Rodzic potęgą jest i basta

Mają synów gejów albo córki lesbijki. Od poł roku uczestniczą w warsztatach Akademii Zaangażowanego Rodzica założonej przez Kampanię Przeciw Homofobii

 

foto: Agata Kubis

 

Tekst: Mariusz Kurc

Mój syn napisał mi w liście, że jest gejem. To było pięć miesięcy temu. Usiadłem z wrażenia. Przeczytałem raz, drugi, trzeci, czwarty. Nie, nie to, że świat mi się zawalił. W głowie tłukła mi się inna myśl, słowo honoru: jak on musiał się męczyć, jak on musiał się z tym wszystkim męczyć, dusić się? Ten list noszę od tamtej pory cały czas przy sobie – mówi Edwin, tata 21-letniego Krystiana. Zadzwoniłem do niego i podziękowałem mu, że mi to powiedział. Zapewniłem, że nic się w naszych relacjach nie zmieni i że go kocham. A on, jakby mu ze 200 kilogramów bagażu nagle z pleców zdjęli! Mówił, że było mu źle z tym, że mnie okłamywał. Teraz może już oddychać świeżym powietrzem. Krystian to jest fantastyczny facet. 192 cm wzrostu, przystojny, inteligentny, oczytany. Studiuje, gra na skrzypcach. Każdemu ojcu życzę tak wspaniałego syna.

Potem, szukając informacji o homoseksualności, znalazłem rożne fora internetowe. Tak szybko, jak na nie wszedłem, tak i szybko z nich wyszedłem. Ile tam wulgarności, agresji, wyzwisk, obelg. Nie godzę się na to! To są cudowni, normalni ludzie, a w naszym kraju, niestety, nie mogą czuć się bezpiecznie. I ja też ciągle się o bezpieczeństwo Krystiana martwię. Gdy wspomniał mi o Akademii Zaangażowanego Rodzica, postanowiłem przyjść.

Trochę mną wstrząsnęł

Akademia Zaangażowanego Rodzica istnieje w Kampanii Przeciw Homofobii od czerwca zeszłego roku. Działa w niej kilkanaście mam, Edwin jest pierwszym ojcem. Wszyscy mają homoseksualne dzieci. Chcą dzielić się swymi doświadczeniami, zdobywać wiedzę, wspierać innych rodziców, którym akceptacja homoseksualności dziecka przychodzi z trudem.

Warsztaty, na które zjeżdżają do Warszawy z rożnych stron Polski, to być może zalążek polskiej wersji PFLAG – organizacji skupiającej rodziców i przyjaciół osób LGBT, która w USA działa od 40 lat. Koordynatorką projektu w KPH jest Katarzyna Remin: W Łodzi już od jakiegoś czasu działała grupa rodziców gejów i lesbijek, w Lambdzie jest Elżbieta, mama geja, która pomaga innym rodzicom. Pomyśleliśmy z Gregiem Czarneckim, że warto byłoby zaktywizować rodziców, bo afirmacja z ich strony jest dla osób LGBT niezwykle istotna, a razem mogliby stanowić dużą siłę. Pomogła nam Fundacja im. Roży Luksemburg. Znaleźliśmy kilkanaście mam chętnych do udziału w serii warsztatów z ogólnej wiedzy o homoseksualności, regulacji prawnych dotyczących LGBT, dialogu z osobami wierzącymi, ale i z kontaktowania się z mediami. Prowadzą je m.in. Katarzyna Bojarska, Monika Zima, Małgorzata Borkowska i ja.

Anna: Moja córka wyoutowała się przede mną, jak miała 25 lat. Trochę ją do tego przymusiłam, coś tam podejrzewałam i zaczęłam dopytywać o chłopaków, o założenie rodziny, o dzieci. W końcu wyrzuciła to z siebie. Przytuliłam ją, powiedziałam, że może na mnie liczyć, że ją kocham. Nagle wszystko stało się jasne, całe jej dotychczasowe życie stało się dla mnie oczywiste, rożne rzeczy ułożyły mi się w spójną całość, zrozumiałam, dlaczego niewiele wiedziałam o jej towarzystwie – martwiłam się niepotrzebnie.

Ale nie powiem, że mną nic a nic nie wstrząsnęło. Trochę wstrząsnęło. Przez parę godzin mocowałam się z sobą. Potem już na trzeźwo postanowiłam działać. Zdałam sobie sprawę, że o gejach i lesbijkach wiem tyle, że… są. Nic więcej. Umówiłam się na wizytę u psychologa – ale nie po pomoc, bo jej nie potrzebowałam, tylko po informacje. Dzięki niemu trafi łam na stronę internetową KPH. I już za chwilkę uczestniczyłam w pierwszym spotkaniu rodziców gejów i lesbijek w Łodzi. Możemy więc być dumne – ja i Maria – że to z naszego miasta Łodzi wyszedł pierwszy sygnał, że grupy wsparcia dla rodziców gejów i lesbijek są potrzebne.

Syn Marii wyoutował się przed nią już ładnych parę lat temu. Domyślałam się i jednocześnie nie dopuszczałam tego do siebie. Gdy się wyoutował, to w pierwszej chwili pomyślałam „No, tak, jeszcze mi to potrzebne w życiu!”. Wytłumaczyłam sobie jednak, że nic na to nie poradzę, a poza tym homoseksualność to nie jest choroba. Na dłużej został mi tylko strach. Właściwie do dziś – strach, strach, strach. O jego bezpieczeństwo, o to, co się dzieje w Polsce, tyle nietolerancji. Edukacja u nas leży, a powinna być od przedszkola. Ludzie nie chcą przyswajać wiedzy, wolą tkwić w uprzedzeniach, dzikie społeczeństwo. I do tego Kościół katolicki, który robi potworną krzywdę mówiąc, ze homoseksualizm jest zły, niemoralny. Ale pomyślałam: to my sami stwarzamy te bariery, jedni drugim nie dajemy żyć, trzeba coś robić, chyba nie jestem jednak sama. Chyba nie tylko ja tak myślę? Kolegów syna podpytywałam o rodziców. Zauważyłam, że ci koledzy są często wyoutowani przed wszystkimi, tylko nie przed najbliższą rodziną. Przypadkiem trafi łam na psycholożkę Kingę Karp, a od niej – do KPH. Jestem przeszczęśliwa, że uczestniczę w warsztatach Akademii Zaangażowanego Rodzica, mnóstwo się na nich nauczyłam. Maria jest gotowa pomagać innym rodzicom: Do tego właśnie zmierzamy. Przygotowujemy naszą ulotkę, planujemy dyżury w każdy pierwszy wtorek miesiąca. Chcemy stworzyć bezpieczną przystań dla rodziców, którzy czują się zagubieni, nic nie wiedzą. Trzeba im pokazać, ile jest wokół fajnych wyoutowanych ludzi.

Można przejść do zwykłego życia

Sylwia: Moja Roksana nie owijała w bawełnę, to jest dziewczyna z charakterem, humanistka. Miała 15 lat, gdy mi powiedziała. Siedziałam przed telewizorem, było akurat coś o homoseksualizmie i ona nagle do mnie, że jest lesbijką. Tak po prostu. Powiedziałam „acha” i udałam spokój. Postanowiłam poczekać. Starsza córka miała silną emocjonalną więź z koleżanką, a potem znalazła sobie chłopaka, więc myślałam, że może będzie podobnie. Poza tym muszę przyznać, że nie bardzo chciałam poruszać temat, bo nie wiedziałam, jak. Niewiele wtedy wiedziałam na temat różnorodności seksualnej i nie chciałam się przed tą moją wygadaną humanistką wygłupiać. Więc miałyśmy okres „ciszy w eterze”. Roksana mnie testowała: któregoś dnia wchodzę do jej pokoju, komputer odpalony, na pulpicie tapeta: dwie nagusieńkie kobiety w uścisku. OK, nie będę się krępowała, zwłaszcza, że ona jest wyluzowana.

Gdy poznałam mojego przyszłego drugiego męża, zapytała mnie, czy wiem, co on sądzi o gejach i lesbijkach. Wyjaśniłam mu, że chodzi o moją córkę, która „zanim cię polubi, to chciałaby wiedzieć”. Okazało się, że Janusz nie ma żadnego problemu. Roksana bardzo się ucieszyła i polubiła go od razu. Nawet mi wyrzucała: „No, widzisz, a ty to musiałaś przetrawiać”.

W zeszłym roku podsunęła mi stronę KPH z ogłoszeniem o Akademii Zaangażowanego Rodzica. Gdzie ja będę 380 km z Kędzierzyna-Koźle do Warszawy jechać, kto mnie tam potrzebuje, pewnie już mnóstwo osób się zgłosiło – pomyślałam. Ale jednak zadzwoniłam do Kasi Remin. I okazało się, ze to jest coś dla mnie. Dostajemy tu wiedzę, dzielimy się doświadczeniami. Nie wiedziałam, czy moje przeżycia są tylko moje, czy może my wszyscy czujemy to samo. Dzięki Akademii wiem, że – z drobnymi różnicami – wszyscy czujemy to samo. Na przykład moment coming outu dziecka wszyscy pamiętamy dokładnie. Już nie czułam się samotna z moimi doświadczeniami. Jak kiepsko mają te osoby, które nic nie wiedzą! Czyli tak jak ja jeszcze niedawno. Boją się, a ja już wiem, że nie ma czego. Tak naprawdę nie trzeba o tym nawet myśleć zbyt długo. Nie tylko można homoseksualność zaakceptować, ale w ogóle może być świetnie. Można przejść do następnego etapu życia, którym jest… zwykłe życie po prostu! Bez wielkiego roztrząsania problemu. Bo przecież nasze dzieci też nie chcą, by się ciągle skupiać na tym, że one są homoseksualne. Chcą po prostu normalnie żyć.

Nie mogę nie zapytać o tak widoczny niedomiar ojców. Anna: Panowie mają tendencję, by nie rozmawiać o swoich emocjach, dusić je w sobie. Dlatego im ciężej tu przyjść. My zresztą też jesteśmy pod pewnym względem charakterystyczne: albo wdowy, albo rozwiedzione, albo już z drugimi mężami, z którymi relacje są inaczej ułożone. Żadna z nas nie jest już z ojcem homoseksualnego dziecka.

Wyparłbyś się syna geja?

Pytam o wychodzenie z szafy. Przyznają, że to, podobnie jak w przypadku dzieci, powolny proces, że trzeba się tego nauczyć, bo głupio oficjalnie wszystkich zawiadamiać, a kłamać – też niezręcznie. Anna podkreśla, że pierwszej powiedziała przyjaciółce i zrobiło jej się dużo cieplej na sercu, gdy ta przyjęła wiadomość ze zrozumieniem. Edwin: Mój kolega z pracy powiedział coś bez sensu o „pedałach”. „Dlaczego tak mówisz, mój syn jest gejem” – odpowiedziałem. Był w szoku. Zna Krystiana, było mu głupio. Powiedział mi, że gdyby on miał syna geja, to by się do tego nie przyznał. „To znaczy, że byś się go wyparł?” – zapytałem. Sylwia: Sąsiadka zagadnęła nas na klatce schodowej, że Roksana nie ma jeszcze chłopaka. „A może będzie miała dziewczynę?” – odpowiedziałam, roześmiałyśmy się. I przestała wypytywać. Gdy teraz zobaczy Roksanę z dziewczyną, to powiem „Widzi pani, nie żartowałam wtedy”.

Wszyscy moi rozmówcy doskonale zdają sobie sprawę, że to nie homoseksualność jest problemem, tylko homofobia. Sylwia: Dlaczego mam się bać, czy mi dziecka jacyś kibole nie pobiją, tylko dlatego, że jest gejem albo lesbijką? Albo, że zostanie zaszczute przez rówieśników. Dlaczego mam się bać? Tak nie może być. Córka mi wspominała, że postawa niektórych nauczycieli w szkole jest dwuznaczna. Wygłaszają osobiste opinie na temat tego, jak powinna wyglądać rodzina – matka, ojciec i dzieci. A gdzie inne opcje? Podobnie z Kościołem. Roksana przestała chodzić na religię. Nie namawiam jej do powrotu. Jak papież powie „kochajmy się” i to „kochajmy się” będzie obejmowało też gejów i lesbijki, to może sama wróci.

Edwin: Nie możemy pozwolić zmarnować naszych dzieci, w nich jest wielki potencjał. Mam nadzieję, że już niedługo będą miały takie same prawa, jakie ja mam. Bo czym ja się różnię na przykład od pana?

We wrześniu kilkanaście mam (wtedy jeszcze bez Edwina) spotkało się z Judy i Dennisem Shepardami, rodzicami Matthew, 21-latka zamordowanego w 1998 r. za to, że był gejem. Shepardowie przyjechali do Warszawy na zaproszenie ambasady USA i KPH (patrz: „Replika”, nr 39). Razem z polskimi mamami wzięli udział w konferencji w Sejmie na temat mowy nienawiści. Maria z Wrocławia, mama geja, wystąpiła z apelem do polityków o zwalczanie homofobicznej mowy nienawiści. Sylwia również zabrała głos, odczytała swój apel: To była moc! Anna Grodzka płakała, Robert Biedroń miał łzy w oczach.

Potem ambasador USA osobiście wręczył specjalne dyplomy wszystkim mamom uczestniczącym w warsztatach Akademii.

Trzeba się wysilić

We wrześniu Elżbieta Bajan poszła wraz z córką, Mirką Makuchowską, wiceprezeską KPH, na wrocławski Marsz Równości. Niosła transparent z napisem: „Jestem dumną mamą lesbijki”. Jak się czuła? Dokładnie tak, jak głosił ten napis. Pokazałam światu, że nie odczuwam żadnych negatywnych emocji z powodu homoseksualności mojej córki. Żadnego wstydu, żadnego zażenowania. Moja miłość do córki nigdy nie poniosła uszczerbku z powodu jej orientacji seksualnej. Wręcz odwrotnie, po moim rodzicielskim coming oucie nasza wzajemna miłość rozkwitła z bardzo prostej przyczyny, zniknęły wszystkie tajemnice i obwarowania.

Szłam z Jolą Basińską-Piątek, mamą Krystiana (tego samego, którego tatą jest Edwin). W pewnym momencie podszedł do nas mężczyzna, który powiedział nam, że dopiero teraz, widząc nas, zdał sobie sprawę, że on też mógłby być na naszym miejscu, mógłby mieć syna geja czy córkę lesbijkę. Powiedział, że wcześniej nie przyszło mu to do głowy.

Wiem, że wielu rodziców nie znajduje w sobie siły, by pójść na Marsz z takim transparentem. Rozumiem to. Też miałam wahania. Ale przychodzi taki moment, że po prostu trzeba się wysilić, by te bezpodstawne uprzedzenia w sobie pokonać. Moja Mireczka już od lat wypowiada się otwarcie, działa. Ma całą bibliotekę książek o tematyce LGBT, z której skorzystałam. Przestudiowałam, ugruntowałam wiedzę, rozwiałam wszystkie swoje wątpliwości. Radość mojego dziecka jest moją radością.

W listopadzie Akademia Zaangażowanego Rodzica gościła we współpracy z ambasadą USA Jody Huckaby’ego – prezesa PFLAG (patrz: strony 24 i 25). Najbliższe plany? Katarzyna Remin: Piotr Kielar kręci film dokumentalny o rodzicach, w marcu ruszy kampania społeczna i strona internetowa projektu. Przygotowujemy też II edycję warsztatów. Jesteśmy pod wrażeniem pierwszego cyklu. Odnoszę wrażenie, że dzięki Akademii większość rodziców zaczęła swobodniej o swych dzieciach mówić, również w przestrzeni publicznej. Mówię „większość”, bo niektóre mamy od początku zajmowały bardzo jasne stanowisko. Dla nich największą korzyścią było, jak myślę, znalezienie grona osób chętnych do działania.

Sylwia: Akademia daje mi siłę do tego, by głosić „dobrą nowinę” dalej. Nie boję się konfrontacji z innymi poglądami. Marzanna Pogorzelska, słynna nauczycielka z mojego miasta, (kilka lat temu publicznie protestowała przeciwko homofobii ministra edukacji Romana Giertycha) ma teraz we mnie sojuszniczkę. Nie jestem sama. Jedną osobę łatwo skrytykować, a grupę – dużo trudniej.

 

Tekst z nr 41/1-2 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Opieka zamiast seksu

O związkach partnerskich i małżeńskich, o homorodzicielstwie i o męskich kompleksach z prof. Małgorzatą Fuszarą, Pełnomocniczką Rządu ds. Równego Traktowania, rozmawia Mariusz Kurc

 

foto: Krystian Lipiec

 

Czy mogłabym prosić o dostarczanie kilku egzemplarzy „Repliki” oficjalnie do biura?

Jasne, chętnie. Pani Ministro, postulaty LGBT związane ze zmianą prawa – związki partnerskie, uzgodnienie płci i ochrona przed mową nienawiści – mamy pani trzy razy „tak”?

Tak. Jeśli chodzi o poglądy, nie ma dyskusji.

Na 100 dni rządu premier Kopacz zapowiedziała przygotowanie projektu ustawy o związkach partnerskich.

Nie wiem, czy będzie to projekt rządowy, czy poselski, ale sama zapowiedź pani premier, składana zresztą niejednokrotnie, wydaje mi się znacząca. Problemem pozostaje jednak znalezienie większości. O ile sądzę, że w składzie rządu taka większość jest, o tyle w składzie parlamentu – mam wątpliwości.

Jest jeszcze kwestia samej zawartości projektu. Jestem zwolenniczką koncepcji feministycznej prawniczki Marthy Fineman, która już wiele lat temu pisała, że małżeństwo daje niesłuszne przywileje – poprzez np. ulgi podatkowe – relacjom intymnym, seksualnym, które nie powinny znajdować się w polu zainteresowania państwa. Państwo powinno interesować się relacjami opieki. To właśnie relacje opieki, a nie erotyczne, państwo powinno wzmacniać, m.in. dlatego, że na tym korzysta. Państwo ma np. obowiązek zapewnić opiekę nad samotną, chorą, starszą osobą. Jeśli ta osoba ma partnera czy partnerkę, który/a godzi się tę opiekę sprawować, to niejako wyręcza państwo, odciąża je. A płeć partnerów/ek nie powinna mieć znaczenia. Ani to, czy tych ludzi łączą również stosunki seksualne – to przecież absurd!

Na rzecz uprzywilejowania małżeństw przytacza się najczęściej argument o ich wartości reprodukcyjnej – w nich rodzą się dzieci. To argument wadliwy. Dzieci rodzą się też – i coraz częściej – poza związkami małżeńskimi. A poza tym, oprócz małżeństw, w których rzeczywiście wychowywane są dzieci, istnieją małżeństwa bezdzietne, kore jednak też mogą korzystać z ulg. Albo małżeństwa, które dawno już wychowały dzieci. Ile środków zaoszczędziłoby państwo i mogło przekazać najbardziej potrzebującym sprawującym opiekę nad innymi, gdyby z ulg mogli korzystać tylko ci, którzy rzeczywiście wychowują dzieci, albo opiekują się osobami niepełnosprawnymi, chorymi czy starszymi? Ale wie Pan, wśród parlamentarzystów większość stanowią małżonkowie, nierzadko dobrze sytuowani, którzy po prostu czerpią korzyści z obecnego stanu rzeczy. Związki partnerskie interesują mnie więc jako wyjście naprzeciw mentalności, w której bardziej niż relacje seksualne, liczą się relacje opieki. Dla par zarówno rożnej, jak i tej samej płci – to jest dla mnie absolutnie poza dyskusją. Osoba bliska to ta, która udziela drugiej osobie wsparcia, jest gotowa zaopiekować się nią w razie potrzeby. Czy oprócz tego łączy je również seks – to już, podkreślam, nie powinna być sprawa państwa.

Zgoda. Tylko jak to przeprowadzić? W uchwalenie ustawy w tej kadencji już nie wierzę. Myśli pani, że jest choć szansa na ponowne pierwsze czytanie?

Tak. Sama debata nad projektem, nawet jeśli nie doprowadzi do zwycięskiego głosowania, też jest niesłychanie ważna.

Jak pani widzi swoją rolę, gdy projekt zacznie swoje sejmowe życie?

Mam możliwości dotarcia do posłów i posłanek, do komisji sejmowych i nie mam trudności w merytorycznej debacie. Wiem, że w wielu krajach rozpoczynano od związków, a teraz legalizuje się małżeństw jednopłciowe. Jestem za tym, by i u nas dyskusja o małżeństwach się odbyła. Jakie są argumenty przeciw? Bo na razie żadnego sensownego nie słyszałam.

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób legalizacja związków czy małżeństw jedno płciowych ma też wymiar symboliczny, godnościowy. Przeciwnicy protestują zresztą z tych samych powodów.

Pani pierwsza wypowiedź o związkach partnerskich, tuż po objęciu urzędu w sierpniu zeszłego roku, odbiła się negatywnym echem w społeczności LGBT. Powiedziała pani: „To jest problem strategiczny. Jeżeli ocena jest taka, że tej większości (w parlamencie – przyp. „Replika”) nie będzie, jest pytanie, czy same te środowiska chcą, byśmy jednak lansowali to rozwiązanie, biorąc pod uwagę ewentualną porażkę, czy czekali na bardziej sprzyjający parlament”. Odebrano to jako odpuszczenie sprawy.

Relacjonowałam moją rozmowę z premierem Tuskiem, podczas której rozważaliśmy, która strategia jest korzystniejsza: czy procedować z projektem, mimo że wiemy, że w tym parlamencie nie ma dla niego większości, czyli iść na przegrane głosowanie, czy też czekać na lepszy parlament.

A pani co by doradzała?

Procedować. Procedować z projektem, który nazwałabym „pierwszym krokiem”, czymś na kształt pierwszych rozwiązań francuskich z 1999 r. A potem można się zastanawiać nad kolejnymi sprawami, włącznie z małżeństwami.

Jakie jest pani stanowisko w sprawie adopcji dzieci przez pary jednopłciowe, czy nawet szerzej – homorodzicielstwa?

Możliwości prokreacyjne par heteroseksualnych są większe niż homoseksualnych, choć… nawet to jest do dyskusji. Pomyślmy o związkach dwóch kobiet – jeśli one chcą, zawsze znajdą sposób, by zajść w ciążę, choćby nie wiem jak politycy zaklinali rzeczywistość. To się zresztą dzieje.

Nie mam wątpliwości, że najlepiej, by dziecko dorastało w tzw. pełnej, szczęśliwej rodzinie – tylko jak tę rodzinę definiujemy? Wstrząsa mną, gdy z góry zakłada się, że dziecko, kore ma mamę i tatę nigdy nie doznaje krzywdy, a to, kore jest wychowywane w innej rodzinie – a więc przez samotnych rodziców, albo przez opiekunów rożnej lub tej samej płci, takiej krzywdy doznaje. To jest po prostu nieprawda, przeczą temu fakty. Nie ujmowałabym tej kwestii w kategorię płci osób, które mogą adoptować dzieci. Jedynym kryterium powinna być zdolność do zapewnienia domu, opieki i miłości.

Ostatnio słyszeliśmy o dwóch przypadkach, gdy dziecku wychowywanemu przez polską jednopłciową parę w Wielkiej Brytanii, konsulat odmówił wydania polskiego paszportu. „Duży Format” opisał sprawę małego Olka, który ma dwie mamy, a my w poprzedniej „Replice” pisaliśmy o synach Jacka i Andrzeja Kacprzak-Kubińskich.

Takie sytuacje nie powinny się zdarzyć. Sprawa Olka, o ile mi wiadomo, trafiła do sądu i mam nadzieję, że sąd zmieni decyzje konsulatu.

Jest też sprawa niewydawania zaświadczeń o stanie wolnym przez polskie urzędy stanu cywilnego, gdy obywatel/ka podaje w formularzu imię przyszłego partnera czy partnerki, osoby tej samej płci.

W mojej opinii to również zbytnia ingerencja państwa.

Co dzieje się z innymi naszymi postulatami – nowelizacją kodeksu karnego wprowadzającą ochronę osób LGBT przed mową nienawiści, ustawą o uzgodnieniu płci?

W obu tych kwestiach jestem w kontakcie z Ministerstwem Sprawiedliwości. Szanse na te projekty chyba wzrosły po odejściu wiceministra Królikowskiego. Monitoruję również nowelizację tzw. ustawy równościowej, która utknęła w Sejmie. Niestety, mam mocno ograniczone możliwości działania – działam bez budżetu, moje biuro to tylko 16 etatów w Kancelarii Premiera. Chciałabym pozostawić po sobie przygotowany z moimi poprzedniczkami projekt ustawy o równym traktowaniu dotyczący usytuowania przyszłego urzędu ds. równego traktowania. Marzy mi się wprowadzenie możliwości składania skarg na nierówne traktowanie w sytuacjach niezwiązanych ani ze stosunkiem pracy (wtedy „działa” Kodeks pracy) ani na linii państwo-obywatel, bo to kompetencja Rzecznika Praw Obywatelskich.

Udało się pani „załatwić dodanie w przewodniku MSZ „Polak za granicą informacji o tym, w których krajach homoseksualizm jest nielegalny.

Wsparłam toruńską Pracownię Różnorodności w jej staraniach.

Jeszcze odbiór przesyłek na poczcie.

W tej sprawie jeszcze koresponduję z operatorami pocztowymi. Jeśli dwie osoby mieszkają razem i mają ten sam adres zameldowania, to polskie prawo zezwala, by jedna z nich mogła odebrać przesyłkę poleconą drugiej. Problem polega na tym, że praktyka wielu urzędów pocztowych jest inna.

Pani Ministro, Kampania Przeciw Homofobii realizuje od kilku miesięcy, wespół z „Repliką, projekt dotyczący heteroseksualnych sojuszników/czek LGBT. Pani czuje się naszą sojuszniczką?

Tak, to jest chyba oczywiste.

Zawsze miała pani dla nas akceptację czy była to jakaś droga?

Od zawsze miałam odruchową empatię dla mniejszości. Jeszcze w późnych latach 70. robiłam badania dotyczące mniejszości narodowych. Osób LGBT wtedy nie znałam, to znaczy: nie ujawniały się przede mną. Siostra psycholożka wspominała, że czasem zgłaszają się do niej geje… O homoseksualizmie kobiecym nie mówiło się wtedy – mówię o latach 70. – praktycznie nic. Natomiast o męskim ciągle krążyły dowcipy, na kore było bardzo duże przyzwolenie. Znało się też w Warszawie lokale, w których „oni się spotykają”. Główną cechą tego środowiska była niewidoczność, całkowite zepchnięcie na margines. Po prostu nikt się nie ujawniał.

Kwestiami płci zainteresowałam się na przełomie lat 80. i 90., gdy przeczytałam projekt ustawy zakazującej aborcji nawet w sytuacji zagrożenia życia kobiety. Nie mogłam uwierzyć. To było odebranie kobiecie fundamentalnego prawa do samostanowienia. Zaczęłam badać sprawy genderowe i ułożył mi się całościowy obraz dyskryminacji kobiet. Jak można kogoś traktować gorzej z powodu takich cech, jak narodowość, orientacja seksualna czy płeć? Ktoś czuje, że należy mu się więcej tylko dlatego, że jest mężczyzną? Ileż w tym musi być kompleksów…

Weźmie pani udział w tegorocznej Paradzie Równości?

Oczywiście, jeśli tylko obowiązki służbowe nie zobowiążą mnie do wyjazdu, będę na Paradzie.

 

Tekst z nr 54/2-4 2015.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

MOGĘ POWIEDZIEĆ WSZYSTKIM

Z DOROTĄ STOBIECKĄ, mamą geja, wiceprezeską stowarzyszenia My, Rodzice, skupiającego rodziców osób LGBT, oraz członkinią zarządu Kampanii Przeciw Homofobii, rozmawia MARIUSZ KURC

 

foto: Marcin Niewirowicz, niema.foto

 

Z Markiem Błaszczykiem, prezesem My, Rodzice, zacząłem w poprzednim numerze „Repliki” od coming outu jego córki. To może my też zaczniemy od coming outu – twojego syna?

To było prawie sześć lat temu. Pogodny, wrześniowy wieczór, siedzieliśmy sobie z mężem. Kajetan wszedł do pokoju i powiedział nam.

Mamo, tato, jestem gejem”?

Tak. Tak po prostu (śmiech)

I?

Zamurowało nas. Pierwszy odzyskał mowę mąż. To jest solidny facet, pracownik naukowy. Nawet jeśli miał mętlik w głowie, to powiedział, co trzeba: OK, jesteś naszym synem, kochamy cię. Ja dołączyłam po chwili. Nie było rozpaczy ani traumy. Przyznaję, że byłam zszokowana – nigdy nie brałam pod uwagę, że Kajetan może być gejem. Nie byliśmy z mężem homofobami, byliśmy tylko jakby oderwani od tematu – co oczywiście też coś mówi o kulturze, w jakiej żyjemy. Mój szok wynikał również ze strachu. Mogłam nie interesować się sytuacją gejów i lesbijek, ale wiedziałam, że są narażeni na dyskryminację, czasem agresję. Okazało się, że to dotyczy mojego syna, a więc i mnie. Szok przeszedł, ale strach pozostał i m.in. z tego powodu działam. Chcę bezpieczeństwa dla osób LGBT, w tym dla własnego syna.

Kajetan nie dawał wcześniej „sygnałów”, czy może ty ich nie odbierałaś?

Nie zdarzyło się nic, co by nasunęło mi przypuszczenia.

Czasem sygnały się pojawiają, ale są źle interpretowane. Np. chłopak ma mnóstwo koleżanek i właściwie żadnych kolegów – jaki z tego wniosek dla niejednej babci czy cioci? „Lowelas z niego! Flirtuje z kilkoma dziewczynami na raz!” Tymczasem to są koleżanki, a flirtuje z chłopakiem, o którym babci nie mówi.

(uśmiech) Tak bywa, ale Kajetan miał i koleżanki, i kolegów. Zabawki też miał różne. Nie było tak, że wciąż bawił się lalkami, a ja nic nie zauważałam. Czy ma szczególną wrażliwość? Ma, ale nie łączyłam jej z orientacją seksualną. Może naiwnie? Teraz to bez znaczenia.

Ile miał lat, gdy zrobił przed wami coming out?

18.

Wcześnie – dowód zaufania. Gratulacje.

Potem powiedział nam, że właściwie nie spodziewał się złej reakcji. Wiedział, że z domu nie zostanie wyrzucony ani też leczyć go nie będziemy. Wychowaliśmy go może w pewnym chaosie, ale jednak też w miłej atmosferze. Uczyliśmy go, by mieć odwagę cywilną, umieć bronić własnych opinii i po prostu być sobą. Jego coming out był dla mnie dowodem, że jako rodzina zdaliśmy egzamin (Kajetan jest jedynakiem – znów: żadna trauma, nasz wybór). Jesteśmy osobnymi bytami i z pewnością mamy przed sobą tajemnice – i to jest OK, ale orientacja seksualna jest zbyt ważną sprawą, by była tajemnicą.

Robiąc coming out, Kajetan nie wszedł jeszcze w wiek, w którym zadręcza się biednego geja pytaniami: „Nie masz jeszcze dziewczyny?!” Co było dalej?

To, co często zdarza się rodzicom po coming oucie dziecka – wlazłam do szafy. Na kilka miesięcy. Nikomu nic nie mówiłam. Kajetan próbował opowiadać o jednym czy drugim chłopaku, który mu się podobał, a ja te jego informacje odczuwałam jak szpileczki, które mnie kłują nie wiadomo dlaczego. Wysłuchiwałam go ze spuszczoną głową, próbując ukryć fakt, że nie za bardzo chcę to słyszeć. Jakoś nie zadawałam choćby najprostszego pytania: „A jak ten chłopak ma na imię?” Nie umiałam! Dziś wiem, jakie to wszystko może być… normalne. Jakiś rok temu Kajetan pierwszy raz przyprowadził do domu swojego chłopaka. Byłam lekko zestresowana, ale przecież, gdyby przyprowadzał dziewczynę, też bym była. Chłopak przyszedł, przyniósł nam wino w prezencie, usiedliśmy do kolacji, było bardzo miło, nie miałam żadnego problemu z rozmową (śmiech).

Wróćmy jeszcze do tych pierwszych miesięcy, gdy siedziałaś w szafie.

Ja lubię mieć poczucie sprawczości. Ta bierność, bezsilność – to mnie strasznie denerwowało. Kajetan wyoutował się jesienią, a na wiosnę powiedziałam kilku przyjaciołom – zareagowali w porządku, ale jednocześnie były porady, by tego „nie rozgłaszać”, „światu nie obwieszczać”, że lepiej cicho. Jedna mama geja powiedziała, że opowiadanie o tym nie jest potrzebne, samo zaakceptowanie orientacji syna załatwia sprawę. Przy czym jej syn mieszka od lat na Zachodzie. Już wiedziałam, że podejście tych moich pierwszych interlokutorów mi nie pasuje. Bo to właśnie mówiąc otwarcie o homoseksualności, chronimy się przed homofobią. Milczenie czyni nas słabszymi, wystawia na ciosy.

Dla mnie coming out syna oznaczał też m.in. generalne zagłębienie się w temat płciowości, seksualności. Również mojej własnej. Czy ja kiedykolwiek myślałam o mojej ewentualnej homoseksualności? Otóż nie myślałam. Jestem hetero, ale otaczający mnie świat nigdy nie postawił mnie w sytuacji, żebym musiała się nad tym zastanowić. Jak ciężko jest być po tej „drugiej” stronie, skoro heteroseksualność jest aż tak „oczywista”? W czasach młodości znałam kilku chłopaków, o których mówiło się, że są gejami, ale tego tematu się nie ruszało, to byli zresztą dalecy znajomi.

Zapisałam się do Akademii Zaangażowanego Rodzica Kampanii Przeciw Homofobii. Wiem dobrze, jak ważne jest umieć powiedzieć: „Jestem mamą geja”. Gdy mówiłam to głośno pierwszy raz w gronie nieznanych jeszcze wtedy osób, to ciarki mi szły po plecach. Na pierwszym spotkaniu w AZR wszyscy płaczą. To nie jest płacz z powodu homoseksualności dziecka, tylko z poczucia osamotnienia i niezrozumienia. Ci rodzice nie potrzebują pomocy psychologicznej, potrzebują tylko pogadać z ludźmi w podobnej sytuacji. Prowadzące Kasia Remin i Kasia Bojarska są cierpliwe, wiedzą, że trzeba dać czas na wypłakanie się.

Teraz pewnie masz lepsze „ucho” na homofobię.

Z otwartą wrogością, czy wulgarną nienawiścią się nie spotykam. Natomiast bardzo często słyszę „żarciki”. Pojedynczo byłyby do pominięcia, ale one są niebezpieczne poprzez swą masę. Ludzie coś plotą – nie wiedzą dokładnie co i dlaczego, ale plotą, na dodatek myśląc, że są dowcipni. Celem jest ośmieszenie gejów czy lesbijek, nadrzędnym założeniem – że ich nie ma wśród nas. Trudno z tymi „żarcikami” walczyć, sprawy w sądzie bym nie wygrała, ale trzeba interweniować.

Mamy znajomego, który w większym gronie opowiedział mocno homofobiczny dowcip. Zanim zareagowałam, sam się zreflektował i przeprosił, a my z mężem przeprosiliśmy sami siebie, bo kilka lat wcześniej może sami nie uznalibyśmy tego dowcipu za niestosowny. Jest też to ograniczanie przestrzeni. „Nie mam nic przeciwko gejom, tylko niech…” – i tu litania: niech się trzymają z daleka ode mnie, niech nie żądają równych praw, niech się nie „obnoszą” itd.

Od lutego br. jesteś wiceprezeską My, Rodzice i członkinią zarządu Kampanii Przeciw Homofobii. Jaka była twoja droga od AZR do bycia działaczką?

Kilka lat spotkań z innymi rodzicami, z innymi działaczami – to rosło, rosło, aż w końcu musiało dać owoce. Cieszę się, że jako mama geja wpisałam się w strategię KPH i mogę się przydać. To nie jest moja pierwsza organizacja, już działałam w kilku, głównie na polu edukacji, tylko tamta działalność nie budziła niczyjego sprzeciwu. Jeśli działasz na rzecz LGBT, to spotykasz się z uprzedzeniami, z wrogością. Ale jednocześnie widzę, że to ma sens i dużo się uczę.

W My, Rodzice co rusz zajmujemy się „interwencjami równościowymi”. Ostatnio opublikowaliśmy list otwarty w sprawie sondy, którą robił w radiowej Trójce dziennikarz Kuba Strzyczkowski. Pytał słuchaczy: „Czy sąsiedzi homoseksualiści mi przeszkadzają?” Takie podejście! Jeśli np. mieszka sobie tata i mama z 16-letnim synem gejem, to przy niekorzystnym wyniku sondy wśród sąsiadów co miałoby się stać? Syn miałby się wynieść? Na wniosek wspólnoty mieszkaniowej? Takie sondy zakładają, że „my” możemy „tym homoseksualistom” na coś pozwolić lub nie pozwolić. Tak, jakby oni nie byli obywatelami.

Wiele osób nie angażuje się, mówiąc, że nie mają czasu.

Brak czasu często jest wymówką. To bardziej kwestia chęci. Ja na co dzień normalnie pracuję (w domu kultury w Łodzi). Mam cudownego psa, mam też ogród, który zaniedbuję, bo bardziej chce mi się coś zrobić z ludźmi z KPH czy My, Rodzice. A zresztą w zaniedbanym ogrodzie też jest miło posiedzieć (śmiech).

Jak Kajetan reaguje na to, że jego mama jest działaczką LGBT?

Kibicuje! Byliśmy razem na Paradzie. Przebrał się za królewnę (uśmiech).

To nie była twoja pierwsza Parada, prawda?

Piąta. Na mojej pierwszej Paradzie Równości pogoda była upalna, a mnie było zimno – ze stresu chyba. Miałam poczucie, że wszyscy na mnie patrzą i jutro moje zdjęcie będzie niechybnie na pierwszych stronach gazet (śmiech). Chwyciłam pierwszy lepszy transparent z KPH, nie czytając, co na nim jest napisane. „Jestem dumnym tatą geja” – głosił. I tak już szłam. Notabene w zeszłym roku, gdy nie mogłam być na Marszu w Łodzi, to mąż poszedł w zastępstwie.

Zobaczyłam, że Parada to jest wielkie święto LGBT, czyli również moje. Wielkie święto otwartości i radości z tego, że można być sobą. Pamiętam, że gdy zaczęłam wychodzić z szafy, to zapytałam syna: „Kajetan, komu ja mogę powiedzieć, że ty jesteś gejem?”. Sekundę się zastanowił, po czym dał odpowiedź, która mnie rozbroiła: „Wszystkim”.  

 

Tekst z nr 74/7-8 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

SPIS TREŚCI #62

Replika 62„Replika” – dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ, numer 62 (lipiec/sierpień 2016)

Do przeczytania w numerze 62:

Na naszej okładce Marcin Nowacki, pierwszy w Polsce nauczyciel gej, który zgodził się na wywiad!

W rozmowie Bartosza Żurawieckiego Marcin opowiada m. in. o swych uczniach, o szkolnym coming oucie wobec podopiecznych i przełożonych a także o własnej drodze do akceptacji homoseksualności.

Prezent dla prenumeratorów/ek:

Rodzice, wyjdźcie z szafyDla prenumeratorów/ek: zbiór wywiadów Wiktorii Beczek z rodzicami osób LGB „Rodzice, wyjdźcie z szafy!” wydany przez Stowarzyszenie Akceptacja.

 

 

 

Do przeczytania w numerze 62:

Wywiady:

  • Kwintesencja szczęścia – wywiad z Marcinem Nowackim (czytaj dalej…);
  • „Na homofobię reaguję kategorycznie” – wywiad z Krystyną Jandą (czytaj dalej…);
  • „Nadal się wściekam” – Laura Jane Grace, wokalistka punkowego zespołu Against Me!, znana wcześniej jako Thomas Gabel, o tym, jak odnaleźć siebie w czasie tranzycji i po niej oraz o nowym transfobicznym „prawie toaletowym” w stanie Północna Karolina, opowiada w rozmowie Malwiny Grochowskiej (czytaj dalej…);
  • Piotr Seweryn Rosół w rozmowie Marty Konarzewskiej opowiada o historii miłosnej pomiędzy Gombrowiczem a Genetem, która się nie wydarzyła, ale o której… on i tak napisał pracę doktorską;
  • Nonhlanhla Mkhize, działaczka LGBT z RPA opowiada w rozmowie Mariusza Kurca o małżeństwach jednopłciowych, paradach równości i zbrodniach z nienawiści w swym kraju;
  • Artysta i performer Tomasz Fołtyn o swym „Vala Tanz Show”, o tym, jak to jest, że jest i Tomkiem i Valą, a także o tym, dlaczego geje na portalach randkowych lubią udawać maczo, w rozmowie Magdy Urbańskiej;

Opowiadanie:

  • „Asfaltowa Madonna” Krystyny Ponder – opowiadanie, które zwyciężyło w konkursie Trans-Fuzji i Tolerado „W poszukiwaniu siebie” na najlepsze opowiadanie z wątkiem trans.

Felieton:

  • „Być albo nie być (w szafie)” Bartosza Żurawieckiego

Kultura:

  • Filmy: „Viva”, „Pożegnanie”, „Boska Florence”;
  • Książki: „Jak facet z facetem” Przemysława Pilarskiego i Andrzeja Gryżewskiego, „Zdrowie psychiczne i seksualne LGB” (praca zbiorowa), „Autobiografia, w której decydujesz ty” Neila Patricka Harrisa, „James Dean. Żyć szybko” Philippe’a Bessona, „Kochanek” Jacka Melchiora, „Simon oraz inni homo sapiens” Becky Albertalli;
  • Muzyka: Mireille Mathieu, Elton John, Gwen Stefani, Frank Ocean i inni.

A poza tym:

  • Relacja z konferencji Kampanii Przeciw Homofobii „Kropla drąży skałę”, w której wzięło udział pięćdziesięcioro rodziców osób LGBT (czytaj dalej…);
  • Dr Joanna Ostrowska specjalnie dla „Repliki” pisze o „Mężczyznach z różowym trójkątem” Heinza Hegera, książce, która w 1972 r. rozpoczęła w Niemczech debatę o homoseksualnych ofiarach nazizmu, a teraz ukazała się w Polsce;
  • Kulisy i echa bezprecedensowego listu otwartego „Wyjdźcie z szafy”, w którym ponad 100 wyoutowanych osób LGBT zachęca znane, ale ukrywające swą seksualność osoby LGBT do coming outu. Pomysłodawcą i autorem listu jest Robert Rient;
  • Nasz hołd ofiarom masakry w gejowskim klubie Pulse w Orlando na Florydzie (USA).
  • Niezwykły manifest-list Marcina Marcela Jankowskiego, czyli coming out biseksualnego transwestyty;
  • „Krew geja” czyli list Macieja z Bełchatowa, któremu pani doktor odmówiła pobrania krwi na wieść, że jest on „w stałym związku ze swym partnerem od 8 lat”;
  • Dorota WellmanKrystyna Mazurówna, dwie nowe sojuszniczki osób LGBT w ramach akcji KPH „Ramię w ramię po równość”;
  • Do ratowania hostelu LGBT zachęcają m.in. Mariusz SzczygiełAgnieszka Graff;
  • Chaber, prezes KPH, o konferencji w Sejmie „Zatrzymać spiralę agresji” oraz o tym, dlaczego KPH zabiera głos nie tylko w sprawie przepisów bezpośrednio dotyczących LGBT;
  • Relacja z pierwszej edycji wyborów Mister Gay Poland 2016, które wygrał Andrzej Berg z Barczewa.

 

Wysyłka numeru od 27 lipca br.