Uczę duchowości seksu

O pracy z ciałem i pracy nad uwagą czuciową, o prowadzeniu zajęć gejowskiej tantry, o godzeniu się na własną homoseksualność, o bracie bliźniaku oraz o tym, jak to jest być gejem i tatą dwóch córek z Piotrem Jorem Grabowskim, terapeutą, artystą sztuk wielorakich i modelem, rozmawia Mariusz Kurc

 

Foto: Krystian Lipiec

 

Twój homoerotyczny klip „Sharpened lines” spowodował, że wpadłeś w nasz replikowy radar, czy raczej gejdar.

Klip „Sharpened lines” dał mi dużo satysfakcji – został zaproszony na najstarszy i najbardziej prestiżowy festiwal queerowy do Sao Paulo (22 Festival Mix Brasil De Cultura Da Diversidade – przyp. red.). oraz na festiwal filmowy LGBT do Kopenhagi (30th MIX Copenhagen LesbianGayBiTrans Film Festival). Satysfakcja jest ogromna, gdy do międzynarodowego powodzenia klipu doda się fakt, że został zrealizowany bez jakiegokolwiek zewnętrznego wsparcia finansowego i z minimalnym budżetem, którego dużą częścią była wymiana barterowa z mojej strony.

Dwaj nadzy mężczyźni odczuwają wzajemne przyciąganie, ale na początku jakby nie wiedzieli, czy powinni się pobić, czy pocałować.

W ten sposób zaznaczyłem temat uwewnętrznionej homofobii i w ogóle homofobii, która zmienia kontekst, gdy do głosu dochodzi namiętność, uczucia i autentyczne pożądanie.

Sam jesteś jednym z tych mężczyzn. Skąd ten temat?

Nieheteronormatywna seksualność to jest temat, który artystycznie eksploruję od dawna – wcześniej jako reżyser w offowym teatrze w Łodzi, a przez kilka ostatnich lat w moich homoerotycznych grafikach rozwojowych.

Video, teatr, sztuki plastyczne…

Pracuję też jako model. To wszystko w naturalny sposób się łączy.

Multizadaniowy jesteś. Opowiesz o grafikach?

Przez ponad dwa lata przygotowywałem homoerotyczne kolaże z anglojęzycznymi hasłami – żartobliwymi, prowokującymi do refleksji na temat homoseksualności lub męskiej seksualności w ogóle. Publikowałem je na moim facebookowym fanpage’u „Jednorożce”, z którym teraz powoli się żegnam.

Dlaczego?

Multizadaniowość ma swoje cienie… (śmiech).

A skąd taka nazwa?

Jednorożec to jedno z tzw. zwierząt mocy. Symbolizuje niewinność i czystość, ale mówi też o wyjątkowym potencjale seksualnym.

Mnie ten róg się jeszcze kojarzy fallicznie.

No, więc właśnie… (śmiech).

Po prostu jednorożec to jest bliskie ci zwierzę.

Tak jest! Codziennie rano głaszczę różowego jednorożca (śmiech). A serio – odkąd prowadzę ten fanpage, dostaję sporo maskotek jednorożców od znajomych i klientów. Wymyśliłem sobie jednorożca jako mojego „patrona” w specyficznym dla mnie okresie – gdy rozstawałem się z żoną, ujawniałem się jako gej. To był bolesny proces. Przechodziłem terapię, sam pracując z ludźmi od lat.

A więc jesteś też psychoterapeutą.

Skończyłem studia w tym kierunku, ale swoją rolę określam jako nauczyciel duchowości seksu. To jest moje główne zajęcie.

I nie przesłyszałem się: miałeś żonę, tak?

Tak. Jestem też ojcem dwóch córek.

Ach! (chwila ciszy) Super. W jakim wieku?

14 i 7 lat.

To jesteś tatą i gejem – tak określasz swą seksualność?

Tak, dziś określam się jako gej. W 100%. Prowadziłem nawet jakiś czas zajęcia z tantry gejowskiej. Szybko jednak odszedłem od takiego nazewnictwa.

Przyznam szczerze, że o tantrze słyszałem już wiele razy, ale tak naprawdę nie wiem, na czym ona polega. Mógłbyś opowiedzieć? Ale do żony i córek będę mógł wrócić, ok?

A więc tantra. Jestem nadal jedynym prowadzącym zajęcia i sesje w obszarze gejowskiej duchowości seksu w Polsce. To były warsztaty grupowe dla mężczyzn homoseksualnych. Zwykle w grupie było dwanaście osób… Jeśli właściwie odczytuję ten błysk w twoich oczach, to od razu zapewniam, że moja praca nie polegała na organizowaniu orgii.

Dobrze, dobrze (śmiech).

To jest praca rozwojowa. W zachodnich ścieżkach tantry gejowskiej nagość na zajęciach jest oczywistością – i dlatego u nas, w tej obowiązkowo zapiętej na ostatni guzik Polsce – to się zaraz kojarzy z orgiami.

W moich praktykach podstawą jest praca z ciałem, praca nad uwagą czuciową, umiejętność fokusowania uwagi na odczuciach własnego ciała bez doświadczenia dotykowego. Jesteśmy bardzo przywiązani do bodźców dotykowych, a chodzi o to, żeby wyjść poza to, co najprostsze, czyli rozbudzanie czucia dotykiem. Na dalszym planie jest perspektywa doświadczania bliskości seksualnej bardziej ekstatycznie.

Jak to się odbywa? Przychodzi tych dwunastu mężczyzn homoseksualnych i…? To były pary?

Na zajęciach grupowych pary zdarzały się rzadko. Na początku jest rozmowa – odkrywanie kart, kto z jakimi intencjami przyszedł na zajęcia. Najczęściej uczestnicy mówią, że chcieliby w głębszy sposób doświadczać seksu. Dość często pojawia się też chęć zerwania z nawykiem przedmiotowego traktowania partnera seksualnego. Inni mówią tylko, że przyszli z ciekawości albo po prostu, by poznać kogoś. Potem zabieramy się do ćwiczeń praktycznych, do rozwibrowania konkretnych partii ciała, do pracy nad swobodą ekspresji ruchowej i głosowej. Nie patrz dziwnie – to wszystko ma ogromne znaczenie w rozwijaniu nowych jakości w naszym życiu seksualnym.

Ok. Czy ma sens podział na tantrę gejowską i na tantrę heteroseksualną?

Może się wydawać, że nie, bo przecież chodzi o odczuwanie niezależnie od orientacji seksualnej. Ale jednak ma. Źródłowa tantra jest w dużej mierze heteroseksualna i nacisk położony jest na wzmacnianie pierwiastków, które nazywamy „męskimi” i „kobiecymi”. Praktycznie polega to na pracy w ramach warsztatów w grupach męskich i kobiecych, a potem jest odkrywanie potencjałów, jakie wynikają z ponownego spotkania uczestniczek i uczestników razem. W seksie gejowskim ten podział znika. Odchodząc od stereotypów pod tym względem, geje są „tacy sami”. Energetyka pożądania inaczej się zakreśla, jej dynamika nie opiera się na tym, co „męskie” i „kobiece”.

Jest jeszcze aspekt związany z homofobią. W pracy w grupie gejowskiej poczucie bezpieczeństwa „bycia wśród swoich” ma duże znaczenie.

To jest trochę jak yoga? Przychodzi się ze swoja carimatą?

Raczej z dużą ilością poduch (śmiech). Chodzi o uważne obserwowanie siebie i doświadczanie siebie, własnych stanów emocjonalnych i własnego ciała, a także ruchu ciała. Szalenie trudno jest pozbyć się nawyków ruchowych. A celem jest po prostu głębszy kontakt z samym sobą, który z kolei ma wpływ na życie seksualne, na flow pomiędzy partnerami, nie tylko w sensie erotycznym, ale całej relacji. Są też elementy masażu, ale bardzo neutralne.

Jest choćby patrzenie sobie w oczy, czyli to, co my teraz robimy, intensywnie rozmawiając. Albo podawanie dłoni i badanie samego uchwytu i jak na ten uchwyt reagujemy, co wtedy czujemy.

Ogromne znaczenie ma zarówno doświadczanie jak i komunikacja, wnoszenie świadomości w to, co się z nami dzieje.

W grupie gejowskiej warstwa erotyczna odpala się bardzo szybko z oczywistych względów. Ale i wtedy jest miejsce na refleksję i pracę. Często zdarza się, że kilka głębszych spojrzeń i ciach, już jest erekcja. I co dalej? Chęć jej ukrycia? Wstyd, zażenowanie? Ale dlaczego? Przecież niekoniecznie trzeba zaraz lecieć do łazienki i dawać ujście tej fali pożądania, można po prostu w tym stanie trochę sobie pobyć. Bez poczucia obciachu czy zawstydzenia.

Trudne.

No, trudne, trudne. Praca z ciałem w ogóle wyzwala emocje, które z kolei przypięte są do rożnych historii z życia. One się „odciskają” na ciele i odzywają się, gdy zaczynasz mieć z tym ciałem głębszy kontakt. Wydaje ci się, że wszystko masz poukładane, a nagle na zajęciach nie możesz przebrnąć przez niewinną, wydawałoby się, próbę odsłonięcia, opowiedzenia o czymś intymnym. Dlaczego? Skąd tyle wstydu? Dlaczego tak reagujesz? Ludziom przypominają się konkretne sytuacje, czasem traumatyczne – jakieś nadużycia, których doświadczyli, albo nadużycia, których byli sprawcami. Wiele osób boi się bliskości. Bywa, że na zwykłym masażu nagle nie mogą powstrzymać łez, bo oto dopuścili kogoś do strefy, do której sami nawet nie bardzo mieli dostęp.

Jak ma się twoja praca do seksuologii?

Łączy je seks, ale to dwie rożne dziedziny. Ja pracuję z ciałem i z seksualnością w ujęciu rozwojowym, a seksuologia zakłada bardziej medyczne podejście do seksu. Tam jest konkret – tu coś niedookreślonego, związanego z uczuciami i z odczuwaniem.

Na ile te zainteresowania wynikają z twojej własnej drogi życiowej, własnych doświadczeń?

Uhuhu… Żeby pokazać ci, jak bardzo to wszystko jest połączone, musiałbym opowiedzieć całe życie (śmiech). Moja droga jest dla mnie najistotniejszą bazą danych w pracy z ludźmi. Jestem synem buddystów, w ramach poszukiwań odpłynąłem do kościoła katolickiego, ale tylko na kilka lat, szybko wróciłem. Dualizm i pomieszanie wokół seksualności pojawiły się w moim życiu nieco później i w inny sposób odcisnęły swoje piętno. Poznałem przemoc i opresję rówieśniczą oraz społeczną na własnej – czasem dosłownie – skórze. Tym bardziej dotkliwie, że mam bardzo dużą wrażliwość, wręcz nadzmysłowość w postrzeganiu ludzi i świata. Przez fragment swojego życia patologizowałem moją seksualność, przetarmosiłem się z tym mocno – w sumie klasyka, wciąż wielu gejów, lesbijek, osób bi i transseksualnych to przechodzi. I w tym wszystkim od 18. roku życia zajmuję się szeroko pojętą terapią. Sam poczyniłem przez ten czas dużo starań, by zrozumieć, a potem zintegrować własne traumy i stanąć za sobą na wielu płaszczyznach.

Małżeństwo w bardzo młodym wieku – gdy miałem 21 lat, byłem już mężem i ojcem – podniosło moją wartość społeczną w mych własnych oczach. Dostałem wtedy wielkiego kopa do działania i wsparcie otoczenia, rzuciłem się w wir rożnych prac. Żona wiedziała od początku o moim, nazwijmy to, „potencjale”. Obydwoje bardzo wierzyliśmy, że jednak nam się „jakoś” uda. Po rozstaniu przeszliśmy wszelkie możliwe trudne stany emocjonalne. Dziś mamy osobne życia i to też trzeba było wypracować – nauczyć się, że nie wszystko zależy od ciebie, czasem trzeba odpuścić.

Bardzo „sprytnie”, z psychologicznego punktu widzenia, zakochiwałem się w mężczyznach heteroseksualnych. Dzięki temu mogłem nie konfrontować się z rzeczywistością, tkwić w odrzuceniu homoseksualności – bo ci mężczyźni mnie, co logiczne, odprawiali – i mogłem sobie dalej cierpieć, nie dekonstruując rodziny.

Pamiętam jak doszedłem do stanu, w którym miałem dziwne poczucie umierania. Cały system rodzinny, który stworzyłem, był z mojej ówczesnej perspektywy nakierowany na powolne „zabijanie się”, był bez przyszłości. Miałem 27 lat i potrafiłem przez dwa tygodnie praktycznie nie jeść. To było dla mnie doświadczenie wstrząsające, bo ja generalnie celebruję życie. Pamiętam, że córce w przedszkolu czytałem bajki z taką emfazą, z takim teatralnym przejęciem, jakbym miał jej nigdy więcej nie zobaczyć, jakbym się z nią żegnał. Muszę powiedzieć, że w tym trudnym czasie dostałem ogromne wsparcie od moich heteroseksualnych przyjaciół. I wtedy właśnie, gdy zacząłem w końcu wychodzić z dołka, w zaskakujący sposób naprawiły się też relacje z moim bratem bliźniakiem, z którym przez kilka lat nie utrzymywaliśmy kontaktów.

Brat bliźniak jest hetero?

Tak. I był homofobem. Jego agresywna postawa w tej kwestii miała dla mnie ogromne znaczenie. I w tej sprawie mamy teraz happy end. Wspieramy się z bratem i towarzyszymy sobie w naszych działaniach artystycznych, a on sam zajmuje jasne stanowisko w kwestii homofobii.

Występujesz w jego klipie „Jak roluję”.

Tak, długo zwlekaliśmy z wykorzystaniem naszego podobieństwa. W „Jak roluję” zagrałem rolę ciemnej strony pod kilkoma postaciami. Ten projekt jest dla mnie osobiście bardzo ważny. Bez eksploracji cienia trudno być autentycznym w życiu. To na pewno nie wyczerpuje chęci i możliwości naszej współpracy. Paweł wspiera mnie teraz w pracy nad moim solowym albumem.

Mógłbyś swym życiorysem obdzielić kilka osób, a masz dopiero…

A może aż? 35 lat. Wstępny materiał książki, opartej o sporą część mojego życiorysu już powstał. Przymiarki do ekranizacji też już mam za sobą. Trzymaj kciuki.

Mogę zapytać cię o relację z córkami? Szczególnie starsza, czternastolatka, chyba już wiele rozumie.

Wszystko rozumie! Doskonale wie, że ma tatę geja i na swój sposób jest już aktywistką LGBT w takim sensie, że wprowadza temat wśród swych znajomych. Non stop przesyła mi linki do rożnych artykułów o tematyce LGBT – pilnuje, żebym był na bieżąco, żebym niczego nie przegapił. I gadamy o aktorach, którzy nam się podobają, porównujemy gusty (śmiech). Jestem otwarty w sprawach seksualności i ona to wyczuwa, nie waha się pytać, rozmawiamy.

Świetnie, że o tym mówisz, geje-ojcowie tak rzadko chcą robić coming out.

A jest nas więcej, niż się myśli. Ludzie widzą tatę z dziećmi i zakładają, że jest hetero. Nie zawsze, nie zawsze.  

 

Tekst z nr 55 / 5-6 2015.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Uczę duchowości seksu

Piotr_3Piotr Jör Grabowski – artysta, model i terapeuta – jedyny w Polsce, który prowadził zajęcia z gejowskiej tantry, mówi w wywiadzie Mariusza Kurca właśnie o gejowskiej tantrze, ale także o własnej drodze do zaakceptowania homoseksualności i o byciu tatą:

„W grupie gejowskiej warstwa erotyczna odpala się bardzo szybko z oczywistych względów. Ale i wtedy jest miejsce na refleksję i pracę. Często zdarza się, że kilka głębszych spojrzeń i ciach, już jest erekcja. I co dalej? Chęć jej ukrycia? Wstyd, zażenowanie? Ale dlaczego? Przecież niekoniecznie trzeba zaraz lecieć do łazienki i dawać ujście tej fali pożądania, można po prostu w tym stanie trochę sobie pobyć. Bez poczucia obciachu czy zawstydzenia.”

„Na początku jest rozmowa – odkrywanie kart, kto z jakimi intencjami przyszedł na zajęcia. Najczęściej uczestnicy mówią, że chcieliby w głębszy sposób doświadczać seksu. Dość często pojawia się też chęć zerwania z nawykiem przedmiotowego traktowania partnera seksualnego. Inni mówią tylko, że przyszli z ciekawości, albo po prostu, by poznać kogoś. Potem zabieramy się do ćwiczeń praktycznych, do rozwibrowania konkretnych partii ciała (…)”.

„Może się wydawać, że podział na tantrę homo- i heteroseksualną nie ma sensu, bo przecież chodzi o odczuwanie niezależnie od orientacji. Ale jednak ma. Źródłowa tantra jest w dużej mierze hetero i nacisk położony jest na wzmacnianie pierwiastków, które nazywamy „męskimi” i „kobiecymi”. Praktycznie polega to na pracy w ramach warsztatów w grupach męskich i kobiecych, a potem jest odkrywanie potencjałów, jakie wynikają z ponownego spotkania uczestniczek i uczestników razem. W seksie gejowskim ten podział znika. (…) Jest jeszcze aspekt związany z homofobią. W pracy w grupie gejowskiej poczucie bezpieczeństwa „bycia wśród swoich” ma duże znaczenie.

„Poznałem przemoc i opresję rówieśniczą oraz społeczną na własnej – czasem dosłownie – skórze. (…) Przez fragment swojego życia patologizowałem moją seksualność, przetarmosiłem się z tym mocno – (…) a w tym wszystkim od 18. roku życia zajmuję się szeroko pojętą terapią. (…). Małżeństwo w bardzo młodym wieku – gdy miałem 21 lat, byłem już mężem i ojcem – podniosło moją wartość społeczną w mych własnych oczach. (…)Bardzo „sprytnie”, z psychologicznego punktu widzenia, zakochiwałem się w mężczyznach heteroseksualnych. Dzięki temu mogłem nie konfrontować się z rzeczywistością, tkwić w odrzuceniu homoseksualności – bo ci mężczyźni mnie, co logiczne, odprawiali – i mogłem sobie dalej cierpieć, nie dekonstruując rodziny. Dziś mamy z byłą żoną osobne życia i to też trzeba było wypracować – nauczyć się, że nie wszystko zależy od ciebie, czasem trzeba odpuścić.

O 14-letniej córce:

„Doskonale wie, że ma tatę geja i na swój sposób jest już aktywistką LGBT w takim sensie, że wprowadza temat wśród swych znajomych. Non stop przesyła mi linki do różnych artykułów o tematyce LGBT – pilnuje, żebym był na bieżąco, żebym niczego nie przegapił. I gadamy o aktorach, którzy nam się podobają, porównujemy gusty (śmiech). Jestem otwarty w sprawach seksualności i ona to wyczuwa, nie waha się pytać, rozmawiamy.”

 

Cały wywiad z Piotrem Jörem Grabowskim do przeczytania w „Replice” nr 55, dostępnej od 28 maja br.

spistresci