W sierpniu wszyscy staliśmy #MUREMZAMARGOT i za STOP BZDUROM. Znacznie wcześniej za aresztowaną aktywistką stanęły trzy kobiety: ŁANIA – partnerka, POETKA – przyjaciółka i MARTA PUCZYŃSKA – nieformalna rzeczniczka prasowa
Skąd się wywodzą? Puczyńska śmieje się, że z waginy (Ale nie jestem taka mądra, to cytat z Wisłockiej – zastrzega). Ścieżki, które zawiodły je do Warszawy, były jednak kręte.
W Marcie coś pękło, gdy Ordo Iuris promowało projekt ustawy „Zatrzymaj aborcję”. W Poznaniu, gdzie wtedy mieszkała, zaczęła zbierać podpisy pod konkurencyjnym projektem „Ratujmy kobiety”. Że nie przejdzie – przecież wiedziała, zdawała sobie sprawę z arytmetyki sejmowej. Jak jednak tłumaczy: To był kawał świetnej pracy u podstaw. I wyzwanie, bo trudno podejść do kogoś randomowo na ulicy i zagadać: „Hej, może porozmawiamy o aborcji?”. Potem poszło już z górki; zaangażowała się w Strajk Kobiet i Manifę, chodziła na antyfaszystowskie demonstracje, blokowała marsze nacjonalistów.
Poetka żyła w przemocowym domu, więc gdy podrosła, zajęła się właśnie dzieciakami. Pracowała w domu kultury, chodziła na manifestacje w obronie klimatu, stawała przed lufami myśliwych. Aktywizm ma w DNA, bo rodzice też protestowali. Dzieciaki się sprzeciwiają… ale moim buntem musiałby być bunt przeciwko buntowi. Bez sensu, poszłam tą samą ścieżką, co starzy. Do stolicy trafiła z małej miejscowości na Dolnym Śląsku. Wcześniej przez prawie rok była bezdomna.
Łania trzy semestry studiowała filologię romańską w Łodzi. Tyle że gdy z programu wypadła łacina, kierunek jakoś stracił powab. W dodatku Łódź wydała jej się trochę ciasna. Akurat przez miasto przejeżdżała Margot, wówczas obiecująca adeptka filozofii na UW. Zgadały się na Tinderze i jakoś zażarło. Pierwszą randkę miałyśmy w 2018, tydzień po 11 listopada, który Margot blokowała – wspomina. Stały – ona i jeszcze dwie osoby – z banerem „Kobiety przeciwko faszyzmowi”, ale nawet go nie zdążyły rozwinąć, bo pobili ich „strażnicy niepodległości”, czy tam straż marszowa. Przyszła na spotkanie z odciskiem buta na twarzy, co bardzo mnie wtedy ubawiło. Chwilę żyły na walizkach, bujając się po demonstracjach w całej Polsce. Wreszcie – w kwietniu 2019 r. – zamieszkały razem w stolicy. Stop Bzdurom powstało raptem miesiąc później.
Dzień dobry, tu ABW
Na bzdury, którym warto dać odpór, natknęły się, spacerując po warszawskiej „Patelni”, gdzie Fundacja Pro – Prawo do życia zbierała podpisy pod projektem „Stop Pedofilii”. Gdy usłyszały przez głośnik, że edukatorzy seksualni chcą uczyć dzieci masturbacji, a homoseksualiści to pedofile, wykręciły 997. Zadzwoniłyśmy, w sensie: Margot zadzwoniła, bo ja w życiu bym na policję nie zadzwoniła, że „hej, tutaj się dzieją jakieś totalnie nienormalne rzeczy, może chcecie obczaić?” – wspomina Łania. Przyjechali, popatrzyli na nas, popatrzyli na nich… i zgadnij kogo zaczęli spisywać. Pokłóciłyśmy się z funkcjonariuszami. Jeden policjant – relacjonuje – popchnął Margot, a potem wszystko stało się szybko: przewrócili, skuli za plecami i wynieśli „lotem”. Czyli jak? No wzięli ją za kostki, pod ramiona, ponieśli horyzontalnie, brzuszkiem do ziemi… i tak leciała. Doleciała na komisariat przy ul. Wilczej już jako połowa dwuosobowego kolektywu, o którym rok później usłyszy cała Polska.
Kolektyw – wyjaśnia Poetka – to mogą być dwie osoby, ale może być też osób trzydzieści. Ważne, by były w stanie osiągać konsensus, a nie podejmować decyzje na drodze głosowania czy kompromisu. Kolektyw uczy być uważnym na inne osoby, a jednocześnie dbać o siebie samą. Jeśli mam jakąś potrzebę, to muszę się nauczyć ją wypowiedzieć, uargumentować i wypracować z innymi wspólną drogę działania. Ważne jest szukanie porozumienia, wzajemny szacunek… – wylicza. I dbanie o to, żeby nie było hierarchii! – przerywa podniesionym głosem Łania. Bardzo trudno schować ambicje do kieszeni, ale nikt nie chce być w kolektywie, w którym niby wszyscy są równi, ale czyjeś zdanie waży więcej.
Stop Bzdurom stało się w mainstreamie wizytówką idei „kolektywu”, ale na mapie anarchistycznej Warszawy znajdziemy ich znacznie, znacznie więcej. Moje trzy rozmówczynie reprezentują aż siedem inicjatyw… ale wcale nie jest powiedziane, że w momencie, gdy czytacie to wydanie „Repliki”, wciąż w nich zasiadają, bo aktywistki regularnie migrują. Jak politycy szczują na queer – wzięciem cieszą się kolektywy antydyskryminacyjne, kiedy na tapet trafi a globalne ocieplenie – klimatyczne, a gdy działaczki doświadczają represji – antyrepresyjne. Nie mamy żadnego forum czy grupy – wyjaśnia Łania. Ale osoby są w różnych kolektywach i te kolektywy się zazębiają. Jak coś ustalimy jako Stop Bzdurom, a ja przez chwilę byłam w Queertourze, to przekazuję Queertourowi. A że w Queertourze są osoby z Koalicji Antyfaszystowskiej – ona też się dowie.
Ilu z kilkuset warszawskich anarchistów żyje na squatach? Kilkoro. Większość wynajmuje pokoje albo mieszka z rodzicami. My naprawdę żyjemy jak wszyscy i jak wszyscy chodzimy w kapciach do Żabki po szlugi – śmieje się Poetka. Ona i Łania utrzymują się z dorywczych fuch u znajomych, a Marta pracuje na etacie w biurze. Gdy zagaduję, czym różni się moja codzienność od ich codzienności, okazuje się, że jednym istotnym niuansem. Puczyńska: Ano tym, że do nas w każdej chwili może zapukać policja albo ABW. Na przykład przed 11 listopada odwiedzali bardzo wiele osób aktywistycznych. Odbieram telefon i słyszę: „Dzień dobry, pani Marto, zejdzie pani na dół czy mamy wejść na górę?”. Co robić, zeszła. Panowie grzecznie zapytali, czy coś wie o jakichś planach łamania prawa. Grzecznie odpowiedziała, że nie wie.
„Anja Rubik? Naprawdę!?”
Przez pierwszy rok – mówi Łania – Stop Bzdurom pozostawało właściwie niewidzialne. Krzyczałyśmy, że, „hej, jest projekt ustawy, on zbierze podpisy, będzie głosowany, może moglibyście się tym zainteresować?”. Ale wszyscy nas zlewali. Jak zaczynały jeździć furgonetki, to ludzie je mieli za żart, ciekawostkę, a nie za poważne zagrożenie. Niby gdzieś przemawiały… ale gdy rok temu Łania wystąpiła w Tęczowy Piątek na manifestacji „Szkoła pamięta” pod MEN-em, organizatorki dyskretnie się od niej odcięły (bo nawoływała, by przebijać homofobom opony).
W październiku zeszłego roku mgliste zagrożenie stało się jednak realne. Inspirowany przez Ordo Iuris projekt zakazu edukacji seksualnej zebrał 265 tys. podpisów i wkrótce miał trafić pod obrady Sejmu. Strajk Kobiet ostrzegał, że jeśli posłowie go uchwalą, dziewuchy zrobią im „Jesień średniowiecza”… i pod tym właśnie hasłem odbył się na Wiejskiej ich wiec. Przemawiały Marta Lempart, Bożena Przyłuska, Magdalena Biejat, Joanna Scheuring-Wielgus… Byłam załamana, że przez rok robimy we dwie kampanię, a osoby zainteresowały się tym problemem dopiero wtedy – gorzko konstatuje Łania. A i tak nikt, ani organizacje, ani media nas nie lubił, nikt nie chciał się z nami wiązać, nie chcieli z nami rozmawiać. Pamiętam, że na jednej z grup osoby pytały: „A kto się właściwie zajmuje tą Fundacją Pro?”. Dostały odpowiedź, że Ponton albo Anja Rubik. No kurwa, Anja Rubik? Naprawdę?!
Wszystko zmieniło się w czerwcu tego roku, gdy na fanpage’u Stop Bzdurom zaczęły się pojawiać relacje z „obywatelskich zatrzymań” homofobusów. Pewnego dnia kierowca zajechał na Wilczą, pod słynny squat „Syrena”, obok którego trzydziestka anarchistów uczestniczyła w debacie „Czy przemoc może być rozwiązaniem politycznym?”. Gdy znowu usłyszały ze szczekaczki, że homoseksualiści to pedofile, wstali i poszli sprawdzić zdobytą wiedzę w praktyce. Wbiegli przed maskę. Ktoś urwał lusterko, ktoś pomazał płachtę sprejem, ktoś przebił opony. Policja udostępni później 30-sekundowy materiał, na którym widać, jak Margot szarpie się z kierowcą. „Wiadomości” będą przypominać te ujęcia do znudzenia, grupę nazwą „homobojówkarzami”, pokażą też swoim widzom, że wkurzona młodzież zna słowa na „ch”, „j” i „p”.
A wiesz, czego TVP nie pokazuje? – zagaduje Poetka. Że chwilę wcześniej dziewczyna, która tam była, dostała w wargę i trzeba jej było założyć trzy szwy. Wtedy się wszystko zaczęło. Łania: Podszedł jakiś typiarz z ulicy, zaczął się z nami szarpać, zrywać maseczki, popychać. Złapał jedną dziewczynę i załadował jej dwie solidne buły na twarz. Wywaliła się, jeszcze raz ją uderzył i zaczął uciekać, „bohater”. Miała rozciętą wargę aż po nos, pionowo, musiała pojechać do szpitala. (Pokazuje zdjęcie) Ale nie, to my jesteśmy agresywnymi osobami. Zgłaszałyście to na policję? Jak osoby pojechały na SOR, to na miejscu już czekała policja, żeby je spisać. I musiały się schować na oddziale ginekologicznym, bo przecież nie przyjechali tam zapytać, czy pani dobrze się czuje. Nas wielokrotnie ci ludzie z furgonetki zastraszali. Mieliśmy z nimi, bo to są te same mordki od wielu miesięcy, takie sytuacje, że krzyczeli: „Poczekaj, aż policja sobie pójdzie, to pogadamy inaczej”. Prawica nakręca się na nas, jakbyśmy były jakimiś groźnymi terrorystkami. A ja ani nie chcę nikogo bić, ani nie jestem nawet w stanie. No spójrz na nas, my mamy wszystkie po metr sześćdziesiąt.
Smutne pocztówki z Polski
Kolejne akty dramatu zna cała Polska. W połowie lipca policja puka do mieszkania na Ursynowie. Pal już licho, że funkcjonariusze misgenderują Margot. Gorzej, że kopią, wynoszą bez butów z domu i wywożą nie wiadomo gdzie. Puczyńska publikuje na Facebooku apel o pomoc. Dzwonią dziennikarze „Wyborczej”, „Newsweeka”, „Polityki” i OKO.Pressu, zgłaszają się prawnicy, którzy chcą pracować pro bono, a posłanki Katarzyna Kotula, Hanna Gill-Piątek i Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zdają relację z poszukiwań. Sześć godzin po zatrzymaniu udaje im się dowiedzieć, że Margot przewieziono do prokuratury na Chocimskiej, pod którą zbierają się anarchistki i anarchiści. Marta jest zmęczona. Telefon rozładował jej się tego dnia trzy razy, nocą z emocji nie może spać. Ale stworzony wówczas system szybkiego reagowania okaże się wkrótce bardzo przydatny.
Na początku sierpnia Margot znów ląduje na dołku. Zatrzymują ją nocą, zakuwają w kajdanki, pakują z ulicy do nieoznakowanego radiowozu. Rankiem policja zgarnia Łanię, a dzień później radiowóz rusza z ul. Wilczej aż w Bieszczady, by zatrzymać kolejną osobę. Powód? Poetka, Stop Bzdurom i Gang Samzamęt zawiesiły tęczowe flagi na pomnikach Kopernika, Poniatowskiego, Witosa, Kilińskiego i Syrenki Warszawskiej. Najwięcej kontrowersji wzbudził jednak tęczowy Chrystus przed Bazyliką świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Premier przyszedł pod pomnik ze zniczem, a Prokuratura Okręgowa w Warszawie podjęła się zbadania – na wniosek wiceministra sprawiedliwości Sebastiana Kalety – czy aby happening aktywistek nie obraził uczuć religijnych i nie znieważył pomników.
Wypuszczają je w środę. W piątek wracają po Margot, podejrzaną o – tłumaczy „Gazecie Wyborczej” Mirosława Chyr, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie – „spowodowanie obrażeń w okolicy pleców i lewego nadgarstka” kierowcy furgonetki Pro – Prawo do życia. Pod KPH-em, skąd policja chce zabrać Margot, robi się gorąco. Wkrótce światowe media obiegną smutne pocztówki z Polski: zdjęcie okutego buta, który przygniata do ziemi krwawiącą głowę, ujęcie z sześcioma funkcjonariuszami rzucającymi się na geja, który sięga po dowód osobisty, fotografia ciągniętej po bruku osoby, materiał z Linusem Lewandowskim, który rzucił się na dach radiowozu. Policja łapie ich niemal pięćdziesiątkę, przy okazji pakując do suk również przypadkowych przechodniów. Marta znów wisi na słuchawce.
Kto jest anarchistą, a kto je hot doga?
Łania komplementuje przyjaciółkę: Jak jest kryzys, jak jesteśmy powinięte, to Pucz zawsze przejmuje sprawę. Puczyńska: Trochę dlatego, że jestem jedną z nielicznych osób, która działa z twarzą, pod imieniem i nazwiskiem. Można do mnie zadzwonić, pogadać, w telewizji też udzielę wywiadu. Podobno nie jestem przez to prawdziwą anarchistką. (śmiech) A co to znaczy nie być prawdziwą anarchistką? Są w środowisku osoby, które siedzą w piwnicy i piszą posty na Facebooku, że oni to są tacy i tacy, że występują przeciwko państwu, a przecież posłowie i posłanki są elementem tego państwa… Bla, bla, bla… No dobra, ale co mam zrobić, skoro notorycznie nie wiemy, gdzie osoby wywozi policja? Posłanka pójdzie na komendę z interwencją poselską. Kiedy dbam o bezpieczeństwo moich bliskich, to totalnie mnie nie obchodzi, czy jestem „prawdziwa”.
Łania dopowiada, że nauczone doświadczeniem spisują przed demonstracjami „aktywistyczne testamenty”. Informują się nawzajem, czego im trzeba w razie powinięcia: że biorą leki, że trzeba powiadomić tą czy tego, że w mediach (nie) mogą się pojawiać ich nazwiska i zdjęcia. No ale w momencie, w którym 50 losowych osób jest zatrzymanych na ulicy, to sorry, dbasz o ich bezpieczeństwo, a nie zastanawiasz się, kto jest „prawdziwym anarchistą”, a kto tylko wyszedł nie w porę po hot doga.
Gdy wiadomo było, że przyjadą aresztować Margot, w KPH-u stawili się posłanki/posłowie Gill-Piątek, Żukowska, Dziemianowicz-Bąk, Zielińska, Jachira, Biejat, Piasecka, Szczerba i Śmiszek.
„Panie będą wkurzać”. „Właśnie o to nam chodzi”
Psy (właśc. policja) to dla całej trójki temat trudny… Ja z nimi miałam dużo do czynienia, bo zgłaszam dużo zgromadzeń – opowiada Marta. Czasem podnosili: „No, ale panie będą wkurzać mieszkańców miasta”. Odpowiadałam: „Właśnie o to nam chodzi”. W anarchizm – twierdzi – konflikt z policją jest wpisany. Sama widziała mnóstwo razy, jak popychali, łapali za gardła, podcinali… To się dzieje za każdym razem. My naprawdę mamy szczęście, że jesteśmy słodkimi dziewczynkami i że nas znają. Jak się wygląda jak lesba, to im się maczyzm nie włącza. Ale jak się jest butch-lesbą albo chłopakiem, to wpierdol można dostać. Poetka przytakuje. Ona to sobie może wykrzyczeć: „wypierdalać, pałarze”. Ale mnie i tak nie potraktują poważnie, bo jestem małą dziewczynką. To bardzo niesprawiedliwe traktowanie, które – swoją drogą – wykorzystuję.
„Niesprawiedliwie traktowanie” częściej im jednak przeszkadza. Łania wkurza się, że faszyści mogą krzyczeć: „Polska biała” albo: „Pedały do gazu”, a policjant taktownie odwróci głowę. Natomiast jak pedał zawiesi flagę na pomniku, to nagle wyrasta ich dziesięciu i wynoszą człowieka za ręce i nogi! Na celtyckie krzyże i swastyki przymykają oczy, a jak lewaki namalują flagę proszkiem na ulicy, to natychmiast ich zwiną na nie wiadomo jaki dołek.
A jak się już trafi na nie wiadomo jaki dołek, to – twierdzą weteranki aresztów – jest się traktowanym jak przedmiot. Już nawet pomijam te ich rozmowy między sobą, że „ha, ha, przyszła fajna dupeczka”… ale jak słyszę hasło „ruchałbym”, albo jak się przymilają, to nie jest wesoło. Na Pałacu Mostowskich typ mówi mi: „Wiesz, zaraz sobie pójdzie ta zmiana, ja cię zaproszę na fajeczkę, zapalimy sobie, jeszcze ci ogarnę kocyk… tak po przyjacielsku”. Ale Łania nie czuła, żeby to było przyjacielskie. Poetka też nieraz czuła się nieswojo. Miesiąc temu jeden policjant mówi mi: „Powinnaś być zadowolona, że pojechał po ciebie aż sam komendant wojewódzki”. A ten komendant wojewódzki mnie łapie za ramię i pyta: „Co o tym myślisz, dziewczynko?”. Puczyńska załamuje ręce: I co tym zrobisz? Jak zgłosisz – nie nadadzą żadnego biegu. Jak policja zrobi ci krzywdę, to nie masz z tym do kogo pójść.
Randki w kordonie policji
Łania przychodzi na spotkanie z siniakami na szyi. Pytam, czy to efekt policyjnej interwencji, ale sińce okazują się mieć znacznie przyjemniejsze źródło. To malinki od żony, zrobione tuż przed aresztowaniem – uśmiecha się. Nie ona jedna ma takie „rany wojenne”, bo dema to ponoć niezła okazja na romans. Poetka przeżyła za policyjnym szpalerem zdecydowaną większość randek. Tak to jest w tym naszym aktywizmie – wzdycha. Bierzesz dziewczynę i spędzacie parę godzin otoczeni kordonem. Macie czas, żeby sobie usiąść na ziemi, zapalić papierosa, potrzymać się za ręce… powiedzieć: „Nie bój się, będzie dobrze”. Najcieplej wspomina moment, gdy fundamentaliści przyszli pod squat „Syrena”. Modlili się przy banerze Ordo Iuris, nabuzowana policja próbowała wejść… a myśmy tańczyły do Happysadu i pozdrawiały ich z balkonu. Aktywistyczne randki są cool!
Jak ktoś w tym nie siedzi, to trudno mu zrozumieć, że w jednej chwili rozmawiacie, jecie obiad, idziecie na lody… a nagle dostajesz telefon, że kogoś wywieźli na komendę i musicie skończyć spotkanie – uzupełnia Łania. A musicie, bo twoja bliska osoba jest zatrzymana. To są trudne związki. Dla obu stron. Dlatego mało z nas ma relacje z osobami spoza aktywizmu.
Nie będziemy Gandhim
Gdy zagaduję, jakiej chcą Polski, nie są zgodne. Na pewno takiej z dostępem do rzetelnej edukacji seksualnej i aborcji, z oddolną organizacją społeczną, bez queerfobii. Z policją, która rozwiązuje problemy, a nie generuje kolejne. I może jeszcze takiej, w której kapitalizm nie oddala nas od siebie?
Jednym głosem twierdzą natomiast, że nie da się jej wywalczyć pokojowo. Mają też dość Gadomskiego, Lisa i Bielik-Robson, którzy apelują o mniej konfrontacyjny język. No i jeszcze, Sikorskiego zachęcającego, by działały „metodą Gandhiego”. Łania: Radzą nam, byśmy protestowały pokojowo, a sami nie robią nic poza publikowaniem postów na Fejsie albo tekstów gdzieś tam. Poetka: Jest taki moment, że nie można siedzieć cicho. My już wiemy, że siedzenie cicho nie pomaga. Musimy krzyczeć. Marta: Grzeczny aktywizm dzieje się od ponad 20 lat. Doprowadził nas do ściany. Musimy przesunąć granice. Nie krytykują KPH-u, Tolerado czy Kultury Równości. Wiedzą, że projekty ustaw, debaty i inicjatywy edukacyjne są potrzebne. Ale nasz aktywizm nie jest niewłaściwy. W końcu Stonewall to nie była petycja. To były zamieszki.
Tekst z nr 87 / 9-10 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.