć im w oczy i zobaczyć, kim są. Z listów i z e-maili wynika, że to fascynujący ludzie. (…) Urodziłem się w Sokołowie Podlaskim. Przyjechałem do Warszawy czternaście lat temu na studia – jak bohater „Geja w wielkim mieście”. Tak, „Gej…” jest po części autobiograficzny.”
Cały wywiad do przeczytania w „Replice” nr 57