Być nauczycielem gejem jest świetnie

O otwartości wobec uczniów/uczennic, o kwestiach LGBT w programach szkolnych i o jego własnym coming oucie z Detlefem Mücke, który w 1972 r. założył w Berlinie Zachodnim organizację nauczycieli gejów i nadal w niej działa, rozmawia Mariusz Kurc

 

Detlef Mücke pokazuje plakat z najnowszej kampanii swej organizacji – plakaty z całującymi się parami różnych orientacji
zawisły w szkołach m.in. w Dortmundzie, Fot. Mariusz Kurc

 

Pamiętasz swój pierwszy coming out przed uczniami i uczennicami, w klasie?

Oczywiście. To było w 1982 r. Mama jednej z uczennic zadzwoniła i zapytała, czy zdaję sobie sprawę, że dzieci dyskutują na temat mojej orientacji. Nosiłem wtedy czerwone spodnie, miałem kolorową brodę, długie włosy, byłem trochę hipisem, odstawałem od innych nauczycieli. Uznałem, że dobra – trzeba przeciąć plotki i wreszcie to powiedzieć. Sam też już zresztą o coming oucie od dawna myślałem.

Pojechałem akurat z klasą na wycieczkę. Nawiązałem do tego, że słyszałem, iż nurtuje ich, czy jestem gejem. „No, więc absolutnie tak, jestem gejem” – powiedziałem. Poprosiłem, by nie krępowali się, jeśli mają pytania. Dodałem, że po powrocie mogą powiedzieć rodzicom, że ich wychowawca jest gejem.

Był z tego jakiś problem? W jakim wieku byli twoi uczniowie?

Między 13 a 18 rokiem życia. Nie było problemu. Żaden rodzic mnie nie oprotestował. Jeden chłopak przyznał mi się tylko później, że rodzicom nie powiedział, bo gdyby powiedział tacie, to tata by go chyba zabrał z klasy. A on mnie lubi i w klasie dobrze się czuje.

Jakiś czas później na przerwie podbiegły dwie dziewczynki i trochę wstydliwie zapytały: „Panie Mücke, czy ma pan żonę?”. Ja na to: „Na pewno chcecie tylko wiedzieć, czy mam żonę? Nie chodzi wam o nic innego?”. „No, dobrze, a nie będzie za to kary?” „Nie”, „No, to… czy pan jest gejem?”, „Tak”. „Acha” – i zwiały. Ale i tak doceniam, że miały odwagę zapytać wprost. Wydaje mi się zresztą całkiem zrozumiałe, że uczniowie chcą poznać tę osobę, która kryje się za rolą nauczyciela.

Potem wielokrotnie rozmawiałem z uczniami o homoseksualności, nie tylko mojej. I szerzej też – o seksualności w ogóle.

Jakich przedmiotów uczyłeś?

Historii, geografii i ekonomii. Ekonomia obejmowała naukę takich umiejętności społecznych, jak szukanie pracy, rozmowa kwalifikacyjna, pisanie CV. W tym wszystkim bardzo wspierałem uczniów i interesowałem się ich losami po ukończeniu szkoły. W ogóle bardzo kochałem mój zawód. 37 lat życia!

Ale musiałeś się też spotkać z homofobią wśród uczniów, prawda?

Wprost – rzadko. Jednak miałem autorytet jako nauczyciel, ale tak, zdarzało się. Słyszałem, jak uczniowie wyzywali się od „pedałów” i reagowałem. Czasami wchodzili ze mną w dyskusję. Mówili, że „gejowski seks jest dziwaczny”, „nie ma z tego dzieci”. Pytałem, czy z seksu hetero zawsze mają być dzieci? Czy same osoby hetero tego by chciały? Pytałem, czy słyszeli o środkach antykoncepcyjnych – i dyskusja schodziła na inne tory. Zawsze zależało mi, by rozmowa o homoseksualności była częścią składową rozmowy o seksualności – by uczniowie nie postrzegali homoseksualności jako czegoś odrębnego. Kościół katolicki głosił, że seks uprawia się tylko w celu prokreacji, a ja mówiłem uczniom, że to indywidualna decyzja każdego i każdej z nich. I że w seksie jako takim nie ma nic złego. Często prowadziło to do ciekawych dyskusji na temat seksu przedmałżeńskiego.

Zdarzali się uczniowie homoseksualni, którzy przychodzili do ciebie?

Sporadycznie. Nawet jeśli już wiedzieli, że są gejami czy lesbijkami, to proces coming outu był raczej dopiero przed nimi. Za to, gdy czasem spotykałem ich po latach – to mówili. Jedna dziewczyna, lesbijka opowiadała mi, że jej ojciec był przeświadczony, iż ona „została” lesbijką dlatego, że ja, będąc gejem, ją „przekabaciłem”. Tak, tak, świetne wyjaśnienie (śmiech).

A wtedy, w 1982 r., byłeś już wyoutowany przed innymi nauczycielami w szkole?

Tak. Pytałem ich o radę, mówiłem, że planuję powiedzieć uczniom i miałem ich wsparcie. To jest bardzo ważne.

Dyrektor?

Wolał o tym nie rozmawiać. Tolerował milcząco. A wiedział na pewno, bo ja już wtedy od lat działałem społecznie jako nauczyciel gej.

No właśnie. Bo organizację nauczycieli gejów założyłeś wcześniej.

Całe 10 lat wcześniej – w 1972 r. Jestem założycielem wespół z kilkoma innymi nauczycielami i teraz – najstarszym członkiem.

Najpierw dołączyłem do gejowskiej organizacji HAW – Homosexual Action West Berlin. Tam poznałem innych homoseksualnych nauczycieli i razem uznaliśmy, że trzeba się zorganizować – głównie po to, by się móc bronić. Nazwaliśmy się po prostu Pedagodzy HAW (Pädagogengruppe der HAW).

Bronić?

W RFN, a więc i w Berlinie Zachodnim, gdzie mieszkałem, ledwo trzy lata wcześniej homoseksualizm przestał być przestępstwem. Przed 1969 rokiem nauczyciel czy policjant – funkcjonariusze państwowi – byli „automatycznie” zwalniani z pracy, jeśli wyszło na jaw, że są homoseksualni. I bywało, że szli do więzienia – to zagrożenie już minęło, ale zwolnienia wciąż się baliśmy. Tym bardziej, że przedstawiciele władz oświatowych w oficjalnych wypowiedziach powtarzali, że homoseksualny nauczyciel to zły wzorzec dla uczniów. Obecna była ta czająca się z tyłu sugestia, że nauczyciel gej będzie uwodził uczniów. Pamiętam jedną wypowiedź z 1974 r. kogoś „z góry” – że homoseksualność to najgorszy „grzech” nauczyciela.

Znałeś nauczycieli, którzy zostali zwolnieni za homoseksualizm?

Nie. Byłem odważny odwagą nowicjusza. Gdybym więcej wiedział, to chyba nie parłbym do przodu z takim impetem. Trzeba sobie uświadomić, jakie to były czasy – tuż po rewolucji obyczajowej. Byliśmy wszyscy bardzo młodymi nauczycielami, reprezentowaliśmy nowe pokolenie. Zaraz na początku zorganizowaliśmy konferencję, pokazaliśmy, że mamy wsparcie rodziców uczniów.

Kiedy sam zaakceptowałeś swój homoseksualizm?

Kilka lat wcześniej, na studiach. Jako nastolatek miałem wizję przyszłości, jak prawie wszyscy – z żoną i dziećmi u boku. Ale jak zrozumiałem, że jestem gejem i nim będę, to w miarę szybko stwierdziłem, że w tej „opcji” też jest się z czego cieszyć w życiu – i że trzeba o to szczęście trochę zawalczyć. Byłem zbuntowany i gotowy zmieniać świat.

Nie chciałem tylko, by po studiach wysłano mnie „z przydziału” do jakiejś szkoły na wsi. Wieś dla nauczyciela geja… nie, nie. Sam się więc zgłosiłem, że chciałbym do Berlina Zachodniego, który ze względu na Mur nie był postrzegany jako atrakcyjne miejsce. Dostałem zgodę. Homoseksualność była głównym motywem przeprowadzki do Berlina.

Nie jesteś więc berlińczykiem z urodzenia?

Jestem berlińczykiem ze „zrobienia”. W Berlinie zostałem poczęty na początku 1944 r. Potem mój tata poszedł na wojnę i zginął. Sytuacja, jak wiesz, robiła się coraz bardziej niebezpieczna i moja mama, młoda kobieta w zaawansowanej ciąży, postanowiła uciekać. W grudniu 1944 r. urodziłem się w Szklarskiej Porębie – ale i tam dochodziła już Armia Czerwona – więc znów tułaczka. W lutym 1945 r. dotarliśmy do Drezna – w sam raz na to potworne bombardowanie. Potem cała rodzina się śmiała, że skoro przeżyłem bombardowanie Drezna, to będzie ze mnie silny chłopak. Mam znamię na skroni o tu (Detlef pokazuje niewielkie znamię) – mama mówiła, że to moje całe „obrażenia” po bombardowaniu. Do Berlina nie było po co wracać, wylądowaliśmy w Hanowerze. Tam dorastałem.

Organizacja, którą współzakładałeś, działała tylko w Berlinie Zachodnim?

Na początku – tak. Później stopniowo się rozrastała i inne miasta przejmowały nasze praktyki działania – Hamburg, Frankfurt, Kolonia, Stuttgart. Pamiętam imprezę inauguracyjną we Frankfurcie w 1979 r., nazywała się Homolulu (śmiech) Przyjechało 80 nauczycieli gejów z wielu miast.

A nauczycielki lesbijki?

Organizowały się osobno – w ramach ruchów feministycznych. Dopiero od 15 lat mamy wspólne doroczne imprezy.

Na czym polegała wasza działalność?

W 1978 r. nasza organizacja, szukając wsparcia innych grup zawodowych, dołączyła do związków zawodowych – pod tym parasolem czuliśmy się bezpieczniejsi. Inaczej już się nazywaliśmy – GEW Berlin, od Arbeitsgemeinschaft homosexueller Lehrer in der Gewerkschaft Erziehung und Wissenschaft Berlin – (Grupa Robocza Homoseksualnych Nauczycieli Związków Zawodowych Edukacja i Wiedza Berlin). Mieliśmy wtedy już nie jeden, tylko dwa główne cele. Pierwszy to była wciąż ochrona i wsparcie dla homoseksualnych nauczycieli. Dziś zwolnienia za homoseksualizm się nie zdarzają, ale wsparcie jest nadal potrzebne. Drugi – to uzupełnienie szkolnych programów o edukację antydyskryminacyjną i edukację dotyczącą spraw LGBT. Nie tylko o to, by na lekcjach biologii uczniowie dowiadywali się, że istnieją różne orientacje seksualne. Chodzi również np. o lekcje niemieckiego, na których omawia się choćby „Romea i Julię” Szekspira – przy takiej okazji, gdy tematem jest pierwsza miłość, powinno się wspominać, że Romeo i Julia to nie jest jedyna możliwość. Może też być Romeo i Juliusz albo Romea i Julia. Albo lekcje historii – choćby nauczanie o homoseksualnych ofiarach nazizmu, o różowych trójkątach. Dyrektor mojej szkoły mocno się zestresował, gdy ja na taką lekcję przyszedłem z wpiętym różowym trójkątem. Również zajęcia z plastyki, muzyki, w ogóle kultura i sztuka – też mają przecież aspekty LGBT.

Zależało nam również, by homoseksualni uczniowie i uczennice mogli się zrzeszać w szkole. Przecież jednym z największych problemów w dojrzewaniu osób LGBT jest to, że one czują się samotne – same ze swoimi problemami, otoczone osobami hetero, nierzadko uprzedzonymi.

Problem z tym drugim celem był taki, że mówiono nam: „Bądźcie już sobie tymi homoseksualistami, ale nie „reklamujcie” takiego „stylu życia”, nie promujcie go, to „homoseksualna propaganda”. Te same argumenty, na których dziś jedzie Putin.

Pewnym przełomem w takim myśleniu była napaść na imprezę Charlotte Mahlsdorf, znanej w Berlinie osoby transpłciowej, w 1990 r. Ataku dokonała neonazistowsko nastawiona młodzież. Dla społeczeństwa to był szok, sprawa była bardzo głośna w mediach i szeroko dyskutowana w szkołach, bo chodziło o wyrostków. Opinia publiczna stanęła po naszej stronie – postulat, że szkoła powinna uczyć o akceptacji dla homo- czy transseksualności zyskał rozgłos. Ten okropny incydent, paradoksalnie, ale tak to bywa, pomógł nam. Niestety, potrzeba było przemocy.

Mówisz już o 1990 r. Rok wcześniej upadł Mur Berliński.

Tak… Ale o co chcesz zapytać?

Po prostu – jak to odczuwałeś?

Gdy Mur upadł? Wreszcie! Wreszcie! Miałem wielu przyjaciół po wschodniej stronie, również wśród działaczy gejowskich. Jeszcze za czasów Muru pomagaliśmy im, bo oni nie mogli kserować. STASI, rozumiesz. Robiliśmy dla nich kopie różnych ulotek i w latach 80. przemycałem je w majtkach.

Pamiętam też wyjazd do muzeów pamięci obozów koncentracyjnych Sachsenhausen i Oranienburg w 1987 r. Wziąłem specjalne wstążeczki, by upamiętnić homoseksualne ofiary, ale STASI pojawiło się natychmiast – upamiętnianie jakiejkolwiek jednej grupy więźniów było zabronione. Wolno było tylko upamiętnić więźniów jako takich, albo tych, którzy siedzieli za poglądy komunistyczne. Czerwone trójkąty – tak, różowe już nie.

Ale upadek Muru kojarzy mi się przede wszystkim z wolnością, także tą czysto fizyczną, przyziemną – w końcu mogliśmy jeździć z moim partnerem nad te piękne jeziora wokół Berlina! (śmiech)

Nadal jesteście razem?

Od 36 lat. A zamężny jestem od 2006 r. (w Niemczech używa się „nomenklatury” małżeńskiej w stosunku do jednopłciowych związków partnerskich – przyp. MK). Mojego przyszłego męża poznałem w jednym z klubów, potem poszliśmy razem na pierwszą Paradę Równości w Berlinie. Pamiętam, jak się bał, że kamery telewizyjne go sfilmują (śmiech).

I jak małżeńskie życie po tylu latach razem?

A dziękuję, fantastycznie. Mój mąż też jest nauczycielem, więc zawsze mieliśmy długie, wspólne wakacje. Jemu jeszcze został rok pracy, a ja od ośmiu lat jestem na emeryturze. Mam teraz więcej czasu na aktywizm.

Dobrze liczę, że w ostatnim roku pracy byłeś już po ślubie?

Tak, i uczniom się to bardzo podobało. Miałem w klasie dzieci z rodzin pochodzenia tureckiego, arabskiego. Bez wyjątku mnie akceptowali, byli „dumni”, że ich wychowawca ma męża. Pytali, czy mogliby poznać mojego męża. Albo dopytywali, gdzie jadę na wakacje z mężem – byle tylko powiedzieć słowo „mąż” do mnie i sprawdzić, jak zareaguję. Odpowiadałem im chętnie. Uczniowie doskonale wychwytują, czy nauczyciel jest autentyczny. Jeśli widzieli moją pewność siebie, to ich uprzedzenia się rozwiewały (jeśli w ogóle je mieli).

Czy zwracają się do was nauczyciele geje o radę?

Tak, mamy na ten temat sporo materiałów, spisane doświadczenia wielu nauczycieli. Od kilku lat coraz częściej zgłaszają się też nauczyciele transseksualni.

Ilu nauczycieli gejów skupia wasza organizacja?

W Berlinie – około 160. W całych Niemczech – około 900 osób. Spotkania są co dwa tygodnie. Oczywiście, nie wszyscy przychodzą na każde spotkanie.

Przerażasz mnie. 900 nauczycieli gejów, którzy należą do organizacji? U nas coming out w artykule prasowym zrobiła jedna nauczycielka – Marta Konarzewska. Od tamtego czasu nie pracuje na etacie w szkole, jest w „Replice” naszą koleżanką redakcyjną. I to tyle – o organizacji nauczycieli gejów możemy na razie chyba tylko pomarzyć.

Mogę cię pocieszyć – wśród tych 900 nauczycieli jest tylko kilku z byłego NRD. Ludzie z byłego NRD są mniej skłonni, by się organizować, dużo bardziej nieufni. STASI zrobiło swoje, skutecznie oduczyło ludzi działania na rzecz dobra wspólnego. Minęło 25 lat – mam nadzieję, że nowe pokolenie będzie już inne.

Polskich homoseksualnych nauczycieli zachęcam do działania. Chętnie zaoferujemy im pomoc. Współpracujemy już z podobnymi organizacjami w Szwecji i w Wielkiej Brytanii. Mamy np. akcję pod hasłem „luty miesiącem historii LGBT w szkołach” albo taką akcję w szkołach w Dortmundzie (Detlef pokazuje plakat, na którym widać różne całujące się pary młodych ludzi).

By zacząć, czasem potrzeba tylko kilku osób. Dziś, mam wrażenie, jest łatwiej. Gdy ja robiłem mój coming out, mama mnie nie zaakceptowała a ja nie mogłem nawet dać jej żadnej książki progejowskiej do poczytania. Istniały tylko takie, w których homoseksualizm przedstawiano jako zboczenie oraz, zgodnie z prawem, przestępstwo. A ona jeszcze winiła siebie. Wiele się zmieniło. W 2005 r. dostałem medal od prezydenta Niemiec – śmieszne, bo całe życie raczej walczyłem z władzami. Mam ogromną radość i satysfakcję z życia, być nauczycielem gejem jest świetnie (uśmiech).

Więcej o organizacji Detlefa:

http://www.gew.de/ausschuesse-arbeitsgruppen/weitere-gruppen/ag-schwule-lesben-trans-inter/

 

Tekst z nr 57 / 9-10 2015.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Transpłciowe dziecko w szkole

Tekst: Ewelina Słowińska, Agnieszka Mocarska

Poradnik nie tylko dla nauczycieli/ek

 

 

Jak rozpoznać, że dziecko w twojej klasie/szkole może być transpłciowe?

Czasem uczeń/uczennica sam/a informuje grono pedagogiczne o swojej transpłciowości. Ważne jest jednak, by uwrażliwić nauczycieli i innych uczniów na sytuację, gdy dziecko dopiero odkrywa, że jest transpłciowe, szczególnie jeśli środowisko szkolne uniemożliwia coming out lub jeśli dziecko doświadcza przemocy i dyskryminacji w szkole. Poniższe wskazówki nie służą do diagnozy, mają jedynie sprawić, by nauczyciel wziął transpłciowość ucznia/uczennicy pod uwagę. Należy też pamiętać, że dane dziecko może nie mieć nic wspólnego z żadną z poniższych wskazówek, a i tak być trans. Albo na odwrót: mieć – i nie być.

  1. UBIÓR – uczeń/uczennica transpłciowy/a już samym strojem bardzo może zwrócić uwagę nauczycieli. Dzieci transpłciowe często nie mają możliwości noszenia ubrań stuprocentowo zgodnych z płcią odczuwaną, ale zdecydowanie odmawiają noszenia ubrań charakterystycznych dla płci metrykalnej. Warto umieć rozróżnić, czy ubiór jest kwestią stylu lub mody, czy może ma maskować płeć metrykalną. Charakterystyczne jest np. spłaszczanie biustu przez transpłciowych chłopców, zakładanie obszernych bluz i za dużych koszul nawet w upały.
  2. WYGLĄD – transdziewczyny mogą zapuścić włosy, a transchłopcy je ściąć lub bezustannie chodzić w czapce, jeśli rodzice nie zgadzają się na radykalne zmiany fryzury. Transchłopcy mogą zmienić oprawki okularów na stereotypowo bardziej męskie.
  3. UNIKANIE zajęć i spotkań z podziałem na płcie: niechęć do wuefu, do wycieczek z noclegiem, do uczestnictwa w apelach, balach itd. Transchłopiec na uroczystość może np. przyjść w garniturze albo odmówić udziału.
  4. ZACHOWANIE – stany depresyjne, lękowe, samookaleczanie, próby samobójcze, izolacja od rówieśników. Odsetek prób samobójczych wśród dzieci transpłciowych jest znacznie wyższy niż wśród pozostałych nastolatków/ek.
  5. PODPISYWANIE PRAC – dziecko transpłciowe może unikać używania imienia nadanego przy urodzeniu (deadname’u): podpisywać prace i zeszyty samym nazwiskiem, pseudonimem, inicjałami lub w sposób uniemożliwiający odczytanie imienia.
  6. KONFLIKTY W DOMU – może do nich dochodzić z powodu wyglądu dziecka oraz zachowania „niezgodnego” z płcią (niemającego akceptacji w środowisku).
  7. POCZUCIE bycia innym i nieumiejętność wytłumaczenia tego.
  8. OBJAWY SOMATYCZNE – bóle brzucha, bóle w klatce piersiowej, duszności.
  9. NIEAKCEPTOWANIE własnego ciała, zwłaszcza tych części, które zmieniają się w okresie dojrzewania.
  10. NAWYKI żywieniowe, których celem jest uzyskanie androgynicznego wyglądu.

Słowniczek:

Transchłopak/transmężczyzna – osoba identyfikująca się z płcią męską, z oznaczoną metrykalnie (po urodzeniu) płcią żeńską

Transdziewczyna/transkobieta – osoba identyfikująca się z płcią żeńską, z oznaczoną metrykalnie (po urodzeniu) płcią męską

Deadname – imię nadane przy urodzeniu, odnoszące się do płci określonej przy urodzeniu, którego osoba transpłciowa przestaje używać na rzecz imienia wybranego, pasującego do płci odczuwanej

Dysforia płciowa – dyskomfort i psychiczne cierpienie związane z posiadaniem ciała niezgodnego z identyfikacją psychiczną. Dysforię się leczy, wprowadzając wybrane elementy korekty płci

Korekta płci – działania podejmowane przez osobę transpłciową prowadzące do dopasowania ciała do płci odczuwanej, część tzw. tranzycji (jako synonim korekty płci często błędnie używa się sformułowania „zmiana płci”)

Uzgodnienie płci – działania prawne podejmowane przez osobę transpłciową prowadzące do zmiany oznaczenia płci w oficjalnych dokumentach

Gdzie szukać wsparcia i informacji?

Tu możecie uzyskać wszelkie informacje, użyteczne zarówno dla kadry nauczycielskiej, jak i rodziców oraz samych uczniów:

Fundacja Trans-Fuzja – fundacja działająca na rzecz praw osób transpłciowych, transfuzja.org

Kampania Przeciw Homofobii – stowarzyszenie działające na rzecz osób LGBT, kph.org.pl

My, rodzice – stowarzyszenie zrzeszające rodziców dzieci LGBTQIA i działające na rzecz ich oraz ich rodzin: myrodzice.org Protect

All Kids – baza wiedzy nt. transpłciowości, facebook.com/Protect-all-kids

Wszystkie te organizacje udzielą informacji oraz merytorycznych porad w zakresie tranzycji społecznej ucznia/uczennicy w szkole oraz wyzwań dla grona pedagogicznego. Fundacja Trans-Fuzja i jej zespoły: psychologiczny oraz prawny wspierają osoby transpłciowe, prowadząc konsultacje, warsztaty i szkolenia, a także odbywając indywidualne spotkania z dyrekcją i kadrą pedagogiczną.

Jak rozmawiać o transpłciowości z transpłciowym dzieckiem?

Każda osoba powinna czuć się w szkole bezpiecznie, a obowiązkiem szkoły jest zapewnienie bezpieczeństwa. Dzieci transpłciowe są szczególnie narażone na dyskryminację.

Gdy podejrzewamy, że uczeń/uczennica jest transpłciowy/a, a jego/jej zachowanie w szkole wzbudza nasz niepokój, martwimy się, czy nie dzieje się coś złego, a nie jesteśmy pewni, możemy zapytać: „Jak siebie postrzegasz”? Otwarta komunikacja oraz bezpośrednia nieoceniająca rozmowa mogą być kluczowe.

Gdy uczeń/uczennica powiedział/a, że jest transpłciowy/a. Co zrobić? Czy wzywać rodziców? Najpierw należy zająć się dzieckiem, potem rodzicami. Zapytaj, w jakiej formie się do niego/niej zwracać – jakich zaimków używać i jakim imieniem się posługiwać. Zapytaj, czy o transpłciowości wie rodzina. Jeśli nie, to czy dziecko chce, by ją o tym poinformować i kiedy. Jeśli nie wie, jak porozmawiać o transpłciowości z rodziną, zasugeruj kontakt z pomocną Fundacją Trans-Fuzja. Pamiętaj, by nie zostawić ucznia/uczennicy w tej sytuacji samego/samej. Szkoła nie powinna podejmować żadnych działań bez jednoznacznej zgody ucznia/uczennicy – nie ma takiego obowiązku, a przez osobę transpłciową może być to poczytane za zdradę i nadużycie zaufania. Może to wymagać kilku spotkań, zanim uczeń/uczennica dojrzeje do decyzji, by o transpłciowości poinformować w szkole lub rodzinie. Należy zapewnić go/ją, że może szczerze rozmawiać i że wszystko, co powie, zostanie między nim/ nią a nauczycielem (poza sytuacjami, w których zagrażałoby niebezpieczeństwo).

Czego dziecko transpłciowe potrzebuje od szkoły (i nie tylko od szkoły)?

  1. Przede wszystkim – zapewnienia bezpieczeństwa psychicznego i fizycznego. W coraz większej ilości szkół istnieje już w gronie pedagogicznym świadomość potrzeby bezpieczeństwa uczniów/uczennic transpłciowych.
  2. Używania wobec niego/niej preferowanego imienia (przez nauczycieli, klasę) oraz możliwości podpisywania się nim na kartkówkach, pracach plastycznych, tj. na dokumentach, z których nauczyciel nie rozlicza się w sekretariacie.
  3. Używania wobec niego/niej zaimków właściwego rodzaju (przez nauczycieli, klasę) zarówno w jego/jej obecności, jak i w czasie nieobecności; w odniesieniu do czasu teraźniejszego oraz przeszłości dziecka.
  4. Dostępu do toalety oraz szatni zgodnie z płcią odczuwaną.
  5. Przy podziale na grupy – przydziału do grupy zgodnie z płcią odczuwaną (na wuefie, na lekcji informatyki czy na wycieczce szkolnej itp.).
  6. Prawa do ubierania się na uroczystości szkolne oraz egzaminy, bale oraz podczas reprezentowania szkoły na zewnątrz zgodnie z płcią odczuwaną.
  7. Jeśli w szkole używane są identyfikatory, szkoła powinna zezwolić na zamieszczanie na nich imienia używanego przez dziecko, a nie imienia nadanego przy urodzeniu. Ważne jest też umieszczenie imienia preferowanego w tablo po zakończeniu nauki.
  8. Poszanowania ucznia/uczennicy i zachowania dyskrecji w kwestii jego/jej transpłciowości, zarówno w odniesieniu do nauczycieli, jak i uczniów/uczennic czy innych osób postronnych.
  9. Wysłuchania dziecka bez oceniania. Często dzieci transpłciowe wiedzą najlepiej, czego potrzebują i jak szkoła może im pomóc. Szkoła może skorzystać z tej wiedzy, słuchając uważnie i aktywnie.
  10. Dyskrecji i zachowania tajemnicy (nie dotyczy to sytuacji zagrożenia życia czy zdrowia) – ważne dla bezpieczeństwa ucznia/uczennicy, dlatego powinny być bezwzględnie dopilnowane.
  11. Pamiętaj – dziecko transpłciowe nie potrzebuje etykietki z powodu transpłciowości. Poza transpłciowością – jest zwykłym uczniem/ zwykłą uczennicą.

Agnieszka Mocarska jest fotografką i redaktorką, zaangażowaną w ruchy na rzecz różnorodności, współtworzy serwis Protect All Kids. Ewelina Słowińska jest aktywistką na rzecz dzieci transpłciowych, koordynatorką grupy rodzicielskiej w Fundacji Trans-Fuzja. Współpracuje z nauczycielami oraz poradniami w zakresie wspierania nauczycieli uczniów/uczennic transpłciowych. Jest mamą transpłciowego nastolatka, o czym opowiedziała w wywiadzie w „Replice” (nr 81, wrzesień/październik 2019). Rodziców oraz opiekunów dzieci transpłciowych zapraszamy do Grupy Rodziców na Facebooku. Aby dołączyć do grupy, należy się skontaktować z Eweliną Słowińską poprzez konto na FB lub mail: ewelk@icloud.com. Grupa Rodziców spotyka się również cyklicznie w siedzibie Fundacji Trans-Fuzja. Terminy spotkań na stronie Fundacji.

 

Tekst z nr 83 / 1-2 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Studniówka nie jest tylko dla par hetero!

Relacje osób LGBT ze szkolnych balów – niespodziewany odzew na spontaniczną akcję „Repliki” na Facebooku. Tekst: Redakcja

 

Rafał Gosiewski (z lewej) i Stanisław Gołębiowski na studniówce Rafała, arch. pryw.

 

Impulsem była wyszukana w sieci informacja o parze gejów ze stanu West Virginia (USA), którzy razem poszli na bal maturalny. Stresowali się, ale okazało się, że niepotrzebnie, bo zarówno uczniowie, jak i nauczyciele przyjęli ich z życzliwością. Zamieściliśmy post o nich na naszym profilu na Facebooku, pytając Czytelników/czki o ich wrażenia ze studniówki. Może są tacy, którzy zabrali na ten bal swego chłopaka/dziewczynę – partnera/kę tej samej płci? Nie spodziewaliśmy się odzewu, tymczasem… otrzymaliśmy kilkadziesiąt relacji! Skrupulatnie publikowaliśmy je na fanpage’u.

Fotograf ciągle czekał, aż się pocałujemy

Jako jedna z pierwszych napisała Ania Jakubisiak, tegoroczna maturzystka: Na studniówkę zabrałam moją dziewczynę. Nauczyciele w naszym liceum zawsze wykazywali pozytywne nastawienie do kwestii równościowych. Nikogo nie pytałam o zgodę. Nie obawiałam się negatywnych reakcji nauczycieli, bardziej niepokoiłam się o komentarze uczniów, rodziców czy osób towarzyszących. Jednak okazało się to niepotrzebne. Było tak… naturalnie… Jakby to, że przyszłyśmy razem, nikogo nie dziwiło. Jeden chłopak nawet podszedł i powiedział, że ładnie razem wyglądamy, a fotograf ciągle się wokół nas kręcił, jakby wyczekiwał, aż znów się pocałujemy, żeby moc to uwiecznić. (…) Bardzo dobrze wspominam ten wieczór i cieszę się, że miałam do czynienia z tak tolerancyjnym środowiskiem i bardzo pozytywną klasą. Gorąco polecam VII LO w Warszawie!”

Fantastycznie, prawda? Ale nie wszyscy mają tak fajne wspomnienia – Iza Mioduchowska, dziewczyna Ani, została „życzliwie” ostrzeżona, że może mieć nieprzyjemności – na swoją studniówkę nie poszła więc w ogóle. Adam Pakulski musiał mocno walczyć z wychowawczynią i dyrektorką, ale postawił na swoim i na studniowce bawił się z chłopakiem – Arnim. Robert Miroszewski zaprosił najlepszą przyjaciółkę: Byłem wtedy w szczęśliwym związku z moim facetem, jednak nie zaprosiłem go… (…) On nie był do końca wyoutowany, więc mógłby czuć się źle.

Wspaniałe studniówki zaliczyły Paulina Stankiewicz i jej dziewczyna Martyna, Aleksandra „Grendżi” Krężel i jej dziewczyna Paula, Justyna Wertelecka i jej dziewczyna Ewa. W ogóle relacji dziewczyn było znacznie więcej niż chłopaków. Ania Gołębiowska i Paulina Hagath poszły jako para „tylko” koleżanek i wywołały… sensację strojem, bo wystąpiły w spodniach. A Oliwia Dolata przesłała nam swoje studniówkowe zdjęcie, na którym całuje i trzyma na rękach swoją dziewczynę Gosię. Natomiast Patrycja Błoch podzieliła się doświadczeniami z coming outu w LO Sióstr Urszulanek w Pniewach. Ujawniła się już po maturze i nagle przestało się liczyć to, że udzielałam się w szkole, pomagałam dzieciakom w przedszkolu i byłam wolontariuszką w domu spokojnej starości (…). Siostra Dyrektor zabroniła mi przyjścia na wigilię szkolną, na którą często przyjeżdżają absolwenci, oraz wchodzenia na teren szkoły.

Mój Staś został wzięty w obroty przez innego!

Zapadła nam też w pamięć wzruszająca opowieść Grzegorza o jego szkolnym balu w małym miasteczku: Nie tańczyłem, siedziałem gdzieś na ławce, gdyż wszystkie dziewczyny były zajęte. Nagle podszedł do mnie kolega z klasy i… zaprosił mnie do tańca! Powiedział, że skoro dziewczyny mogą tańczyć jedna z drugą, to dla czego nie my? Nikt nie wiedział wtedy, że jestem gejem. On też nie. Ale tańczyliśmy przytuleni, a ja byłem w siódmym niebie. Nikt źle nie zareagował, tak jakby nas nie zauważono. Dziś ten mój kolega jest szczęśliwy z żoną, ma dzieci, a ja jestem szczęśliwy z moim facetem. Między nami nigdy nic nie zaszło, oprócz tego jednego tańca – zwykłego, ale dla mnie bardzo znaczącego.

Szymon Jóźwik wspominał szykanowanie za homoseksualność – na gimnazjalny bal nie poszedł: Z perspektywy czasu, żałuję tylko, że wtedy nie miałem bardziej rzetelnej wiedzy na temat tego, kim jestem. Ba! Nie miałem żadnej wiedzy. Może mógłbym się jakoś bronić, a nie uciekać z poczuciem winy. I wydaje mi się, że ta wiadomość, którą teraz do Was wysyłam, również jest pewnym kroczkiem naprzód w mówieniu o sobie bez wstydu.

Wszystkie relacje możecie znaleźć na facebook.com/ReplikaKPH (wpisy od 29.04. do 7.05). Na koniec list, który napawa ogromnym optymizmem – Rafała Gosiewskiego, który na studniówkę zaprosił swego chłopaka Stanisława Gołębiowskiego: Nie było mowy o przychodzeniu z przyjaciółką czy też samemu. Dwa tygodnie przed balem oficjalnie zaprosiłem Stasia. Poszedłem do wychowawczyni i dyrektora mojego technikum poinformować, że taka sytuacja będzie miała miejsce. Powiedziałem również klasie, przed którą byłem wyoutowany. Na efekty nie trzeba było długo czekać – sensacja na miarę całej szkoły, telefony do wychowawczyni od innych nauczycieli z treścią „Jakim prawem…?”. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjąłem słuszną decyzję. (…) Pamiętam olbrzymi stres, który w konfrontacji z zachowaniem i wsparciem Stasia oraz ludzi z klasy stopniowo malał. Przyjęci zostaliśmy z zainteresowaniem, bez żadnego negatywnego komentarza, lecz pod ostrzałem spojrzeń. Na ostateczną odwagę zebrałem się przy trzecim tańcu i wtedy ruszyliśmy na parkiet. Największym zaskoczeniem była dla nas para znajomych, którzy podeszli i zrobili klasycznego „odbijanego” – Staś został wzięty w obroty przez innego! Ludzie stopniowo podchodzili, zdobywali się na odwagę porozmawiać, wyrazić aprobatę i poznać Staszka – co miłe – nie tylko uczniowie. Nie przyszedł nikt, komu się nie podobała nasza obecność. Impreza zakończyła się tak nagle, a okazuje się, że minęła cała noc. Trzeba przyznać, że Technikum Łączności nr 14 z Zespołu Szkół Łączności w Krakowie wydające się zakonem męskim o zaostrzonej regule poradziło sobie! (…) Życzymy wszystkim by pamiętali, kto jest dla nich najważniejszy i potrafi li iść przez życie z tą osobą u boku.

Zachęcamy do dzielenia się ciekawymi/ważnymi historiami LGBT z życia w waszej szkole. Ktoś zrobił coming out? Było OK? Nie? Ktoś nie zrobił coming outu, a i tak spotkały go/ją szykany za „podejrzenie” o homoseksualność? Macie LGBT-friendly nauczycieli? A może homofobów? Macie chłopaka/dziewczynę z tej samej szkoły i jesteście traktowani w porządku? Nie? Idziecie razem na studniówkę? A może jesteście nauczycielami LGBT? Piszcie: redakcja@replika-online.pl

 

Tekst z nr 55 / 5-6 2015.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.