Politycy kalkulują: przypodobać się homofobom czy Unii Europejskiej? Wychodzi im, że bardziej opłaca się homofobom
Pokazywany także w Polsce serbski film „Parada” kończy się sceną marszu środowisk LGBT w październiku roku 2010. Wtedy to, po raz pierwszy od wielu lat, udało się Paradzie przejść ulicami Belgradu pod silną eskortą policji chroniącej ją przed rozwścieczonym tłumem 20 tysięcy przeciwników. Rok wcześniej podobna próba skończyła się bezpardonowym atakiem kiboli, nacjonalistów i prawosławnych fundamentalistów. I chociaż także w 2010 r. nie obyło się bez ofiar (150 osób zostało rannych), siły porządkowe obroniły marsz, który, mimo wszystko, zdawał się potężnym krokiem naprzód na drodze emancypacji mniejszości seksualnych w Serbii.
Marketing polityczny
Niestety, w kolejnych trzech latach władze odmówiły zgody na Paradę, tłumacząc, że nie są w stanie zapewnić jej uczestnikom bezpieczeństwa. We wrześniu bieżącego roku więc zamiast marszu odbyła się około dwustuosobowa demonstracja na Placu Republiki w centrum Belgradu. Przebiegła ona bez zakłóceń. Ale sytuacja w Serbii nie nastraja optymistycznie.
Władze, niezależnie od przynależności partyjnej, traktują prawa mniejszości seksualnych w kategoriach marketingu politycznego – mówi mi Ksenija Forca, współpracująca z Fundacją Roży Luksemburg działaczka lesbijskiej organizacji Labris, współtwórczyni festiwalu Queer Belgrad. Kalkulują, co się bardziej opłaca. Albo starają się przypodobać homofobicznym obywatelom Serbii, albo próbują zrobić dobre wrażenia na przedstawicielach Unii Europejskich, pokazując, że dbają o przestrzeganie praw człowieka. Wychodzi im ostatnio z tych kalkulacji, że jednak bardziej opłaca się zakazać Parad.
Do niedawna Serbią rządziła wspierana przez Zachód Partia Demokratyczna byłego prezydenta Borisa Tadicia. Od lipca ubiegłego roku stery przejęła koalicja socjalistów (spadkobierców Slobodana Milosevicia, na czele rządu stanął jego dawny rzecznik, Ivica Dacić), nacjonalistów i liberałów. I choć nowa władza deklaruje kontynuację działań na rzecz wejścia Serbii do Unii Europejskiej, trudno powiedzieć, by próbowała włączać do owych działań środowiska LGBT. A i borykająca się z rożnymi kryzysami Unia Europejska – która niedawno przyjęła pod swoje skrzydła Chorwację, niegdyś będącą „bratnim krajem” Serbii w ramach państwa jugosłowiańskiego, a potem głównym wrogiem w wojnie bałkańskiej – nie kwapi się do szybkiego rozszerzenia swego terytorium o nowych członków. Rząd stara się spełnić żądania płynące z Brukseli – dodaje Ksenija – ale głownie w sferze ekonomicznej, co skutkuje rosnącą biedą i brakiem praw pracowniczych. W efekcie, ludzie przestali wierzyć, że wejście do Unii może poprawić ich sytuację. Rzeczywiście, badania z grudnia 2012 r. wykazały, że tylko 41 procent Serbów opowiada się za przystąpieniem kraju do UE. W głosie mojej rozmówczyni słyszę wyraźne rozgoryczenie: Nie jestem już pewna, czy dzisiaj Unia jest zainteresowana wspieraniem marginalizowanych grup. Obawiam się, że chodzi jej wyłącznie o zyski i zdobycie kolejnego rynku zbytu dla swoich towarów.
Słoweński raj, chorwackie związki
Problem tkwi jednak nie tylko w działaniach polityków, lecz także w homofobii, która wciąż jest bardzo silna wśród bałkańskich społeczeństw. Wyjątek stanowi tutaj Słowenia, która weszła do Unii razem z Polską w roku 2004 i w której dwa lata później zalegalizowano związki partnerskie. Już zresztą w latach osiemdziesiątych zorganizowano tam pierwszy „gejowski tydzień” (opisał go Martin Pollack w jednym z reportaży wydanych w Polsce w zbiorze „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów”). Jednak nawet w Słowenii odrzucono w referendum możliwość wprowadzenia małżeństw homoseksualnych. Z kolei w sąsiedniej Chorwacji w 2003 r. zalegalizowano konkubinaty, także osób tej samej płci (dają one pewne prawa po trzech latach wspólnego życia). Obecnie lewicowy rząd przygotowuje ustawę o związkach partnerskich, co zmobilizowało konserwatystów związanych z Kościołem katolickim do zebrania podpisów pod wnioskiem o referendum, które ma dotyczyć zapisania w konstytucji definicji małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety. Wniosek przeszedł w parlamencie, referendum ma się odbyć 1 grudnia.
Warto wspomnieć, że już za czasów Jugosławii rożny był status prawny homoseksualizmu w rożnych krajach federacji. W latach osiemdziesiątych, u schyłku państwa jugosłowiańskiego, stosunki homoseksualne nie były karane w Słowenii, Chorwacji, Czarnogorze i autonomicznej prowincji Wojwodinie. W Serbii natomiast zdekryminalizowano je dopiero w roku 1994. Pierwszą paradę środowiska LGBT zorganizowały w roku 2001, niedługo po obaleniu Slobodana Milosevicia, na fali nadziei związanych z demokratycznymi przemianami. Przekształciła się ona w brutalną napaść ze strony ultraprawicowców, którzy masakrowali uczestników przy biernej postawie policji. To potworne wydarzenie zniechęciło na czas jakiś aktywistów do podejmowania publicznych działań.
Peder – wróg narodu
Jednakże już dwa lata później organizacje gejowsko-lesbijskie wraz z feministkami rozpoczęły przygotowania do parady w roku 2004. Niestety, nastąpiła wtedy eskalacja konfliktu na linii Serbia-Kosowo. Grupa chuliganów podpaliła meczet w centrum Belgradu, znów przy kompletnej indolencji służb porządkowych. Mając w pamięci wydarzenia z roku 2001, organizatorzy postawili zrezygnować z przemarszu, bo zdawali sobie sprawę, że nie zostaną ochronieni przez policję.
Dramatyczny przebieg, jaki miała kolejna próba podjęta w 2009 r., opisał w sfabularyzowanej formie wspomniany wyżej film Srdjana Dragojevicia (który zresztą odniósł wielki sukces frekwencyjny na Bałkanach). Przełom, który zapowiadała parada z roku następnego – wtedy w jej przygotowanie włączyło się nawet częściowo państwo – zaprzepaściły odmowy z lat kolejnych. I choć, jak podkreśla Ksenija Forca, sytuacja LGBT jest na pewno lepsza niż 15 lat temu, trudno nazwać ją dobrą. Homofobię przejawiają nie tylko organizacje i partie skrajnej prawicy, ale też instytucje państwowe i rząd. Jest ona częścią publicznego dyskursu, także zwykli ludzie nie mają oporu, by wypowiadać się przeciwko paradom, małżeństwom jednopłciowym, że o adopcji dzieci przez gejów i lesbijki nie wspomnę. Tak jak i w Polsce, na Bałkanach homofobia jest silnie powiązana z nacjonalizmem i religią. „Peder” (ponadetniczne słowo oznaczające „pedała”) to „wróg narodu”, z reguły przypisuje się go do innej, „konkurencyjnej” nacji. Sam przeczytałem w komentarzach pod teledyskiem jednego z queerowych bośniackich artystów, że „w Bośni i Serbii nie ma pedałów, są tylko w Chorwacji i Słowenii”.
Tymczasem, jak wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie portalu Unii Europejskiej – EurActiv, ponad 60 procent młodych homoseksualistów w Serbii myśli o samobójstwie, w tym 9 procent nieustannie. 4 procent wprowadza te myśli w czyn. Dla wielu jedyną alternatywą pozostaje emigracja.
Po złych doświadczeniach ostatnich lat Ksenija Forca jest zdania, że należy zmienić nieco strategię działania. Zamiast koncentrować się na Paradzie, powinniśmy robić wszystko, by wzmocnić społeczność LGBTIQ, tak by uczynić ją odporną na wszelkie manipulacje ze strony polityków i instytucji. Osłabiają nas one bardziej niż ataki fizyczne czy pokrzykiwania skrajnej prawicy. Prowadzą bowiem do kompletnej marginalizacji naszego środowiska i pozostawiają nas bez nadziei, że coś się może zmienić.
Tekst z nr 46/11-12 2013.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.