Polityka i miłość

O życiu razem i o lewicowych projektach dla Polski z Adamem Ostolskim, współprzewodniczącym Partii Zieloni oraz z Bartłomiejem Kozkiem, działaczem Partii Zieloni, rozmawia Radek Korzycki

 

foto: Agata Kubis

 

Adam, jesteś chyba pierwszym wyoutowanym szefem partii w Polsce?

Adam: Prawdopodobnie tak. Ale ja nigdy się specjalnie nie ukrywałem. Gdy przyjechałem na studia do Warszawy, to z całkiem liberalnego liceum w małym miasteczku trafiłem na uniwersytet, który był bardzo duszny. Przez pierwsze lata czułem się nieswojo. Stereotyp mówi, że powinno być odwrotnie, że wielkie miasto to jest przestrzeń, gdzie można wyrażać siebie. A Uniwersytet Warszawski okazał się trudnym miejscem. W końcówce lat 90. relacje między studentami okazały się przepełnione homofobią. To epoka, kiedy kultura bardzo szybko stawała się konserwatywna.

Trafiłeś na kontrrewolucję?

A: Można tak to nazwać. Nie wiem, jak było wcześniej, ale około 2002 r. coś się zaczęło zmieniać. To była druga Parada Równości. Poszedłem na nią trochę jeszcze nieswój. Obawiałem się, że będzie nas mniej niż kontrmanifestantów z KoLibra. Okazało się, że spotkałem na Paradzie prawie wszystkich moich znajomych ze studiów, w większości heteroseksualnych. Wtedy zobaczyłem, że sprawy LGBT to problem uniwersalny, który obchodzi wszystkich ludzi o postępowych poglądach.

Czyli warszawskie doświadczenie skończyło się jednak szczęśliwie?

A: Ono cały czas trwa! A wtedy dopiero zaczynały się gorące czasy.

I tematyka LGBT weszła na pierwsze strony gazet. Czy twoim zdaniem geje w ogóle interesują się polityką?

A: Geje i lesbijki nie różnią się pod tym względem od reszty społeczeństwa. Jedni się czynnie angażują w działalność społeczną lub polityczną, inni mają jakieś poglądy, natomiast większość pozostaje wobec polityki obojętna.

Bartłomiej: Fakt, że my z Adamem jesteśmy razem, jest w Polsce cały czas niemal aktem politycznym. Problem z zaangażowaniem mniejszości seksualnych polega na tym, że niewielka część angażuje się – i głośno o tym zaangażowaniu mówi – w kwestie inne niż walka o prawa osób LGBT. Oczywiście pojawiają się pozytywne kontrprzykłady. Anna Grodzka wychodzi poza sprawy środowiskowe, ma szerszą wizję społeczną, nie zapominając jednocześnie o swoich aktywistycznych korzeniach. Ta wizja może być, jak w wielu krajach, lewicowa lub prawicowa. Kiedy słyszymy, że jakiś polityk LGBT objął ważną funkcję w którymś kraju europejskim, to coraz częściej reprezentuje on ugrupowania inne niż tylko lewicowe czy liberalne.

A: Sprawy LGBT to dla mnie coś więcej niż „nisza”. Można je traktować w kategoriach interesu grupowego, ale jeśli politykę rozumiemy jako walkę interesów grupowych, to jest zawsze wyrywanie sobie za krótkiej kołderki – bez względu na to, czy zajmujemy się sprawami LGBT, seniorów czy prawami zwierząt. Jeśli natomiast zaangażowanie polityczne rozumiemy jako pracę nad pewną wizją wspólnego świata dla wszystkich, to wtedy perspektywa gejowska czy lesbijska może być punktem wyjścia do uniwersalnego projektu. Najczęściej jednak lewicowego, dlatego że przynależność do grupy mniejszościowej może budować wrażliwość na rożne aspekty życia w społeczeństwie przesiąkniętym dominacją.

Obaj z jakąś ostrożnością mówicie o zaangażowaniu gejów w lewicę. A ja, jak słyszę o konserwatywnych gejach, to nie bardzo rozumiem, jak można jedno z drugim łączyć.

B: Zależy jak na to spojrzeć. Nie tyle nie popieram tej walki, co nie widzę perspektyw jej sukcesu, jak choćby w przypadku gejów republikanów w USA. Z drugiej strony byłoby to interesujące, gdybyśmy mieli do czynienia z konserwatywnymi gejami, którzy próbowaliby od środka zmieniać na przykład Prawo i Sprawiedliwość. Dla mnie to też jest jakiś projekt emancypacji, choć nie jest mi z nim specjalnie po drodze. Adam zapewne zaraz powie, że naturalnym domem LGBT jest lewica, a to ze względu na jej emancypacyjny charakter…

A: Można oczywiście kwestie LGBT rozumieć bardzo rożnie i budować wokół nich rozmaite sojusze. Mnie wydaje się oczywiste, że jeśli traktujemy te kwestie poważnie, to naszym celem powinna być przebudowa świata. Pierwsi działacze gejowscy, jak Magnus Hirschfeld, określali się jako socjaliści. Był też okres, kiedy naturalnym sojusznikiem osób LGBT byli liberałowie, traktujący nasze sprawy jako kwestię praw jednostki. Dziś naczelnym wyzwaniem jest moim zdaniem odbudowa wspólnoty, która nie byłaby duszna i opresyjna. Nie chodzi o wspólnotę z nostalgicznych opowieści konserwatystów, lecz o taką, w której rożni ludzie mogliby żyć razem. Moją pasją jest sprawiedliwość społeczna, dlatego najbliższa jest mi wizja zielona, ekosocjalistyczna. Jej celem są nie tylko zmiany kulturowe, ale też ekonomiczne.

A jak jest z parlamentarną lewicą? Czy obie lewicowe partie w Sejmie nadążają za tym, co się dzieje?

A: Długo sprawom LGBT towarzyszyło pewne skrępowanie. Dzisiaj obie partie zajmujące w Sejmie miejsce po lewej stronie są świadome, że rywalizują o elektorat gejowskolesbijski, więc podnoszą te kwestie. SLD jest bardziej osadzony na prowincji, a rządzenie na poziomie powiatu zależy od zdobycia poparcia ludzi o poglądach konserwatywnych. Do działalności Twojego Ruchu mam ambiwalentny stosunek. Jest kilka osób, które wykonują naprawdę rewelacyjną robotę. Posłanka Anna Grodzka jest niesamowicie kompetentna, pracowita i naprawdę zainteresowana całym spektrum tematów politycznych. Dokładnie takiego zainteresowania oczekiwałbym właściwie od każdego lewicowego polityka. Oprócz kwestii uzgodnienia płci zajmuje się też sprawami lokatorów i nowelizacją Kodeksu Pracy. Z drugiej strony Ruch Palikota miał swój udział w podniesieniu wieku emerytalnego. I ludzie, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, mu to zapamiętali. Wiemy, że i Grodzka, i Robert Biedroń, i Wanda Nowicka głosowali przeciwko tym zmianom, ale ta informacja już się do ludzi nie przebiła. Obawiam się, że geje i lesbijki mogą zapłacić rachunek za wspieranie przez Palikota prawicowych rozwiązań w gospodarce.

B: Kiedy „Solidarność” protestowała przed Sejmem przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego, do demonstrantów wyszedł Robert Biedroń. Nie byli do niego życzliwie nastawieni, mimo że głosował po ich myśli. Współczesna mediokracja nie sprzyja temu, byśmy patrzyli na partię jako na grupę osób dążącą do tej czy innej zmiany społecznej. W partii widzimy przede wszystkim jej lidera. Druga sprawa: lewica dała się wpuścić w kanał podziału na lewicę kulturową i światopoglądową. Wszystko to w pogoni za jakimś tajemniczym, wyimaginowanym politycznym centrum. Lider partii myśli, że jeżeli schowa kwestie obyczajowe, to będzie mógł liczyć na głosy konserwatywne. Jeżeli prawica przystępuje do ataku, mówiąc na przykład o „ideologii gender”, zadaniem lewicy nie jest uciekanie od tematu, lecz pokazywanie normalności i naturalności swoich przekonań. Na swoim Twitterze mam napisane, że Adam jest moim mężem – traktuję taką deklarację jako coś absolutnie oczywistego. Nie czuję, że mam się tego faktu wstydzić czy jakoś szczególnie ukrywać. Jak do tej pory ani razu nie zdarzyło mi się, by ktoś zamiast dyskutować z moimi poglądami zaczął bawić się w wycieczki osobiste.

Niektórzy geje lubią podkreślać, że są spoza tzw. środowiska i to, że do niego nie należą, traktują jako ważną część swojej tożsamości. Jak z nimi rozmawiać?

B: W ramach moich kulturoznawczych badań zajmowałem się między innymi portalami randkowymi. Niektórzy ich użytkownicy rzeczywiście wyraźnie podkreślają, że są spoza środowiska – mitycznego magla, w którym nie do końca wiadomo, co się dzieje, ani nawet, co ono oznacza. Czasem deklaracjom, że nie ma się problemu ze swoją seksualnością, od razu towarzyszy stwierdzenie, że nie ma się co z nią obnosić. To bardzo głęboki problem.

A: „Replika” robi moim zdaniem bardzo dobrą robotę. Jeśli chodzi o identyfikację ze środowiskiem i wzrost politycznej świadomości, to dostrzegłem też „efekt Milka”. Po premierze filmu Gusa Van Santa o Harveyu Milku wiele osób pomyślało sobie: a może ja też zostanę radnym? Oczywiście Milk przyszedł do nas z Ameryki, ale przyszedł i swoją rolę spełnił. Przekonywanie szerszych kręgów lesbijek i gejów do tego, że polityka może być ciekawa i ważna – i może coś dla nich znaczyć – to jest dokładnie to samo zadanie, co przekonywanie szerszych warstw polskiego społeczeństwa, że polityka może im coś zaoferować, albo że ich głos może być ważny. Obecny system powoduje, że ludzie czują się wyobcowani. Nie wydaje się im, że w polityce dzieje się coś ważnego, co naprawdę dotyczy ich życia.

To co zrobić, żeby wyjść z tego błędnego koła, żeby jeszcze bardziej nie alienować ludzi?

A: Tu nie ma magicznego rozwiązania, które zadziała od razu. W polityce zawsze podstawowym elementem jest przygotowanie, praca, bycie w gotowości, posiadanie kadr i zasobów, czyli tego, co leży w naszej mocy. Druga sprawa to okoliczności. Jeśli wybuchnie, coś się wydarzy, to możemy wejść z tym, co wcześniej przygotowaliśmy i doprowadzić do zmiany. Ruch LGBT, który działa w Polsce od połowy lat 80., naprawdę sporo osiągnął. Próby budowania lewicy mówiącej własnym głosem też przyniosły pewne efekty. Siedem lat temu nikt nie wiedział, co znaczy pojęcie „umowy śmieciowej”, a dziś nawet premier zauważa problem. To są realne zmiany, ale one potrzebują czasu.

B: Ludzie czasem boją się wchodzić w obce im tematy, boją się starcia z „ekspertami” o przeciwnych poglądach, nie doceniają wiedzy, jaką zdołali samodzielnie zebrać. Popularyzacja ekopolityki idzie w Polsce jak po grudzie. Ekologia cały czas postrzegana jest jako fanaberia dziwaków, którzy chcą, żeby ludzie płacili więcej za prąd.

A: Nie pamiętasz czasów, kiedy to naprawdę było traktowane jak czarnoksięstwo!

B: Ale to wraca. Patrzy się na to jako na czyjś interes, a nie szerszy projekt zmiany społecznej, modernizacji gospodarki, tworzenia nowych miejsc pracy – nie mówiąc już o innej wizji roli człowieka w świecie.

A na jakim etapie jest projekt Zielonych 2004?

A: Partię Zieloni tworzą ludzie, którzy przychodzą z rożnych ruchów społecznych. Feministki, działacze LGBT, ekolodzy… Na początku sporą rolę odgrywał ruch antywojenny, bo było to w czasach, kiedy Polska brała udział w agresji na Irak. No i wszyscy uczymy się od siebie. To jest niesamowity proces! Projekt polityczny, w który ja wierzę, to jest wychodzenie od tego, co ludzie już robią, i łączenie tego ze sobą. Za każdym takim zaangażowaniem stoją specyficzne kompetencje i można się wzajemnie uczyć od siebie. Sprawdzianem będą wybory do Parlamentu Europejskiego. Kandyduję z jedynki w Krakowie i Kielcach. Na listach Partii Zieloni znajdzie się również Partia Kobiet, Młodzi Socjaliści, PPS, ludzie ze związków zawodowych i ruchów miejskich.

Widzicie się za parę lat jako para w Pałacu Namiestnikowskim?

B: Przeszedłem na polityczną emeryturę, żeby sobie tego nie wyobrażać (śmiech). Nie znaczy to, że na pewno nigdy już do niej nie wrócę. Podzieliliśmy się pracą z bardzo przyziemnego powodu. Dwie osoby zajmujące się polityką w domu to masa problemów dla związku, w którym od czasu do czasu obok pomstowania na politycznych oponentów powinno się znaleźć nieco miejsca na wspólne obejrzenie serialu albo choćby spacer po okolicy. Oczywiście polityka jest u nas w domu cały czas obecna. To bardzo wciągająca i uzależniająca pasja. Dziś skupiam się na wspieraniu męża, z którym jestem już siódmy rok, żeby miał on szansę na Pałac Namiestnikowski.

 

***

Bartłomiej Kozek (ur. 1987) – publicysta magazynu „Zielone Wiadomości”, polski korespondent Zielonego Magazynu Europejskiego. Współpracował m.in. z „Przekrojem”, „Dziennikiem Trybuna” oraz portalem lewica24.pl. Był współprzewodniczącym koła warszawskiego Zielonych oraz sekretarzem generalnym partii.

Adam Ostolski (ur. 1978) – socjolog, publicysta. Wykłada na Uniwersytecie Warszawskim, wcześniej uczył na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Członek „Krytyki Politycznej” od początku istnienia pisma. W maju 2004 r. był współinicjatorem listu otwartego w proteście przeciw klimatowi przyzwolenia na ataki prawicowych bojówek na krakowski Marsz Tolerancji. W latach 2009-2013 wspólnie z Beatą Nowak redagował „Zielone Wiadomości”. Od marca 2013 r. parytetowo z Agnieszką Grzybek przewodniczy Partii Zieloni.

 

Tekst z nr 48/3-4 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

ODWAGI!

O równości małżeńskiej, tańcach na platformie i tej drugiej Platformie, o Polsce nowoczesnej i o Nowoczesnej z wiceprezydentem Warszawy PAWŁEM RABIEJEM i jego partnerem, dziennikarzem MICHAŁEM CESSANISEM, rozmawia HUBERT SOBECKI z Miłość Nie Wyklucza  

 

foto: Agata Kubis/kolektyw

 

Gratuluję wygranej. Obaj wyglądacie na zadowolonych.

Michał Cessanis: (śmiech) Jestem zachwycony!

Baliście się o wynik?

Paweł Rabiej: Jasne. Przeciwnik był trudny, a myśmy się rozkręcali powoli. Przez ostatnie dwa tygodnie kampanii sondaże wskazywały, że wynik będzie dobry, ale nie spodziewałem się wygranej w pierwszej turze. Gdy dostałem telefon i usłyszałem „55 procent”, myślałem, że chodzi o frekwencję, a nie wynik Rafała Trzaskowskiego w Warszawie. Było dużo nerwów, a teraz jest radość i poczucie, że przed nami duża odpowiedzialność.

MC: Jestem dziennikarzem podróżniczym i ostatnie dwa tygodnie kampanii, gdy Pawła prawie nie było w domu, spędziłem w Kolumbii, gdzie zbierałem materiał do kolejnego reportażu, byłem pochłonięty pracą, więc nie odczułem jego braku. Jestem dumny z tego, jak poprowadził swoją kampanię. Codziennie wrzucał minutowy fi lm do sieci.

PR: Michał był pierwszym recenzentem i wielkim wsparciem dla mnie właściwie już od listopada ubiegłego roku, gdy zapadła decyzja o wspólnym starcie Koalicji Obywatelskiej.

MC: Polityka to nie jest moja bajka, bo skupiam się na swojej pracy. Co nie znaczy, że się nią nie interesuję. No, i interesuję się Pawłem, bardzo mu we wszystkim kibicuję. Obaj jesteśmy bardzo zajęci, ale potrafi my się wspierać nawet jednym telefonem w ciągu dnia.

PR: Kampania była pod tym względem ciężka. Mało czasu, musieliśmy zrezygnować ze spotkań z przyjaciółmi i skupić się na priorytetach.

Program samorządowy dla warszawskiej społeczności LGBT+, który konsultowaliśmy z wami przez kilka miesięcy, a którego Rafał Trzaskowski pomimo obietnic przed wyborami nie podpisał, był jednym z tych priorytetów?

PR: Dla mnie tak. Dla Rafała również, ale w praktyce wygląda to tak, że kandydat jest trochę zakładnikiem planów układanych przez sztab. Rano dostaje się rozpiskę, gdzie trzeba tego dnia być. Źle się stało, że nie podpisaliśmy programu dla LGBT+ na początku października. Potem atmosfera się zmieniła z powodu marszu w Lublinie (Krzysztof Żuk, prezydent miasta i kandydat Koalicji Obywatelskiej, zakazał Marszu Równości. Decyzję unieważnił Sąd Apelacyjny – red.). Nie chcieliśmy sprawiać wrażenia, że podpisujemy się pod programem, żeby ratować wizerunek Koalicji. Wiem że planowane jest spotkanie prezydenta-elekta z organizacjami LGBT. Zadeklarował, że program chce podpisać.

Podpisać i zrealizować.

PR: Tak. Deklaracje to za mało. Liczą się działania.

Jakie będą priorytety wiceprezydenta Rabieja?

PR: To w dużej mierze zależy od prezydenta, który zadecyduje o tym, jak podzielić zadania i zrealizować plany ogłoszone w kampanii. Rafał Trzaskowski jest bardzo odpowiedzialnym i poważnym człowiekiem, więc nie składaliśmy obietnic wyborczych bez pokrycia. Moje obszary to dialog społeczny, kultura i edukacja oraz rozwój gospodarki i innowacje. Tu mam kompetencje i warto z nich skorzystać.

Czyli nie będziesz panem od równości, który zdejmie ten ciężar z barków prezydenta?

PR: Nie muszę. Rafał jest otwartym, tolerancyjnym człowiekiem.

Należącym do bardzo mało otwartej i kunktatorskiej partii.

PR: My, jako Nowoczesna, staramy się ją zmieniać. Wnosimy do koalicji liberalny światopogląd, którego często brakuje politykom właśnie z powodu kunktatorstwa i przekonania, że Polska jest konserwatywna. Rafał jest przedstawicielem młodszego pokolenia i patrzy na świat inaczej niż Grzegorz Schetyna. Zresztą wynik wyborów w miastach wyraźnie pokazał, że otwartość, tolerancja, szacunek dla wielokulturowości i różnorodności oraz prawa społeczności LGBT to jest cywilizacyjny standard. Będziemy to mówić w kampanii przed wyborami parlamentarnymi.

Macie jako Nowoczesna jakiś wpływ na liderów Platformy?

PR: Sama rozmowa już dużo zmienia. Przywódcy są z natury ostrożni i boją się postulatów LGBT+, ale się z nimi oswajają.

Strasznie długo się oswajają. Może powinniście wprosić się na obiad do Grzegorza Schetyny i powiedzieć, że tu chodzi o wasze życie? Może nie wie, że osoby LGBT+ żyją tuż obok niego?

PR: Politycy czasem żyją w bańce. Z drugiej strony społeczeństwo się zmienia i nie sądzę, żeby tego nie obserwowali.

Jesteście widoczni jako para w środowisku politycznym, w życiu publicznym?

MC: Jesteśmy parą i nie wstydzimy się naszych uczuć. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej i wszystko jedno, czy chodzi o polityków czy środowisko dziennikarskie.

Po ogłoszeniu wyników Rafał Trzaskowski podziękował swojej żonie Małgorzacie. Strasznie się afiszuje ze swoją heteroseksualnością?

MC: (śmiech) No co ty! To chyba naturalne. To tak jak premier Irlandii, który pojawia się publicznie z partnerem.

PR: Gdyby Michał był wtedy w sztabie, a nie w samolocie, bylibyśmy tam razem. Na pewno będziemy pojawiać się jako para na różnych oficjalnych wydarzeniach.

Czyli druga para Warszawy będzie funkcjonować na salonach jeszcze nie jako małżonkowie, ale jako związek?

PR: Nie będziemy tego ukrywać.

MC: Czekamy na zmianę prawa w Polsce, gdy będziemy mogli wziąć ślub albo sformalizować związek.

PR: Nie chcemy wyjeżdżać za granicę i korzystać z prawnych protez. Chcemy wziąć ślub albo zawrzeć związek w Polsce.

A wolicie ślub czy związek partnerski? To dwie różne rzeczy.

MC: Powinniśmy mieć te same prawa co małżeństwa.

PR: Równość małżeńska to standard, do którego powinniśmy dążyć. Być może zaczniemy w Polsce od związków partnerskich, a może przeskoczymy od razu do małżeństw, jeśli będzie taka możliwość. W polityce jest tak, że pojawiają się okna możliwości i albo się z nich korzysta, albo nie. W tym sensie mamy słuszne pretensje do PO i SLD, że z takiej szansy nie skorzystały, gdy nastrój społeczny był odpowiedni. Ale kontrreformacja PiS się skończy. Wahadło się wychyli w inną stronę. W tym roku mieliśmy rekordową liczbę Marszów Równości. Musimy wszyscy walczyć o swoje prawa, o coś, co jest cywilizacyjnym standardem.

Wygrasz zakład z Agnieszką Gozdyrą (w programie Gozdyry Paweł Rabiej założył się z dziennikarką o to, że Nowoczesna razem z PO wprowadzi w Polsce związki partnerskie – red.)?

PR: Dołożę starań. Może to naiwne, ale wierzę, że politycy się zmieniają i otwierają na racjonalne argumenty. Nawet do Platformy, która tak podpadła społeczności LGBT+, dociera, że świat się zmienia. Na tym polega zadanie Nowoczesnej czy takich osób jak Barbara Nowacka – przekonywać naszych kolegów, że prawa osób LGBT+ czy legalna aborcja nie są zagrożeniem.

Czyli po wyborach parlamentarnych złożycie w Sejmie ustawę, którą z wami konsultowaliśmy? To projekt bardzo bliski równości małżeńskiej, a do tej pory Platforma wspominała co najwyżej o umowach notarialnych dla par tej samej płci. Zamiast prawie małżeństwem, bylibyście raczej firmą.

MC: Nie jesteśmy spółką z ograniczoną odpowiedzialnością, tylko rodziną.

 

foto: Agata Kubis/kolektyw

 

Chcecie mieć dzieci?

PR: Wychowywanie dziecka to często szansa na konfrontację z samym sobą, gdy trzeba odpowiadać na pytania o to, jak działa świat. To fantastyczna sprawa – ale nie chciałbym.

MC: Obaj jesteśmy po czterdziestce i ten etap już chyba minął. Spełniam się jako wujek gromady chrześniaków. Natomiast świetnie rozumiem pary, które chciałyby być rodzicami i bardzo im kibicuję. Sam przez lata byłem instruktorem harcerskim, mam świetny kontakt z dzieciakami, które uwielbiam. Gdyby prawo pozwalało na adopcję dzieci przez pary jednopłciowe, to pewnie zostałbym ojcem.

A co, jeśli Paweł przyjdzie któregoś dnia do domu i powie: „Słuchaj, Schetyna mówi, że na nic więcej się nie zgodzi. Możesz być ewentualnie moim partnerem biznesowym”.

MC: No, przecież zupełnie nie o to chodzi! Patrzmy na kraje, w których wprowadzono równość i nie udawajmy, że nas nie ma. Chcemy być pełnoprawnymi Polakami.

PR: To też kwestia nowoczesnego rzecznictwa i głośnego domagania się swoich praw. Przypominam o sprawach społeczności LGBT+ w Nowoczesnej i w polityce. Jako para mówimy, że to ważne dla milionów osób. Niech każdy z nas czuje się częścią społeczności LGBT+ i robi, co może. Przedstawiajmy ludziom spokojnie nasze argumenty. Politycy muszą mieć poczucie, że jest presja.

Dlatego w Miłość Nie Wyklucza przygotowaliśmy ustawę o równości małżeńskiej. Z waszą pomocą chcemy ją składać w Sejmie, by przypominać, że celem jest równość. Rozumiem, że mamy w was sojuszników, a ty, Michał, gdy PO znów będzie kręcić, powiesz Pawłowi, że umowy notarialne to nie jest równość?

MC: Tak powiem!

Odejdźmy na chwilę od polityki. Paweł, w naszej poprzedniej rozmowie („Replika” nr 64) opowiadałeś, że przed coming outem próbowałeś żyć podwójnym życiem. Skończyłeś z tym, bo było to zbyt wyczerpujące. Michał, a jak to wyglądało u ciebie?

MC: Skłamałbym, gdybym powiedział, że wszystko było łatwe, chociaż na pewno pomogła moja rodzina. Rodzice zawsze byli bardzo otwarci, ale i tak powiedzenie im, że jestem gejem, było dla mnie trudne i zrobiłem to dopiero po studiach, gdy przeniosłem się do Warszawy. Stres był ogromny i przymierzałem się do tego trzykrotnie. Jest coś takiego, co sprawia, że nawet w takich warunkach dojście do ładu z innymi i ze sobą trwa. W końcu zrobiłem to na chrzcinach mojego siostrzeńca. Wiesz, rodzina w komplecie, na stole wódeczka. Mój ojciec był zły, ale tylko dlatego, że powiedziałem mu tak późno. Stwierdził, że powinienem był to zrobić w liceum, bo już dawno ułożyłbym sobie życie. Mama odpowiedziała, że wiedzieli od lat, ale nie chcieli ze mnie nic wyciągać i czekali aż sam z nimi porozmawiam. Natomiast nigdy nie miałem dziewczyny i nie prowadziłem podwójnego życia.

A komu powiedziałeś najpierw?

MC: Mojej siostrze. Zawsze mieliśmy dobry kontakt i powiedziałem jej już w szkole podstawowej. Moją pierwszą platoniczną miłością był nauczyciel wuefu. Był rzeczywiście szalenie przystojny, a dziś jest prawicowym działaczem (śmiech). To były takie pierwsze fascynacje, ale nigdy nie miałem z nimi problemu. Nie walczyłem z nimi.

PR: Pewnie można przejść przez życie, zamykając część swojej osobowości w szafie, ale moim zdaniem to, kto jaki jest i z kim jest, interesuje ludzi w sposób wręcz pierwotny. Ludzie nie tylko zadają sobie takie pytania, ale też sami sobie udzielają odpowiedzi. Dlatego lepiej stawiać sprawę jasno. Zwłaszcza w zawodach eksponowanych publicznie.

MC: Tym bardziej, że w ten sposób możesz zrobić coś dobrego. Nigdy nie miałem oporów, żeby dać Pawłowi buzi na dzień dobry albo żeby chwycić się za ręce czy przytulić na ulicy. Te momenty są ważne nie tylko dla nas, ale też dla osób, które na nas patrzą i widzą, że to normalne ludzkie uczucia.

PR: Chociaż wciąż mam „rady”, że nasz związek z Michałem i opowiadanie o nim przyklei mi łatkę polityka-geja. Słyszałem takie komentarze w trakcie kampanii. Ale wiemy, jak nasze otwarte mówienie o uczuciach jest ważne dla akceptacji osób LGBT+.

Zwłaszcza młodych osób, które żyją w nieprzyjaznym środowisku. Może im być łatwiej wyobrazić sobie lepszą przyszłość, jeśli więcej osób publicznych będzie otwarcie mówić o sobie. Zobaczą, że można żyć w zgodzie ze sobą.

MC: To jest ważne. Dostaję dużo wiadomości na Instagramie od zahukanych osób. Również z moich rodzinnych Pabianic. Cieszę się, że przynajmniej przez chwilę mogę z nimi popisać i jakoś wesprzeć, gdy przeżywają trudniejsze chwile.

PR: Jeśli nas widać, to możemy też odkłamywać stereotypy. Na przykład mit o ludziach na Paradach „z piórkiem w dupie”. Zresztą Michał długo nie chodził na Parady właśnie z tego powodu.

MC: Kojarzyły mi się z maskaradą, która w ogóle nie służy społeczności. Mój obraz był wypaczony przez to, co pokazują media: chłopaków w makijażu, z gołymi pośladami i wszędzie seks. Poza tym nigdy nie miałem z kim pójść na Paradę i po prostu się bałem, że dostanę kamieniem w łeb. W tym roku na Paradę Równości w Warszawie poszedłem z Pawłem i wróciłem zachwycony. Było mnóstwo świetnych ludzi, rodziny sojuszników i fantastyczni rodzice osób LGBT+. Z kolei w Rzeszowie, choć na początku trochę bałem się kontrmanifestacji, potem tańczyłem do disco i bawiłem się świetnie. Zresztą, kto ma w tych Marszach i Paradach chodzić, jeśli nie my?

PR: Niestety, jest ten negatywny stereotyp. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach wciąż są mocne skojarzenia z pedofilią, księża straszą genderem i piekłem. Można sobie wyobrazić w jakim matriksie żyje młoda osoba, która odkrywa, że jest homoseksualna w takim środowisku. Tym bardziej, że nasz system edukacji w ogóle nie przygotowuje nas do odkrywania siebie, rozmowy o naszej tożsamości. To wszystko bardzo powoli się przełamuje na przykład w kulturze masowej, w której widok dwóch dziewczyn czy dwóch chłopaków trzymających się za ręce dopiero zaczyna być czymś normalnym.

Rozumiem, że w przyszłym roku widzimy się na Paradzie Równości, która przejdzie pod patronatem prezydenta Trzaskowskiego.

PR: Tak, już to zadeklarował.

Pomożecie nam nieść baner albo pojedziecie z nami na platformie?

MC: Ja będę tańczył na platformie!

Powiedzcie na koniec, czego sobie życzycie.

MC: Żeby kościół w Polsce był taki, jak na Malcie. To bardzo katolicki kraj, w którym wprowadzono małżeństwa osób tej samej płci. Tego sobie życzę.

PR: Najważniejsze, żebyś my głośno, konsekwentnie i jasno mówili, że oczekujemy szacunku i równości. Presja ma sens.

Na tym polega też praca organizacji LGBT+, żeby patrzeć politykom na ręce i wywierać presję, gdy mają nas w nosie. Żeby wam o tym przypominać, mam dla was prezent. Nasze niebieskie przypinki z hasłem „Małżeństwa dla wszystkich”, które możecie założyć do zdjęcia dla „Repliki”.

MC: Założymy na pewno!

Macie jakieś przesłanie dla Czytelników i Czytelniczek „Repliki”?

MC: Walczmy, żeby było u nas normalnie.

PR: Odwagi i stanowczości!

 

Tekst z nr 76/11-12 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Wyoutowani w wyborach

wyboryWyoutowani w wyborach – materiał o naszej spontanicznej akcji, podczas której kandydaci/tki w wyborach samorządowych dokonywali publicznych coming outów na facebookowym profilu „Repliki”.

„To jest chyba mój pierwszy oficjalny, publiczny coming out. Nie ukrywam, że jest we mnie obawa o to, w jakim świecie obudzę się jutro, chociaż jest ona dziwna, bo w końcu już raz to przechodziłem. Obawa ta jest o tyle silniejsza, że kandyduję z pozycji nr 2 w okręgu nr 6 z listy nr 9 (TR) w wyborach do Sejmiku Kujawsko-Pomorskiego, więc jest to dla mnie trudny okres, a młody wiek nie dodaje mi pewności. Trzymajcie za mnie kciuki, nie w wyborach, tylko w życiu, które w naszym, jakże „przyjaznym” kraju nie jest najłatwiejsze. Trzymajcie się! Kacper Marciniak, Włocławek”

„Jestem kandydatem w wyborach, doktorem nauk matematycznych, popularyzatorem królowej nauk, podróżnikiem, entuzjastą dobrej architektury (Holandia ♥) oraz oczywiście miłośnikiem mojego miasta. Ale oprócz tego jestem też wyoutowanym gejem oraz członkiem Tolerado – trójmiejskiej organizacji działającej na rzecz osób LGBTQ –Nikodem Mrożek z Sopotu”

Monika Dziki z Czechowic-Dziedzic: „Akcja bardzo mi się podoba. To tak naprawdę mój pierwszy publiczny coming out. (…). Nie mam problemu, by otwarcie o tym mówić, ale nie ukrywam, że do takiego mówienia również musiałam dojrzeć i w końcu się przełamać. (…) Wychodzę z założenia, że siedzenie w szafie w niczym mi nie pomoże i na pewno nie pomoże też całej społeczności LGBT.

Akcję zakończyła Joanna Erbel, kandydatka na prezydentkę Warszawy (Zieloni): Mówienie o tym, że jestem osobą biseksualną, nigdy nie było dla mnie problemem.(…) Jako polityczka nie chcę udawać, że jestem kimś innym, bo to oszukiwanie moich wyborców i wyborczyń. (…)

Cały tekst – do przeczytania w „Replice” nr 52

spistresci