O wyborach Mr. Gay Europe w Norwegii i Szwecji, o tym, jak zrzucił 35 kg, o odkrywaniu homoseksualności, o tym, jak uczy się wiary w siebie, o miłości do Dominika i do opery oraz o pracy przy wysokosprawnej chromatografii cieczowej mówi Andrzej Berg, Mister Gay Poland 2016, w wywiadzie Mariusza Kurca
Najpierw zostałeś Misterem Gay klubu HAH w Sopocie, potem w lipcu wygrałeś ogólnopolskie wybory i zdobyłeś tytuł Mister Gay Poland 2016, a w sierpniu wziąłeś udział w konkursie Mister Gay Europe i otrzymałeś Nagrodę Publiczności. Gratulacje!
Dzięki. Pewnej kwietniowej soboty zastanawiałem się nad planami na wieczór i pomyślałem, że pójdę na imprezę do klubu. Zajrzałem na fanpage HAH na FB: „O, dziś są tam wybory Mister Gay. Zaraz… właściwie czemu nie miałbym wziąć udziału?” Zgłosiłem się. Oddzwonili i powiedzieli, że jeśli na serio chcę wystąpić, to powinienem być w klubie za pół godziny i mieć ze sobą trzy stroje na przebranie – sportowy, imprezowy i codzienny. Raz, dwa, zdążyłem – i wygrałem. Nigdy bym nie przypuszczał, że to się dalej tak rozwinie. Wybory Mister Gay Poland w Poznaniu potraktowałem już poważniej. Pytany, czemu zdecydowałem się na udział, odpowiadałem, że chcę przełamać stereotypy dotyczące osób homoseksualnych w Polsce.
Słyszałem wątpliwości niektórych: „Po co w ogóle organizować wybory Mistera ze względu na orientację”?
Te wybory na „ogólnego” Mistera też są „ze względu na orientację” – tylko hetero. Panuje tam bardzo heteronormatywne podejście – wygląd panów oceniają same panie, a nie również inni mężczyźni. Wybory Mister Gay Poland sprawiają, że geje są bardziej widoczni i chyba o to chodzi.
Mister Poland Rafał Jonkisz podobno pogratulował ci zwycięstwa.
Czytałem o tym. Miło, ale tak naprawdę nie skontaktował się ze mną osobiście.
Wasze wspólne zdjęcie w mediach…
Dwóch Misterów Polski na jednym zdjęciu, ciekawy pomysł. Zgodziłbym się z wielką chęcią.
…oznaczałoby coś więcej niż dwóch przystojniaków razem. Byłoby gestem wsparcia dla osób LGBT.
Właśnie. Zresztą wybory Mr. Gay Europe to właściwie nie był konkurs piękności. Chodziło przede wszystkim o wyłonienie kogoś, kto godnie będzie reprezentował europejską społeczność LGBT.
Jak te wybory wyglądały?
Było nas dziesięciu finalistów z różnych krajów. Najpierw spędziliśmy trzy dni w Sztokholmie, potem kolejne pięć w norweskim miasteczku Oppdal. Organizatorzy pod auspicjami Mr. Gay World stanęli na wysokości zadania. W Norwegii mieszkaliśmy w jednym, 10-osobowym domku i bardzo się zżyliśmy. W ramach konkursu mieliśmy do pokonania różne wyzwania (challenges), które miały na celu raczej nas zintegrować niż wyzwolić rywalizację. Mieliśmy test z wiedzy na temat Europy oraz praw i problemów społeczności LGBT na świecie. Pytania od łatwiejszych – typu, jakie miasto jest stolicą Norwegii albo jakie kolory są w tęczowej fladze – po trudniejsze, czyli np. dotyczące laureatów Nagrody Nobla, albo „wyoutowanego” aktora z sagi „Star Trek” czy wyoutowanych sportowców. Był ostry fizyczny wysiłek – np. bieg pod taką górę, że przed samym szczytem człowiek już wdrapywał się na czworakach z wyczerpania. Dostaliśmy też „challenge”, by zorganizować pokaz mody męskiej w centrum handlowym w Oppdal. Był anonsowany w lokalnej prasie, więc przyszło sporo osób. Musieliśmy dobrze to przygotować. Dostaliśmy stroje z kolekcji jesiennej do zaprezentowania, było też wyjście w kąpielówkach. Na koniec pojawiliśmy się w koszulkach, każda innego koloru – w ten sposób, że jak stanęliśmy jeden obok drugiego, to ułożyła się tęcza. A na czele stała, zaproszona na tę okazję, małżeńska para dziewczyn, która tam mieszka. Niektórzy lokalni mieszkańcy aż się wzruszyli.
Miałeś tremę przed występami?
Nie. Tremę to miałem całościową przed wyjazdem. To był mój pierwszy w życiu samotny wyjazd za granicę. Nikogo tam nie znałem, a jestem dość nieśmiały. Wciąż pracuję nad poprawą samooceny, bo nigdy nie wierzyłem w siebie i swoje możliwości. Teraz jest poprawa i duża w tym zasługa mojego obecnego partnera oraz warsztatów prowadzonych przez stowarzyszenie Tolerado w Gdańsku.
A wydawać by się mogło, że jak ktoś startuje w wyborach na Mistera, to jest przebojowy i w ogóle – do przodu.
(śmiech) W mieście Trondheim mieliśmy spotkanie z biskupem, który nas pobłogosławił. Wyobrażasz sobie? Biskup przyjął grupę gejów i pobłogosławił ich. A jeszcze: to był biskup, który w norweskim kościele luterańskim walczył o to, by pary jednopłciowe mogły zawierać śluby również właśnie w kościołach. Po prostu inny świat. Na tym spotkaniu miałem łzy w oczach. Nigdy nie widziałem, by duchowny tak traktował osoby homoseksualne. Była też wspaniała wycieczka w góry. Była sesja fotograficzna na plaży, a potem wybieranie Mistera Foto. Zająłem drugie miejsce, zaraz za Hiszpanem. Były wywiady – bo cały czas towarzyszyła nam ekipa, która kręciła film dokumentalny oraz ekipa z brytyjskiego radia Pride. Finałowej gali wręczania nagród nie było. Był „tylko” uroczysty obiad, na którym dostaliśmy symboliczne nagrody. Wybory wygrał Belg, ale właściwie wszyscy czuliśmy się zwycięzcami – nagrodą główną dla każdego było właśnie te 8 wspólnych dni. Niemniej, jestem bardzo dumny z mojej własnej nagrody – zwyciężyłem w głosowaniu online, głosowaniu publiczności – dziękuję wszystkim, którzy na mnie głosowali. Gdy przedstawialiśmy sytuację LGBT w naszych krajach, musiałem powiedzieć, że u nas w Polsce nie jest niestety najlepiej, szczególnie gdy porównam to, co mówił Belg czy Walijczyk. Ale potem, gdy zwyciężyłem, to mi wytykali: „E, mówiłeś, że u ciebie w Polsce tak cienko, a nie zostałeś zhejtowany, przeciwnie – lubią cię, widzisz?!”
A jak było w Sztokholmie?
Fajny hotel, zwiedzanie miasta, a przede wszystkim – wspólny udział w Paradzie Równości. Zamykaliśmy Paradę, idąc w ostatnim rzędzie, każdy miał na sobie szarfę z nazwą kraju. Niesamowite przeżycie! Tłumy ludzi, wiele rodzin z dziećmi. Zero kontrmanifestacji. Wszyscy do wszystkich się uśmiechali. Co chwila dostawaliśmy brawa.
To była twoja pierwsza Parada w życiu?
Trzecia w życiu, a pierwsza zagraniczna. Wszystkie zresztą w tym roku. „Debiutowałem” na Marszu w Gdańsku w maju – i muszę powiedzieć, że byłem przerażony. Nas było podobno jakieś 700 osób, przeciwników – podobno 300, a policjantów chyba z tysiąc. Protest był tak silny, że przeszliśmy może jedną trzecią trasy. Niektórzy z przeciwników stali na torach tramwajowych i rzucali kamieniami w policjantów, którzy nas ochraniali. Nie dziwię się więc, że pewnie wiele osób zrezygnowało z udziału w Marszu. Z drugiej strony trzeba chodzić, jeśli chcemy, by coś się zmieniło i by kiedyś w Gdańsku było tak, jak w Sztokholmie. W czerwcu pojechałem do Warszawy – bardzo pozytywne wrażenie. Mnóstwo ludzi, fajna atmosfera, świetne afterparty w klubie „La Playa”.
Andrzej, pochodzisz z małego miasteczka na Warmii. Jak się dorasta, gdy się jest gejem w Barczewie? Masz te kilkanaście lat, 15 powiedzmy, koledzy rozmawiają o dziewczynach, a ty…? Jak to zapamiętałeś?
Po pierwsze, ja właściwie nie miałem kolegów, tylko same koleżanki (śmiech). Po drugie – u mnie myślenie o seksie nie zaczęło się w wieku kilkunastu lat.
Wcześniej?
Przeciwnie! Przez całe liceum byłem zupełnie obojętny na seks. Jakikolwiek. Nic.
Serio?
Serio.
A jeśli dziewczyna – bo zakładam, że chłopak pewnie się nie odważył – okazywała ci zainteresowanie?
Mówiłem bez ogródek, że nic z tego nie będzie. Żeby nawet nie próbowała. Byłem tak szczery, że zdarzyło mi się oberwać z liścia od urażonej dziewczyny. One brały to personalnie, a ja tłumaczyłem, że mnie związki nie interesują.
A na studiach?
Na studiach w Toruniu zaczęło się zmieniać. Poznałem pewną dziewczynę i dość szybko zorientowałem się, że… to nie to. Pomyślałem, że powinienem poznać jakiegoś chłopaka.
Hmmm. Jak chłopak szuka dziewczyny, to po jednym niepowodzeniu chyba nie zaczyna sobie od razu szukać chłopaka.
Wtedy, w wieku 22 lat wszedłem po raz pierwszy na gejowski czat na wp.pl. Jacyś napaleńcy, okropni… Wylogowałem się zniesmaczony – ale kilka dni później wszedłem tam jeszcze raz. Potem odkryłem fellow.pl i udało mi się umówić na pierwszą randkę.
Fajnie było?
Policja nas spisała! (śmiech) On miał dziewczynę i nie chciał, by ktokolwiek nas zobaczył, dlatego zawiózł mnie za miasto i cała randka przebiegła w samochodzie. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, nic więcej. Para facetów siedzących w ciemności w aucie, na odludziu – nic dziwnego, że przejeżdżająca policja zatrzymała się. Przepytali nas, co tu robimy itd. On się dość zestresował. Potem poznałem innego faceta i zrobił się z tego poważny związek. Zamieszkaliśmy razem.
To już wiedziałeś, że jesteś gejem.
Tak, już byłem pewny – i zaczęło mi ciążyć, że muszę to ukrywać. Po jakimś czasie ten ciężar stał się nie do zniesienia. Rodzice nagabywali, kiedy poznam jakąś dziewczynę, koleżanki robiły aluzje, dopytywały, jedna się nawet we mnie kochała. A ja, umawiając się z facetem, mówiłem im, że idę na randkę z dziewczyną – to były zaraz ciekawe, co to za dziewczyna, żebym o niej opowiadał. Stwierdziłem, że nie jestem w stanie ciągle kłamać. Pierwszej powiedziałem siostrze bliźniaczce, która mieszka w Londynie, więc coming out był przez Skype. Trochę niezaplanowany. Ona znów pytała, czy poznałem jakąś dziewczynę, a ja, że tak, mam dziewczynę. Podekscytowała się – „to opowiadaj i koniecznie zaraz przyślij mi jej zdjęcie, natychmiast, proszę cię!”. Już nie miałem siły, poddałem się: „OK, ale to nie dziewczyna, tylko chłopak”. Siostra na to: „Nie szkodzi, przysyłaj zdjęcie!” (śmiech) Wysłałem. „OK, spoko jest!”. Mamie powiedziałem też na Skypie, tuż po wprowadzeniu się do mojego ówczesnego faceta. Mówię: „Mamo, jestem u siebie w mieszkaniu”. „Ale co to za mieszkanie?”. „Mojego chłopaka”. Chwila ciszy. „No, dobrze. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”. Żeby powiedzieć babci szykowałem się trzy razy. Obiadek, przemowa w głowie ułożona i… nie przeszło mi przez gardło. Drugi raz to samo. Dopiero za trzecim wydusiłem, że jestem gejem i mam chłopaka. „E tam, teraz taka moda, zobaczysz, że ci przejdzie”. Potem skumała, że mi nie przejdzie.
A tata?
Rozmowy z tatą nie było. Wiem, że wie, ale zdarza mu się powiedzieć: „Przyjechałbyś do Barczewa, to byś poznał jakąś porządną dziewczynę”. Szczerze mówiąc, słaby mam z nim kontakt. Ze starszym bratem – trochę lepszy, tyle że on jest zdania, że „nie powinienem się afiszować”.
Tata musi wiedzieć, bo udzieliłeś wywiadu „Gazecie Wyborczej” jako Mister Gay Poland.
Ale to był dodatek trójmiejski. Na Warmii niedostępny, mógł nie przeczytać.
A koleżanki?
Powiedziały, że się domyślały.
Musiałeś być niezłym kąskiem, taki przystojniaczek.
Oj, niekoniecznie. Na studiach ważyłem 120 kilo.
120 kilo? A teraz ile ważysz?
85.
35 kilo schudłeś! To byłeś taki trochę przy kości czy grubasek?
Oj, zdecydowanie grubasek (śmiech). Od kilku lat pracuję nad sobą i zrzucam wagę. Na siłownię chodziłem najpierw nieregularnie, a teraz, od prawie roku, codziennie. Plus dieta.
Teraz to mógłbyś być modelem.
Na modela jestem zbyt masywny. To, jak teraz wyglądam, zawdzięczam Dominikowi, mojemu obecnemu partnerowi. On mnie zaciągnął na siłownię, załatwił trenera i dietetyczkę. Dominik, przyjdziesz na chwilę? (poznaję Dominika, który prosi, by pozdrowić czytelników „Repliki”. Pozdrawiamy!)
Studiowałeś chemię w Toruniu.
Tak. Pokochałem chemię dzięki moim wspaniałym nauczycielkom z gimnazjum w Barczewie i liceum w Olsztynie. Po studiach pracowałem w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska w Bydgoszczy, odbyłem staż na Uniwersytecie Technologiczno- Przyrodniczym w Bydgoszczy, a od roku mieszkam w Gdańsku i pracuję na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym.
O Dominiku, który jest profesorem medycyny, przeczytałem w wywiadzie w „Wyborczej”.
Poznaliśmy się rok temu. Przyjechałem do klubu HAH w Sopocie (znów HAH!), zobaczyłem przystojnego faceta przy barze, uśmiechnąłem się, on się też uśmiechnął. Za chwilę podszedł, zaczęliśmy rozmawiać. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Dominik, poza tym, że jest lekarzem medycyny, jest także wielkim wielbicielem opery, a ja zawsze byłem melomanem.
Podobno zostałeś zaproszony do „Dzień Dobry TVN”, ale nie mogłeś dojechać, bo miałeś już kupione bilety do opery.
Zgadza się. Bilety na opery kupujemy z dużym wyprzedzeniem, bo rozchodzą się bardzo szybko. W dniu, kiedy pokazano transmisję wyborów Mr Gay Poland w TVN, oraz zaproszono do studia ich organizatora, ja byłem na operach w Monachium i Stuttgarcie. W Monachium widzieliśmy „Lukrecję Borgię” Donizettiego, gdzie rolę tytułową śpiewała światowej sławy sopranistka Edita Gruberova – tego bym nie odpuścił nigdy w życiu.
Czym się zajmujesz na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym?
Pracuję na Wydziale Farmacji. Jestem specjalistą w pracowni HPLC, High Performance Liquid Chromatography, czyli wysokosprawnej chromatografii cieczowej. Ekstrahuję i analizuję związki bioaktywne zawarte w roślinach. W przyszłości chciałbym także zrobić doktorat.
W „Wyborczej” mówiłeś też, że po wyborach i po publicznym coming oucie baliście się, by wam szyb nie wybito w oknach.
Nic takiego się nie stało. W ogóle same dobre rzeczy mnie spotykają. Ze złych to może jakieś komentarze hejterskie w sieci, ale tym się nie przejmuję. Dostałem mnóstwo gratulacji i na FB mnóstwo miłych wiadomości od często zupełnie nieznanych mi osób. Od wielu gejów, również starszych, żyjących w szafie.
Jest wielu przystojnych gejów, ale, mam wrażenie, większość z nich nie zdecydowałaby się ani na udział w wyborach Mister Gay, ani na publiczny coming out. Wiesz, dlaczego?
Boją się? Że stracą przyjaciół, a rodzina się odwróci? Ja zaryzykowałem i słusznie. Właściwie to nawet nie zastanawiałem się, czy ryzykuję czy nie. Chcę być szczęśliwym człowiekiem. Nie chcę kłamać. Jestem gejem – ani tego nie wybierałem, ani nikomu tym krzywdy nie robię. (Wzrusza ramionami) Nie ma się czego wstydzić, więc po co się kryć?
Rozmawiałem z babcią – jest dumna, że ma wnuczka Mistera Gay Poland.
To dobre na koniec wywiadu.
Na koniec jeszcze bym powiedział, że zachęcam innych chłopaków, by się zgłaszali w przyszłorocznych wyborach. Dla mnie to była przygoda życia. Sam bym wystartował z chęcią jeszcze raz.
Tekst z nr 63 / 9-10 2016.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.